Pierwszą moja przygodą z pisarzem jak i pierwszym kontaktem z "Ucztą Wyobraźni" był zbiór powiązanych ze sobą - mniej lub więcej - opowiadań o nazwie
Viriconium. Wszystkie opowiadania (jest ich 10) powiązane są z tajemniczym, bogatym kulturowo i historycznie, tytułowym miastem czyli Viriconium. Viriconium zwane także "pastelowym miastem" lub wcześniej w innym wymiarze lub czasie "Uroconium" to fantastyczne , pełne baśniowych zwrotów w swojej historii miejsce, które uwikłane jest w wiele konfliktów i plag.
Wszystkie opowiadania powstały w różnych odstępach czasowych na przestrzeni wielu lat. Mamy opowiadania długie jak i króciutkie, zawarte w kilkunastu stronicach.
Powiem szczerze, że lektura była dosyć ciężka. były momenty, że chciałem rzucić tą książkę w cholerę ale były też momenty (których było zdecydowanie więcej), że nie mogłem się od niej oderwać. Harrison ma specyficzny styl pisania. Jego język jest piękny, poetycki a zarazem chaotyczny. Potrafi on "walnąć" takie metafory, przenośnie, że nie sposób się w nich nie pogubić lecz po jakimś czasie dopiero widać zawarty w nich przekaz. Ten przekaz to nic innego jak piękność jego słów, która sprawia, że jego dłuższe opowiadania tj. "Pastelowe miasto" czy "Skrzydlaty sztorm" są epickie i czuć w nich rozmach. Potrafi o jednym zdaniem zmieść czytelnika z fotela.
Zdecydowanie najbardziej podobało mi się opowiadanie "Pastelowe miasto". Takie typowy baśniowy klimat podobny trochę dla mnie do
Władcy pierścieni. Bardzo ciekawa fabuła z ciekawym zakończeniem. Podobne odczucia mam do "Skrzydlatego sztormu", choć to opowiadanie sprawiło mi sporo trudności w lekturze. Miałem wrażanie, że chodzi o przerost formy nad treścią ale jak już napisałem, z perspektywy czasu (kolejnych kilku stron) to co tak mnie męczyło wydawał mi się czymś pięknym i wybitnym.
Viriconium to specyficzny zbiór. Albo się go pokocha albo się go znienawidzi. Na mnie ta pozycja wywarła duże wrażenie mimo dość ciężkiej lektury. Pozostałe opowiadania nie trzymają tak wysokiego poziomu jak dwa wyżej wymienione choć nie są złe.
Jak dla mnie ocena 8/10.
Druga książką Harrisona w moim czytelniczym dorobku jest
Światło. No tutaj to już nie mam się czego przyczepić. Powieść składa się z trzech historii. Jedna dzieje się w czasach współczesnych, natomiast dwie pozostałe dzieją się w dalekiej przyszłości, w roku 2400.
Nie jest to także łatwa lektura. głównie ze względu na dużo terminów z fizyki kwantowej. Także język pisarza nie stał się nagle prosty w odbiorze. Choć tutaj jest łatwiej, to i tak poraża swoim wydźwiękiem. Harrison niczym czarodziej zawładną moją wyobraźnią. To jest to co lubię w science fiction. Przypomniała mi się opowieść Silenusa z
Hyperiona. Przyszłość pełna chaosu i ludzi zatraconych w swoim człowieczeństwie. Ludzi którzy są niczym w porównaniu z ze ogromem wszechświata i jego tajemnicami. Do tego te koty. Biała kotka i czarny kocur. Nie mogę się doczekać momentu gdy wezmę się za
Nova Swing. O kotach było tez w
Viriconium ale nie pamiętam czy występowały tam "te dwa". Biały i czarny.
Wszystkie trzy historie przedstawione nam w
Świetle są bardzo ciekawe i powiązane ze sobą. Swój finał mają jakby w jednym czasie, w jednej rzeczywistości. Samo zakończanie jest fenomenalne i zarazem kuriozalne moim zdaniem. Nie spodziewałem się takiego, choć opis na okładce sugerował co nieco. Ocena 10/10
Reasumując. Proza M. Johna Harrisona nie jest łatwa w odbiorze, leczy gdy się do niej przyzwyczaimy to otwiera się przed nami niesamowita forma jaką Harrison przyozdobił niezwykle ciekawe, choć trochę chaotycznie napisane historie. Jego książki są na pewno godne polecenia. Mnie wciągnęły na tyle bardzo, że już mam na celowniku
Nova Swing. Chce poczytać dalej o tych kotach