No dobra, w końcu (!!) udało mi się skończyć netflixowe uniwersum Marvela. Szczerze, nie spodziewałem się aż takiego spadku poziomu, przecież po pierwszym sezonie Daredevila i po trailerach byłem przekonany, że tu się przegenialne uniwersum buduje, a teraz?
DaredevilJuż tu o pierwszym sezonie gdzieś pisałem, więc się powtarzać nie będę, ale wiadomo, to najlepszy serial z całej czwórki. Jest mocny, brutalny, realistyczny, nie porzucając przy tym swojej komiksowości. Silnie trzyma się pierwowzoru, przy okazji tworząc swój własny świat. I choć bardzo porządnie oddaje samego Matta i jego ziomeczków, to - oczywiście - o tych złych się tu rozchodzi. Kingpin wygrał pierwszy sezon, drugi ogląda się tak dobrze tylko dzięki Punisherowi (choć czy można go nazwać "tym złym"?). W ogóle jak zwykle nie wierzę, że bałem się o przedstawienie tej postaci, bo wyszło idealnie. Punisher kradnie show przez cały sezon, tym bardziej boli,
że tak mało go było w finale. Zasłużył na więcej.
W ogóle nieźle to wyszło z tym drugim sezonem, że przedstawienie Matta jest świetne, a i tak każdy poboczny wątek jest ciekawszy od niego
Sądowy dramat z Foggym mnie tak wciągnął, że jak serial uciekał od tego wątku to się autentycznie wkurzałem, Karen i jej punisherowe śledztwo też poprowadzone bezbłędnie, więzienne sceny to wiadomo
(w ogóle się nie spodziewałem Kingpina w tym sezonie! Jego rozmowa z Mattem to chyba najlepsza scena sezonu
),
obyczaj był bardzo naturalny. W pierwszych odcinkach napięcie między Mattem a Karen było niesamowite, mnie przecież zawsze mało obchodzą miłosne sprawy w serialach akcji, a tu się jarałem mocarnie. Relacja Foggy-Matt i to, co się dzieje z ich kancelarią, no ku*wa wszystko się w tym serialu udało, po co ja to będę wymieniał. Dopracowane w każdym najmniejszym szczególe.
A, tak jak swego czasu narzekałem na Elektrę, tak ostatnio sporo czasu spędziłem grając tą postacią w marvelowych grach i się zakochałem, więc oczywiście w serialowej wersji też
Jak na w miarę niesympatyczną postać, wypadła naprawdę dobrze.
To jest czyste 10/10 i chyba tylko Watchmenów uważam za lepszą adaptację komiksu.
Jessica JonesDalej jest bardzo dobrze. Akurat oglądanie serialu zgrało się u mnie z czytaniem serii "Alias", którą to twórcy bardzo mocno się inspirowali (serio, niektóre sceny przeniesione w 100% z komiksu, początek z drzwiami dokładnie taki sam), więc miałem tu dobre porównanie. No i nie będę oszukiwał, jeśli chodzi o oddanie komiksowej postaci to jest podium, chyba tylko Affleck i Robert Downey lepiej się spisali. W ogóle Krysten Ritter jest w tej roli przeurocza, choć chyba nie powinno tak być
Ale przesympatyczna z niej bohaterka, więc łatwo się zżyć i kibicować. Ogólnie serial momentami jest o wiele brutalniejszy i mroczniejszy niż Daredevil, brudny taki i spory nacisk na psychikę Jessiki jest (to plus), no i przeciwnik jest groźniejszy.
Killgrave to wiadomo, ukradł show i zagrany został świetnie, ale kurde, jakie on poważne zagrożenie stwarzał. Serio dało się wyczuć momentami tę bezsilność i strach bohaterów. Super było zagranie "niepokazywania" go przez bodajże pięć pierwszych odcinków, tylko ciągłe mówienie o tym, co i jak robił, potęgując napięcie, a jak już się pojawił to masakra.
Więc szkoda, że tak skończył, ale to też jakiś tam plus, że nie bali się zakończyć sezon zabójstwem (w ogóle to chyba pierwsze morderstwo popełnione przez bohatera na ekranie w Mavelu).
Ale też w tym serialu mam dwa zgrzyty. Pierwszym będzie Luke Cage. W sumie mogę na niego ponarzekać, opisując jego własny serial, no ale niech będzie, że tu. Jarałem się, jak się dowiedziałem, że się tu pojawi, bo lubię tego bohatera. Kozacki, sympatyczny, zabawny, bez zbędnej tajnej tożsamości. A co dostałem? Jakiegoś cieniaka, melancholijnego, wiecznie przygnębionego. Kurde, ja nie chciałem, żeby zaraz tu rzucał sucharami jak postać z filmu MCU, ale to zawsze był taki spoko gość, materiał na fajnego kumpla, a tu jak nie smutny, to moralizatorski, jak nie zły, to gada jak poeta od siedmiu boleści. Się zdenerwowałem. Irytował mnie też wątek tych grup wsparcia dla ofiar Killgrave'a. Ok, fajny pomysł, ale co za żenująca prezentacja. Postać tego czarnego sąsiada Jessiki, który w kilkanaście minut zmienia się z ćpuna w jakiegoś Jezusa, który pięknymi słowami pomaga wszystkim dookoła, rany, co za żenada. Nie dało się na to patrzeć.
No ale reszta wiadomo, kozak. Piękne kobiety na drugim planie, dużo makabry, świetny przeciwnik, a na deser jeszcze
scena walki Jessiki z Lukiem
Mega, marzyłem o tym. Szczerze, nie wiem, czy na drugi sezon JJ nie czekam mocniej niż na 3 DD czy na Defendersów. Zostawili sporo niedopowiedzeń i ciekawych wątków.
Luke CageSkoro już napisałem, co myślę o głównym bohaterze, to będzie krótko. Ten serial był całkiem niezły do połowy. Nie było szału, ale nie nudził, był jakiś cel, jakaś fabuła. Świetny klimat Harlemu, dobra muzyka. Bohater, choć z komiksowym pierwowzorem łączyło go tylko nazwisko i wygląd, był w porządku, nie irytował jak w JJ. Cottonmouth nie prezentował jakiegoś masakrycznie wielkiego poziomu zagrożenia, ale nie był papierowy i intrygował.
I potem to już masakra, same głupoty, beznadziejni źli, denne pojedynki (no ten finałowy to jakiś żart). Ratuje się tylko zakończenie, mocno niespodziewane.
Ci źli na wolności, Luke oddaje się do więzienia, zaskok.
No ale to dalej tylko takie 6,5/10.
NIESTETY nie jest to wciąż najgorszy serial z tego uniwersum... Nic nie mogło mnie przygotować na...
Iron FistTakże tego... Weź fantastycznego bohatera, sztuki walki, tajemniczy klan ninja zabójców i świat biznesu, wymieszaj to, a najwidoczniej wyjdzie ci kiepska amatorszczyzna, festiwal głupot, denna fabuła i poziom godny trzeciego sezonu Arrowa.
Jak, twórcy, ja się pytam jak?! Jak można coś takiego spaprać? Przecież materiał źródłowy mieliście taki dobry... A tu wam nic nie wyszło. Nawet bohatera zepsuliście. Podobny przypadek jak z Lukiem Cage. Fajny gość, pogodny, dobry człowiek, świetny wojownik z poczuciem humoru (nie bez powodu on i Luke tworzą bardzo fajny duet w komiksach). W serialu? Ćwok dający się ponieść emocjom. Niby ćwiczył piętnaście lat by być najlepszym z najlepszych, a tu raz klepie kilku ludzi w parę sekund, a potem dostaje po mordzie od jakiegoś przypadkowego gangstera. A ratuje go dopiero siła woli i uczucia. Boże... Danny to debil, no. Nie nazwę tego inaczej. Do bólu naiwny, nie zna się na ludziach, daje sobą pogrywać jak ostatni frajer. To ma być ten bohater?
Początek serialu był, nie powiem, całkiem intrygujący, ale im dalej, tym gorzej. Niby chce zniszczyć Dłoń, ale co on w zasadzie robi w tym kierunku? Ta Dłoń się tak okrutnie nim bawi, że to aż boli. W ogóle wszyscy się nim bawią. Harold
to na twarzy ma wypisane, że jest tym złym i że zabił jego rodziców od samego początku. Nie wiem, czemu jest to twistem w finale sezonu. Walka z Haroldem na końcu też kompletnie z czapy, bo najpierw Danny spuszcza wpie*dol kilkunastu typom, a potem jednemu Haroldowi nie daje rady, jakiś żart.
Iron Fist jest do bólu przewidywalny, a jak już dostaje jakąś szansę, żeby zaciekawić, to tak po prostu ją odrzuca.
Ot, Harold odżył i okazuje się, że wpływa to na jego psychikę. Zachowuje się ostrzej i zabija swojego sługusa. A potem ten wątek się odrzuca totalnie
Czasem tylko na córkę krzyknie, albo butelkę rozbije.
No proszę ja was. Jedyną postacią, którą dało się oglądać był Ward. Przechodzi przemianę, ma charakter i jest w miarę dobrze zagrany. A tu jak na złość, scenarzyści mocno go nienawidzą i albo jest śmieciem, albo inni traktują go jak śmiecia.
Wymęczyłem ten serial jak nie wiem co. Dawno nie byłem aż tak zawiedziony. Przecież jak się postawi ten serial obok Daredevila to aż się nie chce wierzyć, że to od (mniej więcej) tych samych ludzi wyszło.
No, także tego. Fajny jest ten pomysł na to uniwersum, ale jak poziom ma tak spadać, to ja się tych Defendersów obawiam
Mam nadzieję, że Punishera nie skopią! Niech się przyłożą mocno i niech nam Netflix teraz da tak:
- 3 sezon Daredevila z Bullseyem
- 2 sezon Jessiki
- serial o współpracy Luke'a z Dannym (z dobrze rozpisanymi bohaterami!!)
- i niech wrzucą w to wszystko Spider-mana, bo on tu pasuje idealnie
A potem niech zapomną, żeby to łączyć z głównym MCU. Fakt, fajnie by było, ale nawet taki Luke Cage stoi dziesięć poziomów wyżej od najlepszego filmu studia
A się rozpisałem!!