Wyjaśnij mi co jest tak złego w tym zakończeniu, że to dno, metr mułu i wodorosty bo nie rozumiem. A bardzo bym chciał spróbować kontrargumentacji. A książki niestety/stety będę bronił ostatkami sił
Mnie się nie podobało takie wybijanie do ostatniego, bez jakiegoś wyjaśnienia czym była roślina, czym była ta konstrukcja. Niby spoko - tajemnica i świetny klimat, ale ja takich otwartych zakończeń bez wyjaśnień po prostu nie lubię. Można oczywiście napisać, że jest spoko bo sobie dopowiesz co i jak, ale dla mnie działa to zupełnie na odwrót. Takie załatwienie sprawy "po łebkach" świadczy... o braku pomysłu. I znowu jest druga strona medalu: można powiedzieć, że jest nieszablonowo, bez happy-endu. Znając film (a wiadomo, że ekranizacje są zazwyczaj "okrojone") spodziewałem się ciut więcej po książce. Nie dostałem tego.
Bo ja wiem... nigdy nie byłem w Meksyku, ale nieraz czytałem o ludziach, którzy zaginęli w tym czy innym zakątku świata bez wieści. Takich niewyjaśnionych historii jest od groma. I nie wiesz czy nikt się nie interesował ludźmi znikającymi bez śladu. To są tylko Twoje domysły, niekoniecznie słuszne, a zrzucasz to na barki autora... Już samo zawiązanie akcji jest przecież o tym, że jeden z bohaterów szuka brata, który od jakiegoś czasu nie odzywał się. Idąc Twoim tokiem rozumowania, na końcu książki autor powinien wyjaśnić wszystko. Nawet rozwiązać problem głodu na świecie i tego czy jesteśmy sami we wszechświecie. No litości czemu tego nie zrobił?
Ok. Zagalopowałem się. Może i coś w tym jest. Najlepiej akcje powieści/książki podsumował jeden z bohaterów filmu (nie pamiętam, czy w książce to zdanie też pada): "Amerykanie nie znikają tak po prostu na wakacjach". Genialny tekst
Przecież główny zły to podstawowa zaleta tej książki. Twoje minusy to dla mnie ogromne plusy
Jest nietypowo, jest zaskakująco, jest brutalnie. Na dodatek główny zły sumienia nie posiada ani cech ludzkich. Co czyni go jeszcze straszniejszym. A to, że nic się nie wyjaśnia? Czytelnik dostaje tyle ile bohaterowie powieści, z którymi przeżywa ten koszmar. Nie widzę powodu aby wyjaśniać więcej. Czy do szczęścia potrzeba genezy schwarzcharakteru? Niekoniecznie
Wiemy o nim wystarczająco dużo.
I znowu - ok. Ale jakby np. było powiedziane, że "główny zły" ma związek np. z jakimś lokalnym kultem, też byłoby dobrze, nie sądzisz? Nie przepadam za tym, że w książce roi się od niedomówień, przemilczeń, a sporo rzeczy zostawia się domysłom czytelnika. W mojej ocenie nie za dobrze to może świadczyć o autorze, bo albo te domysły są intencją autora, albo efektem braku pomysłu. Na prawdę, nie mam nic przeciwko smaczkom, małym niedomówieniom - to buduje klimat.
Ale jak jest tego za dużo, to robi się trochę nieciekawie.
Nie mniej, książkę czyta się świetnie, ale do geniuszu jej brakuje.