Dziennikarka Camille Preaker zostaje wysłana do rodzinnego miasteczka, żeby przygotować materiał o dwóch zaginionych dziewczynkach z których jedna została odnaleziona martwa. Starając się rozwiązać zagadkę wraca wspomnieniami do przeszłości. Zadanie które łączy ponownie Camille z jej matką, ojczymem i siostrą przywołuje traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa.
Już na początku zaznaczam, że ten miniserial to nie jest kryminał ani thriller. Oczywiście są elementy typowe dla tego gatunku, ale to jest dramat obyczajowo psychologiczny o traumie i niepogodzeniu się z przeszłością. Więc jeśli oczekujecie typowego kryminału to się możecie zanudzić gdyż serial ma bardzo wolne tempo. Ostre przedmioty to jest snuj w którym nic się nie dzieje, ale tak pozornie, bo wiele faktów jest podawane od początku tylko bardzo subtelnie co łatwo przegapić, czasami aż za bardzo subtelnie.
Uwielbiam takie snuje w których niby się dzieje, akcja pozornie stoi w miejscu. Więc jeśli oczekujecie tego, że dostaniecie śledztwo dziennikarskie to dostaniecie, ale to jest drobny element całości. Pojawia się ten wątek na drugim planie, bo twórców serialu interesuje bardziej co siedzi w głowie głównej bohaterki i jej demony z przeszłości, w którą świetnie się wcieliła Amy Adams.
Camille to osoba, którą początkowo ciężko polubić, bo dużo pije i swoim zachowaniem często wkurza, ale udało się Amy Adams wykreować postać na tyle fascynującą, że polubiłem Camille od pierwszego odcinka. W roli młodszej Camille obsadzono Sophia Lillis, która wygląda jak młodsza Amy Adams. Dziewczyna znana jest ze świetnej roli Beverly w nowej adaptacji powieści Kinga To. Więc nie byłem zaskoczony głosami widzów, że w drugiej części To powinna zagrać dorosłą Beverly, ale obsadzono w tej roli inną znaną aktorkę. Oczywiście podobnie jak w To Lillis daje radę w Ostrych przedmiotach, choć za dużo jej nie ma.
Wszyscy grają doskonale jak choćby Patricia Clarkson w roli nadopiekuńczej mamusi czy Eliza Scanlen w roli przyrodniej siostry Ammy, która po prostu zachwyca. Nie odstępuje poziomem aktorstwa od starszych aktorek i nie zdziwię jak dziewczyna zrobi karierę, bo ma niesamowity talent. Z innych ważnych postaci są ojczym Camille, miejscowy gliniarz i przyjezdny detektyw, którzy dobrze wypadają, ale od pierwszego odcinka widać, że to kobiety są najważniejsze. Miasteczko jest też jednym z bohaterów serialu co ciekawie zobrazowano w jak się nie mylę piątym odcinku.
Scenariusz oparto na podstawie debiutanckiej powieści Gillian Flynn. Mogliście o niej słyszeć przy okazji innej adaptacji jej książki czyli filmu Finchera Zaginiona dziewczyna. Ale ważniejsze wydaje mi się w przypadku serialu HBO jest nazwisko reżysera, czyli Jean Marc Vallee, który wcześniej stworzył dla HBO serial Wielkie kłamstewka z Nicole Kidman.
Vallee znany jest też z wielu filmów jak np. Dallas Buyers Club/Witaj w klubie? i to było widać już w poprzednim serialu kanadyjskiego reżysera. Oba seriale Vallee ogląda się nie jak produkcje telewizyjne tylko bardzo długie filmy. A dodając do tego tempo, które jest wolne to niektórzy mogą się zanudzić, ale do mnie serial trafił idealnie ze swoim powolnym rytmem
Nie czytałem książek Flynn, ale adaptacje filmowe widziałem i zauważyłem, ze były w nich tandetne i kiczowate pomysły jak z thrillerów i kryminałów klasy B. Pamiętam choćby z dobrego filmu Davida Finchera Zaginiona dziewczyna scenę seksu i morderstwa, która wypadła niezamierzenie zabawnie. W serialu HBO jest podobnie w kilku momentach, chodzi mi choćby o końcowy twist.
Rozumiem rozwiązanie, czyli kto okazał się mordercą i dlaczego, ma to sens, ale przedobrzyła autorka książki, która też odpowiada za scenariusz finału. W książce też tak było, ale ten twist to jednak za dużo. Ale jednocześnie nie dało się tego twistu ominąć, bez tego nie byłoby książki i serialu. Ostatnia scena (są też sceny w trakcie napisów i po napisach które dopowiadają parę rzeczy wprost) pokazuje jak wiele znaczy dobry reżyser, bo gdyby ta sekwencja została zrealizowana przez słabego reżysera to wypadła by nędznie, jak z tandetnego thrillera.
Dzięki temu jak jest zagrana i zrealizowana to nie kłuje to aż tak w oczy jak to kiczowate jest, ale nie zmienia to tego, że się zaśmiałem, a nie taki był zamiar twórców. No i było wcześniej sugerowane kto może okazać się mordercą i dlatego za bardzo mnie twist nie zaskoczył. Zresztą do końca odcinka zostało 20 minut, czyli wiadomo że coś jeszcze będzie. Pisarka ma szczęście do dobrych reżyserów, którzy wyciągają z jej książek dużo i może się mylę, ale wydaje mi się, że adaptacje jej książek są o wiele lepsze i ambitniejsze jak powieści ? przynajmniej jest tak w tym przypadku.
Co do Vallee to odpowiada też za montaż, który moim zdaniem jest doskonały, zwłaszcza te przejścia z dnia w noc albo z teraźniejszości w przeszłość to coś czego nie widziałem. W ogóle technicznie to najwyższa robota filmowa, a mam na myśli też zdjęcia i muzykę z którą wiąże się bardzo ciekawy pomysł. W serialu nie ma oryginalnej muzyki. Wszystkie melodie jakie się przewijają to są utwory muzyczne i piosenki, których słuchają bohaterowie w danych scenach - kapitalny pomysł.
Kupił mnie serial już od pilota swoim klimatem oraz doskonałą realizacją i aktorstwem, ale jak tak się zastanawiam co do seriali Valee to jednak wolę Wielkie kłamstewka, pomimo całej mojej sympatii do Adams i tego na jakim wysokim poziomie to produkcja. Więc oceniam całość minimalnie niżej jak Big Little Lies, czyli na 8-/10, bo to robota na najwyższym możliwym poziomie. Nie zgadzam się z opiniami co niektórych, że nic się nie dzieje, tylko Adams wódkę chleje jak w filmach Smarzowskiego i non stop słucha Spotify, bo wcale tak nie jest:-)
Prawda że to snuj, ale dobry i subtelny. Jest to drobiazgowy portret bohaterki granej przez Adams oraz jej rodziny i miasteczka. Oczywiście chętnie zobaczyłbym Amy Adams w kolejnym serialu, ale niekoniecznie w 2 serii SO. Liczę, że to co mówi szefostwo HBO jest prawdą i mamy do czynienia z zamkniętą całością, a jak już to pojawi się Amy Adams w innym miniserialu HBO albo jakiejś innej stacji czy na platformie streamingowej.