"Księga jesiennych demonów" była chyba moim pierwszym kontaktem z polskim horrorem i cholernie mi się to wtedy podobało. Lubiłem Grzędowicza w antologiach ale jakoś nie po drodze było mi z PLO. Raz spróbowałem zaraz po premierze pierwszego tomu ale odbiłem się po kilku stronach i dopiero teraz przysiadłem w końcu do wersji audio. Punkt wyjścia rewelacyjny. Cholernie mi się ten pomysł podobał. Ale potem przyznam, że trochę się męczyłem i mniej więcej w połowie chciałem już odpuścić czytanie. Wątek Vuko okrutnie mnie męczył ale przy lekturze trzymał mnie drugi wątek młodego księcia. Gdyby nie ta część książki to nie doczytałbym do końca. Nieporównywalnie lepsza historia. Przyznam, że przez większość lektury obstawiałem, że dosłucham do końca i raczej rozstaję się z cyklem i już sobie planowałem kolejne książki ale gdy już dosłuchałem do końca... to nie wiem czy nie brać się od razu za drugi tom
Czyta się szybko, przyjemnie, napisane przystępnym językiem, ale nie mogłem do końca wsiąknąć w świat wykreowany przez Grzędowicza. Przez całą książkę miałem wrażenie, że fabuła nie zmierza w konkretnym kierunku, a jest zbiorem przygód Drakkainena, którego celem gdzieś tam kiedyś jest odnalezienie zaginionych. Na duży plus końcówka, która bardzo mi się podobała, ale w moim odczuciu dotarcie wiadomo gdzie wydawało mi się napisane od tak
No dokładnie. Dla mnie historia Vuko jest trochę na zasadzie takiej jak w starych przygodówkach dla dzieci, Hobbicie albo w Metro 2033. I tak jak książki dla dzieci i Hobbita akceptuje tak Metro porzuciłem właśnie z tego powodu i z tego samego powodu nie kupowałem tej części PLO. Nieistotna przygoda, kolejna nieistotna przygoda, kolejna nieistotna przygoda, finał.