Wczoraj skończyłem "Endymion" i powiem szczerze, 100 ostatnich stron ratuje powieść.
Na razie jest to najsłabsza z tych trzech części, które przeczytałem. Też nie uważam czasu poświęconego na lekturę za stracony, bo przygoda była przednia, ale...
jakoś mało konkretów było w tej książce. Przygoda, przygodą, ale wizja świata jakaś taka niekompletna mi się wydała. Wielki Pax, wszechwładny Kościół... nie czułem tego. Wszystko działo się w skali micro. Ten cały pościg za Eneą, przechodził przez światy praktycznie niezamieszkałe. Rozumiem, że ludzkość zrobiła gigantyczny krok wstecz, ale ten krok był moim zdaniem niezbyt dobrze opisany.
Natomiast ostatnie sto stron, a w zasadzie pojawienie się na scenie Nemes, podkręciło konkretnie tempo. Wydaje mi się, że od momentu jak de Soya zostaje cofnięty z Hebrona, mamy powolny powrót poziomu z "Upadku Hyperiona". Spisek, knucie, powrót SI. Natomiast, o ile, cały opis Sol Draconi Septem i żyjących tam Chitchatuk wydaje mi się jednym z ciekawszych momentów w książce, o tyle już potyczka na Boskiej Kniei trochę mi się dłużyła i Simmons mógł ją kurcze skrócić. Chociaż to jak Nemes kończy ten tom było świetne
Co do Raula Endymiona to poczciwy z niego bohater. Taki narwaniec, ma swój spryt i rozum, ale kurcze, naprawdę, w porównaniu z pielgrzymami, nawet wojakiem Kassadem, to wypada blado. Mam nadzieję, że w ostatnim tomie zyska. W ogóle postaci są drugą, sporą wadą "Endymiona" - jest ich strasznie mało, nie są zbyt ciekawi. Statek traktować trzeba jako element komediowy, oczami wyobraźni widziałem w nim hyperionowską wersję C3PO. Bettik tak naprawdę jest rekwizytem (wchodzi na scenę, gdy potrzebny był "koń pociągowy"), Enea poza wyszczekaniem naprawdę mało wnosi, i dopiero po wizycie na Sol Draconi Septem mówi/robi coś sensownego.
Tak jak wspomniałem, de Soya i jego Szwajcarzy są o wiele ciekawszą ekipą, szczególnie gdy pojawia się przy nich Nemes. Ale rozdziały z chłopakami są strasznie monotonne: skok, śmierć, wskrzeszenie, małe śledztwo, skok, śmierć itd.
Podsumowując. "Endymion" jest rozczarowujący, ale nadal fajny. Im dalej tym lepiej, a i to co
Duddits napisałeś o "Triumfie Endymiona" mnie cieszy, bo właśnie liczę na coś lepszego i traktuję pierwsze spotkanie Raula i Enei jako preludium.