Nathaniel Hawthorne (ur. 4 lipca 1804 w Salem, zm. 19 maja 1864 w Plymouth) ? pisarz romantyczny, powszechnie uważany za największego i najbardziej wpływowego twórcę literatury amerykańskiej XIX wieku.
Zanurzona w mroku i grozie, mocno religijna twórczość Hawthorne'a ogniskowała się wokół problematyki grzechu pierworodnego, tudzież losów bohaterów uwikłanych w rozpaczliwe konflikty winy i odkupienia. Niektórzy badacze mówią wręcz o "obsesji grzechu" u autora Szkarłatnej litery. Sam Hawthorne tłumaczył swoje pisarstwo, a zwłaszcza obecne w niej zainteresowanie dylematami moralnymi, potrzebą zadośćuczynienia miastu Salem i poniesienia odpowiedzialności za zło wyrządzone przez purytańską społeczność, która końcem XVI wieku była sprawcą słynnego "procesu czarownic".
Nathaniel Hawthorne wraz z Edgarem Allanem Poem do dziś stawiany jest w poczet znawców mrocznych stron ludzkiej psychiki we wczesnej literaturze amerykańskiej.
Za
Wikipedią
Powieści
- Fanshawe (1828)
- Szkarłatna litera (The Scarlet Letter, 1850)
- Dom o siedmiu szczytach (House of the Seven Gables, 1851)
- The Blithedale Romance (1852)
- Marmurowy faun (Marble Faun, 1860)
Zbiory opowiadań
- Young Goodman Brown (1835)
- Twice-Told Tales (1837)
- Celestial Railroad (1843)
- The Minister's Black Veil (1836)
Dwakroć miałem okazję zetknąć się z twórczością Hawthorne'a. Kiedyś natknąłem się na zbiór opowiadań
Diabeł w rękopisie, który z grozą miał nieco wspólnego, ale więcej z baśnią, czy ogólnie pojętą fantastyką. Krótkie i interesujące teksty, ale pozbawione siły rażenia, jaką dysponował choćby Poe.
Dzisiaj za to skończyłem czytać
Dom o siedmiu szczytach - nieco czerpiącą z życia autora powieść (a raczej romans, jak twierdzi on w przedmowie) - powieść w wielu momentach przegadaną, naiwną, czasem ckliwą, staromodną, ale mającą fantastyczny pomysł i genialne momenty. Niestety dla większości współczesnych czytelników jej lektura będzie drogą przez mękę. To historia upadku rodu Pyncheonów, który z dawien dawna zamieszkuje stary dom, nad którym - jak i nad rodziną - wisi klątwa jeszcze z czasów procesów czarownic.
Skoro romans - więc o miłości, gotycki - więc są duchy, strachy, stary dom, "the evil one" itd. Kiedy teraz ogarniam historię po lekturze, wracam w wyobraźni do jej fragmentów, widzę świetną rzecz - ale w rzeczywistości powieść traci ogrom impetu przez rozwlekłe opisy zachowania poszczególnych osobników.
Hawthorne bez pardonu poświęca i więcej niż kilkunastostronicowy (kilkudziesięcio) rozdział na opisywanie tego, co z rana zrobiła stara panna Hebziba, albo jak karmi kury słodka panienka Febe. Jako że pióro autor miał dobre, nie jest to męka literacka, ale po prostu w takich momentach wytraca się impet. Tam, gdzie zaczyna się groza - momentami pisarz sięga mistrzostwa.
Cudowny jest rozdział, w którym autor drwi z martwego sędziego, leżącego w fotelu salonu Domu o siedmiu szczytach. Cały rozdział poświęcony na sugerowanie umarłemu, że miast odpoczywać winien być na przyjęciu, które miało mu pomóc w karierze itd. Cięte to, mroczne, genialne.
Jakoś nie wróżę potomkowi pogromcy z Salem, żeby nagle ktoś w Polsce namiętnie zaczął się w nim zaczytywać. Sam na pewno sięgnę jeszcze po
Marmurowego Fauna i
Szkarłatną literę (tę mam na półce i to kwestia pewnie miesiąca czy dwóch). Jeśli ktoś chce poczytać dobrego ramola o duchach, niech lepiej bierze się za Le Fanu czy Poego. Hawthorne - mimo swoich wielkich zalet - może zanudzić.