Strony: [1]   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Clive Staples Lewis  (Przeczytany 2927 razy)
dampf

*

Miejsce pobytu:
Trójmiasto




« : Listopada 27, 2011, 13:53:11 »


Clive Staples Lewis, urodzony 29 listopada 1898 r. w Belfaście, zmarły 22 listopada 1963 w Oksfordzie, brytyjski pisarz, historyk, filozof i teolog, członek grupy Inklingów. Stworzył cykl Opowieści z Narnii (The Chronicles of Narnia). Znany jest również z esejów religijno-filozoficznych.

Pochodził z rodziny anglikańskiej, lecz później stał się ateistą. W wieku 19 lat brał udział w pierwszej wojnie światowej we Francji. Po powrocie z wojny podjął studia na uniwersytecie oksfordzkim. W 1922 roku otrzymał stopień bakałarza literatury. Rok później był najlepszym studentem w Anglii, otrzymał państwowe wyróżnienia. Wykładowca Magdalen College na uniwersytecie oksfordzkim, później profesor literatury średniowiecznej i renesansowej na uniwersytecie w Cambridge.

W Oksfordzie C.S. Lewis związał się z kręgiem Inklingów, do którego należeli też m.in. J. R. R. Tolkien, Charles Williams i Owen Barfield ? nieformalną grupą, zajmującą się głównie dyskusjami o roli i kształcie literatury. Jej członkowie wspierali się wzajemnie w swoich literackich zamierzeniach, najbardziej głośny jest wzajemny wpływ Tolkiena i Lewisa.
Pod wpływem tych dyskusji rozpoczął się też proces powrotu Lewisa do chrześcijaństwa i Kościoła anglikańskiego. Nawrócenie Lewisa wywarło bardzo duży wpływ na jego twórczość, której znaczącą częścią jest literatura chrześcijańska. Po drugiej wojnie światowej Lewis stał się powszechnie szanowanym autorytetem w Kościele anglikańskim i wśród innych chrześcijan.

Wybrana bibliografia (sama proza beletrystyczna):

- Pakameria (1928)
- The Pilgrim's Regress (1933)
- Trylogia kosmiczna:
   - Z milczącej planety (1938)
   - Perelandra albo Podróż na Wenus (1943)
   - Ta ohydna siła (1945)

- Listy starego diabła do młodego (1942)
- Podział ostateczny (1945)
- Opowieści z Narnii:
   - Lew, czarownica i stara szafa (1950)
   - Książę Kaspian (1951)
   - Podróż Wędrowca do Świtu (1952)
   - Srebrne krzesło (1953)
   - Koń i jego chłopiec (1954)
   - Siostrzeniec czarodzieja (1955)
   - Ostatnia bitwa (1956)

- Póki mamy twarze ? Mit opowiedziany na nowo (1956)
- Letters to Malcolm: Chiefly on Prayer (1963)
- The Dark Tower and other stories (1977)

Powyższe informacje pochodzą z polskiej wersji wikipedii.

Lewisa czytałem do tej pory wyłącznie siedmiotomowy cykl narnijski i mam dosyć mieszane o nim uczucia. O ile tom 1 jest już tak powszechnie znany i wielokrotnie omawiany, że mam o nim już tylko średnią opinię, to części od 2 do 4 lubię i to bardzo. Prawdę powiedziawszy Lewis rozwijał swój narnijski świat i poczynając od "Lwa, czarownicy..." aż do "Srebrnego Krzesła" kolejne pozycje czyta się coraz to lepiej i lepiej. Są to w zasadzie te najbardziej klasyczne fragmenty dziejów Narnii. Trochę mniej znane są 5 i 6 pozycja, które opisują niejako inne wydarzenia, ale w zasadzie stoją one także na dosyć przyzwoitym poziomie i mi się akurat czytało je równie dobrze (zmiana bohaterów także wyszła w tym przypadku na dobre). Natomiast "Ostatnia bitwa", a raczej jej druga część to moim zdaniem katastrofa. Sam początek siódmego tomu jest rewelacyjny, wydaje się, że Lewis zakończy swój cykl w jakiś genialny sposób. Niestety. Moim zdaniem mamy tu do czynienia z zaprzepaszczoną szansą. Ja końcówki i rozwiązania akcji nie kupuję. Wiem, że takie, a nie inne załatwienie sprawy ma swoje uzasadnienie, ale no... nie jestem w stanie tego przyjąć do wiadomości i zwyczajnie uważam, to za zbyt banalne i przesłodzone.
Ogółem sam cykl lubię i wydaje mi się, że każdy powinien się z nim zapoznać, bo to niezwykle ciepłe i dobrze napisane historie.
Zapisane
Cichy
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Legionowo



WWW
« Odpowiedz #1 : Listopada 28, 2011, 10:49:45 »

Jakieś 6 lat temu czytałem cały cykl o Narni i wtedy bardzo mnie urzekły te historie. W pewnym momencie wpadłem w takie tempo czytania, że ostatnie tomy pochłonąłem w ekspresowym tempie i teraz przez to nic z nich nie pamiętam... Dlatego ciężko mi oceniać, czy końcówka serii faktycznie jest licha czy też nie do końca przekonująca. Jak pamiętam, nie miałem się do czego przyczepić, a nawet niektóre rozwiązania ostatniego tomu bardzo mi przypadły do gustu (ale jak mówię - to tylko wrażenia, teraz już nie pamiętam, do jakich wydarzeń w książce one się w ogóle odnosiły).

Za to zdecydowanym faworytem wśród tej serii jest dla mnie "Podróż Wędrowca do Świtu" - taki klimat bije od tej książki, taka tajemnica mórz, że aż czuję to coś, co porusza we mnie te wrażliwsze struny :).

Zacząłem też kiedyś czytać zbiór esejów o chrześcijaństwie, ale po jednym tekście książkę odłożyłem, bo nie było w niej dla mnie nic wówczas do mnie trafiającego i przemawiającego. Nawet nie pamiętam o czym był ten esej, zdaje się, że o muzyce kościelnej, ale głowy sobie nie dam uciąć :P
Zapisane
Paweł Mateja

*




« Odpowiedz #2 : Listopada 28, 2011, 11:08:09 »

Uwielbiam "Opowieści z Narni" - wszystkie tomy (choć "Koń i jego chłopiec" zawsze mniej mi się podobał - nie bawiły mnie nigdy przesadnie konie i wschodnie klimaty - może teraz inaczej bym to odebrał). Czasem sięgam po którąś z historii i mogę je czytać i czytać. Nie widzę w nich słabych punktów, bo wychowałem się na nich. Pierwszy raz czytałem "Lwa, czarownicę i starą szafę" chyba w pierwszej albo drugiej klasie podstawówki i dalej kolejne części. Wszystko wielokrotnie i bez znudzenia. Również oszałamia mnie nastrój "Podróży Wędrowca do Świtu", ale tak samo kocham "Srebrne krzesło" czy "Siostrzeńca czarodzieja". Wcześniejsze również. W sumie wszystkie :D

To jedne z najmagiczniejszych historii, jakie znam. Zwłaszcza uwielbiam te motywy przenosin między światami, te wszelkie drobne tajemnicze historie, jak początek "Lwa..." - fauna i bobry albo leśną chatkę borsuka i karłów w "Księciu Kaspianie". Wszystko to jest dziecinne i jakoś naiwne, ale jednocześnie nadal dla mnie czarowne i przyciągające. Lewis miał fantastyczne wyczucie baśniowości, które zawsze do mnie trafia.

Innych jego tekstów nie czytałem, ale na pewno sięgnę, zwłaszcza te niebeletrystyczne, okołochrześcijańskie.
Zapisane
Kaja

*




« Odpowiedz #3 : Grudnia 05, 2011, 19:40:45 »

Uwielbiam "Opowieści z Narnii. To jedne z tych niezapomnianych książek mojego dzieciństwa, które zawsze będę dobrze wspominać i lubić. Tata wielokrotnie czytał mi je, kiedy jeszcze sama nie potrafiłam. Dlatego zawsze lubiłam być chora, bo to wiązało się z całodniowym czytaniem :).

Moja ulubiona część to bezsprzecznie "Podróż Wędrowca do Świtu". Ma absolutnie genialny klimat - aż obejrzałam sobie mapę z książki. Te wszystkie tajemnicze wyspy! Każda przedstawiała zupełnie inny świat. Pamiętam, że strasznie podobała mi się przygoda na Wyspie Łachonogów. Mój tata czytał to na głosy i zawsze z niecierpliwością czekałam tego fragmentu :). Fascynowała mnie też wyspa, gdzie spełniały się koszmary senne. Do dziś nie mogę zapomnieć o gigantycznych nożycach zamykających się za statkiem... Duże wrażenie zrobiła też na mnie przygoda z wężem morskim - ostatnio znalazłam na strychu swój dziecięcy rysunek przedstawiający tą scenę. Nie sposób też zapomnieć o moim najulubieńszym bohaterze - Ryczypisku. Urocza, zawadiacka i odważna mysz uzbrojona w rapier :). Ech, te wspomnienia są bezcenne...

Pamiętam, że w czasach mojego dzieciństwa w telewizji była ekranizacja "Lwa, Czarownicy i starej szafy" (zdaje się, że produkcji BBC). Bardzo miło wspominam tę wersję. Za to do filmu sprzed kilku lat nie jestem zbytnio przekonana. O ile pierwsza część była prawie niemożliwa do sknocenia, to już "Książę Kaspian" mi się nie podobał, a na "Wędrowca..." nawet nie poszłam.

Jestem ciekawa dampf jaka jest Twoja opinia odnośnie stosunku Tolkiena do alegoryczności świata stworzonego przez Lewisa? Z tego co wiem, mimo że byli  bliskimi przyjaciółmi, mieli bardzo odmienne zdanie co do logiki tej opowieści. Tolkien miał sporo zarzutów tyczących się konstrukcji Narnii jako świata równoległego. W zasadzie równorzędnego z naszym oraz - jak wynika z "Siostrzeńca czarodzieja" - wieloma innymi światami posiadającymi odrębne osie czasu i prawdopodobnie budowę (świat Narnii był na przykład płaski i geocentryczny). Poza tym Tolkien był niezbyt przychylnie nastawiony do niespójności w nawiązaniach mitologicznych zawartych w tekście. Myślę jednak, że przeważający fakt to zastosowanie przez Lewisa prostej analogii łączącej chrześcijaństwo z postacią Aslana. Jak wiadomo Tolkien był zagorzałym przeciwnikiem alegorii i podkreślał wielokrotnie w stosunku do swoich własnych książek, że mają rozbudowaną symbolikę, nie są jednak alegoryczne.
O ile podoba mi się koncept równoległych światów i nie przeszkadza mi lekki miszmasz w nawiązaniach mitologicznych, o tyle w tej ostatniej kwestii raczej zgadzam się z Tolkienem. Wydaje mi się jednak, że może trochę zbyt poważnie podszedł do historii napisanej przez Lewisa (zapewne ze względu na swoją bardzo silną wiarę). Mimo wszystko Narnia to wyraźnie świat baśniowy, tymczasem Śródziemie jest moim zdaniem światem "realnym" w odbiorze czytelnika, dlatego nie można ich porównywać.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 06, 2011, 13:53:08 wysłane przez Kaja » Zapisane

"Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro."
dampf

*

Miejsce pobytu:
Trójmiasto




« Odpowiedz #4 : Grudnia 05, 2011, 20:10:43 »

Świetny post Kaja, zaraz odpiszę :)

Pamiętam, że w czasach mojego dzieciństwa w telewizji była ekranizacja "Lwa, Czarownicy i starej szafy" (zdaje się, że produkcji BBC). Bardzo miło wspominam tą wersję.
Ta wersja BBC (bo o niej mówisz) to była ekranizacja pierwszych czterech części Narnii (aż do "Srebrnego Krzesła) i ja również mam z nią piękne wspomnienia. Oglądałem to chyba tylko raz, ale pamiętam, że dosyć mocno czekałem zawsze na nowy odcinek i byłem wprost oczarowany wykreowanym na ekranie telewizora światem. "Lew, Czarownica..." mnie dosyć mocno przeraził, bałem się niektórych scen i tak myślę, że to tak nie do końca dla dzieci było. Najciekawsze były dwie ostatnie serie: Wędrowiec i Krzesło, je zapamiętałem bardzo dobrze. Swoją drogą to chyba pora sobie nareszcie odświeżyć tę wersję, gdyż najnowsze filmy mnie trochę odrzucają, jakoś brak tam magii.

Jestem ciekawa dampf jaka jest Twoja opinia odnośnie stosunku Tolkiena do alegoryczności świata stworzonego przez Lewisa?
Jak już słusznie przytoczyłaś - Tolkien miał alergię na alegorie i była to jedna z tych rzeczy, o jakich niezbyt lubił słuchać. Zresztą JRRT wielokrotnie potwierdzał, że o Lewisie ma różną opinię, a najczęściej obrywało się jego twórczości. Najlepszym przykładem jest tutaj "Trylogia Kosmiczna", która została przez Tolkiena dosyć mocno skrytykowana. Tolkien czynił też wyrzuty do CSL, o to, że ten jest dosyć bałaganiarski i wyrzuca masę materiałów, które byłyby przydatne w przyszłości. Jak pamiętam, to Narnii oberwało się za zbytnią prostotę i fakt, że CSL nie przeprowadził żadnych korekt swoich tekstów, tylko od razu dawał je do publikacji. Tolkien rwał sobie włosy z głowy :D
Wracając jednak do głównej myśli. Jak pamiętam z lektury tekstów o przyjaźni tychże dwóch Inklingów, to zawsze było mi bliższe stanowisko JRRT. Możliwe, że wiele razy Tolkien niesłusznie oskarżał swojego kompana o różne pójścia na łatwiznę, czy niechlujność, ale gdyby spojrzeć na ich relacje z oddalenie, to wydaje się, że inaczej być nie mogło. Faktem jest, że CSL także wspierał Tolkiena w pisarstwie, gdyż komentował na bieżąco powstające fragmenty jego książek, na czele z Władcą. Jednakże na dobrą sprawę CSL traktował swoją twórczość raczej mniej drobiazgowo niż Tolkien i masa uproszczeń jakie spotykamy w Narnii (na czele z zakończeniem Ostatniej Bitwy) musiały denerwować osobę, która szukała przepisu na potrawkę z królika, by ją wiernie opisać w swojej książce (IV księga WP). Jak dla mnie Narnia pełna jest takich właśnie uproszczeń i jeśli ktoś spojrzy na to z dystansem, to otrzyma cudowną baśń. A jak będzie JRRT, to tylko będzie się pieklił i zarzucał zbyt płytką warstwę. Ja uwielbiam czytać Narnię, ale momentami sam mam dość zbytniej dawki alegorii. Tolkien dostał rykoszetem za sprawą Lewisa, gdyż do dzisiaj toczą się spory, o to czy Aragorn był Chrystusem...

Śródziemie jest moim zdaniem światem "realnym" w odbiorze czytelnika, dlatego nie można ich porównywać.
Arda :D Arda, a nie Śródziemie :D
I dobrze piszesz, wszak sam Tolkien wielokrotnie pisał, że on tego świata nie wymyśla, a sobie tylko przypomina i znajduje jego losy. No i uznał też, że wydarzenia opisane w jego utworach, to tak naprawdę Ziemia, tylko, że trochę wcześniej :)
Zapisane
Kaja

*




« Odpowiedz #5 : Grudnia 05, 2011, 20:57:37 »

Arda :D Arda, a nie Śródziemie :D

No tak ;). W sumie tak samo Narnia to zdaje się nie nazwa całego świata, tylko jednej krainy, ale raczej nie padła nigdzie nazwa ziemi, planety, świata, czy jak to określić w którym znajduje się to państwo.

Tolkien dostał rykoszetem za sprawą Lewisa, gdyż do dzisiaj toczą się spory, o to czy Aragorn był Chrystusem...

Hmmm, to o tym jeszcze nie słyszałam. Za to spotkałam się z porównaniem Gandalfa do Chrystusa, a Saurona do Szatana... to już bardziej adekwatnym kandydatem do tej "roli" byłby Melkor.
Niewątpliwie jest cała masa dziwnych interpretacji Tolkiena - spotkałam się na przykład z niefajną freudowską analizą sceny wejścia hobbitów do jamy Szeloby  :pff2:. Ale to temat należący do innego wątku.
Dzięki tej dyskusji znalazłam świetny i właściwie ostateczny argument by przekonać naszego znajomego znawcę kultury żydowskiej, że Gollum to w żadnym razie nie nawiązanie do Golema - przecież Tolkien nie uznawał takich chwytów :D.

I dobrze piszesz, wszak sam Tolkien wielokrotnie pisał, że on tego świata nie wymyśla, a sobie tylko przypomina i znajduje jego losy. No i uznał też, że wydarzenia opisane w jego utworach, to tak naprawdę Ziemia, tylko, że trochę wcześniej :)

No właśnie - zupełnie inne podejście. "Opowieści z Narnii" bazują raczej na ogólnie rozumianej europejskiej spuściźnie kulturowej, dlatego spotkanie Bachusa i Św. Mikołaja w jednym miejscu tak bardzo nie razi. Chociaż intelektualnie i duchem jestem po stronie poglądów Tolkiena, to podczas czytania Narnii gdzieś tam w tle fajnie grają dziecięce wspomnienia i sentymenty :).
« Ostatnia zmiana: Grudnia 05, 2011, 21:00:01 wysłane przez Kaja » Zapisane

"Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro."
dampf

*

Miejsce pobytu:
Trójmiasto




« Odpowiedz #6 : Grudnia 05, 2011, 21:14:08 »

W sumie tak samo Narnia to zdaje się nie nazwa całego świata, tylko jednej krainy
I tak i nie. Spotkałem się gdzieś z wyjaśnieniem, że Narnia to nazwa tak jednego państwa/krainy, jak i całego dysku. Inna sprawa, że Lewis tak raczej średnio podchodził do kwestii geograficznych. A gdyby potraktować Narnię tylko jako jeden wymiar (a można, bo jest o tym mowa w szóstym tomie), to już ogółem mamy lekki misz-masz.

Ale to temat należący do innego wątku
Jakże ciekawe porównanie :D Teraz już wiem, czemu nie czytam wszystkich opracowań tolkienicznych :D

"Opowieści z Narnii" bazują raczej na ogólnie rozumianej europejskiej spuściźnie kulturowej, dlatego spotkanie Bachusa i Św. Mikołaja w jednym miejscu tak bardzo nie razi. Chociaż intelektualnie i duchem jestem po stronie poglądów Tolkiena, to podczas czytania Narnii gdzieś tam w tle fajnie grają dziecięce wspomnienia i sentymenty :).
Przyznam się, że ten Mikołaj to jednak jest jedna z moich większych zagwozdek, bo on mi tam pasował jak świni siodło i po dziś dzień nie do końca rozumiem tę scenę. No a co do drugiej części - to fakt, Narnię trzeba odczytywać w sposób baśniowy, bo nią jest. I nie sili się na coś innego w zasadzie.
Zapisane
Paweł Mateja

*




« Odpowiedz #7 : Grudnia 23, 2011, 14:51:01 »

Poczytuję sobie na boku ostatnio "Srebrne krzesło" i jestem zachwycony! Czytam je po raz - nie wiem, piąty albo dziesiąty, ale dopiero teraz widzę tę mnogość chrześcijańskich nawiązań. Sama już eksperymentalna szkoła koedukacyjna, albo ta kwestia:
Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)
Coś wspaniałego :D Jestem zachwycony lekturą. Niemal dwadzieścia lat już wracam do tych utworów i cały czas mi się podobają, cały czas odkrywam w nich nowe treści. I szczerze mówiąc niespójność Narni, jej baśniowa spontaniczność mnie zachwyca. Lewis nie narzucił sobie ograniczeń i dzięki temu te powieści są tak piękne. Bo tu wszystko jest możliwe, bo emocje i wyobraźnia grają pierwsze skrzypce. Uwielbiam skatalogowaną i opisaną Ardę Tolkiena, która jest cudownie bogata i wspaniała, ale Narnię wcale nie mniej. Porusza we mnie inne struny. Sam nie wiem, czy odnajduję w niej kawałki swojej dziecięcej wyobraźni, czy to wyobraźnia moja została tak mocno ukształtowana przez tę wizję. Narnia to cudowny kolaż obrazów wyjętych ze zdumienia, jakie będę miał w sobie zawsze. Świat mówiących zwierząt, dziwnych morskich stworzeń, złej wiedźmy, olbrzymów, świat drobnych ale istotnych tajemnic, Świąt i magii. Bez tych historii byłbym zupełnie innym człowiekiem.
Zapisane
czarnaJagoda

*

Miejsce pobytu:
Toruń




« Odpowiedz #8 : Lutego 09, 2012, 01:31:12 »

Żeby nie sprowadzać Lewisa tylko do Narni, ograniczę się do stwierdzenia, że jak dla mnie mogłaby się ograniczyć do I tomu. Ale to pewnie dlatego, że ten znałam z dzieciństwa ze słuchowisk radiowych, a wszystkie Kroniki przeczytałam dopiero rok temu i chyba miałam już trochę za dużo lat, żeby mnie ten świat pochłonął.
Wcześniej czytałam Listy starego diabła do młodego. Jak dla mnie dobre, ale bez rewelacji. Tylko to, jakże prawdziwe: łatwiej jest ustrzelić słonia niż muchę, ale jeśli chybisz w słonia będzie to dużo bardziej niebezpieczne niż jeśli chybisz w muchę. Cytat nie dosłowny, książka nie moja a czytałam lata temu, więc teraz starałam się oddać jedynie jego sens.
W ubiegłym roku przeczytałam Dopóki mamy twarze i ta powieść powaliła mnie na kolana. Książka o miłości, ale nie o tej damsko-męskiej, braterskiej czy rodzicielskiej. Nie o poświęceniu z miłości czy zbrodni z miłości.
Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)
Zapisane
Strony: [1]   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do: