HAL9000 , ja nie mogę się doczekać seansu, bo większość chwali, zwłaszcza fani trylogii Evil dead (i serialu Ash vs Evil Dead) i Spidermana 2 Raimiego, który jest najbardziej raimowym filmem z jego pajączków (do dzisiaj pamiętam scenę z maczkami Octopussa). Uwielbiam te wszystkie filmy, a Spidermana 2 uważam za jeden z najlepszych komiksowych filmów, więc cieszy mnie co wiem z innych recenzji, tych bardziej pochlebnych, że nawet jak krwi nie ma z powodu kategorii wiekowej to i tak jest dużo Raimiego w tym filmie, ale tego dobrego. Podobno wiele mocnych scen przeszło, tylko dlatego, bo to co się dzieje nie spotyka ludzi. Ale przyznaję że trochę zaskakują mnie opinie, że wyszło dobrze, bo ostatni dobry film Raimi zrobił w 2009 roku i był to Drag me to hell.
A w 2013 roku popełnił koszmarnego Oza z Franco i od tej pory nic nie kręcił, oprócz seriali. Byłem pewien że facet jest bez formy, skoro nic od prawie dekady nie wyreżyserował, a jak już film zrobił w 2013 roku to słaby, a wynika z opinii, że Raimi się przebudził. Wszyscy byli pewni że jak zastąpił Derricksona to odbębni swoje, zapłacą mu, a okazało się co innego, tak wynika z bardziej pochlebnych opinii. No i też słyszałem i czytałem u innych fanów MCU, ale też krytyków i dziennikarzy coś odmiennego od Twoich słów, że właśnie zrobił Raimi mroczny film, w swoim stylu, taki jaki tylko mógł, naciągając jak gumę w majtkach kategorię wiekową jak najmocniej, co wyszło filmowi na dobre.
A to co piszesz w spoilerze, bo postanowiłem przeczytać, to dla mnie akurat dobre rozwiązanie, że te gościnne występy są tak krótkie, że nie dominują nad historią Strange'a i Wandy, że to taki trochę trolling. W ostatnim Spidermanie fanserwisu było aż za dużo. Film podobał mi się, ale czasami jest dobrze jak bawią się twórcy tak oczekiwaniami widzów. A to co napisałeś w spoilerze
to nie tyle cameo co nawiązanie do dwóch odcinków z What if...? w których dokładnie ta sama postać występuje. Zresztą w trailerach filmu pokazali alternatywne wersje Strange'a i to są też postacie znane z tej animacji (odcinki ze Strangem to jedne z najlepszych odcinków serialu).
Więc nie tylko z WandaVision się film łączy, co było mówione od początku, ale też z What if?? i Lokim, ale już w mniejszym stopniu z tymi dwoma serialami. I dla mnie to nie jest wada, o czym w prawie każdej recenzji piszą i mówią, że trzeba znać WV przed obejrzeniem filmu (tak na marginesie, wiadomo, że nie jest dostępny serial w Polsce, ale tak szczerze, czy są jacyś fani MCU w Polsce, którzy nie oglądają seriali Marvela na bieżąco?). Słyszałem, że dzięki znajomości WV wątek Wandy lepiej emocjonalnie wybrzmiewa.
Pamiętam, że jak ogłoszono plany na nową fazę to mówiono o tym, że WV to będzie wprowadzenie do DS 2, więc żadne zaskoczenie, żeby nadrobić serial przed filmem, i dla mnie to nie jest wada, bo za nim pojawiły się seriale, to przecież same filmy MCU to był już serial, tylko na wielkim ekranie. Trudno zacząć oglądać filmy MCU od któregoś tam dzieła z 3 fazy, 15-19 filmu, bez znajomości wcześniejszych. Oczywiście fabularnie szło się połapać w każdym filmie, nic skomplikowanego, ale jeśli chodzi o relacje bohaterów, ich rozwój, kto z kim trzyma, kto z kim się pokłócił, itd, to lepiej znać każdy film.
To było pewne od jakiegoś czasu, że przy tak rozbudowanym uniwersum, tylu filmach, nie da się wejść do tego świata bez nadrobienia wcześniejszych produkcji. Chyba tylko filmy i seriale, w których pojawiają się nowe postacie na pierwszym planie ogląda się jak produkcję, która nie wymagają znajomości piętnastu wcześniejszych filmów, np. Black Panther, a ostatnio Moon Knight, w którym nie ma żadnych nawiązań do MCU, ani żadnego gościnnego występu. Można oglądać te produkcje bez wiedzy z poprzednich dzieł.
A że MCU to tak naprawdę serial od początku pokazuje choćby to, że dostaliśmy 2parterowy finał sezonu kilka lat temu (Infinity War i Endgame), którego część pierwsza zakończyła się zgodnie z zasadami seriali, czyli cliffhangerem. Zmieniło się tylko to, że do filmów doszły seriale, a to nie są też produkcje po 20 odcinków, ale 6-8 epizodów mają, co nie jest dużo.
A ja skończyłem wczoraj
Moon Knighta.
Podobno Kevin Feige przed premierą serialu mówił, że
Moon Knight to będzie ponury, mroczny, horrorowy i dziwny serial, coś innego w MCU, i wygląda że trochę kłamczuszek z niego. Ale nie będę narzekał na to, że fanów MCU okłamano i dostali coś innego, co Feige obiecał, bo to jednak jest trochę inna produkcja od większości dzieł MCU. Co prawda nie znałem tych wypowiedzi szefa Marvela przed seansem MK, o których dowiedziałem się dopiero, gdy czytałem komentarze widzów pod recenzjami odcinków (cytuję - gdzie jest obiecana zmiana tonu, mrok? gdzie poważne podejście?), ale nie przeszkadza mi takie mijanie się z prawdą przy promocji produkcji, bo jestem przyzwyczajony, że muszą jakoś wypromować swoje dzieło. No i dla mnie najważniejsze jest, nawet jak znam wypowiedzi o danej produkcji, czym ma być i dzieło okazuje się być czymś innym jak zapowiadano, żeby mnie wciągnęła fabuła, żebym się dobrze bawił. No i to dostałem
Nie oczekiwałem serialu w stylu netflixowo marvelowych produkcji po obejrzeniu zwiastuna, który zapowiadał nie coś mrocznego, ciężkiego, tylko coś w stylu kina nowej przygody, takich produkcji jak np. Indiana Jones, Mumia z Brendanem Fraserem z klimatami jak z serialu Hawleya Legion. No i to dokładnie dostałem, co pokazały trailery bo jest to połaczenie kina przygodowego z produkcją jak Legion, czyli bohaterem, który ma dwie osobowości (a może więcej?). Główny bohater cierpi na zaburzenie dysocjacyjne tożsamości. Steven często nie wie co się dzieje, gubi czas, tzn nagle ma zaćmienie i znajduje się w innym miejscu, nie wie jak się tam znalazł, co się stało, jest zagubiony tak samo jak widz. Oscar Isaac świetnie wypada w roli, a raczej powinienem napisać w rolach. Widać od razu, kiedy mamy do czynienia z Marciem Spectorem, a kiedy ze Stevenem Grantem.
Isaac w każdym odcinku ma kilka popisowych scen, ale w odcinku piątym (najlepszym obok czwartego), gdy dostałem coś na kształt genezy głównych bohaterów, poznałem fakty z przeszłości Marca/Stevena, poszli twórcy w jego/ich psychologię to Isaac wspina się na wyżyny aktorstwa. A jeśli się skończy na nominacjach do różnych prestiżowych nagród za główną rolę w miniserialu, to się nie zdziwię.
Dobry jest też Ethan Hawke w roli głównego złego, przywódcy sekty.Podoba mi się jaka to jest postać, która głównie gada. No i często wydaje się mówić z sensem i logiką, można go zrozumieć, a nawet przytaknąć mu, że po części ma rację, w swojej filozofii. Arthur Harrow to postać mocno trzymająca się ziemi, z wyznaczonym sobie celem, którego się trzyma, robi wszystko żeby go osiągnąć, a nie jakiś kosmita pragnący zniszczyć naszą planetę.
Świetna jest też May Calamawy jako Layla, archeolożka, która przypominała mi trochę postać graną przez Rachel Weisz w Mumii Sommersa. Tworzy bardzo fajny duet z Oscarem Isaaciem, mają chemię, która działa. Super się ogląda ten trójkąt miłosny Steven - Layla - Marc. Dobrą robotę samym głosem w roli boga księżyca, Khonshu, robi też F. Murray Abraham.
Serial zaczynamy ze Stevenem i jest to postać, która może irytować swoim nieogarnianiem życia, zagubieniem. Oscar Isaac gra fajtłapę życiowego, ale z czasem okazuje się, że charakter Stevena i jego wiedza przydają się w rozwiązaniu różnych trudnych sytuacji. Więc jak na początku wkurza to z każdą kolejna minutą coraz bardziej go lubiłem. Okazało się, że nawet bohater o takim charakterze jak Steven może być bohaterem kina akcji. Więc nie tylko zdolności Marca Spectora przydają się w przygodach bohatera/bohaterów. Świetnie się uzupełniają te dwie osobowości.
Moon Knight to produkcja, która jest coraz lepsza, z każdym kolejnym odcinkiem bawiłem się coraz lepiej, a najlepsze odcinki to czwarty, w którym dostałem połączenie kina przygodowego (miałem skojarzenia z Mumią, Indianą Jonesem i Tomb Raiderem), horroru, który działa i motywów jak z Legionu, oraz piąty epizod, w którym weszliśmy do głowy głównego bohatera. A pomimo lekkości produkcji, typowej dla MCU, to udało się pokazać różne problemy, np. traumę związaną z przeszłością, czy właśnie chorobę, o której wcześniej wspomniałem, z należytym szacunkiem. W tych momentach nie ma śmieszkowania typowego dla MCU. Muszę pochwalić też muzykę, która świetnie buduje klimat produkcji. Podobała mi się też strona wizualna, pomysł na realizację niektórych scen (nie mam na myśli CGI, które jest słabe, ale jest go mało, więc nie przeszkadza).
Pewnie niektórym widzom, może przeszkadzać to jak mało jest Moon Knighta w Moon Knightcie, ale dla mnie to żaden minus, że więcej jest Marca i Stevena. Jeśli naprawdę miałbym się do czegoś przyczepić to do finału, bo jest to najsłabszy odcinek, ale to już tradycja w filmach i serialach MCU, że zakończenie rozczarowuje. Finał jest średni, bo nie do końca wybrzmiewają zakończenia poszczególnych wątków przez to jak szybko pędzi historia w ostatnich 30-40 minutach. No i tego nie rozumiem, bo to nie jest serial z telewizji, tylko z platformy, czyli nie muszą kręcić odcinków pod telewizje, chodzi mi o długość i ilość epizodów, tylko mogą kręcić odcinków ile chcą i o różnej długości.
Finał to najkrótszy odcinek ze wszystkich, więc nie mogło się skończyć dobrym epizodem, skoro mało jest czasu na zamykanie wątków. Fabuła pędzi za szybko, wątki są zamykane jedną sceną/jednym dialogiem, a niektóre wydawałoby się ważne wydarzenia z wcześniejszych epizodów nie są wspominane w finale, i przez to szybkie tempo nie może żaden wątek odpowiednio emocjonalnie w finale wybrzmieć. A jakby odcinek trwał z godzinę, to wtedy byłoby lepiej, bo historia by oddychała, byłby czas na chwilowe zatrzymanie się z historią.
Na streamingach nie liczą się z ograniczeniami czasowymi i długością odcinków, a wcześniejsze odcinki trwały 50 minut, i nie wiedzieć czemu w finale postanowili całą historię zamknąć w około 40 minut. A jeśli odejmie się napisy końcowe i streszczenie poprzednich odcinków to wychodzi trochę ponad 30 minut (plus dobra scena po napisach, choć nie zaskakująca). To nie mogło się udać i nie rozumiem tej decyzji, zwłaszcza że
Moon Knight był zapowiadany i cały czas tego się trzymają, jako min iseria, a nie historia na kilka sezonów. Oczywiście mogą twórcy zmienić zdanie, Oscar Isaac jest chętny do powrotu do tej roli, nie tylko w innych filmach/serialach, ale na tą chwilę to jest koniec. Podsumowując Moon Knight to dobra rozrywka z MCU. Zgadzam się, że trochę inna od większości dzieł MCU, ale nie tak inna jak zapowiadał Feige, tylko bardziej w klimatach przygodowych i jak z Legiona. A mimo dostania trochę innej rozrywki, to i tak w
MK znajdą się typowe wady marvelowych dzieł, np. słaby finał, ale jest to też dzieło, które można oglądać bez znajomości pozostałych miliona filmów i seriali z uniwersum Marvela. Ocena:
7/10.