Strony: [1] 2 3   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Realizm magiczny  (Przeczytany 16807 razy)
crusia
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Poznań




WWW
« : Maja 15, 2011, 16:25:46 »

Bez zbędnych wstępów: kontynuacja tej rozmowy.
Zapisane
Cichy
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Legionowo



WWW
« Odpowiedz #1 : Maja 15, 2011, 22:12:29 »

Przedyskutowałem trochę sprawę z Kają i przedstawię parę wniosków. Nie będę rozróżniał co jest jej konkluzją, a co moją - i tak pewnie jeszcze się wypowie w tym topiku i uzupełni moją wypowiedź. Ostatecznie to była wymiana zdań (bardziej jednostronna, po prostu przekonała mnie skutecznie do swojej wizji ;)) i wspólne dochodzenie do wniosków... W sumie... a co tam, poczekam na jej wnioski, na razie tylko napędzę dalszą dyskusję z p.a. i crusią, bo trzeba od czegoś zacząć. Nie będę wszystkiego wykładał na stół od razu.

Z tym gatunkiem jest trochę jak z ghost story - łatwo rozpoznać typowe dzieła, problemy pojawiają się przy pytaniu o granice :)

Najpierw co do definicji. Nie wiem czy taka jest kanoniczna, ale po przemyśleniu nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że skoro autor sam wierzył w opisywaną magię, to to już nie jest realizm magiczny. No bo jak określić czy autor wierzy w swoje historie? Przecież nie wnikniemy mu do umysłu. A co jeśli hagiografie spisywał mnich przymuszony do swojego stanu, niewierzący ani w opisywane cuda, ani w Boga :D? I to wtedy byłby realizm magiczny? Chyba nie w tym rzecz. Dlatego uważam, że jednak hagiografie można uznać za pewną instancję realizmu magicznego.

Średniowieczne hagiografie nie mają elementów fantastyki. Tamci ludzie wierzyli w te wszystkie nadnaturalne zjawiska.

Czyli to jest wg Ciebie realizm magiczny?

A "Mistrza i Małgorzaty" też bym nie zaliczyła, bo zbyt typowe są te elementy. Magia w realiźmie magicznym nie może być typowa i nie może być jej zbyt dużo, bo inaczej to urban fantasy i właśnie wg. współczesnych kryteriów można by chyba MM uznać za prototyp urban fantasy ;)

Ja też nie zaliczyłbym "Mistrza..." do realizmu magicznego, ale czy do urban fantasy? To chyba przesada w drugą stronę ;).
A tak poza tym co oznacza "typowa" magia?
Zapisane
crusia
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Poznań




WWW
« Odpowiedz #2 : Maja 15, 2011, 22:31:50 »

Typowa, czyli... typowa. Duch jest typowy, nie? Tak samo wampir, tak samo diabeł, tak samo milion innych typowych dla fantastyki elementów. Realizm magiczny jest nietypowy i dlatego nazywa się go realizmem magicznym, a nie fantastyką.

W kwestii hagiografii to moim zdaniem po pierwsze niepotrzebnie zbaczamy z tematu i zajmujemy się głupotami - bo realizm magiczny to zjawisko nowe i moim zdaniem szukanie go po wiekach średnich zaburza tylko całą dyskusję. Bo realizm magiczny jest odpowiedzią na ograniczenia realizmu, który sobie do tej pory kwitł, ale się twórcom znudził. A po drugie kwestia czy w średniowieczu i starożytności była fantastyka jest mocno sporna i raczej nie warto jej tutaj omawiać. A poza tym nie musimy zaglądać w umysł autora, by określić gatunek, może niepotrzebnie go wywołałam. Bo ważniejszą kwestią jest odbiór, czyli to, w co wierzyli lub nie wierzyli czytelnicy. I już mówiliśmy o tym przy okazji angel fantasy, które teoretycznie dla Chrześcijan nie do końca jest fantasy ;)

A jestem ciekawa, czy wy w ogóle czytaliście coś na temat realizmu magicznego? Czy cała ta rozkminka to na podstawie samej nazwy i "na chłopski rozum"? Bo wiecie, nazwa nazwą, ale to dość konkretny nurt i strasznie dziwi mnie to, że na serio próbujecie rozkminić, czy hagiografia to realizm magiczny :D
« Ostatnia zmiana: Maja 15, 2011, 22:35:39 wysłane przez crusia » Zapisane
Kaja

*




« Odpowiedz #3 : Maja 15, 2011, 23:49:56 »

A jestem ciekawa, czy wy w ogóle czytaliście coś na temat realizmu magicznego? Czy cała ta rozkminka to na podstawie samej nazwy i "na chłopski rozum"? Bo wiecie, nazwa nazwą, ale to dość konkretny nurt i strasznie dziwi mnie to, że na serio próbujecie rozkminić, czy hagiografia to realizm magiczny :D

Nie próbujemy rozkminiać czy hagiografie można zaliczać do realizmu magicznego czy nie... nawet moim zdaniem nie powinno się tego robić ze względu na fakt, że cel tworzenia hagiografii był inny niż obecnej literatury. Nie mogę się jednak zgodzić z tym, że średniowieczni ludzie ot tak po prostu wierzyli sobie w to, że św. Jerzy ubił smoka...

Średniowieczne hagiografie nie mają elementów fantastyki. Tamci ludzie wierzyli w te wszystkie nadnaturalne zjawiska.

Nie powinnam może rozpisywać się na ten temat za bardzo, ale przytoczę jeden przykład, który dobrze obrazuje o co mi chodzi. Włócznia Świętego Maurycego to średniowieczny artefakt, uznawany przez ówczesnych za relikwię. Takich włóczni było wiele. Nie znaczy to, że tylko jedna była prawdziwa. Przedmiot uzyskiwał świętość przez nadanie mu tego określonego kształtu. Tego typu rozumowanie jest trudne do pojęcia dla współczesnego człowieka... My byśmy zapytali: "Czy ta włócznia jest prawdziwa? Jak można sprawdzić jej autentyczność?" - oni nie zrozumieliby pytania. Człowiek średniowiecza postrzegał świat w sposób metafizyczny i wbrew pozorom nie ma to bezpośredniego związku z wiarą w Boga czy brakiem postępu w naukach ścisłych. W podobny sposób po dziś dzień postrzegają rzeczywistość ludzie w Azji.
Jeżeli teraz przejdziemy do Marqueza - bohaterowie "Stu lat samotności" patrzą na świat w taki właśnie sposób. Czytając powieść nie zastanawiamy się, czy "magiczne" elementy są zmyślone, czy prawdziwe. To nie jest istotne. Zresztą Marquez wszystkie te szczegóły zaczerpnął z opowieści swojej babci. Nie uważam, że motywem wykorzystania takich właśnie elementów było znudzenie się zwykłym realizmem (wtedy wszystkie powieści Marqueza powinny być "magiczne"). Wydaje mi się, że taki, a nie inny opis rzeczywistości ma na celu stworzenie w głowie czytelnika obrazu czym jest Ameryka Południowa dla autora.
Nie mam zamiaru nawet próbować tworzyć jakiejś alternatywnej definicji realizmu magicznego. Wydaje mi się jednak, że określanie tego gatunku jako realizmu do którego dodane są elementy zmyślone (ale nie za dużo) jest trochę bezsensowne. Moim zdaniem to raczej "nagięcie" rzeczywistości. Kto może stwierdzić czy w "Pachnidle" Grenouille na prawdę miał nadnaturalny węch, może była to tylko jego wyobraźnia... a może taka mutacja genetyczna jest możliwa w realnym świecie?
A co do angel fantasy... nie orientuję się w tym nurcie, ale mam wrażenie, że można takie rzeczy napisać o aniołach, że nawet dla Chrześcijan będzie to czystą fantastyką... nawet herezją.

A "Mistrza i Małgorzaty" też bym nie zaliczyła, bo zbyt typowe są te elementy. Magia w realiźmie magicznym nie może być typowa i nie może być jej zbyt dużo, bo inaczej to urban fantasy i właśnie wg. współczesnych kryteriów można by chyba MM uznać za prototyp urban fantasy ;)

Nie jestem przekonana. Dla mnie to raczej powieść filozoficzna. Akcja "Mistrza" mogłaby się rozgrywać w różnych zakątkach Ziemi - dla Bułhakowa w tamtym momencie najciekawszym (i chyba najzabawniejszym) miejscem na tego typu spotkanie świata materialnego i duchowego była komunistyczna Moskwa. W urban fantasy element fantastyczny wywodzi się bezpośrednio z natury konkretnego miasta. Tak mi się przynajmniej wydaje.
« Ostatnia zmiana: Maja 16, 2011, 00:01:15 wysłane przez Kaja » Zapisane

"Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro."
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #4 : Maja 16, 2011, 08:04:49 »

Jak typowy troll muszę napisać: w kwestii hagiografii zgadzam się z Crusią ;) Użyłem zresztą w poprzednim wątku podobnego argumentu... I to nawet nie jest kwestia wnikania w umysł autora, bo to sprawa drugorzędna. Nawet jeśli nie wierzył, to czasy były takie, że wierzyć musiał ;)

O realizmie magicznym jako takim nie czytałem w zasadzie prawie nic, ale z drugiej strony o wiele ciekawsze jest dochodzenie do wniosków samemu, nawet jeśli po drodze się trochę pobłądzi...
Zapisane
crusia
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Poznań




WWW
« Odpowiedz #5 : Maja 16, 2011, 08:30:44 »

O realizmie magicznym jako takim nie czytałem w zasadzie prawie nic, ale z drugiej strony o wiele ciekawsze jest dochodzenie do wniosków samemu, nawet jeśli po drodze się trochę pobłądzi...

No tak, tylko że w ten sposób sobie tutaj wymyślimy zestaw cech realizmu magicznego, który nijak się będzie miał do tego, co ustalili badacze tego gatunku. A wiecie, ktoś tę nazwę wymyślił i dopasował jakiegoś tam mniej lub bardziej konkretnego zjawiska. My na razie mamy ile, dwa przykłady? I tę nieszczęsną hagiografię, która się ma nijak do tematu? ;)

Czytając powieść nie zastanawiamy się, czy "magiczne" elementy są zmyślone, czy prawdziwe. To nie jest istotne.

A właśnie, że się czasami zastanawiamy i to jest piękne w realiźmie magicznym :) Cały ten gatunek opiera się na tym, że to nie jest do końca fantastyka i są takie elementy - nie mówię, że zawsze i wszędzie - które mogą budzić lekką niepewność. Bo my tak naprawdę też wierzymy w różne nieprawdopodobne rzeczy - te wszystkie przesądy, wiara w przeznaczenie, karę boską etc., to wszystko w gruncie rzeczy magia. A przepowiednia, która się sprawdziła to jeszcze kwestia prawdopodobieństwa czy już element realizmu magicznego? Piękna sprawa - kiedyś byśmy od razu odrzucili to twierdząc "helloł, człowieku, co ty mi tu wciskasz, to zbyt duży zbieg okoliczności", a teraz nagle mamy realizm magiczny. I właśnie dlatego powstał ten gatunek.
Inna sprawa, że jedną z cech magii w realiźmie magicznym jest to, że nie jest ona tłumaczona (tzn. autor nie próbuje podawać żadnych przesłanek tak jak np. w science fiction), ani nie jest powodem zdziwienia, jak np. w horrorach, gdzie ludzie długo nie mogą uwierzyć w istnienie potwora.

Wydaje mi się jednak, że określanie tego gatunku jako realizmu do którego dodane są elementy zmyślone (ale nie za dużo) jest trochę bezsensowne.

No widzisz, a jednak definiuje się ten gatunek jako wywodzący się z realizmu i połączony z elementami fantastycznymi. Więc jednak magię się dodaje.
« Ostatnia zmiana: Maja 16, 2011, 08:33:20 wysłane przez crusia » Zapisane
Paweł Mateja

*




« Odpowiedz #6 : Maja 16, 2011, 08:33:45 »

O realizmie magicznym jako takim nie czytałem w zasadzie prawie nic, ale z drugiej strony o wiele ciekawsze jest dochodzenie do wniosków samemu, nawet jeśli po drodze się trochę pobłądzi...
Problem tylko, jeśli się ostatecznie pójdzie w złą stronę i do celu nie trafi :D

Realizm magiczny znam w sumie raczej słabo i to nie ze strony iberoamerykańskiej literatury, bo czytałem bodaj jeden tego typu utwór. Realizm magiczny uprawia jednak np. Olga Tokarczuk w Prawieku, Saramonowicz w Sanatorium można by podciągnąć. I po co szukać gdzieś na drugiej stronie świata, jak jest nasze, swojskie? :D
Zapisane
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #7 : Maja 16, 2011, 08:52:35 »

Nie no, w dzisiejszych czasach ciężko być tabula rasa, więc głupią notkę na wiki pobieżnie czytałem :) Co do przykładów - na wiki wymieniona jest też "Gra w klasy" Cortazara, która to książka w mojej opinii nie ma praktycznie nic wspólnego z realizmem magicznym... Od biedy mógłbym się zgodzić, gdyby chodziło o niektóre opowiadania, ale powieści?
Zapisane
Cichy
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Legionowo



WWW
« Odpowiedz #8 : Maja 16, 2011, 11:10:14 »

Typowa, czyli... typowa. Duch jest typowy, nie? Tak samo wampir, tak samo diabeł, tak samo milion innych typowych dla fantastyki elementów. Realizm magiczny jest nietypowy i dlatego nazywa się go realizmem magicznym, a nie fantastyką.

Dalej uważam, że cienka jest granica oddzielająca to, co typowe, od tego, co nietypowe. No bo ten nieszczęsny latający dywan... Jest typowy czy nie? Jakby się uprzeć to każdy element powieści Marqueza można uznać za typowy. W końcu to przecież odzwierciedlenie ogólnych przesądów i wierzeń, więc charakterystyczne dla sporych zbiorowości ludzkich.

No tak, tylko że w ten sposób sobie tutaj wymyślimy zestaw cech realizmu magicznego, który nijak się będzie miał do tego, co ustalili badacze tego gatunku.

crusia, przecież sama setki razy mówiłaś, że tak naprawdę badacze spierają się ze sobą o definicje, rozgraniczenia, klasyfikacje... Trudno mi uwierzyć, że w tym przypadku mają jedno pojedyncze zdanie :). A że jako sztandarowy przykład realizmu magicznego wszystkie źródła podają "Sto lat samotności", to jakiś tam feeling co ma w założeniu reprezentować ten gatunek chyba mam.

Bo my tak naprawdę też wierzymy w różne nieprawdopodobne rzeczy - te wszystkie przesądy, wiara w przeznaczenie, karę boską etc., to wszystko w gruncie rzeczy magia.

Widzisz, na ten moment to jest magia. Ale kto wie co różne badania powiedzą za 100, 200, 1000 lat? Naukowcy powiedzą, że wróżenie to bzdury. Ale istnieje mnóstwo dowodów na to, że jednak coś w tym jest. Dalej: ludzie średniowiecza chociażby powiedzieliby, że nie jest możliwe uniesienie się do nieba, a dziś przecież latamy samolotami. Inna rzecz: lewitacja - element magiczny powieści Marqueza - też przecież jest czymś, co leży w zakresie umiejętności uduchowionych ludzi i takie zjawisko jest udokumentowane naukowo. Można by wyliczać różne rzeczy, ale konkluzja jest taka, że w sumie jeśli definicją realizmu magicznego jest realizm połączony z elementami magii to to określenie stoi na trochę chwiejnych posadach :). Mi się jednak wydaje, że najważniejsza w tym gatunku powinna być wiara bohaterów w "cuda", i to w "cuda", które nie są cudami z ich punktu widzenia.

Dobrym przykładem "mojej" definicji realizmu magicznego (;)) są Sklepy cynamonowe Bruno Schultza. Dziecko, które dostrzega zapijaczonego gościa w krzakach i opisuje go jako bożka Pana jest po prostu genialnym przykładem o co mi chodzi. My wiemy, że to tylko człowiek, pijak - ale z punktu widzenia narratora to coś nadprzyrodzonego. I czy tu mamy do czynienia z realizmem magicznym czy nie?
Zapisane
Kaja

*




« Odpowiedz #9 : Maja 16, 2011, 12:22:10 »

No tak, tylko że w ten sposób sobie tutaj wymyślimy zestaw cech realizmu magicznego, który nijak się będzie miał do tego, co ustalili badacze tego gatunku. A wiecie, ktoś tę nazwę wymyślił i dopasował jakiegoś tam mniej lub bardziej konkretnego zjawiska. My na razie mamy ile, dwa przykłady? I tę nieszczęsną hagiografię, która się ma nijak do tematu?

Mnie na studiach uczyli, że realizm magiczny to nurt, który po raz pierwszy pojawił się w malarstwie. Nie polegał on na łączeniu realizmu z magią - raczej na surrealizmie i wyraźnym przerysowaniu szczegółów idącym w kierunku hiperrealizmu. Zwłaszcza u malarzy amerykańskich, gdzie naturalizm obrazów jest tak daleko posunięty, że wydają się nie przedstawiać zwykłego świata. "Magiczność" tego realizmu polega na sile sugestii.
Przeczytałam, że termin został importowany na grunt teorii literatury przez Artura Uslara Pietriego. Potem Miguel Asturias użył go do określenia swojej własnej twórczości i się przyjęło.
Mam przed sobą książkę, w której jest napisane, że celem stosowania takich, a nie innych środków przez południowoamerykańskich autorów realizmu magicznego była próba określenia tożsamości kulturalnej i historycznej kontynentu. Carpentier stworzył termin "lo real maravilloso" czyli rzeczywistość cudowna, który określa nie łączenie realizmu z elementami fantastycznymi, ale specyficzny sposób postrzegania świata. Jest to doświadczenie subiektywne. Carpentier napisał, że "poczucie cudowności zakłada istnienie wiary". Czyli jeżeli odbiór tej literatury ma być zgodny z zamiarem autora rozgraniczanie realizmu i elementów nadnaturalnych jest wykluczone.
Moim zdaniem środki są takie: "Chcę Ci pokazać mój punkt widzenia. Żeby mnie zrozumieć musisz przez chwilę patrzeć moimi oczami."

A właśnie, że się czasami zastanawiamy i to jest piękne w realiźmie magicznym. Cały ten gatunek opiera się na tym, że to nie jest do końca fantastyka i są takie elementy - nie mówię, że zawsze i wszędzie - które mogą budzić lekką niepewność.

Ja tak na to nie patrzę. Moim zdaniem to nie jest kwestia upewniania się, które części składowe jeszcze są realnie możliwe, a które trzeba odłożyć na bok jako elementy fantastyczne. Zakładam, że do opisania konkretnej sytuacji potrzebne są takie właśnie motywy, więc umieszczamy je w powieści. Czytając "Blaszany bębenek" nie zastanawiałam się czy Oskar w istocie przestał rosnąć na skutek wypadku, od urodzenia był chory, czy może autor sobie to zmyślił... przecież cała fabuła jest zmyślona - książka ma inne tematy do rozważań.
Poza tym nie ma obiektywnej prawdy na temat rzeczywistości. Tak jak napisałaś, los dla jednego jest wynikiem przeznaczenia, dla drugiego to rachunek prawdopodobieństwa. A kto twierdzi, że prawdopodobieństwo (które nota bene jest nauką wywodzącą się z kabały) jest czymś bardziej realnym niż przepowiednie? My, współcześni. Za dwieście lat będziemy częścią historii.
« Ostatnia zmiana: Maja 16, 2011, 12:31:12 wysłane przez Kaja » Zapisane

"Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro."
crusia
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Poznań




WWW
« Odpowiedz #10 : Maja 16, 2011, 12:27:55 »

Olga Tokarczuk w Prawieku

Właśnie, dobry przykład. Gdy czytałam tę książkę w liceum nie miałam zielonego pojęcia czym jest realizm magiczny i wszystkie elementy magiczne budziły we mnie ambiwalentne uczucia - nie wiedziałam, czy traktować to jako metaforę czy przeniesienie szaleństwa bohaterki na narrację czy co tam jeszcze.

crusia, przecież sama setki razy mówiłaś, że tak naprawdę badacze spierają się ze sobą o definicje, rozgraniczenia, klasyfikacje... Trudno mi uwierzyć, że w tym przypadku mają jedno pojedyncze zdanie

Ale ty próbujesz rozkminiać czym jest realizm magiczny posługując się jednym przykładem i to też dlatego, że ktoś ci już powiedział, że to realizm magiczny. Spieranie się też musi mieć sens.

Co do "typowych" elementów fantastyki to kurcze, jak nie widzisz różnicy między realizmem magicznym w wykonaniu Marqueza a diabłami w Moskwie w wykonaniu Bułhakowa to ja ci tego chyba nie wytłumaczę lepiej :D U Bułhakowa było od cholery fantastyki, tam wszystko było oparte na fantastyce, tam nie byłoby fabuły bez elementów fantastyki. I nie, nie nazwałabym tego urban fantasy na serio, bo tego użyłam tylko jako porównania. Urban fantasy jest przede wszystkim gatunkiem literatury popularnej.

Mam wrażenie, że nie powinnam się tutaj udzielać, bo będę wam tylko psuć zabawę :D Co najwyżej co raz wpadnę wam podać jakiś fajny przykład, bo nawet nasza wykładowczyni powiedziała nam, że najlepiej zrozumieć realizm magiczny poprzez przykłady, a nawet napisanie tekstu samemu :D I musieliśmy napisać krótkie opowiadania ;)


jeśli definicją realizmu magicznego jest realizm połączony z elementami magii to to określenie stoi na trochę chwiejnych posadach

Ja już ci nie raz powtarzałam, że literatura to nie matematyka i jeśli chcesz niepodważalnych prawd i regułek to idź sobie pogadać z kumplami z wydziału ;)

I czy tu mamy do czynienia z realizmem magicznym czy nie?

Na moje ni krztyny w Twoim przykładzie realizmu magicznego. Właśnie dlatego, że my wiemy, że to pijak. Gdybyśmy nie wiedzieli...

Czyli jeżeli odbiór tej literatury ma być zgodny z zamiarem autora rozgraniczanie realizmu i elementów nadnaturalnych jest wykluczone.
Rany, Kaja, ale teoria literatury tym się właśnie zajmuje - rozbieraniem utwórów na części i przyglądaniem się im pod mikroskopem. A to, co sobie myśli i chce autor to sprawa drugorzędna, jeśli nie nawet trzeciorzędna.

A w ogóle to prawie zawsze jak chcę wpisać nazwę gatunku to zaczynam od "mag" :D Powinniśmy skrócić nazwę to magizmu :D
« Ostatnia zmiana: Maja 16, 2011, 12:30:15 wysłane przez crusia » Zapisane
Kaja

*




« Odpowiedz #11 : Maja 16, 2011, 12:43:22 »

A to, co sobie myśli i chce autor to sprawa drugorzędna, jeśli nie nawet trzeciorzędna.

Crusia to było demoniczne :D :D :D.

A tak na poważnie - nie wiem czy rozbieranie utworów na części zawsze jest ważniejsze od rozumienia ludzkich idei i punktów widzenia. To jest właśnie myślenie czysto analityczne, które wypominamy Cichemu jako "matematyczną skazę" :D. Uważam, że definicja gatunku powstała w oparciu o zrozumienie całości, a nie analizę części składowych.

EDIT:
Przychodzi mi do głowy sporo filmów na temat których można by się wypowiedzieć w kontekście RM. Od Felliniego przez niektóre filmy Gilliama, na Kim-Ki-Duku skończywszy. Piszemy też o kinie?
« Ostatnia zmiana: Maja 16, 2011, 13:23:31 wysłane przez Kaja » Zapisane

"Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro."
crusia
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Poznań




WWW
« Odpowiedz #12 : Maja 16, 2011, 13:24:24 »

Crusia to było demoniczne   .
Ale prawdziwe :) Niesety :D

Jest przepaść między myśleniem analitycznym a'la teoria literatury a myśleniem dogmatyczno-analityczno-matematycznym a'la Cichy.

Moim zdaniem dobrą powieść trudno rozpatrywać całościowo. Samo wskazanie na gatunek jest już analizą, bo musisz wyodrębnić przesłanki. Magia jest przesłanką numer jeden, realizm jako baza przesłanką numer dwa. Ja nie umiem tego nie analizować na choćby najniższym poziomie. Już nie pamiętam kiedy czytałam literaturę nie analizując jej w ten czy inny sposób :D
Zapisane
Cichy
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Legionowo



WWW
« Odpowiedz #13 : Maja 16, 2011, 21:48:32 »

Ale ty próbujesz rozkminiać czym jest realizm magiczny posługując się jednym przykładem i to też dlatego, że ktoś ci już powiedział, że to realizm magiczny. Spieranie się też musi mieć sens.

No ale przecież Kaja powyżej streściła swój research na temat realizmu magicznego i wszystko wskazuje na to, że to jest dokładnie tak, jak my na to patrzymy. To znaczy: wcielamy się w pewne środowisko czy też patrzymy oczami pewnego bohatera (nawet sama to potwierdzasz przytaczając przykład książki Tokarczuk) i postrzegamy świat z jego subiektywnego punktu widzenia, który dla nas może się wydawać nadnaturalny czy wypaczony. Ale nie można tego uważać za fantastykę czy po prostu połączenie magii z realizmem, bo jak np. subiektywna percepcja może być magią?

Co do "typowych" elementów fantastyki to kurcze, jak nie widzisz różnicy między realizmem magicznym w wykonaniu Marqueza a diabłami w Moskwie w wykonaniu Bułhakowa to ja ci tego chyba nie wytłumaczę lepiej :D

Ale przecież ja nie twierdzę, że książka Bułhakowa to realizm magiczny :). To pytanie o typowość elementów fantastycznych było w oderwaniu od głównego tematu.

Mam wrażenie, że nie powinnam się tutaj udzielać, bo będę wam tylko psuć zabawę :D Co najwyżej co raz wpadnę wam podać jakiś fajny przykład, bo nawet nasza wykładowczyni powiedziała nam, że najlepiej zrozumieć realizm magiczny poprzez przykłady, a nawet napisanie tekstu samemu :D

Nie wiem czemu podchodzisz do nas tak protekcjonalnie. Mimo wszystko mamy jakąś tam wiedzę, zrobiliśmy drobne badanie i wszystkie przesłanki jak dotąd przemawiają za naszą tezą. Odnosiliśmy się raczej do najstarszych źródeł i nawet prześledziliśmy drogę do malarstwa, więc raczej w dobre miejsca zaglądaliśmy. Nie wiem, może teraz inaczej się uczy o realizmie magicznym - wtedy wszystko OK i to po prostu różnica zdań różnych szkół.

Na przykład poniższy obrazek: wszystkie jego elementy są realnie możliwe i nie ma tam żadnej fantastyki. Magiczność tego realizmu polega na stworzeniu konkretnej atmosfery. Hiperrealizm świata przedstawionego jest w tym przypadku czymś niecodziennym. Niektórzy ludzie przeżyli sytuacje, które z ich punktu widzenia uchodzą za magiczne, a które, opisane innym ludziom, mogą spotykać się z zadziwieniem czy wręcz niedowierzaniem. Ale tak my je widzieliśmy, tak je przeżyliśmy.


Na moje ni krztyny w Twoim przykładzie realizmu magicznego. Właśnie dlatego, że my wiemy, że to pijak. Gdybyśmy nie wiedzieli...

Dla mnie Twój argument jest bez sensu. Przez cały czas opierasz się na ludzkiej wiedzy i na tym, że potrafimy sklasyfikować, co jest magią, a co nie. Twoje myślenie zawiera w sobie przesłankę, że istnieje jedna obiektywna prawda, za pomocą której można posegregować co jest możliwe, a co nie jest możliwe. A to nie jest dobre podejście, bo może nas doprowadzić na manowce myślowe. Przecież fizyka dowodzi, że możliwe jest nawet  coś takiego jak zestalenie się rozpuszczonej w szklance wody kostki cukru, jeśli tylko warunki będą odpowiednie i poczekamy dostatecznie długo. I jak ktoś napisze Ci, że posiedział sobie tydzień i patrzył się na szklankę, a tu kostka cukru stopniowo wynurzyła się z naczynia, to jak to sklasyfikujesz? Jako magię czy rzeczywistość?

A to, co sobie myśli i chce autor to sprawa drugorzędna, jeśli nie nawet trzeciorzędna.

Nie wiem jak możesz w ogóle coś takiego pisać :D. Autor tworzy książkę, często opowiada co chciał w niej zawrzeć i jaką teorię zbudować wokół swojego dzieła, a Ty mówisz, że po prostu go olać i samemu badać dzieło? :D

Jest przepaść między myśleniem analitycznym a'la teoria literatury a myśleniem dogmatyczno-analityczno-matematycznym a'la Cichy.

Ale przypominam, że logika jest jedna. Można się sprzeczać o definicje, ale rozumowanie w obrębie jakichś pojęć powinno zawsze stanowić wynik poprawnego logicznie rozumowania. I teoria literatury wcale nie jest wolna od tej konieczności. Po prostu jest w niej więcej dróg wyboru.

Moim zdaniem dobrą powieść trudno rozpatrywać całościowo.

A moim właśnie wręcz przeciwnie :). Spójność i koherentność (czy jak to tam się zwało u filozofów) jest bardzo istotnym czynnikiem w dobrych książkach. Nie mówię, że koniecznym, ale bardzo istotnym.

A przykład z hagiografiami tak nawiasem mówiąc był ironią z mojej strony i nie traktowałem go poważnie ;).
Zapisane
crusia
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Poznań




WWW
« Odpowiedz #14 : Maja 16, 2011, 23:20:21 »

Mimo wszystko mamy jakąś tam wiedzę, zrobiliśmy drobne badanie i wszystkie przesłanki jak dotąd przemawiają za naszą tezą.

Teraz to ty brzmisz protekcjonalnie :D Ja się na malarstwie i architekturze nie znam i nie zamierzam o niej rozmawiać, bo nie mam nic do powiedzenia. I pobieżny research tego nie zmieni. A że nie pasuję do tej rozmowy widzę choćby po tym:

Nie wiem jak możesz w ogóle coś takiego pisać . Autor tworzy książkę, często opowiada co chciał w niej zawrzeć i jaką teorię zbudować wokół swojego dzieła, a Ty mówisz, że po prostu go olać i samemu badać dzieło?

Czemu? Bo tak właśnie omawia się teraz dzieła literackie - w oderwaniu od intencji autora. Nikt już nie pyta "co autor miał na myśli". Ciebie to śmieszy, a dla mnie to codzienna rzeczywistość. Jakbym się w esejach zastanawiała, czy autor rzeczywiście świadomie wprowadzał elementy, które ja analizuję, to bym nic ciekawego nie napisała i do niczego by mnie to nie doprowadziło.

A z psuciem zabawy chodziło mi o to, że mimo wszystko jakieś tam przygotowanie mam i przez to będę zawsze w tej dyskusji brzmieć protekcjonalnie, bo to zwyczajnie nieuniknione. Gdybyśmy rozmawiali o matematyce to też w moich uszach byś brzmiał protekcjonalnie.

Dla mnie Twój argument jest bez sensu. Przez cały czas opierasz się na ludzkiej wiedzy i na tym, że potrafimy sklasyfikować, co jest magią, a co nie. Twoje myślenie zawiera w sobie przesłankę, że istnieje jedna obiektywna prawda, za pomocą której można posegregować co jest możliwe, a co nie jest możliwe.
Przyjmij, że nie ma takiej przesłanki i cały - CAŁY - podział na fantastykę i nie-fantastykę runie w gruzach.
Za mało w Twoich przemyśleniach rozsądku. Przecież tak naprawdę wiesz, co w książce Marqueza należało do sfery realizmu, a co do magii i z powodzeniem potrafiłbyś przy ponownej lekturze wypisać jeśli nie wszystkie to przynajmniej większość z tych elementów. A jednak w ferworze retorycznej walki (:D) stwierdzasz, że nie możesz, bo może za milion lat ktoś odkryje, czemu coś tam się wydarzyło. Sam się na manowce wyprowadziłeś, a mnie przed tym przestrzegasz :P

Ale przypominam, że logika jest jedna. Można się sprzeczać o definicje, ale rozumowanie w obrębie jakichś pojęć powinno zawsze stanowić wynik poprawnego logicznie rozumowania. I teoria literatury wcale nie jest wolna od tej konieczności. Po prostu jest w niej więcej dróg wyboru.
Zapisz teorię literatury za pomocą języka logiki, w postaci algorytmów czy czego tam, a na pewno dostaniesz Nobla :D
A tak na serio to nie wiem, o co ci chodzi. Nie wiem już, do czego się odnosisz z tą logiką. Napisałam, że analizuję literaturę, Kaja się zaśmiała, że robię to, choć za to Cię krytykuję, a mi chodziło o to, że jednak robię to w inny sposób. Że są różne sposoby analizy literatury, a ja posługuję się jakąś tam teorią, mniej lub bardziej przefiltrowaną przez własne doświadczenia etc. etc.

A przykład z hagiografiami tak nawiasem mówiąc był ironią z mojej strony i nie traktowałem go poważnie .
Jasne. Teraz, gdy go zmiażdżyliśmy, się nagle wycofujesz :D :D :D

A moim właśnie wręcz przeciwnie . Spójność i koherentność (czy jak to tam się zwało u filozofów) jest bardzo istotnym czynnikiem w dobrych książkach. Nie mówię, że koniecznym, ale bardzo istotnym.
Oj Cichy, to już temat na oddzielną dyskusję :D W każdym razie ja nie wyobrażam sobie głębokiej interpretacji utworu bez jego analizy. Nawet pewnie nie zdajesz sobie sprawy z tego, że analizujesz utwór, myśląc o nim. Ciągle to robisz przecież, np. pisząc recenzje. Nie da się napisać recenzji bez analizy utworu. Oceniając bohaterów analizujesz utwór. Wyodrębniając wątki analizujesz utwór. Pisząc coś o samym finale analizujesz utwór. Większość ocen z recenzji jest w istocie analizą utworu, bo często ocenia się go przecież wskazując na odrębne elementy. Analiza to jakby synonim myślenia o utworze: nie wiem, czy da się myśleć o wszystkich aspektach utworu jednocześnie. A już na pewno nie, jeśli to coś bardziej skomplikowanego.

A już na pewno cała ta dyskusja nie miałaby miejsca, gdybyśmy jednak nie analizowali literatury :)
Zapisane
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #15 : Maja 17, 2011, 09:25:45 »

Ja tylko w kwestii "olewania" autora dzieła... Widzę to w ten sposób. Pisarz, w trakcie tworzenia dzieła, nie może być do końca świadom wszystkich inspiracji, którymi nasiąkał pewnie przez całe życie. Jasne, że niektóre są dla niego oczywiste (jak, powiedzmy, opowieści babki dla Garcii Marqueza), innych świadom już być nie może... i w tym momencie pojawiają się spece od analizy :) Zwracają uwagę na tropy, wątki, motywy, które mogły - aczkolwiek nie musiały, wszak czasami do pewnych wniosków można dojść samemu nie wiedząc, iż ktoś już przed nami na to wpadł - zainspirować autora przy tworzeniu swojego dzieła. W tym sensie moim zdaniem można "olać" autora. Ale, moim zdaniem, nie można przeholować. Tradycyjnie jestem za złotym środkiem: pisarz wie lepiej, co chciał wyrazić, teoretycy literatury - co mogło go zainspirować.

Z realizmem magicznym ciekawa sprawa jest taka, że termin na dobre przyjął się nie w wyniku dysputy teoretyków, ale po użyciu tego terminu przez Asturiasa.

Odnoszę też wrażenie, iż pierwotny, realizm magiczny w malarstwie trochę jednak nijak ma się do tego, co się z tym terminem głównie kojarzy. Wszak tam nie było elementów fantastycznych... Obecnie realizm magiczny w malarstwie to chyba rzeczy w stylu Yerki:

http://yerka.ovh.org/
Zapisane
crusia
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Poznań




WWW
« Odpowiedz #16 : Maja 17, 2011, 11:12:17 »

Tradycyjnie jestem za złotym środkiem: pisarz wie lepiej, co chciał wyrazić, teoretycy literatury - co mogło go zainspirować.

Wiesz co, tu nie do końca chodzi o inspirację. Autorzy siedzą głęboko w jakiejś ideologii, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie wszystkie ich wybory są świadome - ba! - część pewnie jest mocno nieświadoma. Nawet w prozie. A już poezja to w ogóle inna bajka, nie przepadam za interpretacją poezji. To jak najbardziej abstrakcyjna analiza prozy tylko razy dziesięć. Nigdy nie byłam dobra z interpretacji poezji, bo zawsze mi się zdawało, że za bardzo odjeżdżam, a trudno jest z paru słów wyciągnąć coś sensownego. Zawsze mi się wydawało, że niektózy poeci tylko udają, że wiedzą, o co im chodzi :D
Analiza i interpretacja może być sztuką samą w sobie. Jak się ma do tego trochę smykałki i odpowiedniego backgroundu to można mieć podwójną albo i potrójną frajdę z czytania. Mnie postkolonializm i psychoanaliza skrzywiły na całe życie i nic już po nich nie jest takie, jak było :D A fajnie napisana analiza, nawet mocno przejaskrawiona i "pojechana", to jakby literacka fikcja sama w sobie i wartość dodana.
A intencje autora są w tym wszystkim naprawdę mało istotne. Wiem, że laicy się z tego wyśmiewają, sami też często sobie z siebie żartujemy ;)

I w ogóle mam wrażenie, że zaczęliśmy się spierać o jakieś strasznie mało istotne szczegóły i rozmowa już w sumie straciła swój początkowy urok. Ja napiszę coś znowu, gdy przeczytam "Pałac Północy" Zafona :) I może w wakacje coś poczytam z teorii, na pewno ktoś już coś kompletnie odjechanego wymyślił na temat realizmu magicznego i będziemy się mogli wspólnie pośmiać :D
« Ostatnia zmiana: Maja 17, 2011, 11:14:47 wysłane przez crusia » Zapisane
Kaja

*




« Odpowiedz #17 : Maja 17, 2011, 11:48:46 »

Ja tylko w kwestii "olewania" autora dzieła... Widzę to w ten sposób. Pisarz, w trakcie tworzenia dzieła, nie może być do końca świadom wszystkich inspiracji, którymi nasiąkał pewnie przez całe życie. Jasne, że niektóre są dla niego oczywiste (jak, powiedzmy, opowieści babki dla Garcii Marqueza), innych świadom już być nie może... i w tym momencie pojawiają się spece od analizy :) Zwracają uwagę na tropy, wątki, motywy, które mogły - aczkolwiek nie musiały, wszak czasami do pewnych wniosków można dojść samemu nie wiedząc, iż ktoś już przed nami na to wpadł - zainspirować autora przy tworzeniu swojego dzieła. W tym sensie moim zdaniem można "olać" autora. Ale, moim zdaniem, nie można przeholować. Tradycyjnie jestem za złotym środkiem: pisarz wie lepiej, co chciał wyrazić, teoretycy literatury - co mogło go zainspirować.

Zgadzam się z tym co piszesz, p.a.. Niektóre odniesienia kulturowe twórców są dla nich oczywiste i zamierzone, a niektóre odbywają się na zasadzie przekazu podprogowego. Jesteśmy wychowani w konkretnym kontekście kulturowym i to "wypływa" w naszej twórczości. Na przykład Herbert był znawcą zarówno sztuki starożytnej, jak i np. malarstwa flamandzkiego. Te obfitujące w symbolikę dzieła miały wielki wpływ na jego twórczość, a odniesienia pojawiały się zarówno świadomie, jak i podświadomie.
Sama kiedy przeczytałam po paru latach swoje wiersze znalazłam dużo odniesień, o których nie miałam pojęcia podczas pisania.
Jednak mówiąc o podejściu analitycznym miałam na myśli raczej literalne rozpatrywanie poszczególnych elementów. Czym innym jest analiza o jakiej napisała Crusia - na zasadzie wyodrębniania poszczególnych wątków, rozpatrywania zakończenia, etc. Takie rozumowanie jest chyba naturalną cechą człowieka. Natomiast rozumowanie na zasadzie "realizm + element magiczny = realizm magiczny"... No ja się z tym po prostu nie mogę zgodzić. Nie studiuję kierunku literackiego, ale to nie znaczy, że do rozumienia literatury trzeba mieć dyplom uniwersytetu. Tak samo do rozumienia malarstwa nie trzeba skończyć uczelni plastycznej. Możecie to uznać za ignorancję, ale uważam, że sztukę tworzy się dla ludzi, nie dla naukowców...
Moim zdaniem nazwa gatunku nie pochodzi od prostej analizy: "R+M=RM" - sposób myślenia ludzi, którzy jako pierwsi zastosowali termin w stosunku do literatury nie był taki. Zwracam uwagę, że właśnie autorzy - nie teoretycy literatury - wykorzystali nazwę jako pierwsi. Noblista określił w ten sposób gatunek swojej powieści. Czy w takim razie można twierdzić, że intencja autora jest tu sprawą trzeciorzędną?
Uważam, że nazwa "realizm magiczny" ma charakter opisowy. Nie jest sumą dwóch składowych, ale nową jakością powstałą na skutek zastosowania konkretnego sposobu przedstawiania świata. Tak było w malarstwie i nie bez kozery przywołałam ten temat. Termin został importowany ze sztuk plastycznych. Miał swoje konkretne znaczenie i w takim kontekście został wykorzystany przez Asturiasa.
W tej literaturze mamy różne środki by osiągnąć zamierzony efekt: przede wszystkim przenikanie fizycznie namacalnej rzeczywistości z rzeczywistością psychologiczną, emocje, sensualność, często synestezję, subiektywność poczucia czasu, metafory, rozbudowaną symbolikę a także między innymi (!) elementy powszechnie uznawane za motywy magii i legend.
Carpentier wsłuchując się w muzykę oraz podziwiając niezwykłą faunę i florę Haiti odkrył w rzeczywistości Ameryki Południowej element cudowności trwale wpisany w dzieje kontynentu. Określił realizm swojego świata jako "magiczny". Marquez wprowadził w "Stu latach..." elementy takie jak latające dywany, czy alchemia. Napisał jednak: "mój najważniejszy problem polegał na zniszczeniu linii demarkacyjnej, która oddziela to co wydaje się być realne od tego co fantastyczne"... ale nie przywiązujmy się do tego jednego przykładu. Co z książkami, w których (jak napisał gdzieś na początku p.a.) nie doszukamy się elementów stricte magicznych, a mimo to są zaliczane do nurtu? Okazuje się, że teoretycy się pomylili?
Wracając jeszcze do tego "co autor miał na myśli" - pewnie, że twórca pisząc powieść nie jest świadomy absolutnie wszystkiego co w niej zawiera. Nie znaczy to jednak, że jego działanie jest pozbawione konkretnego celu i motywacji. Takie myślenie prowadzi do utraty prawdziwego sensu literatury i zagubienia się w gąszczu szczegółowych analiz, które okazują się być bezcelowe. Przecież nie chodzi o to, że do każdej książki powinna być dołączana autorska instrukcja obsługi. Raczej o to, że literatura nie pozostaje bez kontekstu kulturowego. Motywacje do jej stworzenia po pierwsze często są czytelne, po drugie mogą mieć znaczący wpływ na zrozumienie dzieła.

Co do tego malarstwa, p.a. - Yerka jest przede wszystkim surrealistą. Lubię jego obrazy, tak samo zresztą jak Sętowskiego, który też się pojawił w Twoim linku, ale to jest malarstwo tworzone dzisiaj. Realizm magiczny to obecnie bardzo szerokie pojęcie. My mówimy o źródłach, o tym skąd się wzięła ta nazwa, a w historii sztuki RM jest stosowany zamiennie z terminem Nowa Rzeczowość. Obejrzyjcie prace Dixa, Delvaux czy nawet Chirco, a zobaczycie, że element fantastyczny jest tylko jednym z wielu czynników "umagiczniających" (wcale nie obligatoryjnym).

Zawsze mi się wydawało, że niektózy poeci tylko udają, że wiedzą, o co im chodzi

Bo często nie wiedzą - czują... i nie ma w tym nic złego ;).
Poza tym jeśli teoretyk może odjechać przy interpretacji, to czemu poeta nie może?
« Ostatnia zmiana: Maja 17, 2011, 11:58:11 wysłane przez Kaja » Zapisane

"Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro."
Cichy
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Legionowo



WWW
« Odpowiedz #18 : Maja 17, 2011, 12:46:40 »

W sumie Kaja wyczerpała już większość co chciałem napisać, ale jeszcze dodam swoje (brudne) trzy grosze. ;)

Teraz to ty brzmisz protekcjonalnie :D Ja się na malarstwie i architekturze nie znam i nie zamierzam o niej rozmawiać, bo nie mam nic do powiedzenia. I pobieżny research tego nie zmieni.

Pozwalam sobie na protekcjonalny ton, bo czytam definicje RM, czytam historię tego nurtu, kto go ukształtował i co sobie myślał, czytam główne jego własności i kurczę widzę, że dokładnie jest tak jak uważam :D.

Czemu? Bo tak właśnie omawia się teraz dzieła literackie - w oderwaniu od intencji autora. Jakbym się w esejach zastanawiała, czy autor rzeczywiście świadomie wprowadzał elementy, które ja analizuję, to bym nic ciekawego nie napisała i do niczego by mnie to nie doprowadziło.

Ale jeśli autor mówi i pisze w komentarzach do swoich utworów o co mu chodziło, jeśli wcześni twórcy RM mówią, że chodziło im o to, o to i o to, i nawet twierdzą, że w samym założeniu to miał być nowy nurt, to jakim prawem możecie mówić, że wcale im o to nie chodziło, tylko o co innego? Nie mówię, że nie powinno się szukać innych interpretacji różnych dzieł, ale nie można mówić przecież, że główna idea, często przedstawiana przez autora w jakichś komentarzach i artykułach, nie jest wiodąca i najbardziej istotna dla utworu.

A z psuciem zabawy chodziło mi o to, że mimo wszystko jakieś tam przygotowanie mam i przez to będę zawsze w tej dyskusji brzmieć protekcjonalnie, bo to zwyczajnie nieuniknione. Gdybyśmy rozmawiali o matematyce to też w moich uszach byś brzmiał protekcjonalnie.

No dobra, ale jeśli za pomocą rozsądnych argumentów dowiodłabyś mi w matematyce, że nie mam racji, to bym Ci ją przyznał, jakkolwiek bym nie brzmiał pretensjonalnie wcześniej :). Byłoby bolesne, ale bym się ugiął.


Przyjmij, że nie ma takiej przesłanki i cały - CAŁY - podział na fantastykę i nie-fantastykę runie w gruzach.
Za mało w Twoich przemyśleniach rozsądku. Przecież tak naprawdę wiesz, co w książce Marqueza należało do sfery realizmu, a co do magii i z powodzeniem potrafiłbyś przy ponownej lekturze wypisać jeśli nie wszystkie to przynajmniej większość z tych elementów.

Nieprawda. Pozwól, ze posłużę się Twoim argumentem o "typowości" i "nietypowości" czegoś. Są elementy, których nijak, nikt nie doświadczył na świecie. Widział ktoś maszyny napędzane nieistniejącym (co dowiedziono naukowo) eterem, jak u Dukaja w "Innych pieśniach"? Nie, i nawet za milion lat nikt nie zobaczy. Widział ktoś chodzącego na dwóch nogach i gadającego ludzkim głosem kota? Nie widział. A u Marqueza wcale ta klasyfikacja nie byłaby tak pewna. Bo co, lewitacja zdaniem 80% populacji nie jest możliwa. Ale przykłady na nią i dowody na zachodzenie takiego zjawiska są. A duchy? 50% ludzi nie wierzy w duchy. Ale mnóstwo niewyjaśnionych w żaden inny sposób badań pokazuje, że coś, co przynajmniej można uważać za duchy, istnieje. Chociażby Meyrink opisywał w eseju "U progu zaświata" rozmaite zjawiska uznawane za nierzeczywiste, niemożliwe, a mimo to zachodzace w rzeczywistości. Nauka ewoluuje - teraz naukowcy sceptycznie odnoszą się do różnych "paranormalnych" zjawisk, ale to może minąć. Przecież już teraz mechanika kwantowa daje dowody na istnienie telekinezy. Są ludzie o takich zdolnościach, jest teoria naukowa, która jest w stanie telekinezę wyjaśnić, ale nikt się nie zajmie połączeniem tych dwóch rzeczy - bo to magia, bo szkoda czasu, bo szarlataństwo itp. A wróżbiarstwo i "I Ching"? Jung traktował bardzo poważnie tę sprawę i był zafascynowany skutecznością tych metod. Badał to naukowo i dochodził do całkiem ciekawych wyników. Ale większość świata nauki go olała, bo wróżbiarstwo przecież jest błe i nie może być prawdą. A przecież tak naprawdę to nic innego jak rachunek prawdopodobieństwa. W średniowieczu chodzili po wsiach gracze w kości ze specjalnymi tablicami i zbierali zakłady. I tylko dlatego nie wychodzili z tych gier z nożem w plecach, bo ta gra była tylko MINIMALNIE korzystniejsza dla bankiera. Zysk bankier miał minimalny, ale przynajmniej nikt go nie oskarżał o oszustwo. I konstrukcję tej tablicy, tak aby miała takie korzystne właściwości, opracowywano empirycznie dziesiątki czy setki lat. I to było pewnego rodzaju wróżenie, a co dopiero mówić np. o "I Chingu", który był opracowywany tysiące lat...

Przykłady można mnożyć, ale tak czy siak rozgraniczenie między typową fantastyką, a hiperrealizmem jest dosyć klarowne.

Nie wiem już, do czego się odnosisz z tą logiką. Napisałam, że analizuję literaturę, Kaja się zaśmiała, że robię to, choć za to Cię krytykuję, a mi chodziło o to, że jednak robię to w inny sposób. Że są różne sposoby analizy literatury

Chodziło mi o to, żeby trzymać się ustalonej przez samych twórców kierunku definicji i nie zbaczać na manowce myślowe. Powyżej ustosunkowałem się do Twojego stwierdzenia, że ja również wpadam na te manowce. Tak nie jest. A trzymanie się logiki to wybieranie tej definicji, która oferuje największa spójność. Brzytwa Ockhama, czy jak to się tam zwało. Nie mnożymy obiektów ponad miarę, jak nie trzeba i zostawiamy najbardziej sensowne.

Jasne. Teraz, gdy go zmiażdżyliśmy, się nagle wycofujesz :D :D :D

Nie, mówię absolutnie poważnie :D. Zerknij sobie zresztą do tematu Jak możliwa jest fantastyka. Tam wyśmiałem ideę przykładania współczesnych terminów literackich do dawnych utworów.

Oj Cichy, to już temat na oddzielną dyskusję :D W każdym razie ja nie wyobrażam sobie głębokiej interpretacji utworu bez jego analizy. Nawet pewnie nie zdajesz sobie sprawy z tego, że analizujesz utwór, myśląc o nim. Ciągle to robisz przecież, np. pisząc recenzje. Nie da się napisać recenzji bez analizy utworu.

Ale przecież ja nie mówię, że nie wolno interpretować utworów kawałek po kawałku :D. Przecież sam robię analizy w recenzjach (czasem chyba za daleko posunięte). Tylko ja zawsze staram się znaleźć myśl przewodnią dzieła, coś, co je spaja, nawet jak jest ogromne. Np. "Ulisses" Joyce'a. Tytuł idealnie oddaje charakter i myśl przewodnią tego kolosa, o którym moglibyśmy mówić różne rzeczy. Gdyby interpretować go przez fragmenty to można by powiedzieć, że jest to książka o Szekspirze, a także o masturbacji i fantazjach erotycznych :P. Ta powieść nie przez poszczególne elementy staje się genialna, ale przez to jak się łączą i oddają główną ideę książki.

A, no i jeszcze na koniec takie fajne porównanie, jak moim zdaniem wygląda próba stosowania się do równania: Magia + Realizm = Realizm Magiczny. To jest trochę jak położenie kapusty i umieszczenie na niej pęta kiełbasy. Nikt mi nie powie, że to bigos ;).
« Ostatnia zmiana: Maja 17, 2011, 12:48:42 wysłane przez Cichy » Zapisane
crusia
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Poznań




WWW
« Odpowiedz #19 : Maja 17, 2011, 15:31:43 »

Napisał jednak: "mój najważniejszy problem polegał na zniszczeniu linii demarkacyjnej, która oddziela to co wydaje się być realne od tego co fantastyczne"... ale nie przywiązujmy się do tego jednego przykładu. Co z książkami, w których (jak napisał gdzieś na początku p.a.) nie doszukamy się elementów stricte magicznych, a mimo to są zaliczane do nurtu? Okazuje się, że teoretycy się pomylili?
Mam wrażenie, że piszemy o tym samym, tylko Tobie się wydaje, że jest inaczej. Zniszczenie granicy między dwiema dotychczas wykluczającymi się nurtami skutkuje ich połączeniem, tak? A w jaki sposób jest to inne od dodania magii do realizmu? Nijak, wynik jest identyczny. Zamiast dodania daj wzbogacenie. Lepiej?

nie doszukamy się elementów stricte magicznych, a mimo to są zaliczane do nurtu
Znowu wracamy do definicji "elementów stricte magicznych". Mam wrażenie, że zatraciliście umowność tego określenia.

Ale jeśli autor mówi i pisze w komentarzach do swoich utworów o co mu chodziło, jeśli wcześni twórcy RM mówią, że chodziło im o to, o to i o to, i nawet twierdzą, że w samym założeniu to miał być nowy nurt, to jakim prawem możecie mówić, że wcale im o to nie chodziło, tylko o co innego?
1 - nie napisałam tak
2 - jak coś jest drugorzędne to mam to w nosie tak? więc nie twierdzę, że autor miał na myśli co innego. ja po prostu pokazuję, co ja widzę w tym, co napisał. przestań myśleć o interpretacji i analizie jako odpowiedzi na pytanie "co autor miał na myśli"
3 - znowu łączysz dwa zupełnie inne wątki tej rozmowy i wyciągasz z tego mylne wnioski, wkładając w moje usta nie moje stwierdzenia

Nieprawda.
Bym sobie zaklęła, ale nie mogę :D

Pozwól, ze posłużę się Twoim argumentem o "typowości" i "nietypowości" czegoś.
I znowu :D Wyjaśniłam już o co mi chodziło, a ty znowu wrzucasz to w inny kontekst.

A twoje przykłady... nie wiem, czego mają dowodzić. Naprawdę nie wiem, jak to się ma do realizmu magicznego. Nie ironizuję, nie wiem. Zgubiłeś się w swoich dywagacjach, Cichy. Co chcesz dowodzić? Że nie możemy stwierdzić, co jest magiczne? Czyli że nie ma realizmu magicznego?

Chodziło mi o to, żeby trzymać się ustalonej przez samych twórców kierunku definicji i nie zbaczać na manowce myślowe.
Ale dlaczego uważacie, że ja się przeciwstawiam definicji twórców gatunku? Bo ja już w tym też się pogubiłam.

Ale przecież ja nie mówię, że nie wolno interpretować utworów kawałek po kawałku . Przecież sam robię analizy w recenzjach (czasem chyba za daleko posunięte). Tylko ja zawsze staram się znaleźć myśl przewodnią dzieła, coś, co je spaja, nawet jak jest ogromne. Np. "Ulisses" Joyce'a. Tytuł idealnie oddaje charakter i myśl przewodnią tego kolosa, o którym moglibyśmy mówić różne rzeczy. Gdyby interpretować go przez fragmenty to można by powiedzieć, że jest to książka o Szekspirze, a także o masturbacji i fantazjach erotycznych . Ta powieść nie przez poszczególne elementy staje się genialna, ale przez to jak się łączą i oddają główną ideę książki.
No to czemu tak strasznie protestujesz, gdy chcę wyodrębnić elementy magiczne realizmu magicznego? Bo uważasz, że to wbrew temu, czego chcieliby autorzy? A co mnie to obchodzi :D

Strasznie pro forma ta dyskusja się toczy. Do niczego w niej nie dojdziemy. To czepianie się słówek, a nie dyskusja.
Zapisane
Strony: [1] 2 3   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do: