Według mnie mini serial Kinga i Garrisa to prawdziwy rarytas dla sympatyków twórczości Stephena Kinga. A choć nie jest to obraz idealny, choćby taki jak "Sztorm stulecia"
, to niewiele mu do tego brakuje.
Zawsze uważałem, że jeśli twórcy filmu zabierają się za ekranizację jakiejś powieści i sygnują swoje dzieło nazwiskiem jej autora, to powinni być zobowiązani do jak najwierniejszego odzwierciedlenia treści książki w fabule filmu. A właśnie taki jest serial Garrisa, pomimo niewielkich zmian względem pisanego pierwowzoru w pełni oddaje zamysł autora i treść książki. A jeśli ktoś twierdzi, że wierne ekranizacje książek są tylko i wyłącznie domeną telewizyjnych produkcji, niech zapozna się ze "Skazanymi na Shawshank" i "Zieloną milą".
Jak widać megaprodukcje z wielkiego ekranu również potrafią być dobrymi ekranizacjami.
Jeśli chodzi o rodzinkę Torrance'ów, to jak dla mnie najbardziej rozpoznawalną aktorką jest Rebecca De Mornay. Świetnie dobrana postać, idealnie odzwierciedla książkową Wendy, zarówno pod względem wyglądu jak i temperamentu.
Z kolei Steven Weber jest dla mnie całkowitą nowością, na dzień dzisiejszy nie kojarzę tego aktora z żadnym innym filmem. W każdym bądź razie udźwignął rolę Jacka Torrance'a i bez większych fajerwerków ukazał nam złożoność charakteru swego bohatera.
Najmniej podobał mi się Danny, ta postać jest ewidentnie do wymiany, najbardziej wkurzał mnie ten jego głupawy wyraz twarzy i zbyt częsty ślinotok.
Loakalizacje są ciekawe i klimatyczne, a efekty specjalne niczego sobie. Choć można czepiać się szczegółów i dywagować na temat zbyt wysoko podciągniętych spodni Tony'ego (wybaczcie ale musiałem to przytoczyć
), to ja kupuję wizję Garrisa ze wszystkimi szczegółami.
Na koniec dodam tylko, że łączny czas trwania wszystkich odcinków jak najbardziej mnie satysfakcjonuje. Zupełnie nie odczuwałem znużenia podczas oglądania tego serialu.
Gorąco polecam ten obraz każdemu miłośnikowi prozy Kinga, koneserom wielkiego świata filmu już niekoniecznie.