Marudziłem o ten temat, a teraz nic w nim nie piszę
Ok, czas to nadrobić z nawiązką
Generalnie muzyki azjatyckiej słucham już od ponad dekady i traktuję ją jako ważną cześć mojej muzycznej edukacji (pomijając czasami jej jakość...). Zacząłem od anime i piosenek/soundtracków z nich. Przede wszystkim w głowę wszedł mi OST do "Księżniczki Mononoke":
I to był pierwszy punkt zaczepienia. Drugim były openingi z puszczanych w Polsce Dragon Balla, Pokemona i Slayers. Doszło do tego, że sprowadziłem sobie kompilację piosenek z DB z USA chyba...
Potem poszło już w tej materii z górki i oprócz samych piosenek z seriali zacząłem wyłapywać poszczególnych wykonawców. Co jeszcze z tego okresu pamiętam najmocniej?
Ryjącą dynię piosenkę z DiGiCharat:
Intro z X:
Cudowne intro z Evangeliona:
I przede wszystkim GENIALNĄ muzykę z Cowboya Bebopa. Tutaj nawet nie wiem, który utwór wybrać, bo to zadanie ponad moje siły, ale niech będzie to:
Jakoś w tym samym czasie zacząłem poznawać japoński rock. Na początek poszedł tradycyjnie już X-Japan, ale też GLAY, L'arc-en-ciel, Pierrot i wiele innych.
Najbardziej jednak wszedłem w dokonania Dir en greya i D'espairsRay. Z tym, że tych pierwszych lubiłem w zasadzie tylko z okresu od "Kisou" do "Vulgara", to był ich szczyt.
A DespairsRay przestałem w zasadzie słuchać po premierze ich pierwszego albumu. Do dnia jego wydania mieli na koncie wyłącznie genialne piosenki, potem było coraz gorzej niestety...
Jeśli chodzi o damskich wykonawców, to tutaj prym wiodły zespoły z gitarami, takie jak ZONE, MARIA, Nakanomori Band, czy ostatnio Stereopony.
Ale najbardziej zrył mi banię japoński pop, a konkretnie girlsbandy
Na punkcie SweetS miałem długo fazę, ale tym co mnie pochłonęło bez reszty był Hello! Project, czyli kombajn wielu zespołów i solistek słynących niekoniecznie z dobrych wokali, ale za to słodkich twarzyczek i miliarda produktów do sprzedania... Znaczy się, wiele piosenek do dzisiaj lubię posłuchać, ale tutaj nie zawsze chodziło tylko o utwory jednak. Co prawda nie mam już swojej kolekcji w całości, ale swego czasu doszedłem do takiego stopnia zwichrowania, że jako pierwszy w Polsce, a chyba i w Europie załatwiłem sobie demówki Berryz Koubou sprzedawane tylko na jednym koncercie w Japnii (dwie sztuki obydwu w sumie
). Taaaa, to może ja przejdę do muzyki. Najbardziej lubiłem Morning Musume i Berryz Koubou:
I to w sumie tyle. Obecnie słucham azjatyckiej muzyki rzadziej niż kiedyś, ale lubię do niej wracać. Póki co wkręcam się w koreańskie girlsbandy