Twórcą serialu jest Will Smith, ale nie znany i lubiany aktor, który ostatnio zasłynął plaskaczem na Oscarach, tylko angielski scenarzysta, który jest autorem wielu seriali.
Ostatnio coś ruszyło się na streamingu Apple'owym, bo pojawia się coraz więcej seriali z gwiazdami kina. I to nie są tylko artyści, którzy najlepsze lata kariery mają dawno za sobą, ale też aktorzy, których kariery (jeszcze) nie upadły. Zaczęło się od Defending Jacob z Chrisem Evansem kilka lat temu, a ostatnio np. Severance z m.in. Johnem Turturro i Christoherem Walkenem, WeCrashed z Anne Hathaway i Jaredem Leto, Ostatnie dni Ptolemeusza Greya z Samuelem L. Jacksonem, a niedługo będzie można oglądać serial z Tomem Hiddlestonem.
A ja będę omawiał
Kulawe Konie, w którym jedną z głównych ról gra Gary Oldman. Jest to ekranizacja książki pod tym samym tytułem Micka Herrona, szpiegowskiej powieści. Słyszałem porównania, że
Kulawe Konie to coś w stylu Johna le Carre, z czym się nie do końca zgadzam. Oczywiście nie dziwią takie głosy porównujące adaptacje książki le Carre z adaptacją
Slow Horses, bo Gary Oldman zagrał Smileya w adaptacji powieści le Carre Tinker Tailor Soldier Spy, ale Jackson Lamb, to zupełnie inna postać jak jedna z popularniejszych postaci stworzonych przez le Carre.
Nie czytałem żadnej książki Micka Herrona, ale jeśli serial ma przynajmniej w minimalnym stopniu taki klimat jak książka to zupełnie inne szpiegowskie dzieło od adaptacji le Carre. Oczywiście to szpiegowski dreszczowiec, tylko że to co go wyróżnia to bohaterowie, którzy są najgorszymi agentami brytyjskimi (i stąd przydomek kulawe konie). Są to agenci, którzy zawalili różne misje i zostali zesłani do Slough House, gdzie wykonują najgorszą robotę. A szefuje im właśnie Jackson Lamb.
Gary Oldman jest świetny w tej roli. Widać jaką frajdę mu sprawia granie cynicznego szefa komórki, którego zadaniem jest zniechęcanie swoich podwładnych do wykonywania jakiejkolwiek typowej pracy dla agentów i wyzywania ich od najgorszych, że nie nadają się do niczego. Gary Oldman nie przeszarżował roli, ale widać też, że w tej postaci kryje się coś więcej, że kiedyś to był jeden z lepszych agentów MI5. Niestety Gary Oldmana nie jest tak dużo jak mogłoby się wydawać, w pierwszych dwóch odcinkach pojawia się na drugim planie, ale w kolejnych odcinkach wychodzi na plan pierwszy. Aktor zapowiedział, iż Lamb to może być jego ostatnia rola. Nie planuje brać innych ról, nie tylko dopóki gra w serialu, co w ogóle.
No i właśnie sceny z nim, gdy bawi się swoją rolą, to najlepszy element serialu, a nawet potrafi sprzedać takie pozornie żenujące sceny jak puszczanie bąków. Ale też jak przystało na jednego z najlepszych aktorów łatwo przechodzi z groteski i humoru w poważne rejony, ma też kilka mocniejszych scen.
Ekipa podwładnych Lamba na czele z Riverem Cartwrightem, kiedyś obiecującym agentem, to barwne towarzystwo. Jest to sympatyczna drużyna najgorszych agentów MI5, której kibicowałem w rozwiązaniu sprawy na jaką wpada River. A sprawą tą jest porwanie Hassana Ahmeda, studenta o korzeniach pakistańskich, przez skrajnie prawicowe ugrupowanie, którzy ogłaszają że utną mu głowę. A jak to bywa w szpiegowskich dziełach sprawa nie jest tak prosta jak początkowo się wydaje.
Więc dostałem klimaty znane z np. Homeland, 24 godzin, i innych szpiegowskich dzieł, nie tylko adaptacji le Carre, tylko że serial miesza poważne wątki i dramatyczne sytuacje z humorem i groteską, w czym pomaga cała obsada. Nie tylko Gary Oldman potrafi bez zgrzytów przejść z komediowych scen do sekwencji trzymających w napięciu. Może nie chciałbym oglądać historie tych agentów, jak działają sami, w pojedynkę, ale razem tworzą tak ciekawą drużynę, że
Slow Horses ogląda się z przyjemnością. Kibicuje się też porwanemu studentowi. Świetnie wypadli też aktorzy wcielający się w porywaczy.
Mick Herron napisał kilka książek o ekipie Lamba, więc będą kolejne serie
Slow Horses, a przynajmniej druga seria, którą Apple już zamówiło. A co tam zamówiło, bo 1 sezon kończy się zapowiedzią/trailerem drugiej serii, są pokazane sceny, więc musiał już zostać nakręcony.
Slow Horses to dobra bezpretensjonalna rozrywka, której seans zlatuje szybko. Niby kolejne typowe szpiegowskie dzieło, ale dzięki wymieszaniu dramatycznych rozwiązań z humorem jest to trochę coś innego w tym gatunku.
Ocena:
7.5/10.
P.S. Autorem tytułowej piosenki napisanej na potrzeby serialu, razem z autorem muzyki, jest Mick Jagger, który też ją wykonuje.