Czytałem
"Zwiadowcę piekieł" kilka lat temu, będąc już przed lekturą przeświadczony co nieco o odmienności tej książki od pozostałych utworów Deana wydanych w Polsce
.
Po pierwsze na uwagę zasługuje samo wydanie książki - jeśli chodzi o Koontza, jest to nie lada ewenement, gdyż książka nie ukazała się za sprawą żadnego wydawnictwa, a nakładem tzw. "wewnątrzklubowym" w fanowskiej serii "Świat Fantasy"
. Druk w jednej z edycji
"Zwiadowcy piekieł" stanowi typowy maszynopis, miejscami mało wyraźny do odczytania
[146 stron]. W drugiej edycji - dokładnie takiej jaka zaprezentowana jest w poście powyżej - jest już znacznie lepiej i czytelniej
[96 stron]. W obu przypadkach brak jest informacji o tłumaczu tego dzieła - chyba sam Gall Anonim przyłożył do tej roboty swoją rękę
.
Odnośnie książki samej w sobie pod kątem fabularnym, sprawa ma się następująco
:
"Zwiadowca piekieł" to opowieść science -fiction, której akcja rozrgywa się w przyszłości, a dokładniej mówiąc w roku 2000 [dziś to już dla nas historia, ale wówczas gdy Koontz pisał tę opowieść, brakowało mu jeszcze 27 wiosen do tej spektakularnej daty
], a do tego miejscem rozgrywanych weń wydarzeń nie jest tylko Ziemia!!
W prozie sci-fi jest to zupełnie zrozumiałe - akcja umiejscowniona w przyszłości oraz na innych planetach - ale w znanym polskiemu ogółowi czytelników Deana, owe miejsce i czas mogą szokować
.
Szokujący w tej książce jest również styl, którym autor się posłużył - chyba, że w oryginale wygląda to klarowniej, a u nas po prostu zostało to przedstawione na pół gwizdka
.
"Zwiadowcę piekieł" wyróżnia obfitość scen dialogowych przy jednoczesnym minimum opisów zdarzeń rozgrywających się wokół bohaterów - od opisów przyrody, przez elementy architektoniczne, po bogate portrety psychologiczne postaci, tak znamiennych dla legalnie wydanych utworów Koontza w Polsce, a których tutaj po prostu brak
. Dialogi zaś jak i opisy wydarzeń w wielu miejscach kuleją i wołają o pomstę do nieba
. Zupełnie jakby
"Zwiadowcę..." stworzył zupełnie inny pisarz, pozbawiony tego niesamowitego warsztatu literackiego za jaki cenimy sobie przecież Deana
. Tym bardziej jest to dziwne, że mniej więcej w tym samym czasie powstały spod tego samego pióra tak zgoła odmienne historie jak
"Chase" czy
"Groza"!!
Autor po prostu bardzo sobie pofolgował z wyobraźnią, opisując różne cuda-niewidy, które jakoby miały wydarzyć się u schyłku ubiegłego wieku - jego wizjonerstwo w
"Zwiadowcy piekieł" zarówno szokuje jak i bawi
.
Cała intryga w owej historii też jest niczego sobie - mamy detektywa [to coś co dobrze znamy z wydań
"amberowskich" ] i jego niesamowitą świtę [
], oraz wątek zahaczający o aferę w sferach rządowych... nieziemskich oczywiście
. Więcej nie będę zdradzał, coby nie odbierać przyjemności potencjalnym cztelnikom tego... dzieła
.
W każdym razie
"Zwiadowca piekieł" to opowieść dla zatwardziałych fanów Koontza, którzy za cel wzięli sobie przeczytać wszystko, co ukazało się jego autorstwa w Polsce - czyli reasumując pozycja obowiązkowa dla fanów śledzących całą jego twórczość na przestrzeni dekad , zaś osobom czytającym Deana okazyjnie śmiało można powiedzieć, aby sobie tę lekturę odpuścili, bo wówczas mogą mylnie osądzić styl owego pisarza, a już nie daj Boże sięgać po tę książkę na początek przygody z nim!!
Całe szczęście więc, że jest tak trudno dostępna
, a i nie dziwi mnie przy tym fakt, iż Koontz nie chce wyrazić zgody na jej reedycję
.
Kończąc swój wywód na temat
"Zwiadowcy piekieł" powiem jedno i dosadnie:
KOSMOS