Przeczytałem tą książkę już spory kawał czasu temu (zaraz po "Talizmanie"), ale jakoś nie mogłem zabrać się za napisanie o niej kilku słów. Być może jest to wina samej książki, bo jak dla mnie to chyba najbardziej kontrowersyjny tytuł Stefana (na szczęście nie tak do końca, wszak nie napisał go sam).
Ale zacznijmy od początku.
Początek książki to istne flaki z olejem. Narracja jest bardzo męcząca i nudna, a na dodatek zawiera jeszcze spoilery fabularne.
Zupełnie nie rozumiem tego zabiegu, nie dość, że akcja pędzi na łeb na szyję niczym ślimak w rui, to jeszcze wiemy wcześniej co się wydarzy.
Rozpisywanie się w tej książce na prawie siedmiuset stronach jest zupełną pomyłką, z powodzeniem wystarczyłaby połowa tego tekstu, aby ta powieść miała ręce i nogi.
Na szczęście jest jedna rzecz, która ratuje tą książkę przed całkowitą dyskwalifikacją, jest nią oczywiście
Mroczna Wieża.
Gdyby nie saga o Rolandzie nie byłoby "Czarnego domu", to pierwsza książka spoza cyklu, która w tak dużym stopniu powiązana jest z przygodami niebieskookiego Rewolwerowca i jego
ka-tet. Dzięki temu zabiegowi czytelnik nie jest w stanie oderwać się od tej książki (o ile przeczytał wcześniej
Mroczną wieżę), dla kogoś niewtajemniczonego przebrnięcie przez tą książkę może okazać się nie lada wyzwaniem.
To co przyciąga uwagę w tej powieści i jest godne wspomnienia, to świetnie skonstruowane i bardzo przekonywujące postacie głównych bohaterów. Jest ich tu co prawda całe mnóstwo, ale na szczególną uwagę zasługuje
Pierońska Piątka (Beezer/Mysza/Doktorek/Sonny/Kajzer Bill), Henry Leyden alias George Rathbun (radiowiec z KDCU), Dale Gilbertson (komendant Policji French Landing), Wendell Green (dziennikarz "Heralda"), czy koszmarny Charles
Burny Burnside (lokator Domu Maxtona).
Momentami akcja potrafi przyspieszyć, jednakże są to na tyle krótkotrwałe zrywy, że nie potrafią zatrzeć ogólnego znużenia tą lekturą. Najlepsza akcja to ta ze zrujnowanej knajpy "Ed's Eats & Dogs", oraz wspaniała opowieść Parkusa przy ognisku (scena żywcem wyjęta z
Mrocznej wieży ).
Gdybym miał porównać "Czarny dom" z "Talizmanem", to ciężko byłoby wskazać mi faworyta. Zarówno jedna jak i druga historia ma swoje plusy i minusy, według mnie to idealny przykład pata, w tym zestawieniu nie ma dla mnie zwycięzcy.
Tak więc duet King/Straub do lekkich i przyjemnych nie należy, jednak po wcześniejszym zapoznaniu się ze światem
Mrocznej Wieży przygody Jacka Sawyera nabierają głebi i wyrazistości. I taką kolejność radzę zachować, miłej lektury.