W końcu mogę coś porządnie powiedzieć o Imaginaerum. No, kurczę. Teraz jak ktoś mi się odważy powiedzieć, że Nightwish jest do dupy bez Tarji, to znaczy, że: 1. Nie słuchał jeszcze najnowszej płyty owego zespołu. 2. Się nie zna!
Pierwsze co się słyszy to różnorodność i chęć eksperymentowania, muszę przyznać, że udanego. Toumas naprawdę się postarał w czasie tworzenia tych kompozycji. Na pewno cała płyta stoi na o wiele wyższym poziomie niż poprzednia płyta. Po pierwsze to coś w stylu "koncept" albumu, mimo tego, że do końca nim nie jest. Po drugie czuć tutaj "filmowość" i obrazowość piosenek, a to moim zdaniem duży plus, szczególnie mając na uwadze to, że powstanie na podstawie płyty film. Każdy kawałek to obraz jakiejś sceny, a muzyka świetnie łączy się z tekstem piosenki i nie są to jakby dwa odrębne światy. Dopełniają się, a to dla mnie jest bardzo ważne - dlatego kocham Theriona, bo tam to jeden świat - przez co też owa płyta jest... hmmm teatralna jakby. Widać to szczególnie po wokalu Anett, który...
No właśnie. Zmienił się. Kurde, no widać, że dziewczyna ćwiczyła, koncerty dużo jej dały i za pewne te kilka chwil spokoju, dzięki czemu mogła poćwiczyć. Wiadomo ciąża też robi swoje
Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że w studiu muzycznym można zrobić wszystko, ale to co ona zrobiła w "Scaretale" Tarja nie zrobiła by nigdy i właśnie tutaj powstaje pytanie, czy gdyby Tarja, była w zespole, to czy powstała by ta płyta? Myślę, że nie. I pomimo tego, że T. jest genialną wokalistką, ale tylko wokalistą operową, a przy prawdziwych operowych wokalistkach to ona jest dupa, nie śpiewaczka. Jej śpiew jest zbyt jednowymiarowy, na każdej płycie brzmi tak samo co w pewnym sensie nie daje zespołowi eksperymentować muzycznie. Koniec z tymi quasi-operowymi brzmieniami, witajcie teatralne kawałki. I to jakie!
I dlatego pierwsze co widać na tej płycie to pozytywna zmiana jej podejścia do śpiewania, jest bardzo różnorodne, ale o tym dalej, kiedy będę pisał o każdym kawałku, po kolei.
Kolejnym zaskoczeniem jest to, że nie ma tutaj czegoś takiego, że wokal Anett, gryzie się z Marco, albo są pojedyncze kawałki, gdzie każdy śpiewa sam, oczywiście, że są, ale kiedy zaczynają śpiewać razem dopełniają się. Czego nie zauważyłem w momencie śpiewania Tarji i Marco. Czasami ich wokale się gryzły.
Ok, to teraz tak po kolei z piosenkami:
1. Taikatalvi - tutaj śpiewa sam Marco, po fińsku, co oddaje klimat kołysanki, a ta piosenka nią jest. W tle leci pozytywka, a Marco, spokojnym głosem do niej podśpiewuje. Bardzo dobry początek.
2. Storytime - singiel wydany przed samą płytą, obdarzony też teledyskiem ,który tak naprawdę jest "making of..." z filmu. Kurcze, no sam może kawałek nie jest jakiś wyśmienity, po prostu dobra kompozycja, ale na całość płyty wydaje się akurat, zwiastuje bardzo dobry początek. Wokal jest tutaj odpowiedni, Anett, brzmi tutaj jak dziecko, dziewczynka, co w pełni oddaje tekst piosenki, jak i kontrastuje z resztą płyty.
3. Ghost River - no, piosenka mega. Czuje się, ten moment płynięcia w niebezpiecznej wodzie, jakim jest życie, i właśnie ten numer doskonale obrazuje sytuacje, w jakiej my słuchacze się znajdujemy, musimy poczuć ten motyw, jaki chce nam przekazać kompozytor. To naprawdę wspaniała podróż. Pięknie sprawdza się tutaj wyliczanka nucona przez Marco i dziecięcy chór.
"He will go down he wil drown drown, deeper down
The river wild will take your only child
He will go down he wil drown drown, deeper down
The mills grind slow in a riverbed ghost town
He will go down he wil drown drown, deeper down
If you want me, then do come across"
Śpiewają na zmianę Anett i Marco - tutaj już widać, to co opisałem wcześniej, o połączeniu ich głosów.
4. Slow, Love, Slow - To już totalnie zaskoczenie, mimo tego, że wiedziałem, że coś takiego ma się ukazać, nie wiedziałem, że aż w takim stopniu, myślałem, że ma to być tylko część piosenki, a nie ona cała. Bowiem nr. 4 to smooth jazzowy kawałek. Nie znam się na jazzie, ale na pewno nie jest to jakaś wielka kompozycja, tylko coś co ma przypominać jazz, ale moim zdaniem to się udało. Dla takiego lajka jak ja, to bardzo fajna, udana jazzowa piosenka. Spokojna balladka.
5. I Want My Tears Back - wydaje mi się, że może to być kolejny płytowy singiel. Melodyjny, prosty i chwytliwy. Świetnie brzmią tutaj dudy i skrzypce. Trochę niektórym mogą przeszkadzać klaskania, ale doskonale oddają one skoczność tej piosenki. Wydaje mi się, że o to chodziło. Piosenka biesiadna trochę. Wywijanie nogami w kółku przyjaciół w jakiejś knajpie. I do tego tekst piosenki: taki trochę właśnie o tym, że mężczyźni jakby płaczą za tym, że nie mogą być ze swoimi kobietami.
6. Scaretale - nie powiem, mój chyba trzeci ulubiony kawałek z tej płyty. Zaczyna się od dziecięcego chóru- wierszyka, które może pokonać złe koszmary. A jakże ta piosenka to właśnie koszmar. Kurde zakochałem się tutaj w głosie Anett, brzmi jak CZAROWNICA! to jest genialne. Doskonale oddaje tekst piosenki, to jak zła czarownica chce zjeść dzieci, usypia je, wyciąga wszystkie dziecięce koszmary, ale najpierw musi je zaciągnąć do siebie, a czym to robi? No wiadomo wizją cyrku, zabaw. No pięknie to wszystko współgra ze sobą i kontrastuje z Storytime.
7. Arabesque - to już instrumentalny kawałek. Zadziwiają jakieś egzotyczne instrumenty, czuć tutaj orient, trochę takiej wschodniej pustyni.
8.Turn Loose The Mermaids - odpoczynek w podróży. To też sie czuje. I zaskoczenie w postaci muzyki przypominającej tej ze spaghetti westernów. Ja wiem, że Toumas, bardzo by chciał zrobić muzykę do filmowej wersji Mrocznej Wieży, to jedno z jego największym marzeń. Dzięki temu kawałkowi, wiem, że mogłoby mu się to udać.
8. Rest Calm - kolejna piosenka- singiel, ale o dziwo o wiele lepsza niż Storytime. Fajna solówka, bardzo dobrze brzmi tutaj orkiestra, jest tak jakby trochę ponad instrumenty zespołu i piękny, wzruszający tak naprawdę moment śpiewu Anett z chórem dzieci. Wspominki na łożu śmierci takie trochę.
9. The Crow, The Owl And The Dove - chyba najlepsza ballada Nightwisha! Bije na głowe "While your lips are still red" - które moim zdaniem było najpiękniejszą, spokojną piosenką N. No, ale teraz jest to. Połączenie Marco i Anett wypada najlepiej właśnie w tej piosence. I jeszcze sens tekstu, bardzo piękny. To trochę też powrót do korzeni, pierwszego sensu Nightwisha, czyli piosenek, prostych, które mogą zostać zagrane i zaśpiewana przy ognisku, w gronie przyjaciół, swojej miłości.
10. Last Ride Of The Day - chóry, trochę czujemy tak jakby wokalistka wyprzedzała resztę zespołu, instrumenty, które muszą ją gonić. Nakręca to słuchacza. Trochę jakbyśmy byli na festynie, na rollercosterze
11. Song Of Myself - chyba najlepsza piosenka Nightwisha ever. Mocarny chór, piękność przesłania tekstu piosenki, kwintesencja tego zespołu. Ona jest smutna tak naprawdę. W tej piosence siedzimy w głowie Toumasa i tylko przytakujemy, widzimy to co on nam chce pokazać, może tego nie zauważamy, ale spotykamy na co dzień. Czasami sami w tym uczestniczymy. Jest to swoista kontynuacja, czy wersja poematu Walta Whitmana, owy wiersz nazywany jest kwintesencją jego poetyckości, rdzeniem. Muzycznie Song Of Myself, jest tak samo rdzeniem wszystkich piosenek Toumasa. Najlepsze co mogło wyjść z jego głowy. Od 7 minuty, jest to recytacja, hmm nawet nie wiem jak to napisać, "mówiona część" - Love - w której mówią osoby bliskie zespołowi: przyjaciele, rodzina.
12. Imaginaerium - to zbitek wszystkich motywów z płyty. 6 minutowy kawałek zagrany przez orkiestrę - połączenie wszystkich charakterystycznych cech z całego albumu. Istne Imaginarium kompozytora Toumasa.
To naprawdę idealna płyta, i z niecierpliwością czekam na film, który będzie obrazem tego albumu i wydaje mi się, no trudno na razie stwierdzić, ale może to być najlepsza płyta Nightwisha. Ja nie widzę, żadnego słabego punktu. Najlepiej zapoznać się samemu, ponieważ ta płyta wywołuje emocje, a każdy odczuwa je inaczej. I myślę, że nawet jeżeli nie słucha się Najtwisza, albo słucha tylko trochę to z płyta należy się zapoznać.