Witam ponownie!
Niedawno przypomniałem sobie apokaliptyczny obraz Ameryki przedstawiony w powieści "Głód". Tak więc przyszedł czas na jego brata bliźniaka, czyli "Plagę". Powieść ta ukazała się również jako "Zaraza" w wydawnictwie Zysk i S-ka.
Tym razem ludzkość staje w obliczu zmutowanego wirusa dżumy. Choroba zabija w zastraszającym tempie, a ludzie nią zarażeni giną w strasznych męczarniach. Współczesna medycyna nie zna żadnego skutecznego leku przeciw temu szczepowi. Wszelkie próby powstrzymania zarazy spełzają na niczym i wydaje się, że nic juz nie powstrzyma całkowitej zagłady Ameryki. Jedyną osobą, która ma jakąkolwiek teorię na zwalczenie wirusa, wydaje się być doktor Leonard Petrie. Ale czy uda mu się wydostać z zainfekowanego Miami i dotrzeć do odpowiednich władz aby przekazać swoje spostrzeżenia?
"Plaga" to przerażający obraz ginącej cywilizacji, a także zachowań ludzkich w obliczu niechybnej śmierci. Akcja powieści toczy się bardzo szybko gdyż wirus zabija błyskawicznie i z niesamowitą skutecznością. Trup ściele się tu gęsto, a opisy wymarłych ulic i miast są bardzo szczegółowe. Fabuła powieści związana jest głównie z losami doktora Petriego, ale mamy tu też mnóstwo pobocznych wątków, które mają na celu pokazać najróżniejsze oblicza ludzkiej psychiki. Jest tu ciekawa mieszanka osobowości: właściciel sklepu, bakteriolog światowej sławy, podstarzała gwiazda filmowa, przewodniczący związków zawodowych, a nawet młodociany przestępca.
Nie mogło tu również zabraknąć seksu.
Zresztą nie sposób mówić o tej książce bez odniesień do "Głodu". Te dwie powieści są do siebie bardzo podobne, różnią się praktycznie tylko czynnikiem uśmiercającym, głód albo wirus. Oczywiście w obu przypadkach występują też poboczne aspekty śmierci, jej żniwo zbierane jest w najróżniejszy sposób. "Plaga" zyskuje trochę na tym, że za sprawą wirusa akcja powieści znacznie przyspiesza. No i samo zakończenie różni się diametralnie.
Ogólnie rzecz biorąc to bardzo charakterystyczne powieści w dorobku Mastertona. Także warto zapoznać się chociaż z jedną z nich, jak dla mnie to już klasyka gatunku.