Marek S. Huberath [
ps. na forum Gotham Cafe - Habakuk] (ur. 1954) - pisarz fantastyki, a zarazem doktor habilitowany fizyki biologicznej na UJ.
Książki:
- Ostatni, którzy wyszli z raju - 1996 (zbiór opowiadań)
- Druga podobizna w alabastrze - 1997 (zbiór opowiadań)
- Gniazdo światów - 1999
- Miasta pod Skałą - 2005
- Balsam długiego pożegnania - 2006 (zbiór opowiadań)
- Vatran Auraio - 2011
Wiem, że ta postać na naszym forum już na zawsze pozostanie napiętnowana jako człowiek, który nie przyjechał na Falkon 2011 i naraził mnie i
Kaję na dźwiganie jego wielkiej księgi pt. "Miasta pod Skałą", ale myślę, że to ostatnio dość rozpoznawalna osobistość polskiej fantastyki i należy mu się temat.
No właśnie - rozpoznawalna, ale nie wiem czemu. Słyszałem o Huberacie bardzo dużo dobrych słów, że to wręcz objawienie polskiej science fiction. Kupiłem zatem na próbę jedyną jego książkę, która dorobiła się wznowienia -
Miasta pod Skałą - zakładając, że musi to być dość ważna i dobra pozycja w dorobku autora, skoro zabrało się za jej wydanie aż Wydawnictwo Literackie i już miała II wydanie. Męczyłem to 800-stronicowe monstrum MIESIĄC.
I jaki wynik? Po pierwsze: dlaczego do diaska nazywają tego gościa pisarzem science fiction? "Miasta pod Skałą" nie mają z tym gatunkiem prawie nic wspólnego. I z tego co czytam opisy innych jego książek, to tak samo jest w ich przypadku. Po drugie: właśnie, ponieważ to fantastyka, i to pełną gębą - z jednorożcami, latającymi kobietami o ruchomych tatuażach, groteskowymi bestiami i innymi dziwadłami, czytało się to jak dla mnie BARDZO ciężko. Nie znoszę czegoś takiego, chyba że jest dobrze umotywowane.
No właśnie - liczyłem przez cały czas, że skoro to pisarz SF, to motywacja tych wszystkich groteskowości i fantastyczności będzie naprawdę przekonująca. I widziałem, że autor jakoś tą bezładną trochę historię pod koniec próbuje ogarnąć, przedstawić jakieś wyjaśnienie wszystkich odniesień do Biblii, Boscha, Dantego, apokryfów i wszystkich tych dziwnych pomysłów, ale to wyjaśnienie było mniej więcej tego typu: "No, tu i tu trzymałem się tego schematu, ale tu zrobiłem wręcz przeciwnie. Co prawda nie ma żadnego wyjaśnienia dlaczego akurat w tych miejscach było przeciwnie, ale kogo to obchodzi". Mam wrażenie, że Huberath miał masę pomysłów i zaczął na ich podstawie pisać powieść; ta rozrastała się i rozrastała, aż wreszcie po 9 latach pisania, kiedy Huberath dojrzał, stwierdził, że jakoś trzeba to wszystko uzasadnić. Zrobił co mógł, ale nie wyszło to przekonująco.
Bardzo mnie też dziwiły niektóre dialogi - jakieś takie nieuporządkowane, chaotyczne, jak zresztą całe 50 ostatnich stron książki. Historie Adamsa w poszczególnych Miastach pod Skałą jeszcze fajnie się czytało, ale jako całość ta historia mnie nie przekonuje. No i ten sentymentalizm w wątkach miłosnych... ble.
Jak dla mnie 6/10. Fanom SF odradzam, fanom fantastyki oraz bitew przeciwko mrocznym bestiom, wizyt w piekle, groteskowych postaci, niesamowitych miast i innych nadprzyrodzonych, mało sensownych elementów, mogę nawet polecić.
Czytał ktoś, coś?