No dobra... chyba przyszedł na to najwyższy czas, oto
PODSUMOWANIE MUZYCZNE ROKU 2016!Ale to był dobry rok, ja nie wierzę w ogóle! 2015 się zapowiadał na coś niesamowitego, a wyszła kaszana, a tu kompletnie na odwrót! Poza kilkoma świetnymi płytami, jednym arcydziełem (hehe, ciekawe jakim) i jeszcze innymi całkiem niezłymi, mnóstwo powrotów do znanych już wykonawców i w ogóle, wydaje mi się, że takie to dobre było, bo jakoś mniej czasu miałem na słuchanie i dzięki temu, każdy dźwięk dwa razy lepszy był. No ale do rzeczy...
PŁYTA ROKU 2016:
Megadeth - DystopiaCzy ja to w ogóle tłumaczyć muszę?
Nie powiem, trochę byłem obsrany, bo nie dość, że ostatnie Super Collider było cienkie jak sik pająka, to jeszcze potem perkusista i gitarzysta poszli w odstawkę. Ale zastępstwa to strzał w dziesiątkę, potem trzy single - mistrzostwo świata no i ostatecznie płyta, wiadomo, arcydziełko
O ile Chris Adler na perkusji to był pewniak i tu wcale mnie nie zaskoczyło, że zmiażdżył system, o tyle Kiko Louriero to odkrycie roku jak nic. Świetny facet, niesamowity talent, od czasu Friedmana nie było takiego kozaka w zespole. Gra z jakąś taką gracją, a jego melodyjne wstawki bardzo przyjemnie kontrastują z wiecznie wściekłym Dejwem, no i panowie się uzupełniają tak, że to głowa mała. I ostatecznie płyta nie tylko jest mocna i szybka, ale też agresywna, dźwięczna i nie porzucająca thrashowych zasad ani na moment. Comeback pełną gębą.
Co my tam dalej mamy? Ano na przykład
Death Angel - The Evil Divide. Zespół, który wygrał te moje płytowe rankingi i w 2010 i w 2013 roku tu przegrał tylko dlatego, że musiał walczyć z Megadethem. Ale oni to już mnie przyzwyczaili do niesamowitego poziomu, także to żaden zaskok. Jakaś taka niesamowita radość z tej ich gry wychodzi i pomimo, że niby grają cały czas to samo, to nie nudzą, a to w thrashu wyczyn, bo jakimś tam Slayerom czy innym Destruction kompletnie nie wychodzi. A jak już przy thrashu i zespołach, które niby grają w kółko ten sam album, ale zachwycają -
Testament - The Brootherhood of the Snake. Zaraz za Exodusem, to chyba najagresywniejszy i najbardziej headbangingowy zespół z tych słuchanych przeze mnie. Kozak płytka.
Z tych niemetalowych -
Kult ze swoim
Wstydem nie przyniósł - a jakże - wstydu. Mocarne kompozycje (Dwururka!), mnóstwo energi, Kazelot w formie, bardzo przyjemne słuchadło.
Bracia Figo Fagot - Disco Polo, choć udostępnili przez ostatni rok połowę płyty w postaci singli, to i tak nie zawiedli, choć poziomu poprzedniej płyty nie osiągnęli. Takie to - do pośmiania, do pośpiewania, ale wygląda bardziej jak EP niż album z prawdziwego zdarzenia.
Oddzielny akapit dla płyt, o których tak naprawdę nie wiem, co sądzić. Pierwsza z nich to
Avenged Sevenfold - The Stage. No nie wiem, nie wiem... Nie wiem. Album porządny i to nawet całkiem niezły, jest kilka świetnych kompozycji (tytułowa, God Damn), ale dla mnie to jak krok wstecz. Na Hail to the King obrali kierunek, który pasował mi idealnie. Jak nowe Iron Maiden, tylko trochę mocniejsze. Trzymali się klasyki i urozmaicali na swój sposób, a tu? Jakbym słyszał A7X z 2006 roku z elementami progresywnymi i trochę bardziej złożone. Wydaje mi się, że płyta bardziej by mi się spodobała, gdyby wyszła od innego zespołu
Jakieś to dziwne, słucham już któryśtam raz i wciąż nie mam pojęcia, czy zachwalać czy może ich pocisnąć, bo tu nawet jakiejś kozackiej solówki nie ma, co by się nią fascynować. Nie wiem, może przy czterdziestym przesłuchaniu w końcu do mnie dotrze ostateczne stanowisko. Druga "tego typu" płyta to - OCZYWIŚCIE -
Metallica - Hardwired... to Self-Destruct. No... także tak, przesłuchując płytę po raz pierwszy byłem podjarany jak nie wiem co, bo serio chciałem, żeby się Metallice udało i tak słucham, no pierwszy kawałek kozak, potem słabo, słabo, jest Moth into Flame więc znów kozak, a potem to już tragedia, jak Load/Reload tylko w nowej wersji... wszystko powolne, ciężkie, leniwe riffy i mało energii... i słucham tego i słucham, jestem wkurzony niemiłosiernie na ten zespół, bo mi kazali tyle czekać na takiego kasztana i mam już w głowie hejty przygotowane, aż tu nagle nadchodzi utwór ostatni, mianowicie Spit Out the Bone... O MÓJ BOŻE! Co tu się w ogóle dzieje? Przecież to jest doskonałe nawet patrząc przez standardy Metalliki lat 80. Siedem minut metalowego arcydzieła, jest niesamowite tempo, świetne melodie, James z takim powerem jak nigdy... to jest jak nic piosenka roku! Brzmi jak Dyers Eve 2.0. Tak mnie oczarowała, że szczerze mówiąc mam w dupie całą resztę płyty, bo tym kozakiem Metallica zmazała wszystkie muzyczne grzechy od lat 90. Nie wierzę, że to ich
To jest zbyt dobre po prostu
I właśnie przez to mam problem z oceną, no.
A tu lista tego, co jeszcze mi się całkiem podobało, ale nie chce mi się o tym pisać:
- Luxtorpeda - MYWASWYNAS
- Hunter - Niewolność (Riposta Drugoklasisty to kozak!!!)
- Gojira - Magma
- Vektor - Terminal Redux
- Anthrax - For All Kings
- Katatonia - The Fall of Hearts
- Destroyer 666 - Wildfire
No, także dziękuję za uwagę i w 2017 wchodzę z wielkimi nadziejami (głownie dzięki singlom Kreatora)