Strony: [1]   Do dołu
Drukuj
Autor Wątek: Guillermo del Toro's Cabinet of Curiosities (Netflix)  (Przeczytany 230 razy)
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« : Stycznia 13, 2023, 02:28:08 »

<a href="http://www.youtube.com/watch?v=lufk0WrWZbM" target="_blank">http://www.youtube.com/watch?v=lufk0WrWZbM</a>

Uwielbiam antologie serialowe, np takie jak Strefa Mroku, Creepshow, Opowieści z krypty, więc nie mogłem się doczekać na Gabinet Osobliwości Guillermo del Toro, który zaprosił do współpracy twórców znanych z kina SF i horrorów. No i bardziej czekałem właśnie z powodu nazwisk, jakie twórca Labiryntu Fauna zaprosił do swojej produkcji, a nie dla del Toro, z którym u mnie ostatnio bywa różnie (pisałem ten tekst przed seansem rewelacyjnej animacji poklatkowej od del Toro, czyli jego Pinokia).

Wolę twórczość del Toro z czasów, gdy kręcił filmy za mniejszą kasę. Z jego dzieł za większą kasę podobał mi się tylko cudowny Labirynt Fauna, ale tak to wolę wcześniejsze filmy, np. Blade 2. Pacific Rim czy romans z rybą to porządne produkcje, ale nie zachwycają mnie, oprócz strony wizualnej. Większość ostatnich filmów del Toro pozostawia mnie obojętnym.

Nie będę pisał za dużo o każdym z odcinków, tylko krótko, które przypadły mi do gustu, a które nie. Choć to oczywiście kwestia gustu, nie każdemu muszą się spodobać odcinki te co mnie i na odwrót, więc lepiej samemu sprawdzić każdy z odcinków.

Zacznę od najsłabszych odcinków.  Najgorszy jest Pickman's Model w reżyserii Keith Thomasa, znanego z nowej i koszmarnej Podpalaczki. Odcinek nie ogląda się źle, jest Ben Barnes i Crispin Glover typowej dla niego roli, ale troszkę się nudziłem na tej adaptacji opowiadania H.P. Lovecrafta. Choć przyznaję, że końcówka mocna, ale domyśliłem się zakończenia.

Dreams in the Witch House to też adaptacja opowiadania Lovecrafta, która średnio mi podeszła, ale nie nudziłem się tak jak na odcinku Keitha Thomasa. Ale jestem nawet pozytywnie zaskoczony, bo nie wyszła totalna kupa, tylko średniak, a reżyserem odcinka jest pani Hardwicke, znana ze Zmierzchu, więc spodziewałem się kupy. Może dlatego że nastawiłem się na chałę przez to kto odpowiada za reżyserię, bo jak teraz myślę sobie, to jednak PM Thomasa był lepszym odcinkiem, lepiej napisanym.  Więc zmieniam zdanie, DitWH jest najsłabszym odcinkiem całej antologii.

Dobry jest Lot 36 Guillermo Navarro (zdjęciowiec del Toro), który trochą za długo się rozkręca, horror pojawia się dopiero w końcówce, ale odcinek kupił mnie klimatem i świetną rolą Tima Blake'a Nelsona.  Dobry jest też epizod The Outside Any Lily Amirpour z dobrą rolą Kate Micucci (aktorka o charakterystycznej urodzie) w roli kobiety, która uważa się za brzydką, więc używa nowego balsamu, który wywołuje u niej wysypkę, a to dopiero początek. Może nie jest to poziom cielesnych i obrzydliwych scen, taki jak u Cronenberga (ojca i syna), ale mnie ruszyło w paru momentach. Ale ja łatwo na takie sceny reaguję, gdy komuś ze skórą się coś dzieje, to mnie zaraz wszystko w środku się przelewa. Jest to satyra z przekazem. Wizualnie odcinek przypomina trochę seriale Ryana Murphy'ego, np. są podobne ujęcia kamery, jest bardzo kolorowy jak niektóre dzieła twórcy AHS i ACS.
 
 Znakomity jest epizod Graveyard Rats o szczurach (ludzkich i zwierzętach), w reżyserii twórcy Cube. Odcinek ma dobrą główną rolę i świetny klaustrofobiczny klimat. Jest to odcinek, który mógłby znaleźć się w Creepshow, w którym to serialu pewnie zrealizowano by go za mniejszą kasę, ale Netflix zapewnił del Toro odpowiedni budżet, który widać po doskonałych efektach specjalnych.  Więc jeśli ktoś się czepia efektów specjalnych w Szczurach Cmentarnych (a takie głosy słyszałem), to jestem zdziwiony, bo sceny z efektami wyglądały tak jak miały wyglądać, trochę campowo, jak w serialach takich jak Opowieści z krypty i  Creepshow, jak z horrorów klasy B, ale jednocześnie widać było, że na odcinek poszło więcej kasy jak  na każdy sezon Creepshow. W większości odcinków sceny z efektami specjalnymi, zwłaszcza tymi praktycznymi i zrobionymi starą metodą,  wyglądają naprawdę dobrze.

Znakomity jest też  The Viewing Panosa Cosmatosa (reżyser Mandy z Nicolasem Cagem), który mnie nie nudził, ale kupił klimatem lat 80 od pierwszych scen. Fabuły niewiele, ale mnie zachwycił odcinek hołdem dla twórczości m.in. Johna Carpentera. No i końcówka jest tak rewelacyjna, że zapomniałem jak wolno akcja się toczyła i że trochę to przegadany odcinek.

Rewelacyjny jest The Murmuring Jennifer Kent (filmy The Babadook i The Nightingale). Historia nie grzeszy oryginalnością, ale odcinek ma  doskonały klimat. Kent ze swoją ekipą wykonała doskonałą robotę, np. zdjęcia zachwycają.  Zresztą pod względem technicznym w każdym elemencie, bo nie tylko zdjęcia, ale też muzyka, dźwięk (!), montaż to najwyższa filmowa robota. Odcinek jest dobrze zagrany przez Andrew Lincolna i Essie Davis. Wierzy się w miłość między nimi, ale jednocześnie od początku widoczna jest trauma i ból, który noszą w sobie. No i o tym jest odcinek, o traumie, tak bardzo ogólnie mówiąc. A jak to bywa z filmami Kent, bardziej się ogląda jak dramat, a nie kino grozy. No i z tego powodu trochę mi też się kojarzył epizod Kent z dziełami Flanagana, który też kręci horrory, ale ogląda się jego dzieła bardziej jak dramaty psychologiczne z elementami kina grozy.

Najlepszym odcinkiem jest The Autopsy Davida Priora,  reżysera niedocenianego i mało znanego, ale świetnego horroru Empty Man (oglądało się fo jak filmy Davida Finchera). Odcinek Priora jest obrzydliwy, ale też zabawny, ma dobre dialogi (największe zaskoczenie, że scenariusz napisał David S. Goyer, który jest słabym scenarzystą) i doskonałe efekty specjalne. W roli głównej F. Murray Abraham, który cały odcinek niesie na swoich barkach, jest to dosłownie one man show. Uwielbiam pojechaną końcówkę, w której Prior poszedł na całość. Ale co tam końcówka, od początku do końca jest to doskonała robota zasługująca na pierwsze miejsce.

Najsłabiej wypadły adaptacje opowiadań Lovecrafta, o wiele lepsze są odcinki, w  których unosi się duch twórczości pisarza, ale nie są to adaptacją jego dzieł.  Każdy z ośmiu odcinków, nawet najsłabszy, a nie podeszły mi tylko dwa, wpisuje się idealnie w klimaty i tematy, jakie twórcy zaproszeni do współpracy przez reżysera Pacific Rim lubią poruszać w swoich dziełach. Od pierwszych scen się pozna, przez to jak jest nakręcony albo przez tematy jakie odcinek porusza, kto odpowiada za reżyserię konkretnej historii.

Nie wiadomo nic o drugiej serii, ale chętnie zobaczyłbym kolejne odcinki z takimi nazwiskami jak młody Cronenberg, Flanagan, Eggers, Aster, Peele, ale też można by zaprosić do współpracy  dziadków, np. Davida Cronenberga, Lyncha, Raimiego, Carpentera i innych zasłużonych dla kina grozy. Za pierwszy sezon postawię 8/10 i czekam na więcej.
« Ostatnia zmiana: Stycznia 13, 2023, 02:39:10 wysłane przez michax77 » Zapisane
Strony: [1]   Do góry
Drukuj
Skocz do: