Jako że w wątku "stare, ale nadal dobre gry" wymieniane są głównie pozycje, które dla mnie osobiście są raczej nowe
, postanowiłem założyć wątek o NAPRAWDĘ starych grach ze świata 8 bitów. Czyli, jeśli ktoś miał np. małe Atari, ZX Spectrum, C-64 (lub inny model Commodore), chciałby trochę powspominać, a może i wrócić do tych klimatów - zapraszam
A jeśli uda mi się kogoś zachęcić, by po te gry sięgnąć, to już w ogóle będzie fajnie
Sam bodaj w 1991 roku, na urodziny, dostałem C-64
Niby nie używałem tej maszyny zbyt długo - przeszła w stan spoczynku w okolicach 1995/96 roku - ale piętno odcisnęła mocno
Choć w chwilowym zachłyśnięciu się nowoczesnością wywaliłem bądź oddałem komuś mnóstwo rzeczy z tamtej epoki (kasety/dyskietki z grami, okablowanie, czasopisma, etc.), szybko tego pożałowałem
Na szczęście pod koniec lat 90. odkryłem emulatory i to za ich pomocą ciągle obcuję - z różną częstotliwością - ze światem 8 bitów. Nie mam przy tym wątpliwości, iż istotnym czynnikiem jest tu nostalgia. Tym niemniej z kilkunastu tysięcy gier wydanych na C-64, jakaś ich liczba to wciąż wartościowe gry, o czym świadczą chociażby liczne konwersje na inne platformy, które poza nieco odświeżoną grafiką, oferują dokładnie tą samą rozrywkę, co przed laty.
Na dzień dobry muszę nawiązać do swojego awatara. To postać Inspektora Snide'a z gry The Detective Game, wydanej w 1986 roku. Pomimo upływu wielu lat wciąż mnie fascynującej, choć znam ją na wylot
Fabuła rodem z kryminałów Agathy Christie - mamy rozwiązać zagadkę śmierci niejakiego Angusa McFungusa. Miejsce akcji - oczywiście stara, angielska posiadłość, zamieszkiwana przez bardzo różnorodną galerię postaci. Snujemy się więc po tym domu, zaglądamy do szuflad czy szaf, rozmawiamy z napotkanymi postaciami, ale morderca nie próżnuje. Trup ściele się gęsto i jeśli czegoś z tym nie zrobimy, nas również spotka ten przykry koniec
Zadanie niby jest proste - znaleźć 10 dowodów i wskazać zabójcę. Ale mi to naprawdę zajęło kawał życia
Pamiętam, jak założyłem sobie zeszyt, w którym spisywałem to, co mówiły postacie (swoją drogą wtedy dopiero zaczynałem przygodę z angielskim i ta gra popchnęła moje umiejętności do przodu), wysnuwałem wnioski i tak dalej... czysta magia
A gdy dowiedziałem się, że w posiadłości są jakieś tajne przejścia, to już w ogóle myślałem, że zwariuję, bo nie umiałem ich odnaleźć
To były czasy przedinternetowe i wszelką wiedzę czerpało się albo od innych graczy, albo z czasopism w rodzaju Top Secret czy Secret Service. W których - jeśli o tą grę chodzi - często pisano, niestety, bzdury. Co zresztą znacznie opóźniło ukończenie przeze mnie tej gry. Poniżej mały filmik - jakby ktoś jakimś cudem chciał w to zagrać, to niech zbyt wnikliwie nie patrzy - po co sobie psuć zabawę? Wydaje mi się, iż tego typu gry - podobnie, jak to ma miejsce ze starymi przygodówkami z Lucasfilm Games - odsłaniają swoje piękno głównie w sytuacjach, w których sami eksplorujemy świat i dokonujemy małych odkryć tego świata dotyczących
Na tym chyba zakończę wspominki
Dodam przy tym, iż po latach znalazłem autora tej gry na Facebooku i zarzuciłem go masą pytań na temat tej czy innych gier jego autorstwa. To z kolei inny rodzaj magii. Bo gdy w wieku 12 lat spoglądałem na monitor i widziałem nazwisko Sama Manthorpe'a, nie mogłem przypuszczać, iż kiedykolwiek będę miał okazję jakkolwiek się z nim skomunikować. To była postać z innego świata, całkowicie dla mnie niedostępna.