michax77
| SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #102 : Listopada 19, 2020, 22:03:58 » |
|
- The Crown (seria 4, Netflix)
Niby o 4 serii, ale też napiszę o poprzednich co sądzę, więc to będzie bardzo długi tekst. Z Koroną od 1 serii tak mam, że z jednej strony rozumiem zachwyty widzów nad serialem, ale nie do końca tych zachwytów podzielam. Jest to serial z dużym budżetem, który widać, ze świetnymi zdjęciami i aktorami (w większości) brytyjskimi, którzy nie odstawiają fuszerki, dobrze napisany przez specjalistę od filmów biograficznych, Petera Morgana, ale tylko dobra produkcja.
The Crown to z jednej strony serial nowoczesny, zrealizowany z rozmachem, zagrany przez wybitnych aktorów, ale ogląda się go trochę jak proceduralne seriale, bo w każdym odcinku dostajemy inną historię, która ma swój finał w tym samym odcinku.W każdym epizodzie dostajemy różne historie poświęcone problemom członków rodziny królewskiej, która krąży wokół Elżbiety II oraz problemom zwykłych ludzi, więc często Elżbieta II jest drugoplanową, a nawet trzecioplanową postacią. Przez co aktorki w głównej roli mają utrudnione zadanie, bo za wiele do grania nie mają, jak było w 3 serii z Olivią Colman, która miała niewiele okazji by pokazać swój talent (chyba tylko w finale o problemach małżeńskich siostry).
Pewnie wielu się nie zgodzi, ale dla mnie The Crown w sezonach 1-3 ma zbliżony poziom co inny serial angielski o królowej, czyli Wiktoria, tylko różnica jest taka, że serial z Jenną Coleman to o wiele biedniejsza produkcja, co widać. Sezony 1-3 Korony trzymają dobry poziom, na 7/10, i tyle. Oglądałem poprzednie sezony głównie dla aktorów. W przypadku 1 i 2 serii chodzi mi o Vanessę Kirby w roli Małgorzaty oraz Matta Smitha w roli Filipa. Miałem duże oczekiwania do wymiany obsady jaka nastąpiła w 3 serii, bo wszystkich nowych aktorów cenię sobie bardzo. Więc nie mogłem się doczekać, żeby zobaczyć 3 sezon z Olivią Colman, Tobiasem Menziesem (uwielbiam go, choćby za podwójną rolę, Czarnego Randalla i męża Claire, w Outlander) i Heleną Bonham Carter. No i Charlesa Dance'a na drugim planie, którego zawsze miło widzieć na ekranie (scena z wierszem w 3 serii - wow). A kolejne dwa będę oglądał dla Elizabeth Debicki (ciekawe, że do roli Diany wybrano aktorkę bardzo wysoką, która ma 190 cm, ale może dlatego że nowego Karola też będzie grał wysoki aktor), Jonathana Pryce'a i Dominica Westa. No i dla kolejnej nowej królowej, Imeldy Staunton, która ostatnio mnie zachwyciła w serialu angielskim A Confession z Martinem Freemanem.
Colman, Menzies i Carter mają odcinki w 3 serii, w których mogą pokazać jak są doskonałymi aktorami, np. Filip dostaje odcinek poświęcony lądowaniu na Księżycu, a Colman i Carter błyszczą, w finałowym odcinku 3 serii poświęconym problemom małżeńskim Małgorzaty, ale w większości epizodów cała trójka to tak naprawdę postacie z drugiego planu, zwłaszcza królowa Elżbieta II. Najważniejszy jest Karol w 3 serii, który stał się moją ulubioną postacią.
Ale coś się zaczęło zmieniać w 3 serii, bo rodzina królewska zaczęła być pokazywana w nie najlepszym świetle, jak hipokryci i dupki, nawet Filip, który zaczął nagle bucować. Wyjaśnione zostaje dlaczego taki nabzdyczony chodzi Filip w którymś z odcinków 3 serii, ale i tak nie podobało mi się jego zachowanie np co do Małgorzaty.
No i mam malutki problem ze zmianą obsady. Nie do końca widzę w nowych aktorach bohaterów z 1 i 2 serii, że to są te same postacie, nawet jak się weźmie poprawkę na to, że grają starszych i ludzie się przez lata bardzo potrafią zmienić. Nie chodzi mi o fizyczne podobieństwo między aktorami, tylko bardziej o charakter postaci. Problem ten ma też związek z tym, że Peter Morgan leci dość szybko z fabułą.
Są przeskoki w czasie duże między jednym a drugim odcinkiem i nawet jak aktor jest ten sam to w kolejnym sezonie jego bohater jest inny. Mam na myśli Annę, która w 3 serii to była fajna postać, a w 4 sezonie zaczyna się zachowywać jak dupek. I w sumie nie wiem kiedy ta zmiana nastąpiła, w tej bohaterce, choć Erin Doherty wciąż jest świetna w tej roli. Ale co tam Anna, bo mój ulubieniec z 3 serii, Karol, ostatecznie stracił moją sympatię w 4 sezonie. Choć Josh O'Connor wciąż świetnie gra.
Z królową tak mam, że Foy jakoś nie do końca kupowałem, dla mnie to zawsze była nudna postać. Widziałem Foy w lepszych rolach, ale za to Colman, którą uwielbiam, to w 3 serii prawie nie miała nic do grania i moje zdanie o królowej jest takie same, że to nijaka postać, o której nie mam nic do powiedzenia. Choć przyznam, że w 4 serii jest Olivii Colman więcej i ma odcinki w których ma co grać. Są to głównie sceny wspólne z Margaret Thatcher i odcinek poświęcony dzieciom królowej i Filipa. Nie pamiętam który to epizod, ale pokazuje Elżbietę jako matkę, w którym rozmawia z każdym z dzieci swoich by uświadomić sobie kto jest jej ulubieńcem.
Ciekawa sprawa jest z Filipem i Małgorzatą, bo wydaje mi się, że Menziesa i Heleny Bonham Carter jest jeszcze mniej jak w 3 serii, ale za to mają więcej do grania. Bonham Carter wystarczy kilka minut na ekranie by kupiła scenę dla siebie, byśmy wiedzieli co jej postać myśli i dostaje też jeden z odcinków w całości jej poświęcony oraz kuzynom, o których rodzina najlepiej by zapomniała. Tobias Menzies nie ma swojego odcinka, ale ma kilka dobrych scen głównie z Dianą oraz z Karolem. No i zaczął się uśmiechać od czasu do czasu, jakiś taki bardziej sympatyczny się zrobił starszy Filip, głównie co do Diany, ale też potrafi wkurzyć swoim zachowaniem.
Ciekawe, że akurat królowa najmniej mi działa na nerwy. Może dlatego, że jej zachowanie da się jakoś wytłumaczyć jej stanowiskiem, jak próbuje połączyć funkcję mamy i żony z monarchią. Ale wszystkich bije i deklasuje mama królowej i Małgośki. Pojawia się na chwile, a mnie od razu scyzoryk się w kieszeni otwiera. Czasami to chciałbym by Elżbieta dała jej plaskacza w twarz:)
I nie wiem czy Morgan tak sobie do serca wziął uwagi, że 1 i 2 sezon to laurka dla rodziny królewskiej, by nikogo za bardzo nie urazić (choć pojawiały się wątki takie, jak współpraca z Niemcami - nazistami) i postanowił pójść w drugą stronę, czy poglądy mu się zmieniły przez te kilka lat. Choć ja mam pamięć słabą, ale wiem od kumpla, że podobno już w 1 serii sugerowano, tylko delikatniej, że monarchia to przeżytek, nic dobrego i to jest toksyczna rodzina, która krzywdzi samą siebie oraz wszystkich, którzy mają pecha i się do niej zbliżą. W 4 serii jeszcze bardziej widać jakie złe zdanie o monarchii i tej rodzinie ma Peter Morgan. Nie pamiętam, czy w filmach o rodzinie królewskiej do których pisał scenariusze, też ich tak przestawiał?
I dla mnie to dobrze, bo ogląda się trochę jak angielską wersję Sukcesji, choć podobno ten sezon wyjątkowo nie podoba się rodzinie królewskiej, co mnie wcale nie dziwi. Dzięki temu jak ostry Peter Morgan jest dla rodziny dostałem najlepszy sezon, choć niepozbawiony wad.
Oczekiwałem na 4 sezon też dlatego, bo pojawiają się w nim księżniczka Diana i Margaret Thatcher. Są to kobiety, które interesują mnie w jakiś tam sposób, znam je z innych dzieł. No i sporo z wydarzeń kojarzę z telewizji, z prasy. Ale tak naprawdę serial zacząłem oglądać od razu jak pojawił się 1 sezon, bo od premiery w 2016 roku Gillian Anderson mocno promowała serial w swoich mediach społecznościowych, równie mocno co 10 sezon XFiles i 3 sezon The Fall, które miały premierę w tym samym roku. Nie tylko promowała serial, ale też zaczęła się pojawiać na różnych nagrodach razem z ekipą serialu, mimo tego, że oficjalnie nie miała nic z serialem wspólnego, poza tym że twórca serialu to jest facet aktorki. Choć nie pamiętam czy akurat jak była premiera 1 serii to już byli razem.
Więc w fadomie Gillian Anderson, zwłaszcza jak Peter Morgan zapowiedział zmianę głównej obsady co dwa sezony, a amerykańsko angielska aktorka podpisała umowę z Netflixem na serial Sex Education, to od premiery 1 serii The Crown mówiło się, że zagra w tej produkcji. Początkowo były plotki, że królową albo jej siostrę zagra, ale nie wierzyłem w to, bo aktorka nie lubi się angażować w główne role w serialach na długie lata, po 9 latach grania w Archiwum X (plus dwa sezony po latach), a nawet jak gra ileś sezonów, to są role w produkcjach, które mają mało odcinków w sezonie jak np The Fall czy Sex Education. Podejrzewałem, że to będzie raczej rola drugoplanowa. Więc oglądałem na bieżąco i nie musiałem nadrabiać teraz trzech serii, a z Gillian Anderson oglądam dosłownie wszystko, czyli to był dobry plan być na bieżąco z serialem. No i tak jak podejrzewałem jest to rola drugoplanowa. Nie ma Margaret Thatcher w czterech z 10 odcinków, jak mnie pamięć nie myli.
Przyznam, że dzięki znajomości z fanami aktorki, którzy wiedzą sporo rzeczy nim pojawią się oficjalnie, to dowiedziałem się chyba rok przed ogłoszeniem oficjalnie, że Gillian zagra w The Crown panią premier, więc mnie ta informacja w ogóle nie zaskoczyła. Zresztą była taka sytuacja jak na jej oficjalnej stronie (GAWS), podali informację o roli pani premiery kilka m-cy za wcześnie i po kilku godzinach zniknęło info, a aktorka pytana niby mówiła, że nic nie wie ojakiejkolwiek roli w serialu, nie może nic powiedzieć, ale tak że było widać, iż coś jest na rzeczy.
A co do oceny roli Anderson to powiem tak, że Margaret Thatcher to tak charakterystyczna postać z zachowania, mowy ciała i tak charakterystycznie mówiła, że łatwo przesadzić i pójść w parodię, przeszarżować jak się gra taką postać. Wiem że większość chwali Anderson, ale też jest kilka głosów, że przestrzeliła mocno z rolą aktorka. Ja przyznam się, że początkowo miałem tak, że widziałem Anderson w przebraniu, a nie Thatcher, ale kupiła mnie szybko, bo już w scenie w pierwszym odcinku, gdy mówi przez telefon do królowej, że załatwi IRA.
Zresztą w każdym odcinku ma scenę, w której aktorsko się może wykazać, np. w scenie gdy mówi wiersz o przyjaciołach i wrogach, czy po wydarzeniach z synem wkurza się i wyładowuje na swoim pracowniku, jak mówi jej o Falklandach, albo w odcinku o pewnym słynnym nieporozumieniu między panią premier i królowa. Najlepsze sceny to są wspólne Olivii Colman i Gillian Anderson. Widać, że chłopak aktorki pisał jej dialogi pod nagrody by mogła się wykazać.
Anderson udało się stworzyć prawdziwą postać z krwi i kości, która jest twarda w polityce, ale w scenach rodzinnych, zwłaszcza z mężem, to wypadają razem uroczo, zabawnie, jak np. scena gdy mąż jej zarzuca, że go nie słucha, gdy przyjechali do królowej na przyjęcie, a nawet było mi jej szkoda w scenie z głupią zabawą z rodziną królewską.
Ale też mam jedną uwagę co do wątku Thatcher, że za mało pokazano jej polityki, to jak Anglia się zmieniła za jej rządów, dlaczego głosowano na nią kilka razy i czemu straciła sympatię. Z jednej strony rozumiem, że nie pokazano burzliwej sytuacji w Wielkiej Brytanii za rządów Thatcher, jak strajki, górnicy, bezrobocie, IRA, bo to nie serial o pani premier, tylko królowej i jak inne postacie orbitują wokół Elżbiety, ale z drugiej strony przydałoby się zobrazowanie bardziej dokładne, bo z serialu dowiadujemy się o sytuacji w Anglii z telewizji, radia, jak ktoś powie, że Thatcher przez Anglików nie jest lubiana (łagodnie mówiąc), że jest bezrobocie duże, a potem się okazuje, że znowu ją wybrano.
Gdyby nie odcinek o włamywaczu, który zakradł się do sypialni królowej, w którym pokazano trochę problemów zwykłych anglików, to można by odnieść wrażenie, że nie było tak źle w Anglii za rządów pani premier i zastanawiać się dlaczego Żelazna Dama była (jest) tak znienawidzona przez mieszkańców Wielkiej Brytanii. Bo z serialu wychodzi, że to była babka walcząca o swoje, nawet jak ma kontrowersyjne poglądy dla niektórych, uparta, stawiająca na swoim, a nie zło wcielone, tylko kobieta z krwi i kości, mająca zalety i wady. Doszło do tego, że ja w finale jej współczułem i było mi jej szkoda, a nie jestem pewien, czy Peter Morgan miał taki zamiar, by tak ją ostatecznie pokazać. No i jeszcze jedna uwaga, jak dobrze grała Anderson to w finale miałem wrażenie, że oglądam 70 letnią babcię. Czasami wyglądała jakby chciała się rozpłakać (w 1 odcinku też takie wrażenie miałem), trzęsła się jej broda, ale może też dlatego, bo akcja finału dzieje się 10 lat po 4x01.
Z wywiadów wynika, że Gillian Anderson tak naprawdę nie miała zdania o pani premier, bo nie mieszkała w Anglii w czasie jej rządów i może dlatego tak ją zagrała, podeszła do tej roli bez żadnych uczuć, jak do czystej karty. Ale też po obejrzeniu całości odniosłem wrażenie, że Peter Morgan ma więcej empatii do Żelaznej Damy jak do większości członków rodziny królewskiej. No i to mnie totalnie zaskoczyło, bo raczej Morgan i reszta ekipy nie popierają Thatcher. Pewnie scenarzysta ma taką opinię o tej postaci jak 99% Anglików, ale widocznie jeszcze bardziej nienawidzi rodziny królewskiej i monarchii.
Anderson gra tak, że wkurza jej postać, ale też można poczuć do niej sympatię ,współczucie albo rozbawienie co do tej zachowania, np. w scenie, gdy mąż mówi jej, że nie słucha go i zaczynają się przekomarzać to poszła mocno w komedię i wyszło to fajnie. Gillian przyznała w jednym z wywiadów, że chciała grać subtelniej, ale wymagali od niej by poszła bardziej, w przerysowanie postaci. No i gra bardziej, ale też nie przeszarżowała roli. Choć rozumiem tych widzów, którzy narzekają, że mocno przeszarżowała.
Powiedziała też, że był plan by dokleić jej sztuczne zęby, ale nie zdecydowali się na to i dobrze, bo pewnie rozpraszało by to jak zęby, które przyklejono Malekowi w wiadomym filmie, w którym grał Mercury'ego. Uważam, że to kolejna jej znakomita rola, ale też nie uważam za jej najlepszą, że wspięła się na wyżyny, jak niektórzy twierdzą, tylko to jest wysoki poziom do jakiego przyzwyczaiła przez wiele lat, więc dla mnie nie ma zaskoczenia jak gra. Choć też ma wpadki w swojej filmografii, ale nawet w słabszych rolach wypada w najgorszym razie ok dzięki swojej charyzmie i talentowi, w (prawie) każdej roli jest jakaś, wyróżnia się na tle innych aktorów. Dla mnie wciąż jej najlepszą rolą, która ona sama jak i krytycy uważają za jej opus magnum, to rola główna w sztuce Tramwaj zwany pożądaniem.
Jedyny problem jaki mam z Anderson, to taki który mam od jakiś 5 lat. Chyba zaczęło się to od pierwszego powrotu XFiles i finałowej serii The Fall, czyli w każdej roli charczy, chrypie tak, jakby miała zapalenie krtani (pamiętam że nawet na reddicie fani zadawali pytania "co z głosem aktorki się dzieje?"). Początkowo myślałem, że tak gra, ale też w wywiadach mówi takim głosem z chrypką i to mocno rozprasza. Ale też nie mówi tak cały czas, raz chrypa jest mniejsza, innym razem większa, a czasami ma normalny głos, ale jest to bardzo irytujące.
Ale ciekawe, że dla mnie najlepsze odcinki, choć większość jest dla mnie na bardzo dobrym poziomie, to też te w całości poświęcone Karolowi i Dianie, w których nie ma Gillian Anderson, więc nie jest tak, że podoba mi się 4 sezon najbardziej ze wszystkich, tylko dlatego, bo występuje jedna z moich ulubionych aktorek.
A co do Diany to debiutująca w tej roli młodziutka Emma Corrin jest świetna. Niektórzy uważają, że gra zbyt idealną dziewczynę, bez wad, a moim zdaniem wcale tak nie jest. Oczywiście budzi sympatię, ciekawość i fascynuje od pierwszej sceny jak się pojawia, ale też nie jest tak, że pokazano ją tylko jako ofiarę. Są delikatne sugestie, że ona chciała wyjść za Karola, że jej marzeniem było uwielbienie tłumów, co pokazuje scena jej pierwszego spotkania z dziennikarzami, gdy uśmiecha się. Odniosłem w tej scenie wrażenie, że dziewczyna nie tyle naiwnie wpadła w sidła rodziny królewskiej co wiedziała na co się pisze.
Z jednej strony cieszę się że Elizabeth Debicki zagra starszą Dianę, ale z drugiej strony będę tęsknił za młodszą Dianą w wersji Emmy Corrin, która nie ustępuje aktorsko starszym aktorom.
Podsumowując dla mnie to najlepszy sezon ze wszystkich i nie tylko z powodu Gillian Anderson jak zaznaczyłem wcześniej, ale też niepozbawiony wad, bo niektóre wątki jak choćby politykę Margaret Thatcher można było lepiej pokazać. No i zbyt szybkie przeskakiwanie od wątku do wątku. Choć to problem od 1 serii, bo The Crown, to trochę taki procedural, gdzie co epizod dostajemy inną historię/inny problem. No i przez takie przeskakiwanie to czasami umykają przemiany bohaterów, zmieniają się nagle postacie i nie wiem dlaczego.
Inna sprawa jak podchodzi się do tego, jak bardzo serial jest oparty na faktach, bo jak w większości dzieł tego typu można mówić jedynie o inspiracji faktami. Nie interesuję się aż tak historią Wielkiej Brytanii lat 70, 80, ale na tyle kojarzę poszczególne wydarzenia związane z rodziną, polityką, że wiem co ominął Peter Morgan (choć akurat to że ślubu Karola i Diany nie pokazano to mi nie brakuje, bo można go zobaczyć na youtube, jak ktoś nie pamięta) i trochę jednak szkoda.
Ale mimo wszystko bawiłem się na 4 serii lepiej jak na poprzednich trzech seriach, bo serial zrobił się ciekawszy, dzięki temu że Peter Morgan postanowił walić wprost ze swoim przekazem, być ostrzejszy ze swoimi poglądami, wiec trochę ogląda się Koronę jak angielską wersję Sukcesji.
A zapomniałbym wspomnieć, że soundtrack jest świetny, jakoś wcześniej nie zauważyłem, nie był słyszalny dla mnie w seriach 1-3. No i dużo w 4 serii jest humoru, nawet w scenach dramatycznych i poważnych, jak wątek z włamywaczem i jego teksty w urzędzie pracy, np. nazywam się James Bond, albo scena gdy Menzies mówi o idach marcowych i Juliuszu Cezarze (czy tylko ja uważam że to nawiązanie do serialu Rzym, w którym grał Brutusa?). Nie pamiętam czy w seriach 1-3 też był humor, ale dzięki temu oglądało się 4 sezon lekko. Płynie się przez historie tak szybko, że nawet nie spostrzegłem się jak byłem już po finale. Więc postawię 8/10, bo bawiłem się lepiej jak na poprzednich trzech seriach i czekam na ostatnie dwa sezony.
|