Czytając
Mroczne popołudnie Koontza przypominała mi się podobna do niej powieść Opiekunowie i nie wiem dlaczego. Możliwe ze względu na fascynacje goldenami umieścił w tej powieści ich wiele i sama fabuła jest podobna.
W obu powieściach są goldeny i w obu narażone są na niebezpieczeństwo. Jeszcze jedno na pewno łączy. W Opiekunach były inteligentne i zagrożone przez bestie, tutaj za to znajdziemy jedną, która wydaje się inteligentna za sprawą ingerencji sił nadprzyrodzonych i również zagrożona przez niebezpieczeństwo.
Najlepiej tutaj autorowi wyszło z losami golden retrieverów. Kiedy występują czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Niestety dialogi pomiędzy postaciami mnie drażniły, ponieważ się nie zazębiały i często przeszkadzały.
Wątek czarnych charakterów nie zrobił na mnie dużego wrażenia choć początkowo myślałem, że Koontz powróci do mrocznego przedstawienia dwójki przestępców. Niestety tak się nie stało.
w książce albo opiekują się dzieckiem, albo są sami ze sobą i oprócz jednej sceny podpalenia domu nie ma nic. Mogło by być lepiej gdyby zagęścić atmosferę i byłoby więcej takich dramatycznych akcji.
Bohaterowie nieźle nakreśleni i co najważniejszy znajdziemy tutaj szybką akcję, ingerencje sił nadprzyrodzonych i dobre nawet zakończenie. Ogólnie powiem, ze powieść momentami przypominała mi starego Koontza we fragmentach o goldenach, a reszta to już nowy autor jakiego możemy teraz spotkać. Ocena 6.5/10.