Pozwolę sobie zamieścić recenzję
Desperacji swoje autorstwa
W roku 2006 Mick Garris- reżyser m.in. Bastionu (1994) i Lśnienia (1997)- nakręcił kolejną adaptację książki Stephena Kinga- Desperację. Mimo pozytywnego pierwszego wrażenia, nie jest to wymarzona ekranizacja. Pada pytanie: cieszyć się, czy płakać? O tym za chwilę...
Górnicze miasteczko Desperacja, położone na pustyni w środkowej części Utah, jest niemal całkowicie wyludnione. Zamieszkane jest przez kojoty, węże, skorpiony i... Collie Entragiana- miejscowego policjanta patrolującego pobliską drogę numer 50. Za jego sprawą do Desperacji trafiają z nieplanowaną wizytą: małżeństwo Jacksonów i Carverowie z dwójką dzieci, pisarz John Edward Marinville oraz ruszający mu na pomoc współpracownik Steve Ames wraz z dopiero co poznaną autostopowiczką, Cynthią Smith. Przyjdzie im walczyć o przetrwanie, a przy okazji rozwiązać zagadkę tego miejsca.
Tak pokrótce przedstawia się fabuła filmu. Już samo nazwisko reżysera gwarantuje miłośnikom prozy Stephena Kinga, że film będzie w miarę dokładnie odwzorowywał literacki pierwowzór. Oczywiście i sam King maczał palce w ekranizacji swojej książki podejmując się napisania scenariusza. Pierwszą rzucającą się w oczy rzeczą jest techniczna strona realizacji filmu. Pomimo, że obraz jest produkcją telewizyjną widać, że wyłożono spore pieniądze, aby pomysł stał się gotowym produktem. Chyba dwiema najmocniejszymi strona technicznymi Desperacji są muzyka, która dobrze wpływa na budowanie klimatu oraz charakteryzacja. Nie należy jednak zapominać o świetnych plenerach, zarówno o wnętrzach budynków jak i opustoszałym mieście- film otrzymał nominację Emmy w 2006 roku za scenografię oraz nagrodę Amerykańskiej Gildii Scenografów w roku 2007. Na koniec jeszcze tylko wspomnę o ciekawej pracy kamer i przyzwoitych efektach specjalnych (i tu są potknięcia, ale nie duże).
O ile techniczna strona filmu stoi na stosunkowo wysokim poziomie i nie można mu wiele zarzucić, o tyle poziom aktorstwa jest równią pochyłą... Ale od początku. Zdecydowanie najmocniejszym akcentem Desperacji jest Ron Perlman w roli Entragiana. Od pierwszych chwil na ekranie widz czuje, że coś jest z tym gościem nie tak- bardzo fajnie zagrał swoją rolę; najciekawsze są fragmenty już z początku filmu, gdy zaczyna świrować i kończyć wypowiadane kwestie okrzykiem ?tak?. Z biegiem czasu jest co raz lepiej. Kolejnymi plusami są role Annabeth Gish (jako Mary Jackson), Toma Skerritta (John Edward Marinville) oraz Sylvia Kelegian (Ellie Carver). Osobiście nie miałem im nic do zarzucenia: nie byli ani nachalni, ani niemrawi. Odegrali swoje role po prostu przyzwoicie. Steven Webber w roli pomocnika Marinville'a z miejsca przywodził mi na myśl Jacka Torrence'a ze ?Lśnienia?. Nie... nie zwariował
Po prostu aktor ten ma swój styl i dobrze się go ogląda, jest wyluzowany. Podobne wrażenie sprawił Charles Durning w roli Bilingsley'a, nieoficjalnego historyka miasteczka Desperacja. Co do Kelly Overton w roli Cynthii Smith na początku prezentuje się... średnio, potem co raz gorzej (bardzo nie spodobała mi się scena, gdy wraz ze Stevenem Webberem natknęła się na zwłoki w budynkach koło kopalni).
Przejdźmy teraz do dwóch najsłabszych ogniw filmu: Matta Frewera w roli Ralpha Carvera i Shane'a Haboucha jako jego syna Davida (chciałoby się powiedzieć jaki ojciec, taki syn). Frewer od momentu porwania jego żony przez Entragiana zaczął zachowywać się jak histeryk- wiecznie załzawione oczy, niemożność działania, szok. Wprawdzie książkowy Ralph Carver był podobny, ale to co prezentuje Frewer to tragedia... Przez sporą część filmu po prostu siedzi ze spuszczoną głową i przytakuje na wszystkie, postanowienia syna. Albo nie mówi nic. A co do syna... najgorsze zostawiłem na koniec. David Carver jest głęboko wierzącym nastolatkiem, który odnalazł Boga dzięki spotkaniom z pewnym pastorem. Może i działało to w książce, ale w filmie jest męczące, denerwujące i mówiąc wprost- drastycznie psuje ocenę końcową. David nie zachowuje się jak nastolatek, ale jak dorosły człowiek- zawsze jest opanowany, nic go nie szokuje, a modlitwa jest dla niego lekarstwem na dosłownie każdy problem. Jest po prostu sztuczny i wypada wyjątkowo kiepsko. Przywodził mi na myśl Jima Jonesa otoczonego przez otumanionych wyznawców- w tym przypadku pozostałych bohaterów.
Na koniec podzielę się z Wami swoją refleksją na temat ekranizacji autorstwa Garrisa. Nie oczekuję od twórców produkcji telewizyjnych tworzenia arcydzieł, z budżetami na poziomie najlepszych produkcji kinowych ostatnich lat. Nie wiem, czy wynika to z wysokości budżetu, czy dlatego, że są to produkcje telewizyjne, ale Garris ma problemy z oddaniem nastroju grozy przy ekranizacjach horrorów (ta sama przypadłość była w Lśnieniu z 1997 roku). Najbardziej drażni mnie ?lekkość? filmów Garrisa- brakuje w nich autentycznego strachu, a gdy trzeba i brutalności. Wszystko wydaje się lekkie, słodkie i kolorowe- zupełnie jakbyśmy oglądali operę mydlaną, a nie ekranizację powieści Mistrza Grozy. Może Garris chce dotrzeć do jak największej liczby widzów (tych młodych również)? Naprawdę nie wiem.
Biorąc pod uwagę powyższe uwagi nasuwa się pytanie: jak należy ocenić Desperację? Przy pierwszym seansie byłem bardzo zadowolony, uważałem ten film za ciekawą i klimatyczną wizję całkiem dobrej powieści. Kolejne seanse z obrazem Garrisa uświadomiły mi jego ułomności i niedociągnięcia- w końcu nie liczy się tylko zgodność z książkowym pierwowzorem. Chodzi tu głównie o grę aktorską, w szczególności o aktora grającego Davida Carvera. Przebolał bym pojedyncze wpadki, ale tego chłopaka jesteśmy zmuszeni oglądać przez ? filmu. Podobnie z resztą jak Matta Frewera (nie ma co porównywać jego występu do genialnej rolii Śmieciarza w Bastionie). Na całe szczęście film choć trochę nadrabia na prawdę solidną stroną techniczną: klimatyczna ścieżka dźwiękowa, profesjonalna praca kamery i świetne lokacje. Czy warto zapoznać się z tym filmem? Z pewnością tak. Choćby po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie o nim. Jeśli o mnie chodzi to, jako ekranizację, ocenię Desperację wysoko- tandem King-Garris niejednokrotnie pokazał jak powinno wyglądać solidne przeniesienie tekstu literackiego na ekran; niestety, jako film ocenie ten obraz nisko.
Ocena za film: 5/10
Ocena za ekranizację: 9/10