Pierwszy raz natknąłem się na Koontza parę lat temu (około 2003 roku), kiedy chodziłem do liceum i jeszcze nie miałem Internetu
Nie było nawet gdzie sprawdzić, kim ten cały Koontz jest i jak bardzo jest popularny. Dzisiaj jest prościej, widzisz nowe nazwisko, wpisujesz w Google i wiesz o gościu wszystko. Albo prawie wszystko.
Miałem duże szczęście, jeśli idzie o dobieranie tytułów. Pierwsza była
Jedyna ocalona. Łaziłem po bibliotece, spodobała mi się okładka (twarda z Ambera, z ilustracją oczu, błyskawic i samolotu), he, he. Książka rozłożyła mnie na łopatki. Nie tego się spodziewałem! Najpierw ponura atmosfera, facet cierpi po straci bliskich, potem nagle SF. Dla mnie bomba! Zakochałem się w tym gościu o niemieckobrzmiącym nazwisku. Jeszcze nim skończyłem czytać, pognałem do biblioteki i wypożyczyłem dwie kolejne powieści (a przy oddawaniu
Jedynej ocalonej wziąłem jeszcze jedną).
Drugą książką był
Grom. Boże, jak ja kibicowałem tej biednej Laurze! Powieść przypadła mi nieco mniej do gustu, ale z perspektywy czasu stawiam ją nad
Jedyną ocaloną.
W dniu, w którym skończyłem czytać
Grom, zabrałem się za
Łzy smoka. Powieść startuje od dziesięciu różnych wątków, a potem losy wszystkich bohaterów splatają się w jednym miejscu. Jeśli idzie o mnogość wątków i ich ostateczną kumulację, to na razie najlepsza książka Koontza. Jeśli wziąć pod uwagę całokształt, to ta pozycja jest jedną z najmniej przeze mnie lubianych. Przede wszystkim główna zła postać. Wynaturzona jak inne czarne charaktery u Koontza, ale nie podobały mi się jej "moce". Motyw z psem też niezbyt, choć wiem, że Koontz często z niego korzysta. Wtedy jednak nie mogłem zrozumieć, jak zwykły pies może być aż tak bystry.
Bezpośrednio po ukończeniu
Łez smoka wrzuciłem na ruszt
Odwiecznego wroga. Najlepsza rzecz od Koontza! Żyłem nią dniami i nocami, cytowałem odwiecznego wroga. Pamiętam jak parę miesięcy potem podłączyli mi Internet. Wszedłem na chat i napisałem do jakichś dziewczyn:
wy... [ENTER]
wy wszystkie...
(one w tym momencie: co?)
wy wszystkie jesteście martwe
Dziewczyny (przerażone): to jakichś żart? Fakt, głupi żart, dziś bym czegoś takiego nie napisał. No ale wtedy byłem Glasyalabolas i zostałem skazany na to, aby toczyć z ust pianę całą wieczność
Do dzisiaj mi zostały te urywki w głowie.
Od początku do końca pełnokrwisty horror z przekozackimi dialogami. To mój numer jeden.
Po maratonie czterech książek porzuciłem Koontza. Nie wiem, dlaczego. Koontza trzeba chyba dawkować, bo jest nieco schematyczny (te obrzydliwe happy endy). Gdzieś pod koniec 2005 albo w pierwszych miesiącach 2006 postanowiłem przeczytać
Opiekunów. W Internecie chwalili i się nie mylili. Znakomite, pisałem o tym w utworzonym przeze mnie temacie.
Potem znowu przerwa i po jakimś czasie trzy książki, jedna za drugą. Selekcji dokonałem dzięki tej stronce:
http://deankoontz.webpark.pl/ksiazki.html Stara strona, od lat nie aktualizowana, ale mam do niej sentyment, bo to na nią najpierw trafiłem, gdy szukałem wiadomości o Koontzu.
Wybrałem
Zimny ogień (niezłe i dosyć niespodziewany finał),
Złe miejsce (znakomite, z najlepszą sceną od Koontza, ale o tym w odpowiednim temacie napiszę),
Drzwi do grudnia (niewypał, obrzydzają mnie takie rzeczy; to zakończenie niby dobre, ale jednak dziewczynka była więziona przez te parę lat, wyjątkowo też para głównych bohaterów się ze sobą nie zeszła, choć mieli się ku sobie, co mnie wkurzało, bo z jednej strony ogromny dramat dziecka, z drugiej harlequinowskie dialogi).
Po tej książce dwa, trzy lata przerwy. I ostatnio, nieco przypadkiem, ale już nie mam siły się rozpisywać, zgarnąłem z półki
Dobrego zabójcę. A niebawem coś ze starszych pozycji przeczytam, coś grubszego może, bo potem nie będę miał już czasu (praca magisterska).
Aha, gdzieś po drodze był
Tik-tak. Chyba w przerwie pomiędzy
Odwiecznym wrogiem a
Opiekunami. No, tu akurat nie trafiłem z lekturą. Ale pierwsze cztery książki były na tyle trafnymi wyborami, że lubię od czasu do czasu powrócić do Koontza. W planach mam jeszcze przeczytanie około 13 pozycji (mam to gdzieś zapisane). Szkoda że Koontz odszedł tak bardzo od fantastyki. Szkoda też, że pisze teraz serie, bo niezbyt coś takiego lubię. No cóż, nie ma co narzekać, bo z pierwszego okresu jego twórczości i tak jest sporo do wybrania.
Pozdrawiam wszystkich tych, którzy nie zanudzili się śmierć i przeczytali całość