Właśnie skończyłem "Snowmana". Jest to kolejny, udany tom przygód Jima Rooka.
Tym razem, niesamowite wydarzenia mające miejsce w West Groove Community College, wydają się mieć związek z nowym uczniem Jima - Jackiem Hubbardem. Przeniósł się on niedawno do Los Angeles z Alaski, wraz ze swoim ojcem Henrym. Pomimo tego, że jest środek lata, wszystkie dziwne zdarzenia ostatnich dni mają związek z zamarzaniem najróżniejszych przedmiotów na przysłowiową kość. Kiedy ginie jeden z uczniów, a drugi zostaje okaleczony, Jim ponownie staje w szranki z odpowiedzialnym za to demonem.
"Demon zimna" to pierwsza powieść cyklu, której tło metafizyczne jest w głównej mierze wymysłem autora. Nie wykorzystano tutaj żadnych szerzej znanych legend, mitów, ani wierzeń. Powieść ta robi wrażenie bajeczki dla dobrych dzieci z lekkim dreszczykiem. Nie ma w niej drastycznych scen znanych z poprzednich części sagi, no może poza jednym opisem chirurgicznym.
Jedno trzeba przyznać, książka jest wręcz zimna od opisów przejmującego w niej mrozu. Fabuła jest ciekawa, Masti popisał się w "Snowmanie" wyjątkową pomysłowością. Jednak jak dla mnie to dotychczas najsłabszy epizod z cyklu "Rook". Zobaczymy jak się będą miały sprawy w "Syrenie", do usłyszenia.