Zastanawia mnie w gruncie rzeczy jedna scena - mianowicie ta, w której ojciec Justine zaczyna zabierać swoim sąsiadkom przy stole łyżki, żądając od kelnera kolejnych, po czym znów powtarza manewr. Kiedy zaś ma przemawiać - łyżka wypada mu z kieszeni. Zresztą sama jego mowa również wzbudziła u mnie zdziwienie - w zasadzie w ogóle nie starał się mówić o młodej parze, tylko niemal od razu przystąpił do dokuczania swojej ex-żonie - tym dziwniejsze, że potem to przynoszenie jej walizek sugeruje, że nadal żywi on wobec niej jakieś pozytywne uczucia.
Też mnie zastanawiają te łyżki. Pierwsza rzecz, która przyszła mi na myśl to wątek bogactwa powiązanego z melancholią (łyżki były kosztowne)... ten aspekt był zinterpretowany w zamieszczonej przez Cichego recenzji. Wydaje mi się, że to jednak trochę zbyt daleko idące skojarzenie.
Raczej chodziło o to, że ojciec Claire i Justine traktował otoczenie z dystansem, a właściwie po prostu wszystkich olewał (Betty, Betty, Betty... itd.). Przez pryzmat interpretacji liczby 8 mam w głowie obraz pijanego upadłego boga, który choć postrzegany jako postać pozytywna, jest obojętny na losy swoich dzieci. Słowo
beti znaczy, co znaczy... wypowiadane w takim kontekście i takim tonem jest wyrazem ironii. W pewnym sensie można dojść do konkluzji, że to, co dla nas było niezwykle ważne, Bóg uznał za błahostkę. Podczas dyskusji o filmie poszliśmy dalej tym tropem, niektórzy doszukują się w postaci matki głównych bohaterek skrzywdzonego bóstwa żeńskiego zepchniętego na margines w patriarchalnej kulturze.
Miałam wrażenie, że ta publiczna sprzeczka między rodzicami od początku wisiała w powietrzu - zarówno matka jak i ojciec robili wszystko, by do niej doprowadzić. Wydaje mi się też, że to nie on, ale lokaj wnosił bagaże z powrotem do domu.
Jeszcze sprostuję to, co jakiś czas temu napisał Cichy o fazach Księżyca. Nów=dziewica, pełnia=matka, księżyc malejący=kobieta "przejrzała" - wiedźma. Uważam, że w opisywanym przez niego kadrze jest Melancholia (nad Justine), Księżyc (nad chłopcem) i Słońce (nad Claire).
Chciałam napisać kilka słów o obrazie Muncha
"Taniec życia", który budzi u mnie bardzo silne skojarzenia ze scenami na weselu (i jak widać pojawił się też w innych analizach). Tytuł dzieła jest przewrotny i nawiązuje to
tańca śmierci. Właściwie obraz sugeruje wręcz, że jedno i drugie jest w rzeczywistości tym samym.
Po pierwsze sceneria w ogrodzie na weselu wydała mi się bardzo podobna. Po drugie postacie na obrazie można przypisać do trzech kolejnych faz życia Justine. Przyszedł mi na myśl film Greenawaya "Dzieciątko z Macon", gdzie w ten sam sposób wykorzystano symbolikę kolorów: biel przypisano do narodzin i niewinności, czerwień do uciech życia, a czerń oczywiście do śmierci.
Wrzucę jeszcze dla zajawki personifikacje melancholii w obrazach Cranacha. Wszystkie bardzo podobne i wszystkie przedstawiają kobietę strugającą patyki (by wykonać drewniane koła).
Dodatkowo chyba na wszystkich znanych mi wizerunkach melancholii (w tym slawna
"Melancholia I" Albrechta Durera) pojawia się motyw okręgu i kuli. Muszę więcej poczytać o symbolice tych figur. Tak na szybko z tego co mnie uczono: doskonałość, pełnia, harmonia, Bóg, nieskończoność, wieczność.
Pozostają jeszcze znaczenia imion sióstr, które od razu rzuciły mi się w oczy. Claire - jasna, Justine - sprawiedliwa.
I jeszcze jedna rzecz związana z Antychrystem - jak myślicie, dlaczego lis, jeden z trzech żebraków, ma na szyi dzwonek?
Mi się to od razu skojarzyło z tym, że czarownice oswajały dzikie zwierzęta i przypinały im do szyi wstążki, sznurki lub dzwonki (moja nauczycielka historii w liceum pisała pracę magisterską o polowaniach na czarownice i opowiadała nam o tym na lekcjach). Ten dzwoneczek odebrałam jako sugestię, że główna bohaterka przeżyła przemianę w Edenie. Przemianę, o której nikt nie wiedział. Zespoliła się z tamtejszą przyrodą. Powiedziała do męża: "Ty nie rozumiesz tego miejsca". Była tam sama z dzieckiem i jedyne informacje o tym co się wtedy działo pochodziły od niej samej. Prawdopodobnie nie zdawała sobie do końca sprawy z tego wszystkiego, stąd zdjęcia chłopca (buciki). Nie tylko pisała pracę o czarownicach, zaczęła się z nimi utożsamiać i zapewne robiła różne inne rzeczy poza tworzeniem "tajnej bazy danych" na strychu.
Zaczynam zastanawiać się nad obejrzeniem "Antychrysta" ponownie i zrobieniem analizy podobnej do "Melancholii".