No cóż, nieubłaganie zbliża się ten straszny moment, w którym skończą mi się książki mojego ulubionego pisarza. Nie pozostanie wtedy nic innego jak czekać na pojawiające się z ogromnym opóźnieniem nowości.
Od tego przykrego faktu dzielą mnie już tylko dwie książki, powtórka "Nieśmiertelnego/Cienistych ogni", oraz premierowa lektura "Inwazji".
Ale wróćmy do tematu tego wątku, czyli czytanych przeze mnie ostatnio "Mrocznych ścieżek serca", które wywarły na mnie solidne wrażenie i wbiły się na dość wysokie miejsce w moim prywatnym rankingu powieści Koontza.
Na przełomie nowego tysiąclecia twórczość Deana uległa znacznej metamorfozie. Pisane w tym okresie historie charakteryzowały się zwiększoną objętością, bardziej dopracowanym stylem, oraz wprowadzeniem sporej ilość bohaterów dziecięcych. Coraz częściej pojawiały się też wątki familijne i obyczajowe, które niosąc ze sobą ogromny ładunek emocjonalny nadały prozie Deana zupełnie inny wydźwięk.
Choć napisane w 1994 roku "Mroczne ścieżki serca" pod względem fabularnym przypominają mi bardziej starsze dokonania autora, to już stylowo bliżej im do tego nowszego oblicza. Świetne pióro autora w połączeniu z wyjątkowo mroczną oprawą tej powieści daje iście piorunujący efekt.
Natomiast to co na przestrzeni wielu lat nie uległo zmianie i do dnia dzisiejszego fascynuje mnie w prozie Koontza, to genialnie skonstruowane portrety psychologiczne głównych bohaterów, a w szczególności tych reprezentujących ciemną stronę mocy.
Nie inaczej jest też i tutaj, w "Mrocznych ścieżkach serca" pojawia się niejaki Roy Miro, jeden z ciekawszych psycholi wykreowanych przez Deana. Nie mniej popaprana wydaje się być Eve Marie Jammer, która pomimo swej niepozorności odegra znaczącą rolę w tej historii. A choć ta dwójka jest w stanie zapewnić nadmiar wrażeń, to w centrum wydarzeń pojawia się jeszcze jeden typ spod ciemnej gwiazdy, niejaki Steven Ackblom. Podsumowując, otrzymujemy kolejny pochód świrów made in Koontz.
Jest to typowa historia sensacyjna o wyraźnym wydźwięku szpiegowskim - druga obok "Klucza do północy" powieść Deana poruszająca tematykę wywiadowczą w szerszym zakresie, co z resztą można wywnioskować z samego zwiastunu towarzyszącego okładce książki .
Choć nie sposób nie zgodzić się z Jarkiem, to warto dodać, że pomimo wspólnego mianownika "Mroczne ścieżki serca" wydają się być dużo ciekawszą pozycją. Jest w nich więcej akcji, a także bardziej mroczny i obezwładniający klimat, przepełniony sporą dawką enigmy i tajemnicy. Po prostu więcej i lepiej!
To jedna z tych książek, która sponiewierała mnie emocjonalnie podczas lektury. Według mnie nie da się czytać tej historii na chłodno, gdyż emocje towarzyszące głównym bohaterom udzielają się czytającemu bez reszty.
Najbardziej doświadczonym przez życie jest oczywiście Spencer Grant, ale sytuacja w jakiej znalazł się Harris Descoteaux jest równie szokująca.
Tytuł tej książki idealnie odzwierciedla jej treść, gdyż spowijający ją od pierwszej do ostatniej strony mrok potrafi być naprawdę dołujący. O szczęśliwym zakończeniu również możecie zapomnieć. Morał tej historii jest tylko jeden, życie człowieka jest bardzo iluzoryczne i przypomina walkę z wiatrakami.
Moja ulubiona scena to ta, którą Jacek uważa za kulawą, czyli spływ Explorerem.
Gorąco polecam ten tytuł, to naprawdę świetna książka! Dla sympatyków prozy Deana wręcz obowiązkowa pozycja.
A jeśli podobał ci się "Wróg publiczny", to "Mroczne ścieżki serca" po prostu wbiją cię w fotel!