michax77
| SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #20 : Września 19, 2017, 01:02:59 » |
|
Witam wszystkich:-) Od dawna przeglądam to forum, ale dzisiaj postanowiłem się wypowiedzieć, bo trochę mam odmienne zdanie od p.a. Jestem michax77 a niektórzy znają mnie jako gall anonim:-) Zaznaczam że to będzie bardzo długi tekst o 3 serii, a i tak nawet nie połowa tego co chciałbym powiedzieć, ale chciałbym napisać co ja sądzę o 3 serii i odpowiedzieć też p.a. Podzielę go na kilka części by lepiej się czytało. Oczywiście są słabości w 3 serii jak np. odcinek 6 i przede wszystkim 12, który dla mnie jest na poziomie najgorszych odcinków z 2 serii czyli epizodów od 10 do 16, ale nie było źle tylko dobrze, nawet bardzo dobrze. Można się przyczepić np. do przedłużania scen do znudzenia, pojawienie się wątków, które do niczego nie prowadzą oraz postaci co wydają się odgrywać istotną rolę a po jakimś czasie po prostu znikają i więcej się nie pojawiają bez wyjaśnienia co u nich słychać, ale nie przeszkadzały mi te minusy, a niektóre z czasem znikły albo przyzwyczaiłem się, jak np. przedłużanie scen w nieskończoność. Najlepsze odcinki to oczywiście słynny ósmy, choć to bardziej eksperyment (ale nie dziwię się że zbiera hejt też i to ostatni odcinek przy którym sporo widzów odpadło, tak jak wcześniej po 3x02, 3x03), oraz 3x02, 3x05, 3x11, 3x14, 3x15, 3x17 i 3x16 a reszta dobra oprócz 3x06 i 3x12. Teraz akurat oglądam drugi raz i o wiele lepiej się ogląda jako całość. Wiidać że to jest 18godzinny film czyli mamy 3 akty z których każdy trwa 6 godzin, więc nie dziwne że niektóre postacie które pojawiają się np. w 3x01 to wracają dopiero w 9 odcinku. Wiidać o dbałość o szczegóły jak np. pewna rękawiczka pojawia się już w 3x02. Lynch dostał pełna swobode twórczą i materiał tak mu się spodobał że nie wyciął ani nie skrócił żadnej sceny, a niektóre sceny przeciągnięte aż za bardzo (przy scenie z francuzką wysiadłem jedyny raz w tej serii, bo akurat scena z np. przerwą na papierosa, scena zamiatania, lub jeżdżenie nocą zagubioną autostradą to podobały mi się), ale to że akurat pozostanie więcej pytań niż odpowiedzi to tego się spodziewałem, bo już od czasu filmu TP i Zagubionej Autostrady Lynch zostawia więcej pytań niż odpowiedzi. Stare TP wyrosło z Blue Velvet a nowe z Autostrady, Mulholland Drive i Inland Empire (nie znoszę tego filmu tak na marginesie). Więc nie tylko do Głowy do wycierania nawiązuje, bo jest dużo z każdego filmu reżysera. Chociaż też poznajemy odpowiedzi na niektóre pytania, ale nie na wątki dotyczące postaci nowych ani zakończenia wątków starych, tylko są odpowiedzi na wątki mitologiczne czyli co to jest np Judy z FWWM, nawet nie odpowiada Lynch na pytania z 2 serii jak np. o Annie i widać że robi to umyślnie. Chociaż akurat w tym przypadku to uważam że można domyślić się co z nią się stało jak widziało się z nią sceny z Missing Pieces i połączy z pewnymi faktami co poznaliśmy z 3 serii. A trzeba zaznaczyć, że akurat MP jest równie ważne dla 3 serii jak film kinowy. Nie uważam za to, że książka Sekrety TP jest aż tak istotna, gdybym jej nie przeczytał to połapałbym się tak samo. Trzeba przypomnieć sobie Missing Pieces i FWWM. Co do książek toc hyba ważniejsza będzie ta co wyjdzie 1 listopada w USA czyli Final Dossier Frosta, ale w Polsce się nie ukaże bo Sekrety TP się słabo sprzedały. Pierwsze odcinki zapowiadały to czego się spodziewałem, że nie będzie to tylko powrót do miasteczka i dla fanów serialu tylko bardziej serial dla miłośników Lyncha i bliższy FWWM co mnie ucieszyło a niektórych pewnie mocno wkurzyło, bo przecież nie każdy fan serialu jest fanem Lyncha. Jest pełno nawiązań do każdego jego filmu, ale też obrazów, animacji co kiedyś kręcił. Ale później jest coraz więcej humoru i nie jest aż tak ponuro i surrealistycznie jak w odcinkach 1-3 (oprócz ósmego). Ale przez pierwszą połowę sezonu gdzieś do 9 odcinka to nie licząc wątku śledztwa w miasteczku to pozostałe wątki co dzieją się w miasteczku widać, że są wciśnięte na siłę bo tytuł do tego zobowiązuje, a lepiej byłoby jakby ich nie było w ogóle. Takie odniosłem wrażenie oglądając pierwszą połowę jakby Lynch i Frost mieli pomysł na kontynuację, ale niekoniecznie dziejącą się w miasteczku. Zresztą za tym że wątki twinpeaksowe wydają się dopisane na siłę przynajmniej w pierwszych odcinkach i w większości z nich totalnie nic nie dzieje się to widać choćby po tym że większość wątków poza miasteczkowych jak np. las vegas jest zakończona. Dopiero od epizodu chyba 10 gdy więcej zaczyna pojawiać się Bobby Briggs to ciekawie się robi w miasteczku i w drugiej połowie sezonu miasteczka jest więcej. W ogóle bardzo podoba mi się to jak rozwinął się Bobby. W 3 serii wpadli na taki pomysł, że ci co kiedyś byli niezbyt sympatyczni, niebyli idealni to po latach całkowicie się zmienił,i a inni się w ogóle nie zmienili jak np. Shelly, która cały czas lubi niegrzecznych facetów, a ci co byli ulubieńcami widzów stali się niezbyt sympatyczni jak np. Audrey Horne lub stali się karykaturą samych siebie jak Andy i Lucy. Chociaż można powiedzieć o całym miasteczku, że tak jakby stanęło w miejscu, bo bohaterowie nawet jak zmienili się, przeszli ewolucję to ciągle robią to samo - Bobby ugania się za Shelly, Ed za Normą (chyba jedyny wątek co sie zakończył happy endem). Wszystkie wątki poza miasteczkowe są świetne i mógłbym wymienić każdy. Podobał mi się wątek FBI, choć tak naprawdę za wiele to nie zrobili a przynajmniej działali bardzo wolno, ale uwielbiam duet Albert i Gordon w 3 serii), wątek pana C i wątek z Dougie Jonesem a raczej Cooperem po wyjściu z Chaty, bo Dougie Jones to pojawił się tylko na chwilę w 3 odcinku i tyle go widzieliśmy (no i w finale). Oczywiście rozumiem zarzuty sporej części fanów, że za długo wątek Dougiego/Coopera trwał, bo ile można patrzeć na Coopera gdy nie jest w 100% sobą. Ale w okolicach odcinka 11, 12 pogodziłem się że może Coopera w ogóle nie być z prostego powodu, bo zdałem sobie sprawę, że Lynch i Frost nie oglądają się na oczekiwania fandomu i robią to co chcą, nawet jak ból dupy w fandomie to wywołuje i akurat mnie, choć wiem że jestem w mniejszości, nie przeszkadza to pokazuje że mieli jaja. Poza tym cenię sobie jak twórcy są odważni i zmieniają całkiem serial, nawet drastycznie, a w 3 seria to zupełnie co innego jak 1 i 2 sezon (zresztą serial w 2 serii przeszedł kilka ewolucji). No i przeczytałem wypowiedź szefa stacji, że to odyseja Coopera, więc zdałem sobie sprawę że tytułowe Return odnosi się tak naprawdę nie do miasteczka i serialu, ale do powrotu agenta FBI i to o tym jest historia. Pogodziłem się w tym momencie, że w ogóle Coopera dawnego może nie być.
Zresztą jak mam nie uwielbiać wątku z Dougie jak pojawiają się tam tak fantastyczne postacie jak bracia Mitchum (uwielbiam miny jakie strzela Belushi a T-Bag okazuje się że potrafi grać nie tylko na autopilocie i ma talent komediowy) i żona Dougiego grana przez Watts. Zresztą trzeba zaznaczyć że nowa obsada się spisuje świetnie jak Tim Roth i Jennifer Jason Leigh czy Tom Sizemore, Laura Dern. Może nie wszyscy ale większość nowych postaci dobrze wypada, też np. Seyfierd. Mnie wątek Dougiego nie irytuje bo trafia idealnie w moją wrażliwość. Dougie/Coop jest bohaterem, który musi narodzić się na nowo i w nowej rzeczywistości, po ucieczce z innego wymiaru. W końcu nie było go 25 lat, a to zupełnie inny świat. Dougie jest jak dziecko, ale Cooper też miał coś w sobie z dziecka np. jego fascynacja kawą, plackami i w ogóle wszystkim w Twin Peaks jakby pierwszy raz na oczy widział, tylko u Dougiego jest to jeszcze bardziej podkręcone. W przypadku Dougiego mamy pokazane tak naprawdę wszystkie dobre cechy Coopera, jego esencję, bo Coop nawet czyni dobro jak do końca nie jest sobą (oczywiście z małą pomocą bytów z innego wymiaru). Zresztą chyba w 1 serii powiedział Dale coś takiego, że chciałby mieć rodzinę i w 3 serii w podkręconej wersji to dostał. No i jest w tym wątku wiele scen do których uwielbiam wracać czyli cały wątek z braćmi Mitchum (zwłaszcza sceny z 11 odcinka nawiązujące do Siedem Finchera i przecudowna scena w restauracji). Ten wątek mnie bawił (scena z kawą w windzie), ale częściej wzruszał i rozczulał jak np. scena gdy stoi przy pomniku w piątym odcinku, z której to sceny wylewa się samotność bohatera. No i najważniejszy plus nie tyle tego wątku co całego serialu czyli Kyle MacLachlan, który potrafi w jednej scenie,bez cięcia przejść z tryby Dougie do Coopera co widać choćby w scenie w 11 odcinku w końcówce. To co wyprawia w 3 serii to można porównać z Tatianą Maslany w Orphan Black. W sumie to gra on aż pięć ról (Coop, Dougie, Dougie/Coop, pan C i Coop z ostatniego odcinka). Facet mnie rozczulał jako Dougie/Coop. No i widać że przeciągnięte to było specjalnie - przecież Mike powiedział do Dale'a jak się przebudził "nareszcie" czyli to co każdy pomyślał. Dobrze Lynch wiedział co robi, dzięki czemu ta scena tak mocno działa.
|
|
« Ostatnia zmiana: Września 19, 2017, 01:42:08 wysłane przez michax77 »
|
Zapisane
|
|
|
|
michax77
| SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #21 : Września 19, 2017, 01:09:07 » |
|
Zapomniałem dodać że w odcinku jest sporo polskich elementów jak aktorzy mający polskie korzenie (Karolina Wydra) albo polsko brzmiące nazwiska. W jednym z odcinków mamy polskiego księgowego i sklep U SZYMONA co nie dziwne bo wiadomo że z Polską wiele wspólnego ma Lynch, zwłaszcza z Łodzią, która dołożyła się do 3 serii (Fundacja Sztuki Życia). Doceniam też to, że nie zastąpił nikogo nowym aktorem mimo tego ilu zmarło aktorów (w ogóle to chyba z połowa odcinków ma napis 'Pamięci" i nazwisko aktora/aktorki), choć czasami wyszło słabo jak np. z BOBEM. Zgodzę się że BOB nie przeraża w 3 serii, ale to dlatego bo mamy kulkę CGI (na dodatek lubi Lynch kiczowate efekty specjalne) i jednak aktor to aktor. A teraz odpowiem na pytania p.a. co do 3 serii. Choć zacznę od genezy BOBA, którą ja nie rozczarowałem się, ale zależy jak rozumiesz to co się stało, bo u Lyncha to różnie można interpretować, i każda teoria jest słuszna, nie ma złych teorii. Wydaje mi się że ta cała sekwencja z bombą, BOBEM i Matką/Eksperymentem pokazuje, że ludzie odpalając atomówkę sprowadzili na siebie złe byty tą wielką siłą, nie tylko Boba. Kojarzę, że w oryginalnym serialu bodaj Hawk o Czarnej Chacie i Bobie powiedział coś w stylu, że to odwieczne zło, które istnieje w człowieku. Widzimy jak wypluła Boba matka w czasie wybuchu, ale skoro to zło istniało zawsze to nie znaczy, że on wcześniej nie istniał w innym wymiarze. A nawet jak został zniszczony to mógł się pewnie narodzić w innym wymiarze znowu. Sądzę że Bob pojawia się się w każdym stuleciu, wieku, w wyniku każdego zła jakie powoduje ludzkość czyli raz jest to bomba atomowa, ale można wymienić też np. masakrę Indian, każdą wojnę czyli ogólnie każde wielkie zło co człowiek popełnia - po prostu ludzie swoim złem sprowadzają BOBA do nas czyli nie uważam jak co niektórzy, że BOB narodził się z pyłu atomowego niczym Godzilla:-) Gdy ludzkość popełnia wielkie zło to w tym momencie w wyniku ludzkiego zła matka/Eksperyment wypluwa Boba, czyli ideę zła, materializuje się to zło, a będąc świadkiem tych narodzin Olbrzym za każdym razem stwarza ideę dobra, tak jak w ósmym odcinku tą ideą dobra jest dusza Laury. Więc Olbrzym ma syzyfową pracę przez ludzkość:-) Oczywiście idea dobra na Ziemi jest nastawiona na zło, korumpowana przez zło i dlatego Laura do świętych nie należała. Co do Sarah Palmer to dla mnie sprawa jest prosta. Chociaż zaznaczam że dla mnie Sarah to nie ta dziewczynka co połknęła robaka, bo czasowo się nie zgadza. Nie mam pojęcia kim jest, ale wydaje mi się ze cały ósmy odcinek to taka metafora, że w każdym stuleciu, wieku rodzi się BOB oraz Laura czyli idee dobra i zła które mają przeznaczone ze sobą walczyć. Z finału 2 serii gdy mówił przez nią Windom Earl można było się domyślić, że Sarah jest podatna bardzo na siły zła odkąd straciła całą rodzinę. W 3 serii widzimy jak Matka/Eksperyment/Judy ucieka ze szklanej klatki, później scena jak Sarah w domu ogląda okropne obrazy w tv ze zwierzętami i weszła w nią mniej więcej w tym momencie. Co do Audrey zgadzam się że mogli bardziej dopowiedzieć. Moim zdaniem obudziła się dopiero ze śpiączki, albo obudziła się w zakładzie gdzie znalazła się po tym jak zgwałcił ją pan C lub uwięziona jest w Chacie przez pana C co sugeruje to że w scenie na napisach w odcinku 16 utwór Audrey Dance gra zespół od tyłu. A to jest pewne, że ją skrzywdził, pan C w którymś odcinku potwierdził że jego synem jest Richard, wcześniej ktoś powiedział że odwiedził ją pan C. Wydaje mi się, że dlatego chciał pana C Richard zabić początkowo bo wie co zrobił matce, przez niego straciła radość życia. Zresztą można zauważyć, że pan C krzywdzi wszystkie bliskie kobiety Cooperowi, tak było z Annie (tzn tak obstawiam że ją zabił po scenach z Missing Pieces bo każda dziewczyna co miała pierścień a ona miała leżąc w szpitalu w Missing Pieces to ginie), tak było z Diane jak się dowiedzieliśmy, więc pewnie skrzywdził pan C odwiedzając ją. Jestem pewien też, że wątek z Billy i prawie wszystkie sceny na końcu odcinków rozmów w barze to był sen Audrey co potwierdza scena z tańcem. Są to rozmowy o osobach o których Audrey mówi mężowi/lekarzowi, a ten sam temat rozmawiają wszyscy w końcówce odcinków. A zespoły tłumaczę tym, ze leżąc w łóżku ma włączone radio gdzie grają tak naprawdę te zespoły bo ciężko mi uwierzyć by do takiej dziury jak TP przyjechał by Vedder albo Reznor:-) Chociaż jest jeszcze lepsza teoria o co chodziło z tym Billy i watkiem z Audrey, którą najbardziej lubię, ale to już teoria meta i chodzi o Billy Zane. Więcej tutaj można przeczytać. https://ozba.wordpress.com/2017/08/31/twin-peaks-audrey-billy-and-living-inside-a-dream/Co do finału to ja rozumiem tak, że Dale Cooper ratując Laurę w 17 odcinku był nieświadom tego jak ten dobry uczynek będzie miał wielki wpływ na wszystko, na niego i na Laurę. Zapłacili najwyższą cenę w walce dobra ze złem i niezależnie o tego, co Cooper zrobi Laura zawsze będzie cierpieć. Znaleźli się w innym świecie, w alternatywnej rzeczywistości, a może nawet w kilku rzeczywistościach co przenikają się wzajemnie, może w świecie stworzonym przez Judy. Diane i Coop czują kim kiedyś byli i nie potrafią sobie z tym poradzić, stają się zagubieni. Z filmu pełnometrażowego wiemy że przeznaczeniem Laury było zginąć. Jest w filmie scena jak śmieje się w Poczekalni/Chacie i stoi obok niej Cooper. Widać po jej wyrazie twarzy w końcówce filmu, że wyzwolona jest, bo jej przeznaczeniem było pokonać BOBA ginąc z jego rąk, któremu nie dała się zawładnąć o czym mówił Leland w 2 serii. Jej przeznaczeniem było się tak poświęcić, tak go pokonać.
Co do symbolu nieskończoności jaki pokazał Cooperowi Jeffries to interpretuję to nie tylko jako wieczną walkę między dobrem a złem, ale wydaje mi się, że w tym momencie Cooper zdał sobie sprawę, że łatwo nie będzie i ta walka będzie trwać długo, może nawet wiecznie. Może z nim się stać z czasem to co z agentem Jeffriesem.
Dale swoim czynem spowodował katastrofalne efekty w wyniku którego zostali uwięzieni w pętli, w świecie Judy. Więc dla mnie Dale to tragiczny bohater. Cholernie smutne zakończenie a jednocześnie logiczne biorąc pod uwagę cały sezon 3, który opowiada o przenikaniu się dobra i zła. A w walce miedzy tymi siłami żadna ze stron nie może się czuć nigdy wygrana ani przegrana. Oczywiście można się zastanawiać czy Strażak wiedział o tym co spotka Coopera gdy mówił mu o Richardzie i Lyndzie, ale nie sądzę by wysyłał agenta na misję samobójczą. Pewnie nie ma wglądu do świata Judy/Eksperymentu, albo jest taka możliwość, że wie, iż Coop w końcu wygra i uda mu się ? tak przynajmniej odbieram słowa Olbrzyma z początku 3 serii gdy powiedział, że długa droga przed bohaterem.
Oczywiście to nie jest jedyna interpretacja zakończenia serialu, bo pojawiło się dużo innych teorii i całkowicie odmiennych od mojej i to jest najlepsze, bo latami ludzie będą rozkminiać o co chodzi, a najlepsze że każda teoria jest też właściwa, nie ma teorii niewłaściwych. Ostatnio przeczytałem że w końcówce widzimy jak mama budzi Laurę ze snu, to oznacza ten okrzyk Grace Zabriskie z Pilota serii pierwszej. A Laura krzykiem niszczy całą elektryczność i pokonuje Judy, a jednocześnie uwięzieni są w tym świecie. Inna teoria jest taka, że to tak naprawdę był sen Coopera, który wcale nie wrócił z innego wymiaru. Więc dominują opinie raczej ponure co do zakończenia, widocznie większość fandomu to są pesymiści skoro tak patrzą na to zakończenie. Ja odbieram tak pesymistycznie zakończenie pomimo tego, że wiele filmów Lyncha kończyło się happy endem (np. Dzikość serca, Prosta Historia), bo serial zawsze się kończył źle dla Coopera postrzał Coopera w 1 serii, w 2 wiadomo co).
Jest też jedna teoria co bardzo mi się podoba. Otóż w ostatniej scenie w domu Palmerów jest pokazana prawdziwa właścicielka domu, czyli Coop i Laura trafili do naszego świata na co wskazywać mogą wcześniejsze odcinki gdy wielokrotnie serial burzył czwartą ścianę. Mam na myśli scenę pożegnania Damy z Pieńkiem w której scenie tak naprawdę żegnaliśmy aktorkę z ekipą serialu, ale był też moment gdy Gordon wspominał o tym, że śniła się mu Monika Belucci czyli prawdziwa postać, czy scena gdy zespół zaczyna grać ?Audrey Horne? Badalamentiego w barze, sceny jak bohaterowie oglądają serial na dużym ekranie, czy scena jak Dougie budzi się oglądając ?Bulwar Zachodzącego Słońca? czyli prawdziwy film. Więc tak naprawdę oglądaliśmy sen kogoś, Coopera, Rycharda, czy jakkolwiek agent się nazywa, który przeszedł niby do świata Matki, ale tak naprawdę trafił do naszej rzeczywistości. Jest teoria też, że to sen agenta ze schizofrenią, który marzy/śni o byciu tak idealnym agentem jak Cooper, stąd twarz MacLachlana w 17 odcinku i tak proste i banalne rozprawienie się z BOBEM i sobowtórem. Zresztą ciekawe, że serial kończy się jak zniszczona jest elektryczność, a skoro nie ma prądu, więc serial się skończył i pora wrócić do rzeczywistości:-) Dawno nie widziałem serialu, który w tym samym czasie wywoływał we mnie tak skrajnie różne emocje jak 3 sezon TP. Wkurzał ostro, ale też wzruszał, bawił, rozczulał, przerażał, czasami budził zażenowanie, wywoływał reakcję WTF i będzie mi brakować tych emocji jakie serwował mi każdy odcinek oraz czytania/oglądania reakcji innych fanów oraz słuchania teorii. Nie mogłem się doczekać każdego poniedziałku nawet jak trawił się słaby epizod taki jak dwunasty. Będzie mi brakować prób rozgryzienia co chcieli w odcinkach powiedzieć twórcy, rozkminiania teorii różnorakich po każdym odcinku. Oczywiście wiele tego typu seriali jest obecnie gdzie widzowie po seansie zasypują się różnymi teoriami, ale wydaje mi się, że jeśli chodzi o rozkminianie, tajemniczość i zagadkowość to nawet Westworld czy Legion, które lubię mogą się schować w porównaniu z Twin Peaks. W przypadku serialu Marka Frosta i Davida Lyncha można bardziej poszaleć w interpretacjach i wnioskach jak w innych serialach, przynajmniej taka jest moja skromna opinia. Oczywiście można zrobić było lepiej 3 sezon, jest kilka wad o których pisałem, ale nie ma wad aż tyle i nie przeszkadzają mi aż tak bym ocenił źle ten powrót. 3 sezon to dla mnie całościowo dobra, nawet bardzo dobra robota gdzie jest więcej zalet niż wad. Powrót tego serialu okazał się czymś czego w telewizji się nie ogląda i pewnie już więcej się nie zobaczy, bo nie sądzę aby Lynch i Frost taką swobodę twórczą dostali ponownie, nawet w Showtime czyli stacji gdzie pracuje wielki fan Twin Peaks i twórczości reżysera od surrealistycznych klimatów i dzięki któremu powstała 3 seria. Rozumiem narzekanie fanów i czemu tak wiele osób odpadało po 3×02, 3×03, 3×08 i 3×12, ale nawet w takim przypadku jakbym podzielał opinie tych, którym ten 18godzinny sequel filmu kinowego i serii drugiej nie przypadł do gustu to w jednym elemencie bronił bym twórców, że zrobili coś nowego/innego w powrocie Twin Peaks (bo jednak w twórczości Lyncha to nic nowego), ale im nie wyszło. Dla mnie wyszło i co prawda bez wad, ale na tyle dobrze się bawiłem, że już nie będę narzekał. Niby 18 odcinków czyli dużo, ale już żałuję, że skończył się ten szalony powrót TP. A jeszcze ważne co do muzy, że początkowo wydaje sie, że mało jest. Prawda, że oszczędniej dawkuje Lynch muzykę jak w swoich filmach i serii 1 oraz 2, ale jednak jest kilka dobrych kawałków tylko że jest inna bliższa klimatom z Mulholland Drive, np. genialny kawałek w scenie z Olbrzymem w kinie w 3x08 czy muzyka w scenie restauracji w 3x11. No i też oprócz Lyncha i Badalamentiego muzyke tworzył też do serialu dźwiękowiec Lyncha (tak na marginesie to jak operuje się w tym serialu dźwiękiem, ciszą i muzyką zasługuje na nagrody), tylko to takie bardziej buczenie.
|
|
« Ostatnia zmiana: Września 19, 2017, 01:39:06 wysłane przez michax77 »
|
Zapisane
|
|
|
|
p.a.
Administrator
Miejsce pobytu: Katowice | SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #22 : Września 19, 2017, 08:48:18 » |
|
Chłopie, aleś się rozpisał I jeszcze zduplikowało Ci te posty Na razie częściowa odpowiedź, związana raczej z rzeczami z pierwszego z Twoich postów. Po pierwsze - jasne, że w nowym Twin Peaks widać ślady innych filmów Lyncha. Pisząc o "Głowie do wycierania" miałem na myśli po prostu tyle, że przez większą część swojej kariery Lynch do tych surowych, surrealistych początków raczej nie nawiązywał zbyt ochoczo. Jeśli o bycie fanem Lyncha - tak, nie jestem fanem tylko i wyłącznie Twin Peaks. Uwielbiam zwłaszcza Mulholland Drive, cenię sobie również jego "normalne" filmy" czy też Blue Velvet. Ale nie uważam, by Fire Walk With Me było jakimś wielkim dziełem (a film oglądałem 3-krotnie), dlatego tak silne nawiązania do tego akurat tytułu aż tak mnie nie cieszyły. Inna sprawa, że dzięki nowemu Twin Peaks pierwsze kilkadziesiąt minut Fire Walk With Me stało się bardziej zrozumiałe. Co do Missing Pieces - na razie oglądałem tylko ten fragment, który odnosi się do pierwszych 30 minut filmu, a który to fragment wydał mi się istotniejszy w odbiorze nowego Twin Peaks (bo jest tu Phillip Jeffries, Niebieska Róża, etc.). Istotniejszy w każdym razie od przypomnienia sobie ostatnich dni życia Laury Palmer. Dopowiedzenie losów niektórych postaci z Twin Peaks było bardzo na miejscu. Choćby wzruszające pożegnanie Pieńkowej Damy, albo dopowiedzenie losów Eda i Normy. O wiele bardziej na miejscu, niż wprowadzenie pary zabójców (Tim Roth i Jennifer Jason Leigh). Raz, że ich postaci niewiele wniosły. Dwa - nie pasowały mi wybitnie do Lyncha; tak dobór aktorów, jak i charakter postaci, dialogi, którymi serwowali widzom były wybitnie tarantinowskie. Powiedzieć, że "Cooper nie był w 100% sobą" to eufemizm roku To raczej Dougie nie był w 100% sobą i dlatego nazywam wątek Las Vegas wątkiem Dougiego, a nie Coopera. No i nic nie poradzę na to, że ten wątek mnie częściej irytował, niż bawił. Dobrze, że z czasem stał się dość ciekawy. cdn
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Ciacho
Miejsce pobytu: Bytom | SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #23 : Września 19, 2017, 11:26:55 » |
|
Wyobraźcie sobie, że sięgnąłem po tego klasyka po tylu latach, do tej pory nie przypominam sobie, żebym zobaczył chociaż jeden odcinek. Być może kiedyś tam coś mi się przewinęło, ale nie zanotowałem. Pierwsza dwa odcinku na lajcie, ale pewno im dalej, tym lepiej, więc zbroję się w cierpliwość.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
p.a.
Administrator
Miejsce pobytu: Katowice | SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #24 : Września 19, 2017, 11:59:44 » |
|
Muszę sobie to dawkować, te Twoje teksty Co do odcinka 8 - no ja rozumiem, że tak to jest, że narodziło się zło, ale wolałem, gdy Bob był po prostu tajemniczym złem, aniżeli jakimś post-nuklearnym rzygiem Sama idea Laury jako tej dobrej też mnie nie przekonuje, zresztą to się trochę kupy nie trzyma, zwłaszcza, gdy się przypomni o rękawicy Skoro Laura miała być dla Boba taką femme fatale, to po co rękawica? O Sarze w kontekście dziewczynki z robalem z odcinka 8 nie pomyślałem nawet, ale też wydawało się, że ten wątek został tak porzucony. Dlatego nie należę do entuzjastów 8. odcinka, bo w gruncie rzeczy niewiele z niego wynika. Dla mnie to był klasyczny przerost formy nad treścią. Bardziej nadawało się to jakaś krótkometrażówka, aniżeli odcinek serialu, który poza tym jednym wyjątkiem jako tako trzymał się logicznej kupy. Co do zespołów - ale one przecież pojawiały się na scenie niezależnie od Audrey. Nie wiem, czy jest sens tu cokolwiek analizować, to po prostu fajny dodatek do serialu, ewentualnie na potwierdzenie "realności" Twin Peaks, że te wszystkie dziwaczne wydarzenia, które rozgrywają się w miasteczku (i nie tylko) przynależą do naszego, realnego świata.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Ciacho
Miejsce pobytu: Bytom | SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #25 : Września 19, 2017, 15:26:40 » |
|
Muszę sobie to dawkować, te Twoje teksty W jakim sensie, bo nie kapuje?
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
p.a.
Administrator
Miejsce pobytu: Katowice | SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #26 : Września 19, 2017, 18:19:35 » |
|
To było do Twojego przedmówcy kierowane
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
michax77
| SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #27 : Września 20, 2017, 16:03:16 » |
|
Próbowałem usunąć te zduplikowane posty, ale nigdzie nie mogę znaleźć funkcji SKASUJ/USUŃ, albo ślepy jestem i nie widzę. Odpowiedź na Twoje posty ode mnie, znów długa, ale ja po prostu nie potrafię pisać krótko:-) Po pierwsze - jasne, że w nowym Twin Peaks widać ślady innych filmów Lyncha. Pisząc o "Głowie do wycierania" miałem na myśli po prostu tyle, że przez większą część swojej kariery Lynch do tych surowych, surrealistych początków raczej nie nawiązywał zbyt ochoczo. Jeśli o bycie fanem Lyncha - tak, nie jestem fanem tylko i wyłącznie Twin Peaks. Uwielbiam zwłaszcza Mulholland Drive, cenię sobie również jego "normalne" filmy" czy też Blue Velvet. Ale nie uważam, by Fire Walk With Me było jakimś wielkim dziełem (a film oglądałem 3-krotnie), dlatego tak silne nawiązania do tego akurat tytułu aż tak mnie nie cieszyły. Inna sprawa, że dzięki nowemu Twin Peaks pierwsze kilkadziesiąt minut Fire Walk With Me stało się bardziej zrozumiałe. W przypadku normalnych filmów Lyncha myślałem że wymienisz prędzej Człowieka Słonia i Prosta Historię. Ja z filmami Lyncha mam tak, że nienawidzę mimo rewelacyjnej roli Laury Dern "Inland Empire" - widziałem raz i nigdy więcej. Problem do dzisiaj mam z 'Głową do wycierania" której nie wiem jak ocenić zwyczajnie, nie wiem co mam myśleć czyli takie samo uczucie jakie miałem po obejrzeniu premiery 3 serii, ale od 2 i 3 odcinka kupił mnie serial w całości. Reszte filmów Lyncha uważam za dobre, przyzwoite (Diuna, Dzikość serca), znakomite (Autostrada, Blue Velvet, Ogniu krocz ze mną) i rewelacyjne (cala reszta czyli MD, Prosta Historia i Czlowiek Słoń). Więc jak pewnie zauważyłeś nie uważam FWWM za jakiś film idealny tylko bdby, np. nie cierpię wątku tego z Chris Isaakiem i Jackiem Bauerem, ale ogólnie jest to niedoceniany film (albo inaczej przesadnie hejtowany) i całą resztę bardzo lubię. A co do tego że ucieszyłem się to chodziło mi też o to, że przed premierą jak nie wiele było wiadomo to jedno powiedział Lynch o nowej serii, że bardzo ważny jest film kinowy dla 3 serii, nawet ważniejszy niż serial, więc nie zaskoczyło mnie jak wyglądały pierwsze odcinki przypominające FWWM właśnie bardziej. Chociaż później to się zmienia bo coraz więcej humoru jest w serialu, nie jest tak ponuro i surrealistycznie jak w odcinkach 1-3. Inna sprawa, że ta 3 seria jednak mnie nie zaskoczyło jaka jest mimo tego, że nie wiadomo było nic, ale po tym jak Lynch powiedział że to będzie bardziej kontynuacja filmu jak serialu oraz po przeczytaniu Sekretów TP Frosta które przypominają bardzo 3 sezon TP (w książce jest tak, że milion watków poza miasteczkiem się dzieje, mało miasteczka i głównie mitologia wyłożona łopatologicznie czyli typowo dla Frosta) to spodziewałem się ze serial popłynie w mitologię i świat twinpeaksowy sie bardzo rozszerzył poza miasteczko. No i po tym jak się seria 2 skończyła nie mogło być inaczej, po prostu serial ewoluował kolejny raz i odwrócili schemat - wątki jak z oper mydlanych są ale nie tak dużo jak wcześniej, mitologia ważniejsza. A co do odcinka ósmego niby taki lynchowski a tak naprawdę cała mitologia, geneza innych bytów to w tym odcinku widać, że to sa pomysły frostowe tylko przefiltrowane przez styl reżyserski Lyncha. Więc tak naprawdę w tym lynchowym odcinku jest bardzo dużo Frosta też:-) Co do Missing Pieces - na razie oglądałem tylko ten fragment, który odnosi się do pierwszych 30 minut filmu, a który to fragment wydał mi się istotniejszy w odbiorze nowego Twin Peaks (bo jest tu Phillip Jeffries, Niebieska Róża, etc.). Istotniejszy w każdym razie od przypomnienia sobie ostatnich dni życia Laury Palmer. Z MP warto też zobaczyć lekcję języka obcego Palmerów a przede wszystkim scenę z Annie w szpitalu o której wcześniej wspomniałem, która sugeruje co mogło się z nią stać, zwłaszcza jak przypomni się słowa doktora Haywarda co do Coopera z 3 serii. No i scenę z Cooperem w łazience. Więcej nie pamiętam, ale widziałem dość dawno cały 90minutowy materiał. Dopowiedzenie losów niektórych postaci z Twin Peaks było bardzo na miejscu. Choćby wzruszające pożegnanie Pieńkowej Damy, albo dopowiedzenie losów Eda i Normy. O wiele bardziej na miejscu, niż wprowadzenie pary zabójców (Tim Roth i Jennifer Jason Leigh). Raz, że ich postaci niewiele wniosły. Dwa - nie pasowały mi wybitnie do Lyncha; tak dobór aktorów, jak i charakter postaci, dialogi, którymi serwowali widzom były wybitnie tarantinowskie. A mnie pasowała para tarantinowska, bo cytując z jakiegoś podcastu co słuchałem (nie powiem którego bo po każdym odcinku słuchałem z pięć, sześć przynajmniej różnych co tydzień i miesza mi się gdzie jaki komentarz padł), że "Lynch zanim był w kinie Tarantino to krecił filmy trochę jak Tarantino, nim ten reżyser był popularny, np. Dzikość serca". Dla mnie jest też to prztyczek w nos dla Quentina za jego wypowiedzi negatywne o FWWM. Chcieli z Frostem pokazać że to nic trudnego stworzyć takie postacie i takie dialogi tarantinowskie dali. No i ta para tarantinowska to byli wynajęci przez pana C do wiadomo czego więc jednak po coś byli, a że skończyli jak skończyli to inna sprawa. Zresztą w wątku z Las Vegas, panem C i Dougie/Cooperem jak pisałem nie ma wątku, który by mi nie leżał. No i też wątek pary tarantinowskiej wątek, kojarzył mi się z Breaking Bad, zwłaszcza zakończenie, co zawsze na plus, a mówił Lynch ze jest fanem tego serialu. Powiedzieć, że "Cooper nie był w 100% sobą" to eufemizm roku To raczej Dougie nie był w 100% sobą i dlatego nazywam wątek Las Vegas wątkiem Dougiego, a nie Coopera. No i nic nie poradzę na to, że ten wątek mnie częściej irytował, niż bawił. Dobrze, że z czasem stał się dość ciekawy. Dam jednak odp. w przypadku wątku co Cię irytował do spoilera. Dla mnie to Cooper nie był w 100%, ale to zależy od punktu widzenia przecież - my wiemy że to Coop ale bohaterowie nie wiedzą, to była esencja dobroci Coopera. Dougiego wciągło do Chaty w 3x03 jak wiadomo tylko uśpiony co zresztą Coop sam nawet później nawiązał później do swojego stanu od odcinka trzeciego w jakim był, że już jest w 100% sobą. Ale jak zaznaczyłem wcześniej doskonale rozumiem czemu ten wątek się nie podoba wielu osobom czyli 99% fandomu, a do mnie trafił w 100%. Ładnie o co chodziło w tym wątku podsumował Dale w 16 odcinku mówiąc do Naomi Watts na pożegnanie kilka słów i w tym momencie mi się przypomniał tekst z 1 lub 2 serii jak mówił Coop że chciałby mieć rodzinę czyli dostał to co chciał w podkręconej wersji. Oczywiście zgadzam się że mógłby trwać krócej ale też inna sprawa, że Coopera znowu w 18 odcinku mamy innego jak wcześniej. Co do odcinka 8 - no ja rozumiem, że tak to jest, że narodziło się zło, ale wolałem, gdy Bob był po prostu tajemniczym złem, aniżeli jakimś post-nuklearnym rzygiem Sama idea Laury jako tej dobrej też mnie nie przekonuje, zresztą to się trochę kupy nie trzyma, zwłaszcza, gdy się przypomni o rękawicy Skoro Laura miała być dla Boba taką femme fatale, to po co rękawica? O Sarze w kontekście dziewczynki z robalem z odcinka 8 nie pomyślałem nawet, ale też wydawało się, że ten wątek został tak porzucony. Dlatego nie należę do entuzjastów 8. odcinka, bo w gruncie rzeczy niewiele z niego wynika. Dla mnie to był klasyczny przerost formy nad treścią. Bardziej nadawało się to jakaś krótkometrażówka, aniżeli odcinek serialu, który poza tym jednym wyjątkiem jako tako trzymał się logicznej kupy. Jak pisałem wcześniej to dla mnie BOB nie jest postnuklearnym rzygiem albo jak niektórzy piszą Godzillą, narodził się z Judy, ale to nie znaczy że BOBA wcześniej nie było, bo był co mówił Hawk w serii 2 bodaj, więc jedno drugiego wcale nie wyklucza. Po prostu zawsze jak ludzie czynią zło to Matka rodzi (albo inna wersja że przez nią z innego świata do naszego przechodzą i w takim wypadku ta Matka to taki portal jakby między wymiarami) BOBA, to było tak wielkie zło bomba, tak wielka siła że sprowadziło to do nas różne byty, ale też można było pokazać inne złe czyny ludzkie jakie popełnili przez wieki. A jeszcze jedno w 2 serii Mike mówi do Coopera że BOB jest od lat 40 czyli zgadzałoby się to z tym wybuchem bomby gdy nastąpił. Zresztą czy mnie pamięć nie myli ale BOB kiedyś był człowiekiem z którym Mike mordował, ale jak nie chciał to sobie rękę odciął?
Dla mnie odcinek ósmy ma sens, zwłaszcza po finałowym odcinku, czyli jest o wiecznej walce zła (BOBA, Matki/Eksperymentu/Judy) z dobrem (Laura), która nie jest Jezusem, a jej siła polega na tym, że nie dała mu się zawładnąć. Całkowicie serial poszedł w metafizykę po prostu. Ale Coop w swej dobroci się wtrącił i teraz będą się błąkać przez różne światy i przez niego Laura będzie wiecznie cierpieć bo jej przeznaczeniem było zginąć - mówiąc wprost lepiej nie zmieniać przeszłości bo będziesz w czarnej dupie, podobnie jak osoba którą uratujesz. Dla mnie 3 sezon to historia wiecznej walki Dobra ze Złem za pośrednictwem ludzi między różnymi bytami:-)
Dla BOBA była femme fatale i pokonała go, ale nie zniszczyła/nie zabiła, aż takiej siły nie miała, zabić BOBA może rękawica stworzona przez Olbrzyma. Są to siły dwie (Laura i BOB) które do siebie przyciąga, ale to nie znaczy że Laura to jakiś Chrystus ktora może zniszczyć BOBA. Zresztą nie sądzę że BOBA zniszczenie coś pomogło, pewnie wrócił do swojego wymiaru, albo za jakiś czas Matka znowu z siebie wypluje kolejnego BOBA gdy człowiek znowu popełni jakieś wielkie zło i tak w kółko - każdy wiek ludzkiej historii ma jakąś swoją wersję Laury i swoją wersję BOBA. Ja rozumiem że można sie czepiać rękawicy i super siły, choć dla mnie to takie nawiązanie do kina komiksowego co ostatnio popularne jest (podobny wątek był w 2 serii z Nadine i jej supermocami, okropnie żenujący), ale jestem pewien, że to zupełnie inaczej by wyglądało jakby Silva żył. A postanowił Lynch nikogo nie zastępować więc wyglądało to jak wyglądało, troche jak z filmów Sama Raimi, zwłaszcza finał gdzie dostaliśmy walkę iron fist vs. BOB:-D
Z tą mamą Laury wyskoczyłem bo tak ludzie sugerują, ale dla mnie nie zgadza się to w związku z wiekiem Sarah. Więc dla mnie odcinek ósmy to taka metafora całego wątku DObra ze Złem, w której niekoniecznie pojawiają się postacie co znamy. Zresztą wątek z bombą atomową jest w Sekretach TP jak dobrze kojarzę. Chociaż ciekawe jest to, że w książce dość istotny jest i w sumie to główny wątek dotyczy UFO i kosmitów (czułem się jakbym czytał zaginiony odcinek Archiwum X), a ja mimo przeczytania książki Frosta ani razu nie pomyślałem w 3 serii, że mamy do czynienia z kosmitami i wciąż są to dla mnie inne byty/duchy/wymiary. Chyba że uzna się, że BOB, Strażak, Judy to kosmici ale nie w takim rozumieniu tego słowa jak powszechnie się rozumie czyli małe zielone ludziki. Zresztą ja książkę Frosta traktuję jako taka wersję tylko frostową świata Twin Peaks a nie frostowo lynchową, zresztą Lynch nawet książki nie czytał. Choć wiadomo że jak Frost pisał książkę to po napisaniu scenariusza 3 serii więc jakoś tam połączył kilka faktów z książką, ale na zasadzie smaczków i wcale nie istotna jest dla zrozumienia, chyba ze lubi się dopowiedzenia wszystkiego wprost. Co do zespołów - ale one przecież pojawiały się na scenie niezależnie od Audrey. Nie wiem, czy jest sens tu cokolwiek analizować, to po prostu fajny dodatek do serialu, ewentualnie na potwierdzenie "realności" Twin Peaks, że te wszystkie dziwaczne wydarzenia, które rozgrywają się w miasteczku (i nie tylko) przynależą do naszego, realnego świata. Z tego co słyszałem to zespoły dodano jedynie po to by odcinki miały jakiekolwiek zakończenie, gdyż to jest długi film tak naprawdę. W takim wypadku można powiedzieć że epizod ósmy jest odcinkiem który trwa 15 minut po którym jest występ zespołu a nastepnie 40 minutowa scena po napisach:-D Prawda że zespoły pojawiają się cały czas, ale jak sprawdzałem w siódmym odcinku pierwszy raz pada słowo Billy. Później zaczynają pojawiać się rozmówki w Bang Bang gdzie wszyscy o Billy gadają na końcu odcinków, a od dwunastego odcinka Audrey i jej mąż/psychiatra/lekarz mówi o Billy i osobach o których wspominają nieznani nam ludzie w barze, więc dlatego uważam, że przynajmniej od siodmego odcinka, ósmego większość piosenek to sen/wizje Audrey Horne co potwierdza finał wątku Audrey w 16 odcinku. Nie wierzę by takie dość znane zespoły przyjechały do takiej dziury, wiec pewnie w radiu gdzieś coś grało i w jej śnie pojawiały się te zespoły. Oczywiście nie wszystkie sceny w Bang Bang to sen Audrey. Ale też spotkałem się z teorią, że to taki metakomentarz scen w Bang Bang z rozmowami do nas, fanów rozkminiających serial albo ta wersja z rzeczywistością naszą jest też spoko, którą wcześniej zalinkowałem. Więc jak to z kinem Lyncha każdy ma swoją wersję/teorię do każdego wątku, taka jaka każdemu pasuje.
|
|
« Ostatnia zmiana: Września 20, 2017, 16:12:45 wysłane przez michax77 »
|
Zapisane
|
|
|
|
p.a.
Administrator
Miejsce pobytu: Katowice | SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #28 : Września 20, 2017, 17:28:41 » |
|
Co do normalnych filmów - napisałem "normalne filmy, czy też Blue Velvet" a nie "normalne filmy, jak np. Blue Velvet" Czyli miałem na myśli właśnie "Człowieka słonia" i "Prostą historię". Lynch faktycznie ma to i owo wspólnego z Tarantino, ale jednak nie przesadzałbym z tym podobieństwem. Już prędzej porównałbym braci Coen do Tarantino, choć tak naprawdę wszyscy ci twórcy mają swój styl. Choć jeśli któryś film Lyncha jest nieco Tarantinowski w posmaku, to właśnie "Dzikość serca", za którą jakoś nigdy nie przepadałem, tak swoją drogą. Co do Dougiego/Coopera. Tak naprawdę nie wiemy, jaki był Dougie. On jednak w pewnej mierze musiał przypominać tego, powiedzmy, zdziecinniałego Coopera. Zmierzam do tego, że można sobie gdybać, czy to był bardziej Dougie, czy Cooper Wiem, co miałeś na myśli z Bobem, mi po prostu chodzi o samą wizualizację tego, o czym piszesz - a wizualnie to był taki właśnie postnuklearny rzyg Wybitnie mi się ta scena nie podobała. Cała ta ideologia matki... dla mnie kompletnie niepotrzebna. Wolę uznać, że Bob to istota, która w pewnym sensie żeruje na złu w świecie i tyle, surrealistyczne wizualizacje jakoś banalizują postać, całą koncepcję, etc. Co do Mike'a masz rację, jeszcze w pierwszym sezonie, w jednym ze znów Coopera, Jednoręki mówi, że nie chciał już mordować, więc uciął sobie rękę. Wspomniałeś o zmienianiu przeszłości - to kolejna rzecz, która mi się w serialu nie podobała. Serial rozpoczął się od morderstwa Laury Palmer - bez sensu teraz to na siłę odwracać, kojarzy mi się to z tym, co zrobiono w Terminatorze:Genisys, z deptaniem świętości i kombinowaniem na siłę A skoro zabicie Boba jest aż tak proste, to czemu rękawica nie pokazała się w okolicach, dajmy na to, 5. odcinka pierwszego sezonu? No kompletnie to od czapy było... I jeszcze z powodu tej cholernej rękawicy musiałem oglądać Jamesa - absolutnie najgorszego bohatera z całego Twin Peaks. Co do zespołów to możesz mieć rację, nie zwracałem uwagi większej na te dialogi, ale może faktycznie ten Billy się tam przewijał. Z pewnością zwrócę na to baczniejszą uwagę przy podejściu do serialu nr 2. Cały czas jeszcze "muszę" odpisać na Twoją drugą wiadomość, ale to innym razem. Aha, usuwać postów się nie da, ale możesz je przeedytować usuwając ich treść.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|