Rok się powoli kończy więc pora podsumować moje tegoroczne górskie wyprawy
A kilka udanych wypadów udało mi się w tym roku zrealizować. Jedynym czego żałuję to fakt, że nie miałem okazji odwiedzić w tym roku Tatr. Od tego będzie przyszły rok
W 2012 głównym celem wypadowym było to co bliskie i jednocześnie dobrze znane czyli Beskidy. Dokładnie Beskid Śląski i Żywiecki. Dodatkowo udało się w końcu zobaczyć piękne Bieszczady w ramach niezrealizowanego planu przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego.
Majówka 2012Trasa: Podejście na Czantorię (to bardziej niemiłe), Stożek, Kubalonka, Barania Góra, Salmopol, pod podnóże Klimczoka, przez Brenną i następnie Równicę do Ustronia. Zakończenie pod Czantorią
Najbardziej wyczerpująca wyprawa tego roku. Przez znajomych wspominana zarówno ze zgrozą jak i radością, że jednak się udało i wszyscy żyją. 3 dni, około 70 km do przejścia, upał +30 stopni, pełne słońce. Pierwsza wyprawa po dużej przerwie dała wszystkim niesamowicie w kość. Już w pierwszy dzień na samym początku góry zweryfikowały naszą formę poprzez podejście na Czantorię
Następnie Stożek i ogromne zaskoczenie. Czyli duża ilość śniegu zalegająca na jego szczycie. Dzięki niemu można było trochę odetchnąć od trwającego nieprzerwanie upału. Zakończenia już po zapadnięciu mroku i zgubieniu szlaku w schronisku na Przysłopie. Drugi dzień to piękne i dość surowe widoki prosto z Baraniej Góry. Ten dzień zrewidował plany odnośnie zdobycia Klimczoka. Nikt nie miał absolutnie na to chęci i wspólnie po znalezieniu bezpiecznego azylu czyli Chaty Wuja Toma (cóż za wspaniała lokalizacja dla strudzonego wędrowca) jednogłośnie poszliśmy się relaksować przy zimnym przecudnym piwie. Po tym dniu dotkliwie poznaliśmy brak kremu z filtrem UV. Raki to przy nas były blade
Trzeci dzień to przejście przez Brenną następnie pokonanie podejścia na Równicę i zejście do Ustronia. Nogi już nawet nie miały siły aby boleć. I na tym koniec tej wyprawy, jeszcze tylko powrót do domu pociągiem
Lipiec 2012Trasa: planowo Główny Szlak Beskidzki, z powodu kontuzji jednego z kompanów tylko fragment Bieszczadzkiej części szlaku została zaliczona. Tak więc z Wołosatego przez Rozsypaniec, Halicz, Kopę Bukowską, przełęcz pod Tarnicą, Szeroki Wierch do Ustrzyków Górnych. Drugi dzień: Połonina Caryńska i zejście z niej do Brzegów Górnych z kulawym kolegą.
Na szalony pomysł odnośnie próby pokonania Głównego Szlaku Beskidzkiego wpadliśmy tuż przed obroną prac magisterskich. Ostatnie wakacje w życiu = trzeba zrobić coś szalonego i efektownego. I jako że student dużo kasy nie ma musiało być w miarę tanio. A dzięki temu szlakowi można było zapoznać się z większością Beskidów w przeciągu trzech tygodniu (taki był plan). Pierwsza rzecz jaka nasuwa mi się na temat tego wypadu: okropny dojazd. Pociąg jadący do Rzeszowa z Katowic to niekończąca się podróż. Druga: Rzeszów o 3 w nocy nie jest miłym miastem i wzbudza wyjątkowo negatywne odczucia. Trzecia: dojazd PKS do Wołosatego (początku szlaku) to prawdziwe piekło. Kierowcy mają gdzieś liczne górskie zakręty na drogach i przy okazji żołądki pasażerów. Pierwszy raz w życiu miałem chorobę lokomocyjną
To absolutnie nie było miłe. Za to już same Bieszczady to wspaniałe i ciche miejsce. Szlak z Wołosatego do Ustrzyków Górnych obfituje w wiele pięknych widoków. Same Ustrzyki Górne to zadupie jakich mało. Miejsce do spania było okropne. Ale tak miało był
Drugi dzień to wejście na zamgloną Połoninę Caryńską, odnalezienie śladów wilków i niefortunne zejście do Brzegów Górnych ze skręceniem kostki w tle. Plus tego zdarzenia jeden: miałem okazję przejechać się na gapę karetką GOPR-u dzięki uprzejmości ratowników i zjeść znakomitą pizzę w Ustrzykach Dolnych (z pewnym kingowskim akcentem), które są piękną miejscowością turystyczną. Powrót do domu to znowu męka
Za to z lekturą "Letniej Nocy" Dana Simmonsa.
Październik 2012Trasa: z Rycerki Dolnej na Mładą Horę następnie Wielką Rycerzową w kierunku schroniska na Przegibku. Drugi dzień: z Przegibku na Wielką Raczę. Z Wielkiej Raczy zejście do Rycerki Dolnej przez pokonanie niekończącej się Rycerki Górnej
Po dwóch tygodniach w nowej pracy potrzeba wyrwania się gdzieś była bardzo silna. Padło na szlak doskonale znany ze szkolnych wycieczek. Pogoda: deszcz, mgła i słońce po dojściu do noclegowni. Mgła doskonale budowała klimat tajemniczości gór. Nocleg w schronisku na Przegibku niezbyt zapadający w pamięć i raczej niemiły. Trasa dość łatwa, pokonana bez większych niespodzianek. Największe trudności zaczęły się po zejściu z Wielkiej Raczy do Rycerki Górnej. Na mapie 8 km z buta po asfalcie nie wydawało się wyzwaniem. Duży błąd, że nie doceniliśmy przeciwnika
Rycerka ciągnie się nieskończenie i nieraz może spowodować kryzys większy niż jakiekolwiek strome podejście.
Grudzień 2012Trasa: z Milówki na Halę Boraczą. Z Boraczej do świetnego schroniska na Hali Lipowskiej. Drugiego dnia: zejście z Hali Lipowskiej w kierunku Hali Rysianki i następnie do Węgierskiej Górki.
Świetna wyprawa, która zaczęła się od olbrzymiego rozczarowania. W Milówce było mniej śniegu niż w Bytomiu skąd zaczynała się cała przygoda. Samo rozczarowanie przeszło już na Hali Boraczej, z której roztaczał się piękny widok. Śniegu też zaczęło przybywać. Po krótkim postoju w schronisku ruszyliśmy dalej i im wyżej byliśmy tym coraz bardziej byliśmy zaskakiwaniu zimowymi pejzażami mimo dużej odwilży. W skrajnych momentach śniegu było niemal po pas i ciężko było pokonywać każdy metr. Dodatkowo malutka śnieżyca i przebywanie w nisko zalegających chmurach powodowało pogorszenie orientacji w terenie i narzekania wśród załogi
Dotarcie do schroniska na Lipowskiej to jedno z najmilszych górskich przeżyć tego roku. Samo schronisko niezmiernie polecam. Znakomite warunki, sympatyczni ludzie zarządzający całym przedsięwzięciem a i ceny jak na takie standardy bardzo atrakcyjne. Drugi dzień to zgubienie szlaku na sam początek. Po jego odnalezieniu góry wynagrodziły nam trudy wyprawy i pokazały znakomite widoki. Chmury się rozstąpiły, wyszło słońce i cała sceneria stała się niesamowicie magiczna. Zakończenie trasy to już teren Węgierskiej Górki i rzęsisty deszcz. Trasa łatwa, w śniegu dość wyczerpująca. Bardzo udany wypad.
To tyle Mam przeogromną nadzieję, że przyszły rok będzie równie owocny w wyprawy jak ten. Tyle jeszcze do zobaczenia a tak mało czasu na to. |