Cichy
Moderator
Miejsce pobytu: Legionowo
|
|
« Odpowiedz #40 : Czerwca 21, 2011, 15:28:18 » |
|
Weźmy takiego "Antychrysta" - film może wydawać się odrobinę bełkotliwy bez znajomości całego - powiedzmy - zaplecza intelektualnego Hmm, ja raczej nie znam "zaplecza intelektualnego" tego filmu, a nie wydał mi się bełkotliwy. Nie zdziwiłbym się gdyby sam Von Trier po tym wykładzie wyszedł mądrzejszy co do swojej twórczości i znajomości symboliki Nie sądzę, gdyż akurat on takimi rzeczami się mocno interesuje, czemu nieraz dawał wyraz. Ale bywa i tak, że sam autor nie zauważa pewnych elementów, które mogą mieć pewne znaczenia i to jest zupełnie normalne. Takie rzeczy badał Jung i to jest związane z tzw. archetypami, czyli pewnymi symbolami zakorzenionymi w ludzkiej podświadomości, które wypływają kiedy tego się nie spodziewamy (np. podczas snów czy twórczości artystycznej). Nie mówię, że wszystkie kosmiczne "analizy" mają stuprocentową rację, ale zazwyczaj nietrudno rozróżnić co jest naciągane a co nie.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Kaja
|
|
« Odpowiedz #41 : Czerwca 21, 2011, 18:00:29 » |
|
No ale tym sposobem jednak łatwo udowodnić, że przekombinowane to one jednak są Nie jestem badaczem kultury żydowskiej i nigdy nie będę i, jak podejrzewam, tak ma większość. Powstaje więc pytanie, dla kogo w zasadzie Trier kręci te filmy? Dla profesorów uniwersyteckich i innych badaczów, którzy będą w stanie wyłapać wszelkie aluzje, ślady, nawiązania? Inne pytanie - czy Trierori tak w duszy gra, czy też kieruje nim zwykły snobizm? No ale kombinowanie z fabułą jest właściwie elementem bazowym w kinie Triera. Film musi być na czymś oparty jeśli rezygnujemy z "tradycyjnych fajerwerków". Chyba już kiedyś pisałam jaki mam stosunek do manifestu Dogmy... mimo to cenię Triera za jego skupienie na meritum bez rozmieniania się na drobne. Uważam, że jego filmy nie są przekombinowane. Można je oglądać na zasadzie tabula rasa, można też doszukiwać się drugiego dna - i jedno i drugie jest dobre. Wydaje mi się, że temperament tego reżysera jest kwestią która przeważa i u wielu ludzi powoduje awersję do jego filmów. Mnie również trochę drażni neurotyzm, jakim są naznaczone. To jednak nie odbiera sensu konstrukcjom intelektualnym jakie są w tych filmach zawarte. Nie mówcie mi, że "Antychryst" jest jakimś bardzo niezrozumiałym, enigmatycznym czy zagmatwanym dziełem. Jest tam sporo symboli całkiem oczywistych dla przeciętnego Europejczyka. Poza tym ten film można też odebrać w sferze czysto sensualnej - nie trzeba wyłapywać wszystkich nawiązań, żeby rozumieć aluzje do konkretnych uczuć i sytuacji. Tak sobie myślę nad tymi zarzutami, że Trier jest niezrozumiały dla przeciętnego odbiorcy... Kurcze, przecież sztuka z założenia jest subiektywna. Artysta nie ma obowiązku trafiać w niczyje gusta. Żyjemy w epoce swobodnego przepływu informacji, prawdopodobnie jeszcze nigdy ludzie nie mieli tak łatwego dostępu do wiedzy. Tysiąc lat temu przeciętny człowiek mógł sobie pooglądać płaskorzeźby biblijne na ścianie kościoła - to był jedyny możliwy kontakt z "kulturą wysoką". Teraz mamy w zasięgu ręki co tylko dusza zapragnie. Nie wiem skąd przeświadczenie, że jedynie profesorowie uniwersyteccy są w stanie zrozumieć chociażby tego nieszczęsnego "Antychrysta", który nie jest znowu takim trudnym filmem.
|
|
|
Zapisane
|
"Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro."
|
|
|
Bartek
Miejsce pobytu: Białystok / Kraków
Nahallac
|
|
« Odpowiedz #42 : Czerwca 21, 2011, 20:40:01 » |
|
Heh, idźcie do muzeum sztuki współczesnej i pooglądajcie sobie rzeczy, które tam są wystawione. Polecam Krakowski MOCAK, niedawno otwarty, mają tam tak duży zbiór, że wyszedłem stamtąd z bólem głowy. Przy niektórych pomysłach Von Trier to całkiem porządny i sensowny artysta, któremu do jakiegokolwiek bełkotu bardzo daleko. A przecież i te pomysły, skoro ktoś je wystawił i ktoś poddaje je ocenie - prawdopodobnie w większości pozbawione sensu nie są. Sztuka ma to do siebie, że z definicji nie jest ograniczona przez żaden temat, nie ma granic. Już w połowie XX wieku powstawały dzieła, które samodzielnie były niezrozumiałe i nie miały szans zostać zrozumiane, więc artyści dołączali do nich opisy, wyjaśnienia, interpretacje, mówili dlaczego jest tak, a nie inaczej. To, że sztuka się zintelektualizowała to nie jest jakaś nowość, to się zaczęło już sto lat temu. Film można potraktować jako czystą rozrywkę - oglądać go dla przyjemności - i taka hedonistyczna postawa jest uzasadniona kiedy idziemy oglądać Piłę czy Transformersy. Ale wtedy w sumie nie nazwałbym tego filmu sztuką, a rozrywką właśnie. To, co robi Trier sztuką jest, a jego nazwałbym artystą - i kiedy idę do kina na jego film, to nie po to, by wcinając popcorn wchłonąć filmidło, a żeby doświadczyć czegoś więcej. W przypadku Antychrysta i Melancholii mamy dwa w jednym - możemy obejrzeć film, który posiada fabułę, jest opowiedziana jakaś historia - i ktoś, kto nie kuma nic poza tym, co jest wyraźnie powiedziane, będzie ten film oceniał w ten sposób, ale to jest warstwa dla takiego mało zainteresowanego kulturą i sztuką szarego żuczka. To sprawia, że ten film może być właśnie dostępny dla każdego. Godna pochwały jest w nim właśnie ta wielowarstwowość - jeśli pójdzie go obejrzeć człowiek szukający rozrywki - pewnie będzie rozczarowany, ale jeśli potraktuje obraz w miarę poważnie, to nie powie, że było on zupełną szmirą, bo pewne treści są tam powiedziane wprost. Człowiek znający się na filmie zobaczy tam inne walory. Człowiek oblatany w sztuce współczesnej - inne. Ktoś zainteresowany kulturą żydowską - jeszcze inne. W Melancholii mamy wątek depresji - bardzo istotny dla Triera, który przez depresję przechodził. Jego depresja zresztą tez nie była jakimś wymysłem świra - kiedy się o nim trochę dowiedzieć, o niemieckim i żydowskim wątku w jego życiu - to i żydowskie nawiązania w Melancholii robią się jaśniejsze. Ja się przyznaję bez bicia, że po jednym seansie byłem mocno skołowany. Ten film mógłbym obejrzeć jeszcze wiele razy i jeśli w lipcu nadal będą go gdzieś grali, to chętnie pójdę nań ponownie, bo po prostu wiem, że w mnogości wątków, symboli, aluzji i odwołań do kultury można się tam zakopać, a na część z tego pewnie jestem za głupi. Dlatego o takich filmach warto dyskutować, warto wskazywać sobie pewne elementy, próbować je interpretować. Jednych bawi wyłapywanie nawiązań do Mrocznej Wieży w każdej kolejnej książce Kinga - do mnie bardziej trafiają takie numery jakie widzowi serwuje Trier. Różnica, śmiem twierdzić, polega na tym, że King, jak sam twierdzi, to odpowiednik hamburgera z frytkami i jego nawiązania do samego siebie czy do kultury raczej nie niosą ze sobą drugiego dna, nie naprowadzają na wielowarstwowe interpretacje, w ogóle interpretacji nie wymagają, bo one po prostu są i wprawne oko je dostrzeże, jeśli akurat zna źródła. W przypadku prawdziwej sztuki takie zabiegi mają swoje uzasadnienie. A elementów co do których w Melancholii można by było toczyć długie dyskusje, jest co nie miara. Ale nawet jeśli wielu z tych rzeczy nikt z nas nie potrafi wyłapać na chwilę obecną, to na film iść warto, bo po prostu jest piękny i wiele ze sobą niesie. I to, powtarzam, w dobrym kinie, gdzie siła muzyki Wagnera zmiecie z fotela.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Stebbins
Miejsce pobytu: Dorne
WAR is NOT the ANSWER
|
|
« Odpowiedz #43 : Czerwca 21, 2011, 22:49:17 » |
|
Alescie sie tu nawypowiadali dzieciaki Czy z facetem jest cos nie tak? Czy robi filmy wierząc w sztuke czy jest to (jego filmy) snobistyczne niewiadomo co? 1. Tak, z niom jest cos nie tak. 2. von Trier to dziwny facet poniewz jego filmy wlasnie balansują na granicy szalonej sztuki a pozerstwa i "formy ponad treścią". Widziałem większośc jego filmów, nie wszystkie, i jedyny ktory mnie przerazil swoją "dziwnością" i szukaniem niewiadomo czego byl "Taniec w ciemnościach". Nikt mnie nigdy pod grozba śmierci nie zmusi żebym ten film obejrzał ponownie. Z kolei Dogville to TOP wysokie wszystkich filmów jakie oglądałem. Prawie każdy jego film jest jakby nazbyt "nachalny", na pierwszy rzut oka może sie wydawać (głównie przez sposób kręcenia) że facet który to zrobił udaję że jest w tym filmie więcej niż na prawdę jest. Jednakże... W moje gusta to trafia, Każdy jego film w kategorii wizualnie- realny jest mistrzostwem świata, w każdym jest ciekawa historia. Kino Larsa von Triera może się nie podobać, choć ja osobiście uważam że facet ma wizje i drogę którą konsekwentnie dąży. Może sie nie znam na kinie a może nie wiele widziałem, ale wg mnie czołowy reżyser/scenarzysta na świecie. ps. w tym tygodniu (wkoncu) ide na Melancholie.
|
|
« Ostatnia zmiana: Czerwca 21, 2011, 22:51:44 wysłane przez Stebbins »
|
Zapisane
|
"Podróż donikąd też zaczyna sie od pierwszego kroku."
(Ch. Palahniuk 'Rozbitek')
|
|
|
p.a.
Administrator
Miejsce pobytu: Katowice | SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #44 : Czerwca 22, 2011, 08:21:21 » |
|
Hehe, nazwie człowiek faceta przeintelektualizowanym snobem i proszę, jaka dyskusja Przy niektórych pomysłach Von Trier to całkiem porządny i sensowny artysta, któremu do jakiegokolwiek bełkotu bardzo daleko.
Ta. Pamiętam, jak ileś lat temu była mała afera w warszawskiej Zachęcie, gdzie ktoś po prostu obierał ziemniaki Wydaje mi się, że temperament tego reżysera jest kwestią która przeważa i u wielu ludzi powoduje awersję do jego filmów.
Jak zwykle masz rację Nie ukrywam, że jestem do tego faceta trochę (?) uprzedzony Tak sobie myślę nad tymi zarzutami, że Trier jest niezrozumiały dla przeciętnego odbiorcy... Kurcze, przecież sztuka z założenia jest subiektywna. Niby tak, ale... pamiętam pewną wypowiedź Maynarda Jamesa Keenana, który pytany o znaczenie tekstu odpowiedział coś w stylu, iż smuci/martwi go takie pytanie, bo oznacza ono, iż jako artysta nie wypowiedział się wystarczająco jasno. Nie wiem skąd przeświadczenie, że jedynie profesorowie uniwersyteccy są w stanie zrozumieć chociażby tego nieszczęsnego "Antychrysta", który nie jest znowu takim trudnym filmem.
Na temat "Antychrysta" wypowiadać się już nie mogę, bo zwyczajnie nie poukładało mi się to w głowie i w konsekwencji z niej wyleciało. Natomiast w tej wypowiedzi bardziej odnosiłem się do tego, co napisał Cichy o tym badaczu kultury żydowskiej i jego zachwycie nad różnymi aspektami "Melancholii". Natomiast obiecuję sobie i Wam, że wkrótce zobaczę sobie jeszcze jakieś filmy tego Pana i może zyskam w tej rozmowie więcej argumentów albo też - chociaż po części - przekonam się do jego twórczości
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Paweł Mateja
|
|
« Odpowiedz #45 : Czerwca 22, 2011, 08:45:14 » |
|
p.a., prócz Antychrysta widziałeś jakieś jeszcze? Bo ja tego konkretnego akurat nie miałem okazji, ale nigdy nie nazwałbym kina Triera snobistycznym czy przeintelektualizowanym. Najlepiej z takiego osądu wyleczy Cię Królestwo - bo to w sumie serialowy horror, jeden z lepszych, jakie widziałem. A takie Dogville, Idioci, Tańcząc w ciemności - to dla mnie filmy, w których wszystko gra idealnie. Piękne, przerażające i poruszające historie zrealizowane w wielkim stylu, z wielkim smakiem i uczuciem. Bez żadnej przesadzonej symboliki - a wszystkie zastosowane w nich eksperymenty nie tylko nie rażą, ale wręcz trudno mi wyobrazić sobie te filmy bez nich.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
p.a.
Administrator
Miejsce pobytu: Katowice | SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #46 : Czerwca 22, 2011, 10:39:53 » |
|
Widziałem jeszcze "Przełamując fale", które z kolei zraziły mnie swoją ogólną "traumatycznością" A poza tym o wielu filmach czytałem przed premierami. Wiem, to malutko. Właśnie od "Królestwa" planuję zacząć, bo faktycznie na pierwszy rzut oka film wydaje się - zwłaszcza dla miłośnika horrorów - najłatwiejszy do przetrawienia. A potem zobaczymy
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Cichy
Moderator
Miejsce pobytu: Legionowo
|
|
« Odpowiedz #47 : Czerwca 27, 2011, 22:03:08 » |
|
Kaja i ja byliśmy wreszcie na "Melancholii". Do pójścia zachęcił nas jutrzejszy wykład na temat tego filmu, w którym odsłaniane będą tajemnice symboli z tego dzieła, niewidoczne dla zwykłego zjadacza chleba. Jakie wrażenie na nas wywarła "Melancholia"? Może nie kolosalne, ale bardzo dobre, mimo że osobiście miałem momenty, gdy przysypiałem (ale to może dlatego że byłem zmęczony). Nie dzieje się w nim dużo, ale jak zaczyna się dziać, to jest na co popatrzeć . Może trochę źle się wyraziłem - jest co poczuć, bo moim zdaniem dzieło to ma naprawdę mroczną atmosferę i ja osobiście miejscami bałem się. Swoją drogą Bartkunie wiem czemu pisałeś, że film ten zagra na nosie zwolennikom katastroficznych filmów. Skłoniłeś mnie do myślenia, że Melancholia nie uderzy w Ziemię, a jeśli już, to nie będzie to pokazane, a już nawet na początku mieliśmy ładną wizualizację tego co przyszło na koniec Ogólnie doszliśmy z Kają do wniosku, że "Melancholia" może być drugą częścią jakiejś być może planowanej serii filmów, której pierwszą był "Antychryst". Było sporawo elementów wspólnych (na przykład niemożność przejścia przez most głównych bohaterek, dominacja zieleni w kolorystyce drugiej części filmu (po weselu), oczywiście dziwne uczucia rodzące się w kobietach, a także greckie tytuły obu dzieł ), a przesłanie zdaje się być rozszerzeniem, a jednocześnie przekręceniem o 180 stopni tego, co było w AC, tak jakby Trier chciał pokazać stopniowy rozwój umysłu człowieka i walki z otaczającym go światem. Np. tak jak w "Antychryście" działy się dantejskie sceny i dopiero mord zakończył całe to szaleństwo, tak tutaj jest dążenie do pogodzenia się z losem wobec nieuchronnego zewnętrznego niebezpieczeństwa. Świetnie pomyślany jest motyw tej planety, której nazwa określa to samo, co dopada Justine. Z jednej strony melancholia niszczy małżeństwo Justine, z drugiej planeta Melancholia, która krąży i krąży, by wychylić się zza Słońca (czyżby symbolu radości i pozytywnego myślenia?) niszczy całą ludzkość. Warto zwrócić uwagę, że Justine walczyła na weselu ze swoją melancholią, aż wreszcie pogodziła się z nią i olała swojego męża i (czyżby niechciane?) małżeństwo. Dzięki czemu łatwiej się pogodziła z tym, że cała ludzkość ginie, a wraz z nią życie w kosmosie (czego była pewna). Czyżby to znaczyło, że Trier chciał pokazać pewnego rodzaju wyzwolenie spod konwenansów ludzkości i złudzeń trwałego szczęścia? Tak samo John, mąż Claire, który namiętnie trzymał się swoich złudzeń, że Melancholia jednak nie uderzy w Ziemię (tak jak trzymał się tego, że jest 18 dołków na polu golfowym, a było 19, co widać dobitnie pod koniec filmu ). Może bezładnie trochę piszę, ale mam nadzieję, że ułożycie z takich strzępków moją wizję filmu Więcej i bardziej metodycznie napisze pewnie Kaja, z drugiej strony o tym filmie można pisać i pisać, więc może poprzestanę na tym co wyżej. Jak ktoś chce przedyskutować jakieś elementy filmu, to śmiało . No i może jutro coś napiszemy po wspomnianym wykładzie. Założę się, że te wszystkie liczby: 18, 19, 678, dwa miliony sześć, na pewno mają jakiś związek z kabałą Aaa, no i genialne są te pierwsze, oderwane od siebie, surrealistyczne obrazy z rewelacyjnie pasującą do tego (i nie tylko do tego, ale w ogóle do całego filmu) muzyką Wagnera. Później widać niektóre z tych wizji w książkach, które Justine rozstawia na półkach pokoju. Świetny wstęp do filmu.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Bartek
Miejsce pobytu: Białystok / Kraków
Nahallac
|
|
« Odpowiedz #48 : Lipca 05, 2011, 21:17:46 » |
|
nie wiem czemu pisałeś, że film ten zagra na nosie zwolennikom katastroficznych filmów. Skłoniłeś mnie do myślenia, że Melancholia nie uderzy w Ziemię, a jeśli już, to nie będzie to pokazane, a już nawet na początku mieliśmy ładną wizualizację tego co przyszło na koniec Napisałem tak, ponieważ większość katastroficznych filmów pokazuje nie zagładę zupełną, jak to jest w Melancholii, ale albo ratunek w ostatniej chwili, albo też apokalipsę, ale z ludźmi, którzy przeżywają. Odnoszę wrażenie, że taki ostateczny, zupełny koniec, w filmach katastroficznych zdarza się rzadko. Ludzie wolą happy-endy - choć ja upierałbym się, że Melancholia też na swój sposób happy-end posiada.
Ogólnie doszliśmy z Kają do wniosku, że "Melancholia" może być drugą częścią jakiejś być może planowanej serii filmów, której pierwszą był "Antychryst". Było sporawo elementów wspólnych (na przykład niemożność przejścia przez most głównych bohaterek, dominacja zieleni w kolorystyce drugiej części filmu (po weselu), oczywiście dziwne uczucia rodzące się w kobietach, a także greckie tytuły obu dzieł), a przesłanie zdaje się być rozszerzeniem, a jednocześnie przekręceniem o 180 stopni tego, co było w AC, tak jakby Trier chciał pokazać stopniowy rozwój umysłu człowieka i walki z otaczającym go światem. Np. tak jak w "Antychryście" działy się dantejskie sceny i dopiero mord zakończył całe to szaleństwo, tak tutaj jest dążenie do pogodzenia się z losem wobec nieuchronnego zewnętrznego niebezpieczeństwa. Niezaprzeczalnie Melancholia kontynuuje wiele rzeczy, które pojawiły się w Antychryście - to widać już na samym początku - przeestetyzowany wstęp z muzyką wielkiego klasyka - w tym wypadku Wagnera, w przypadku Antychrysta był to Händel. Zresztą muzyczne zakończenie również jest w tych filmach analogiczne. Znów mamy mężczyznę, który ponosi porażkę w swoich dążeniach - w Antychryście było to leczenie kobiety, tutaj jest to małżeństwo i próba uszczęśliwienia panny młodej, w drugiej części filmu w sumie samobójstwo męża również można jako taką porażkę postrzegać. Znów kobieta jest w depresji - choć trudno jest w Melancholii jednoznacznie stwierdzić powody tego stanu. Znów natura dominuje nad człowiekiem - tutaj jest to "zwycięstwo" Melancholii, w Antychryście - morderstwo, do którego dochodzi na koniec filmu. W obu filmach wyczuwalna jest faktycznie ta beznadzieja panowania obcych sił nad człowiekiem. Determinuje nas nasza wewnętrzna natura. Determinują nas nasze instynkty i popędy. Wreszcie ogromny wpływ na całe nasze życie ma cały otaczający nas świat i nawet kiedy stawiamy mu czoło razem, nie jesteśmy w stanie go przezwyciężyć, wywraca on nasze życie do góry nogami. W Antychryście nie ma pogodzenia się z tym - choć na początku mężczyzna sprawia wrażenie pogodzonego ze swoim losem - na koniec Melancholii niby pogodzenie się jest, acz nie wszyscy trzymają oczy zamknięte, są też łzy.
Świetnie pomyślany jest motyw tej planety, której nazwa określa to samo, co dopada Justine. Z jednej strony melancholia niszczy małżeństwo Justine, z drugiej planeta Melancholia, która krąży i krąży, by wychylić się zza Słońca (czyżby symbolu radości i pozytywnego myślenia?) niszczy całą ludzkość. Warto zwrócić uwagę, że Justine walczyła na weselu ze swoją melancholią, aż wreszcie pogodziła się z nią i olała swojego męża i (czyżby niechciane?) małżeństwo. Dzięki czemu łatwiej się pogodziła z tym, że cała ludzkość ginie, a wraz z nią życie w kosmosie (czego była pewna). Czyżby to znaczyło, że Trier chciał pokazać pewnego rodzaju wyzwolenie spod konwenansów ludzkości i złudzeń trwałego szczęścia? Tak samo John, mąż Claire, który namiętnie trzymał się swoich złudzeń, że Melancholia jednak nie uderzy w Ziemię (tak jak trzymał się tego, że jest 18 dołków na polu golfowym, a było 19, co widać dobitnie pod koniec filmu ). Może bezładnie trochę piszę, ale mam nadzieję, że ułożycie z takich strzępków moją wizję filmu Motyw tych liczb też wyłapałem i bardzo mnie to zaintrygowało - jestem ciekaw, czy coś udało wam się o tym dowiedzieć na tym wykładzie? Aaa, no i genialne są te pierwsze, oderwane od siebie, surrealistyczne obrazy z rewelacyjnie pasującą do tego (i nie tylko do tego, ale w ogóle do całego filmu) muzyką Wagnera. Później widać niektóre z tych wizji w książkach, które Justine rozstawia na półkach pokoju. Świetny wstęp do filmu. Ta scena z obrazami też jest wieloznaczna. Porozstawiane są obrazy, w których wyraźnie dominuje forma. Bohaterka zmienia je wszystkie na obrazy z treścią. Taki bunt przeciwko formalizmowi i szukanie sensu w jednym. I wszystko to dosłownie w kilka-kilkanaście sekund. Aż strach myśleć co można wyciągnąć z tych dużo dłuższych scen. W pewien sposób scena, kiedy ona ucieka od pana młodego, by za chwilę dopaść tego młodzika gdzieś na zewnątrz, albo kiedy ni stąd ni zowąd idzie sikać na pole golfowe - ktoś ma jakiś pomysł co z tym zrobić? Bo ja się czuję skołowany Więcej i bardziej metodycznie napisze pewnie Kaja, z drugiej strony o tym filmie można pisać i pisać, więc może poprzestanę na tym co wyżej. Jak ktoś chce przedyskutować jakieś elementy filmu, to śmiało . No i może jutro coś napiszemy po wspomnianym wykładzie. Założę się, że te wszystkie liczby: 18, 19, 678, dwa miliony sześć, na pewno mają jakiś związek z kabałą Czekam niecierpliwie aż napiszecie czego dowiedzieliście się na tym wykładzie ;-)
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Cichy
Moderator
Miejsce pobytu: Legionowo
|
|
« Odpowiedz #49 : Lipca 06, 2011, 09:29:49 » |
|
Ludzie wolą happy-endy - choć ja upierałbym się, że Melancholia też na swój sposób happy-end posiada.
Zgadzam się z tym w zupełności. Niezaprzeczalnie Melancholia kontynuuje wiele rzeczy, które pojawiły się w Antychryście - to widać już na samym początku - przeestetyzowany wstęp z muzyką wielkiego klasyka - w tym wypadku Wagnera, w przypadku Antychrysta był to Händel. Zresztą muzyczne zakończenie również jest w tych filmach analogiczne. Znów mamy mężczyznę, który ponosi porażkę w swoich dążeniach - w Antychryście było to leczenie kobiety, tutaj jest to małżeństwo i próba uszczęśliwienia panny młodej, w drugiej części filmu w sumie samobójstwo męża również można jako taką porażkę postrzegać. Znów kobieta jest w depresji - choć trudno jest w Melancholii jednoznacznie stwierdzić powody tego stanu. Znów natura dominuje nad człowiekiem - tutaj jest to "zwycięstwo" Melancholii, w Antychryście - morderstwo, do którego dochodzi na koniec filmu. O, tych elementów nie wyłapałem. Dzięki że na nie zwróciłeś uwagę. W pewien sposób scena, kiedy ona ucieka od pana młodego, by za chwilę dopaść tego młodzika gdzieś na zewnątrz, albo kiedy ni stąd ni zowąd idzie sikać na pole golfowe - ktoś ma jakiś pomysł co z tym zrobić? Bo ja się czuję skołowany Tak na szybko nic sensownego nie przychodzi mi do głowy... Pole golfowe w sumie jest pewnym symbolem dobrobytu w tym filmie. Może Justine oddając na nie mocz okazuje swoją pogardę wobec dóbr ziemskich, z którymi powoli przestaje ją cokolwiek łączyć? A z tym młodzikiem? Ktoś powiedział chyba, że ten seks to miało być to hasło, którego gostek od niej oczekiwał. Ale co dokładnie miało oznaczać? Musiałbym się zastanowić albo odwołać się do Kai Motyw tych liczb też wyłapałem i bardzo mnie to zaintrygowało - jestem ciekaw, czy coś udało wam się o tym dowiedzieć na tym wykładzie?
Ooo, dowiedzieliśmy się bardzo dużo, ale w sumie nie chciało nam się pisać wielkiego elaboratu, skoro trochę nikłe zainteresowanie tym filmem na forum. Teraz jestem w pracy i nie napiszę wiele, tym bardziej że kartkę z notatkami z tego spotkania zostawiłem w domu. Może Kaja za jakiś czas wrzuci jakieś opracowanie. Dam tylko zajawkę: Kluczową liczbą filmu jest 678 i to ona tak naprawdę pokazuje kluczowe powiązanie z "Antychrystem". W AC kluczową liczbą jest oczywiście 666, która nie symbolizuje szatana czy jakiegoś demona, a po prostu chaotyczną, pierwotną zwierzęcość w człowieku (w takim zresztą kontekście pojawia się ta liczba w Starym i Nowym Testamencie). Z kolei 678 to 666 + 12, a 12 to liczba znaków zodiaku, czyli osobowości ludzkich, ściśle powiązanych z ciałami astralnymi. Czyli do zwierzęcej natury człowieka dodany zostaje element, który "uczłowiecza" go - osobowość, charakter. I taki też ostateczny wydźwięk ma ten film - w AC zwycięża natura, tutaj człowiek jest już w stanie nad sobą zapanować.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
p.a.
Administrator
Miejsce pobytu: Katowice | SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #50 : Lipca 06, 2011, 13:22:32 » |
|
To ja tylko napiszę, co by zbudować napięcie że oglądam sobie "Królestwo" i jak na razie bardzo mi się podoba... szczegóły wkrótce Pomijając same wątki horrorowe, postać Stiga Helmera jest absolutnie genialna
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Bartek
Miejsce pobytu: Białystok / Kraków
Nahallac
|
|
« Odpowiedz #51 : Lipca 08, 2011, 01:53:36 » |
|
Po tym, co napisałeś, Cichy, niecierpliwie czekam aż Kaja znajdzie chwilę by napisać więcej o tym czego się dowiedzieliście. Cholera, już myślę o tym jak dobrze by było zobaczyć ten film ponownie w kinie, ale teraz już chyba jest za późno.
Obejrzałem ostatnio Idiotów, kompletując sobie w ten sposób obraz trylogii Złote Serce. Miałem bardzo mieszane uczucia od razu po seansie, ale teraz dochodzę do wniosku, że jednak koncepcja składa mi się w spójną całość, a wątek Karen w tym filmie jest niesamowicie poruszający, choć zarysowany tak mimochodem. Konwencja kręcenia ściśle według Dogmy na początku trochę utrudnia, ale szybko można się przyzwyczaić. I sama Dogma jednocześnie pomaga w interpretacji tego filmu, a także rzuca więcej światła na późniejszą twórczość Triera.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
dampf
Miejsce pobytu: Trójmiasto
|
|
« Odpowiedz #52 : Lipca 12, 2011, 18:04:10 » |
|
Zapomniałem napisać, że byliśmy z mą kobietą na filmie Z góry dziękuję za wszelkie informacje odnośnie zgłębiania filmu, kurczę, część rzeczy człowiek wyłapał w kinie owe 19 dołków, o których pół dnia deliberowaliśmy, kwestia braku możliwości przejechanie przez most, obrazy ustawiane pod kątem początku filmu. No i to co najbardziej widoczne: kontrast sióstr - genialny przykład jak osoba opanowana na co dzień, panikuje w sytuacji kryzysowej i vice versa. Ale generalnie muszę przyznać, że dyskusja na forum pomogła mi trochę szerzej spojrzeć na film (i sprawiła, że muszę czym prędzej sięgnąć po AC...). I jedno muszę napisać też o zakończeniu: uważam je za re-we-la-cy-jne. Kropka. Niby można zarzucić, że banalne, bo walnęła planeta i tyle. Ale jakoś... damn. Nie wiem jak u Was w kinie, ale w naszym sekundę po zderzeniu zapaliły się światłą na sali kinowej. Ciekawy efekt był. I ta krępująca cisza... A i zapomniałbym. Na jakieś 10 osób w kinie byłem jak pamiętam jedynym facetem
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Bartek
Miejsce pobytu: Białystok / Kraków
Nahallac
|
|
« Odpowiedz #53 : Lipca 12, 2011, 21:37:53 » |
|
Mam za sobą Dogville. Zdecydowanie jest to jeden z lepszych filmów Triera. Konwencja może się wydać męcząca, ale uważam ją za pomysł genialny - ten film ogląda się tak, jak czyta się książkę - wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach. A jednak widać więcej, niż można by się było spodziewać. Muszę tylko przyznać, że do tego iż Grace będzie córką szefa mafii, doszedłem sam wcześniej niż w połowie filmu, wydawało mi się to logiczne i okazało się, że miałem rację. Zakończenie jest przerażające, głównie z tego względu, że daje chorą satysfakcję. Ciężka atmosfera i napięcie zbudowane są w filmie tak niepostrzeżenie, że człowiek sam nie wie kiedy jest nim przygnieciony i takie rozwiązanie akcji daje na końcu świetny efekt. Wydawać by się mogło, że wiele w tym filmie jest powiedziane wprost, tymczasem refleksje nad ludzką naturą można po seansie nadal snuć w nieskończoność, Dogville daje naprawdę wiele do myślenia. Aktorstwo na najwyższym poziomie, naprawdę nie patrzyło się na tych ludzi jak na aktorów w teatrze, a jak mieszkańców prawdziwego miasteczka. A jeśli zaś chodzi o małą społeczność - bardzo mi się to kojarzy z sytuacjami stwarzanymi przez Kinga w wielu jego tekstach ;-) Ogólnie jeszcze nie pozbierałem się po tym filmie, ale myślę że nie będzie żadnym nadużyciem dać mu 9/10, bo jeśli nie takie filmy, to nie wiem jakie zasługują na tak wysokie noty.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Stebbins
Miejsce pobytu: Dorne
WAR is NOT the ANSWER
|
|
« Odpowiedz #54 : Lipca 12, 2011, 23:50:05 » |
|
No wkoncu cos mądrego O Dogville juz nie raz pisalem i sie nie bede powtarzal, tylko słówko o wspomnianej tu koncowce - jesli ktos sie wkreci w ten film, w te emocje itd., to końcówka w swojej wymowie jest bardziej brutalna i mocna niż większośc klasycznych horrorow...choc z horrorem nie ma nic wspolnego edit: koles dwa nade mną ma fajny avek z tym Derry kto wie ten wie
|
|
« Ostatnia zmiana: Lipca 12, 2011, 23:52:41 wysłane przez Stebbins »
|
Zapisane
|
"Podróż donikąd też zaczyna sie od pierwszego kroku."
(Ch. Palahniuk 'Rozbitek')
|
|
|
Kaja
|
|
« Odpowiedz #55 : Lipca 13, 2011, 04:12:40 » |
|
W końcu zebrałam się do napisania kilku słów o "Melancholii". Ostatnimi czasy jestem bardzo zabiegana... Na samą myśl o tym ile można powiedzieć na temat najnowszego dzieła Triera odechciewało mi się zabierać głosu w tym temacie. Od obejrzenia minęły już ponad dwa tygodnie, a ja i Cichy często rozmawiamy o "melancholicznej symbolice". Po pierwsze film zrobił na mnie powalające wrażenie i z pewnością nie przesadzę jeśli powiem, że to najlepszy obraz Triera, jaki do tej pory widziałam. Przyznaję, że spodziewałam się zupełnie czegoś innego po tym reżyserze. Rozwiązanie historii jest dla mnie jedynym właściwym i zarazem niezwykle pozytywnym końcem, zwłaszcza patrząc przez pryzmat sceptycyzmu i cynizmu Triera. O ile większość jego filmów uznaję za bardzo dobre, tym filmem na prawdę mi zaimponował. Bez zmrużenia oka można nazwać to sztuką wysoką. Obrazy, treść i symbolika jest na prawdę wysokich lotów. Nawiązując do naszych wcześniejszych rozmów w tym temacie - moim zdaniem by w pełni przeżyć ten film nie potrzeba zrozumienia całej symboliki, historia jest prosta, a zarazem bardzo mocna i można analizować ją na wielu płaszczyznach. Po obejrzeniu "Melancholii" zmieniło się moje postrzeganie "Antychrysta". Jestem przekonana, że te dwa filmy są ze sobą ściśle powiązane (o czym będę pisać za chwilę), a biorąc pod uwagę skłonność Triera do tworzenia tryptyków, spodziewam się jeszcze trzeciej części. Poza tym chyba po raz pierwszy dobitnie dostrzegłam jak na moich oczach przebiega ewolucja poglądów artysty. O ile "Antychryst" był moim zdaniem nihilistyczny, "Melancholię" określiłabym jako dzieło gnostyckie. Po obejrzeniu pierwszego filmu byłam nieco zawiedziona. Skupia się on na tym jak chaotyczna i krucha jest natura naszego ziemskiego bytu, jak bardzo uwarunkowani jesteśmy przez nasze instynkty. Dla mnie konkluzja z filmu była taka, że prawo do dokonywania wyborów jest tylko naszym złudzeniem, żyjemy w mylnym przeświadczeniu możności kształtowania swojego losu, a postawieni w sytuacji krytycznej jesteśmy niczym więcej niż zwierzęta. Taki wniosek to dla mnie trochę zbyt mało, dlatego byłam lekko zawiedziona brakiem głębszego wejścia w ten temat. Teraz, kiedy jest już "Melancholia" widzę, że być może Trier musiał pewne rzeczy przepracować (zwykle zakładamy, że twórca ma gotowy pełen obraz tego, co chce przekazać). Najnowszy film moim zdaniem jest o tym jak może postępować człowiek świadomy, a zarazem akceptujący to wszystko co pojawiło się w "Antychryście". Trier pokazał czym na prawdę jest dla niego wolna wola. Wydaje mi się też, że nie bez przyczyny sięgnął w "Melancholii" po tak ekstremalną sytuację jak koniec świata - to odpowiednia sceneria, by przekonująco pokazać jak tezy postawione przez niego w poprzednim filmie w pewnym sensie legły w gruzach. "Antychryst" i "Melancholia" mają, tak jak pisaliście, bardzo wiele wspólnego. Począwszy od estetycznych zabiegów, takich jak odrealniony wstęp bardzo silnie połączony z muzyką klasyczną, podobnie zresztą jak końcówka (w pierwszym filmie czarno-białe, w drugim wyraźnie przekoloryzowane). Poza tym podział na części (tutaj dwie siostry, tam trzech żebraków). Nawet styl rysunków przedstawiających tytuły filmów na początku jest podobny. Pojawiają się też wspólne motywy, np. astronomia (w "Antychryście" nieistniejące gwiazdozbiory, w "Melancholii" tajemnicza planeta), czy motyw przejścia przez most. Co do samej melancholii - jest to termin alchemiczny oznaczający "czarną żółć", substancję, która zbiera się w ciele człowieka i wywołuje stan nostalgii i smutku. Zatem melas i chole oznacza zarówno dwie siostry, będące osią tego filmu, jak i stan umysłu Justine oraz planetę, której tak bardzo boi się Claire. Poza tym termin melancholia to dla mnie zestawienie jasność-ciemność, czy życie-śmierć. Przewrotne jest to, że fizjonomia sióstr jest odwrotna do ich psychiki i dopiero na końcu filmu widzimy prawdziwy stan rzeczy. Zdaje się też, że astrologia jest w filmie dość istotnym czynnikiem. W sławnych rycinach Durera przedstawiających melancholię pojawiają się atrybuty do obserwacji gwiazd. Według wiedzy astrologicznej ciałem niebieskim, które wywiera decydujący wpływ na Ziemię jest Słońce. Melancholia została określona w filmie jako planeta-wędrowiec, która do tej pory się za nim ukrywała. Wygląda więc na to, że po przybyciu tak wielkiego obiektu warunki życia na Ziemi muszą się zmienić (również w astrologicznym sensie)... I jeszcze ten symboliczny "taniec śmierci" do muzyki Wagnera. Obrazy pojawiające się w uwerturze filmu mają swoje odniesienie w scenie z przestawianiem książek. Na pewno pojawia się Bruegel (chyba Hunters In The Snow), Ofelia Millais'a i Taniec życia Muncha. Również zwróciłam uwagę na neoplastycyzm, który Justine zastępuje obrazami o rozbudowanej symbolice. Muszę obejrzeć ten film ponownie między innymi ze względu na odniesienia malarskie. Jest jeszcze cała warstwa symboliki kabalistycznej. Jak się okazuje Trier interesował się kulturą żydowską. Przeczytałam trochę na temat historii jego życia i wszystko składa się w sensowną całość. Na spotkaniu poświęconym analizowaniu "Melancholii" pod kątem numerologii żydowskiej dowiedzieliśmy się bardzo ciekawych rzeczy. Dla tych, którzy nie orientują się w temacie - w języku hebrajskim do liter i słów przyporządkowuje się liczby. Wymienię kilka ciekawych elementów omawianych na wykładzie. Ojciec Justine miał się zatrzymać w pokoju nr 8. 8 to liczba oznaczająca zbawienie i boże błogosławieństwo.
Na polu golfowym rzekomo było 18 dołków, tak twierdził mąż Claire. Liczba 18 to gematria słowa hai, czyli życie. Podobno dla żydów jest ona na tyle symboliczna, że wszelkie prezenty i datki pieniężne są u nich multiplikacją liczby 18.
W rzeczywistości na polu golfowym było 19 dołków. 19 to 1 i 9 czyli 10. Oznacza to nowy początek, przewrót, zmiany, odrodzenie.
678 fasolek, które pojawiły się w konkursie na weselu to 666 i 12. 666 to "liczba bestii", czyli znamię, które otrzymał człowiek po opuszczeniu raju. Oznacza to chaos i zwierzęcość bytu, odczuwanie cierpienia związanego z popędami, głodem, pragnieniem i bólem. Tym wszystkim jest nacechowana ziemska egzystencja człowieka. Ta liczba jest też kluczowym znaczeniem w "Antychryście". Poza tym 666 to 18 razy 37 (liczba kojarzona z golemem, symbolizująca instynkt i życie w sensie biologicznym). Natomiast 12 to liczba zodiakalna, która opisuje charakter osobowości. Zatem 678 można uznać za całokształt naszego życia na ziemi. To tak pokrótce. Mam nadzieję, że znajdą się jeszcze chętni do podyskutowania na temat symboliki w "Melancholii".
|
|
« Ostatnia zmiana: Lipca 13, 2011, 20:50:23 wysłane przez Kaja »
|
Zapisane
|
"Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro."
|
|
|
Cichy
Moderator
Miejsce pobytu: Legionowo
|
|
« Odpowiedz #56 : Lipca 13, 2011, 09:41:40 » |
|
Ojciec Justine miał się zatrzymać w pokoju nr 8. 8 to liczba oznaczająca zbawienie i boże błogosławieństwo. Dodam jeszcze, że ojciec Justine mówił do kobiet Betty. beti to po hebrajsku "dom". Mężczyzna mówi do kobiet siedzących wokół niego "tu siedzi Betty", "oto Betty" - tak jakby mówił "tu jest mój dom", "oto mój dom". Tymczasem w noc weselną, mimo próśb Justine, ucieka on tajemniczo z pokoju nr 8. W ten sposób można go utożsamiać w pewnym sensie z Bogiem, który w jakiś czas przed katastrofą, gdy wszystko już jest jasne, odbiera swoje błogosławieństwo (czyli symbolikę numeru 8), i pozostawia ludzi samym sobie - by sami pogodzili się z tym, że następuje koniec i Boga z nimi nie będzie. Jest też kwestia "wiedźm". Otóż w pewnym momencie na weselu matka Justine i sama Justine biorą kąpiel w swoich pokojach, a John przychodzi po nie, by wróciły do gości. W końcu klnie i nazywa je wiedźmami. W mistyce i symbolice ogólnej kobietę powszechnie utożsamia się z księżycem (wiadomo: miesiączka i te sprawy), przy czym nów to kobieta młoda, nieznająca mężczyzny, że tak powiem, I kwadra to kobieta dojrzała, pełnia zaś to kobieta "przejrzała", ale "wiedząca" (= WIEDŹma). Czyli John wyraźnie wskazuje na moment przemiany Justine w wiedźmę, taką jak jej matka. Na początku filmu, kiedy pojawiają się te plastyczne, oderwane sceny, widzimy ją jeszcze w sukni ślubnej, a nad nią wisi księżyc w I kwadrze: Czyli na weselu jest kobietą dojrzałą, lecz szybko staje się ostatnim stadium rozwoju kobiety - "kobietą wiedzącą". A wiedźma to kobieta cyniczna i zrezygnowana ("na innych planetach nie ma życia"), ale akceptująca swój los i potrafiąca się z nim pogodzić. Jest jeszcze kwestia tego mostu, ale o niej muszę jeszcze porozmawiać z Kają, bo jeszcze sobie nie ułożyłem wszystkich kwestii w głowie. W każdym razie wiąże się ona z materializmem Johna, a także z końmi w stajni.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
dampf
Miejsce pobytu: Trójmiasto
|
|
« Odpowiedz #57 : Lipca 13, 2011, 10:07:47 » |
|
Hmmm bardzo dziękuję za wszystkie przekazane tu informacje. Przyznam się, że dopiero teraz widzę ten film pełniej, cóż edycja DVD zapewne zawita w takim razie do mnie (pewnie razem z AC), będzie trzeba film na nowo rozgryzać i odbierać kompletniej Swoją drogą po seansie zdawałem sobie sprawę z tego, że jest tam wiele ukrytych rzeczy, ale że aż tyle... no jestem pod wrażeniem. koles dwa nade mną ma fajny avek z tym Derry kto wie ten wie Thx
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
p.a.
Administrator
Miejsce pobytu: Katowice | SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #58 : Lipca 13, 2011, 10:23:38 » |
|
Kaja, jeśli zobaczę ten film, to z pewnością po projekcji przeczytam Twój post, bo pewnie Twój post rozjaśni mi wszelkie niejasności.
Tak się zastanawiam...bo temat ogólny, o Von Trierze niby... może warto by było pozakładać jednak osobne tematy o tych częściej dyskutowanych filmach? Nie chcę tu, na przykład, opisywać swoich wrażeń dot. "Królestwa", skoro na tapecie jest raczej "Melancholia"...
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Cichy
Moderator
Miejsce pobytu: Legionowo
|
|
« Odpowiedz #59 : Lipca 13, 2011, 11:16:59 » |
|
może warto by było pozakładać jednak osobne tematy o tych częściej dyskutowanych filmach? Też jestem za tym... Trzeba Sicka kopnąć, żeby wziął się do roboty
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|