Skończyłem w sobotę całość, więc wypowiem się tak ogólnie o tej miniserii. Alex Garland, twórca takich filmów SF, jak Ex Machina i Anihilacja stworzył serial z jego ulubionego gatunku, a dokładnie z podgatunku fantastyki naukowej, czyli hard science fiction. Są w serialu też elementy kina sensacyjnego, thrillera o spiskach, ale głównie jest to hard SF, tylko zaznaczam, że nie jest to produkcja dla każdego widza, bo serial ma bardzo wolne tempo.
W pierwszych czterech odcinkach tempo nie jest aż tak wolne, ale w drugiej połowie mocno zwalnia fabuła i mnie to nie przeszkadza, ale nie zdziwię się jak wielu uzna, że serial męczy, nudzi, nic w nim się nie dzieje. Sprawy nie ułatwia też to, że aktorzy dostosowują się do wolnego tempa serialu, więc grają w sposób taki, że prawie w ogóle nie okazują emocji, a jeśli już to tak subtelnie, że ciężko zauważyć. Choć są też momenty gdy pokazują więcej emocji, np. gdy Lily jest wściekła, załamana i wtedy wybucha.
Mam na myśli takie sceny, jak dowiaduje się co stało się z jej chłopakiem i wybucha na dworze albo scenę w biurze szefa ochrony, gdzie go nabiera i sugeruje razem z koleżanką, że cierpi na pewną chorobę (i mnie też początkowo nabrała).
W takich momentach takie sceny działają mocniej, jak przez większość serialu jej postać ma niby jeden wyraz twarzy, a tego prawie wszyscy się czepiają, czyli jak grają. Ja nie czepiam się aktorów, bo Sonoya Mizuno, Nick Offerman, Jin Ha i Zach Grenier (zwłaszcza on mi się podobał w roli szefa ochrony) dopasowali się idealnie do serialu z aktorstwem, ale nie zdziwię się, jeśli część widzów uznała, że grają drętwo. Uważam, że Alex Garland miał taki pomysł na serial i bohaterów, żeby tempo było wolne, które mocno testuje cierpliwość widza, a bohaterowie byli anemiczni, zachowywali się jak roboty (podobny zarzut jest do aktorów wcielających się w hosty w Westworld), ale mnie to nie przeszkadza.
Jest to jeden z najpiękniejszych seriali jakie widziałem w tym roku (obok ZeroZeroZero i Nowego Papieża), ale Garland już w swoich filmach pokazał jaki ma zmysł estetyczny. Więc jeśli podobały Wam się jego filmy to powinien też przypaść do gustu serial, jedyna różnica to czas trwania bo 8 godzin. Chyba tylko piąty odcinek mnie znudził, a tak to wszystkie epizody oglądałem z ogromnym zainteresowaniem. Strona wizualna po prostu zachwyca, jest to jeden z najlepszych zdjeciowo seriali jakie widziałem w tym roku. Nie mogę nie wspomnieć o doskonałej, ale też niesamowitej i dziwnej muzyce, która buduje idealnie klimat produkcji.
Garland tworzy taki klimat produkcji, że z jednej strony trzyma mocno w napięciu, a jednocześnie jest to produkcja bardzo refleksyjna, choć to nie jest wcale SF z oryginalnym pomysłem, wiele podobnych pomysłów już było np. odcinek Black Mirror San Junipero, czy taki zabawny przypadek, że akurat w 3 sezonie Westworld, który teraz leci razem z Devs mamy podobny wątek związany z maszyną, a pewnie mógłbym znaleźć inne podobieństwa do innych seriali i filmów SF.
Devs to też kolejny przykład serialu za który bierze się znany filmowiec i dostaje pełną swobodę twórczą, gdzie nikt mu się nie wtrąca i robi wszystko to co chce, co często się wiąże z tym, że widzowie nie muszą być zadowoleni i narzekają na zbyt rozciągniętą fabułę. No i zgadzam się, że historię jaką opowiedział w
Devs można by zmieścić w 2-3 godzinnym filmie, ale widocznie uznał, że serial to jest odpowiedniejsze miejsce dla tej historii, gdzie bardziej rozbuduje wątki bohaterów.
Podobnie narzekali co niektórzy na seriale Lyncha (3 sezon Twin Peaks), Refna ((To Old to die young), Sorrentino (Młody i Nowy Papież), że rozciągają za bardzo historie, jakie chcą opowiedzieć i przez to się rozwadnia historia, przynudza, ale widocznie dla filmowców ich seriale wcale nie trwają za długo, a w przypadku
Devs ja też nic bym nie skrócił.
W przypadku serialu stacji FX pojawia się też zarzut niektórych widzów, że fabuła w drugiej połowie poszła w inne rejony jakie zapowiadał Garland w pierwszych odcinkach. Początkowo historia zahacza o ważne momenty z historii świata, a ostatecznie ważniejsze dla Garlanda jest historia osobista związana z szefem Devs, granym przez Offermana (w takiej roli tego sympatycznego aktora chyba jeszcze nie widzieliście). Przyznam że mnie to nie przeszkadza w jaką stronę fabuła ostatecznie powędrowała,
że zamiast skupić się na przeszłości świata, np. na historii Chrystusa, Joanny D'Arc, jaskiniowców, podglądania Monroe, itd
, to poszedł Garland w osobiste wątki, a nie w ważne tematy dla historii ludzkości. A finał uważam za znakomite zakończenie całej historii, ale też rozumiem jak ktoś sobie narobił smaku po pierwszych odcinkach, po tym co pokazał Garland, a ostatecznie okazało się że szefa placówki, Foresta, interesują inne rzeczy, bardziej osobiste.
W sumie to nie mam się za bardzo do czego przyczepić, bo
Devs to bardzo dobra twarda fantastyka naukowa z cudowną stroną wizualną i muzyczną, ale też produkcja, od której wiele osób się odbije, uzna za nudną, przerost formy nad treścią. Nie jest to arcydzieło, ani nic nowego w tym gatunku (co pokazuje choćby to że w 3 sezonie Westworld co właśnie leci są podobne wątki), ale tak dobrze zrobiony autorski serial z niesamowitym klimatem, refleksyjno hipnotycznym, że nie mogę ocenić na mniej jak
8/10. Po prostu nie mam żadnych uwag.
Ciekawe że w ostatnich tygodniach wyszły 3 seriale hard SF i każdy dobry, czyli Garlanda, wspomniany 3 sezon Westworld małżeństwa Nolanów, który podchodzi do podobnej tematyki w bardziej rozrywkowy sposób i Tales from the Loop na Amazonie Prime, inspirowany pracami Simona Stalenhaga, który z
Devs łączy bardzo wolne tempo. Jest to jeden z tych seriali, który jednych zanudza na śmierć, uważają, że nic się nie dzieje, a inni, tak jak ja, są kupieni klimatem produkcji.