Strony: 1 ... 42 43 [44] 45 46 ... 55   Do dołu
Drukuj
Autor Wątek: Niewarte tematu filmy rozmaite  (Przeczytany 202991 razy)
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #860 : Grudnia 26, 2021, 23:24:36 »

- Being the Ricardos (2021)

Najnowszy film Aarona Sorkina z Bardemem i Kidman (jej botoks lepiej wygląda w scenach czarnobiałych, gdy udają, że to sekwencje z Kocham Lucy, tzn nie widać go aż tak jak w innych scenach) i matko, jaka to nuda. No i nie wiem czemu ubzdurałem sobie, że to jest musical, a nie jest. Dostałem historię relacji Lucille Bay i Desi Arnaza, plus kulisy klasyka sitcomów Kocham Lucu i też wątek podejrzewania aktorki o bycie komunistką. Aktorzy może nie grają źle, ale też nie powiedziałbym że to są jedne z najlepszych ról Bardema i Kidman.  Chciałem zobaczyć coś innego od Aarona Sorkina i dostałem, ale zupełnie nie wyszło. Ale największy zarzut jaki mam do filmu to taki, że dialogi są jakieś takie bez polotu, nie wciągają. Powtórzę dla jasności, w filmie Sorkina dialogi nie wyszły. Ocena: 5/10.

- Home Sweet Home Alone (2021) czyli szósta część serii Home Alone, zaczętej od Kevina samego w domu z Macaulayem Culkinem, ale jak Culkin zrobił się za stary to od trójki w każdym następnym mamy nowego dzieciaka, nie mającego nic wspólnego z Kevinem, walczącego samotnie ze złodziejami, tzn tak zakładam bo nie widziałem trójki, czwórki i piątki. Ale postanowiłem w święta obejrzeć najnowszą produkcję Disneya(Foxa), bo w roli głównej dzieciak, którego znam z filmu Waititiego i Deadpoola. No i pomysł mi się spodobał, że głównym złym tym razem jest dzieciak. Choć w sumie to nie jest nic tak nowego, bo pamiątam jak za premiery filmów z Kevinem, mówiło się, że Kevin to tak naprawdę jest psychol. No i w szóstce pociągnęli to jeszcze bardziej, bo od pierwszych scen, widać że Max to dzieciak rozpieszczony przez bogatych rodziców, który odszczekuje dorosłym, to cwaniak, nie ma szacunku dla nikogo, ma wszystko co chce.

A złodzieje, to jest małżeństwo, które chce odzyskać lalkę, którą Max ukradł jak był z mamą zwiedzać ich dom. Złodzieje to biedne małżeństwo, którzy są zmuszeni sprzedać dom i się przeprowadzić. Więc bogaty dzieciak walczy z biedakami, którzy chcą odzyskać cenną lalkę z powodów rodzinnych, no i jest to cenny zabytek wart dużo kasy. No i niby były typowe zagrania dla tej serii, czyli sporo slapsticku, obrywania, spadania, rzucania, a trójka głównych aktorów daje radę, ale czym dłużej film trwał to było mi złodziei po prostu szkoda i jakoś nie miałem ochoty się śmiać jak biedaków bogaty dupek  krzywdzi, choć doceniam, że zabawili się tym schematem.

W epizodzie pojawia się brat Kevina, który jest teraz policjantem (chyba ten sam aktor gra co w filmach z Culkinem był nastolatkiem), ten najstarszy co Kevinowi dokuczał najbardziej. Okazało się, że odkąd dwa  razy zostawili Kevina w domu to co roku, w każde Boże Narodzenie Kevin robi bratu żarty, że jakieś dziecko zostało same w domu. Nie jest to aż tak złe, jak na szóstą część cyklu. Ocena: 5/10.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 28, 2021, 02:26:56 wysłane przez michax77 » Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #861 : Grudnia 29, 2021, 14:08:50 »

Don't Look Up (2021)

W stronę Ziemi leci ogromna kometa w wyniku której dojdzie do apokalipsy i zginie cała ludzkość. Za tym  odkryciem stoją Kate Dibiasky i dr Randall Mindy, którzy postanawiają poinformować władze, ale prezydent USA ma to gdzieś. Więc idą do mediów, ale wywiad z nimi nikogo nie obchodzi, nikt się tą informacją nie przejmuje. Satyra na dzisiejsze czasy od Adama McKaya, która zbiera bardzo skrajne oceny, więcej chyba negatywnych, ale ja z opinią jestem tak po środku. Nie jest to arcydzieło ani chała nad chałami, ale jednak polecam obejrzeć dla samej obsady, bo mamy np.  Di Caprio, Jennifer Lawrence, Meryl Streep, Cate Blanchett i mógłbym tak długo wymieniać, bo nawet w epizodzie pojawia się znane nazwisko. No i większość z aktorów ma co grać i grają dobrze.

Może przez to że dawno Lawrence nie widziałem, ale podobała mi się. Di Caprio zawsze trzyma poziom i podobnie jest tutaj. Leonardo gra astronautę/naukowca, ale nie takiego typowego naukowca z filmów, bo niedopasowanego i wycofanego, z wieloma fobiami, trochę zachowuje się jak geek, facet nie nadaje się do występowania przed widzami, w mediach, a przynajmniej tak się początkowo wydaje. Przez połowę oglądałem z zainteresowaniem, choć film nie pokazuje niczego czego bym nie wiedział o dzisiejszym świecie, ale w drugiej połowie zaczął mnie trochę męczyć i dlatego postawię 6/10. A co do dwóch scen po napisach, to mogą być, nie są tak bardzo złe, jak słyszałem. Choć raczej nie chciałem oglądać tyłka Meryl Streep :D

The Last Duel (2021)

Rycerz Jean de Carrouges oskarża Jacquesa Le Grisa o gwałt na swojej żonie, Marguerite. Film inspirowany prawdziwą historią z XIV wieku, która nie dziwię się, że zainteresowała Ridleya Scotta, bo jest tutaj sporo rzeczy które lubi. Przede wszystkim tematyka historyczna (jeśli można tak powiedzieć), a w większości wypadków dobrze mu wychodzi (np. Gladiator, 1492 Wyprawa do raju, Królestwo niebieskie, choć zdarzały się też porażki) połączona z historią kobiety, a przecież dał nam Ridley Scott takie twarde laski jak Ripley, Telmę i Luizę, ale też Demi Moore w G.I. Jane (nie popularna opinia, lubię tą produkcję). No i pierwszy film Ridleya Scotta też był o pojedynku.

Ale to nie jest produkcja taka jak Gladiator (francuski król w TLD bardzo mi swoim zachowaniem w scenie pojedynku przypominał Cesarza granego przez Phoenixa w scenach, gdy na arenie walczyli niewolnicy), bardziej to taka scottowa wersja Rashomona, czyli dostajemy trzy wersje wydarzeń, czyli Jeana, Le Grisa i Marguerite, w których niby dostajemy tą samą historię, ale przez różnice w szczegółach, zachowaniach czasami takimi, które łatwo przegapić to obraz sytuacji, jaką obserwujemy się zmienia przez kontekst. Choć też reżyser nie kryje się z tym komu kibicuje ostatecznie. W końcówce filmu będziecie wiedzieć, która wersja jest prawdziwa.

Film trwa 2, 5 godziny, ale w ogóle nie nudzi. Ogląda się z zainteresowaniem, bo Scott to jest sprawny rzemieślnik. No  wizualnie film dostarcza, w czym pomagają mu stali współpracownicy jak np. Dariusz Wolski. Taka ciekawostka, że współscenarzystami są Matt Damon i Ben Affleck, którzy powrócili po (bardzo) wielu latach do pisania scenariuszy i całkiem dobrze sobie poradzili, razem z Nicole Holofcener.

Co do obsady to najlepsi są Adam Driver i Jodie Comer. W przypadku Drivera to żadne zaskoczenie, jak świetnie wypadł. A co do Comer to cieszy mnie, że między jednym a drugim serialem pojawia się też w filmach i to w ważnych rolach, pierwszoplanowych jak w TLD albo jak w jednym z ostatnich filmów z Ryanem Reynoldsem, w którym grała ważną drugoplanową rolę. Rolą w TLD pokazuje jaką jest utalentowaną dziewczyną i tak naprawdę to jest jej film. Pozytywnie zaskoczył mnie Matt Damon, który gra trzy różne wcielenia swojego bohatera, rycerza, któremu zgwałcono/nie zgwałcono żonę. A co do Afflecka to nie wypada źle. Jest całkiem dobry.

Film długi, ale dzięki profesjonalnej robocie ekipy Scotta ogląda się dobrze. Reżyser wiele razy pokazał, że umie w sceny batalistyczne i tym filmem to potwierdza. Potyczki są krótkie, ale bardzo mocne i mięsiste. A co do tytułowego Ostatniego Pojedynku to jest znakomita scena, w której czuje się każdy cios, uderzenie zbroi o zbroję, każde uderzenie. Jest to sekwencja epicka. Ostatni Pojedynek to dobry film i najlepsze dzieło Scotta od czasu Marsjanina (Prometeusza lubię mimo wielu wad, ale to nie jest dobry film). Szkoda że The Last Duel poniósł taką dużą klapę finansową. Ocena: 7/10.
Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #862 : Stycznia 13, 2022, 02:31:06 »

No Sudden Move (2021)

Grupa przestępców spotyka się w tajemniczych okolicznościach i musi współpracować, aby odkryć, co naprawdę się dzieje, gdy ich prosta robota przebiega w zupełnie niespodziewany sposób. Kino gangsterskie w starym stylu, ale takie bliższe np. Żądła, w którym każdy każdego próbuje wykiwać, więc trzeba uważnie oglądać, żeby połapać się w fabule.  Ale mam problem z tym filmem, bo po godzinie zaczął mnie nudzić, mimo dobrej roboty Stevena Soderbergha i ról wszystkich aktorów (występują m.in. Don Cheadle, Benicio del Toro, David Harbour, Jon Hamm, Brendan Fraser, Kieran Culkin, Ray Liotta, a nawet pojawia się Bill Duke). Ale ja tak mam z twórczością Soderbergha, którego każdy film, nieważne czy chwalony, czy uznawany za porażkę, to nigdy nie wiem, czy mi podejdzie czy mnie odrzuci.

Dotyczy to zarówno tych rozrywkowych jak i ambitniejszych, co ma związek też ze stylem wizualnym reżysera, który wydaje się przezroczysty, ale od razu się pozna, że to jego film. Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze pamięta, ale w 2013 roku przeszedł na emeryturę po dobrym Behind the Candelabra z Michaelem Douglasem i Mattem Damonem. No i ta emeryturka za długo nie trwała, bo od tej pory nakręcił świetnego Logan Lucky z Driverem i Craigiem,  rewelacyjny serial The Knick z Clive Owenem, nudny serial Mosaic z Sharon Stone, dobry horror/thriller Unsane nakręcony iPhonem, średnie High Flying Bird i The Laundromat, nudne Let Them All Talk, więc kręci więcej jak Allen i Vega razem wzięci.

 Wcześniejsze filmy, czyli przed przejściem na emeryturę, to podobny mam stosunek do jego filmografii. Niektóre lubię, np. trylogię heist movie z Clooneyem, Seks,kłamstwa i kasety video, Kafkę, Erin Brockovich, Solaris, Traffic, Magic Mike, a inne mnie nudzą jak Contagion, The Good German, Haywire. Jest to reżyser, którego każdy film dla mnie to sukces albo porażka, nigdy nie wiem jak ocenię, nawet jak zbiera pozytywne oceny.

Podobnie jest z najnowszym, który raczej dobre opinie zebrał, a mnie średnio wciągnął. Choć ma nudniejsze dzieła Soderbergha swoim koncie. Postawię 6/10 za aktorów, reżyserię i muzykę. Wizualna strona jego filmów tak na mnie działa, że nie zawsze do mnie film trafia. Przez to jak jego filmy wyglądają to ciężko mi wejść w historie i emocje bohaterów. W tym przypadku nawet się udało, co zasługą jest obsady, która ma w większości co grać.

The Protege (2021)

Anna gdy była dzieckiem, ocalił ją Moody, który wyszkolił ją na najlepszego zabójcę na świecie. Kiedy Moody staje się celem brutalnego ataku, Anna poprzysięga zemstę. Milionowy film w ostatnim czasie z laską, która pierze tyłki facetom, taka kolejna wersja Nikity (choć to nie jest kolejny remake filmu Luca Bessona), ale tym razem od Martina Campbella (wiadomo Casino Royale i GoldenEye, ale też świetna Maska Zorro z Banderasem, Zetą Jones i Hopkinsem). Jest to całkiem dobre kino akcji i co mnie zaskoczyło dość okrutne jak na hollywoodzki film. Może nie przesadzają z brutalnością, ale jak ktoś ma zginąć lub oberwać to obrywa. W roli głównej Maggie Q, więc nie przypadkowo wspomniałem o Nikicie, bo grała w serialu inspirowanym tym filmem (tzn w tym drugim serialu, a nie w tym z lat 90).  No i świetnie się sprawdza w roli dziewczyny, która zrobi wszystko żeby się zemścić.

 Film trochę bawi się schematami, jak choćby w wątku Anny i jej przeciwnika, zagranego przez Michaela Keatona, którego fascynuje Anna. Zachowują się tak jakby mieli w łóżku wylądować, a nie kopać się po pyskach. A jak na swój wiek to Keaton całkiem dobrze sobie radzi w scenach akcji. Może są przegięte sceny, ale całościowo to dobra rozrywka.  Ocena: 7/10.

Ida Red (2021)

Tytułowa Ida Red to starsza kobieta siedząca w więzieniu. Ma syna Waltera, który lawiruje między utrzymywaniem dobrych relacji z siostrą, Jeanie, która odcięła się od mamy przez grzechy jakie ona popełniła, a robieniem interesów z bratem, Dallasem. Mężem Jeanie jest policjant, który odkrywa, że Walter z Dallasem mogą odpowiadać za okradanie ciężarówek i morderstwa kierowców.

Dobre kino sensacyjne w starym stylu. Czułem się w czasie seansu jakbym cofnął się do lat 80, 90 i obejrzał jakieś zaginione męskie kino nakręcone przez Waltera Hilla, Michaela Manna, Sama Peckinpaha, czy innego specjalistę od tego typu kina. Film trzyma w napięciu, nie tylko w scenach akcji, ale też w scenach obyczajowych, gdy pokazane są relacje między bohaterami, co jest też zasługą aktorów, m.in. Josha Hartnetta, Melissy Leo, Sofii Hublitz, Williama Forsythe'a i Franka Grillo (w przypadku tego ostatniego aktora to należą mu się osobne słowa uznania za rolę zimnokrwistego mordercy, może grał już podobne role, ale nie przypominam sobie). Udało się twórcom stworzyć udany miks kina sensacyjnego z dramatem rodzinnym, w którym  wszystkie postacie są wyraziste i ciekawe, jednym się kibicuje, innych się nienawidzi, dzięki czemu są emocje i film wciąga. Ocena: 7/10.

Czarna Owca (2021)

Oglądam dużo polskiego kina, ale nie oglądam nowych polskich komedii, np. komedie romantyczne i z uniwersum TVN-u omijam. Są wyjątki jak np. Juliusz Aleksandra Pietrzaka, który był dobrym rozrywkowym polskim filmem, a kolejny film Aleksandra Pietrzaka pokazuje, że udany Juliusz to nie był przypadek, bo Czarna owca jest jeszcze lepszą produkcją od Juliusza. Jest to mieszanka komedii z dramatem o rodzinie Gruzów, którą spotykają różne problemy, sytuacje których rodzina się nie spodziewała, w wyniku których ich życie rozsypuje  się właśnie w gruz.

To że Czarna Owca jest tak dobra jest zasługą scenariusza i świetnych dialogów, dzięki którym cała obsada na czele z dobrymi (można powiedzieć jak zawsze) Arkadiuszem Jakubikiem i Magdaleną Popławską w rolach rodziców. Ale też młodsze pokolenie, czyli Kamil Szeptycki w roli syna, Tomka, i Agata Różycka w roli Asi, dziewczyny Tomka, spisują się bardzo dobrze. Czarną owcę wyróżnia też to od innych polskich filmów to, że nawet jak się dzieją jakieś tragedie, to nie zamienia się film w typowy polski dramat, po którym widzowi robi się tak ciężko, że najlepiej to iść się powiesić albo utopić.

Od początku do końca jest to produkcja lekka i bezpretensjonalna, w której humor działa, ale też sceny, gdy mają być dramatyczne i poważniejsze, to też działają, budzą emocje. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to do ról kobiecych, które są trochę w cieniu ról męskich, to Arek i Tomek są najważniejsi, ale nie zmienia to faktu, że to jeden z lepszych rozrywkowych polskich filmów 2021 roku.  Ocena: 7/10.
Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #863 : Stycznia 25, 2022, 23:56:39 »

Escape from Mogadishu (2021)

Rok 1990. Dyplomaci Korei Południowej jadą do Somalii, by zdobyć poparcie dla swojej kandydatury o członkostwo w ONZ. Korea Północna wysyła swoich dyplomatów, którzy mają do tego nie dopuścić. W tym samym czasie w Somalii wybucha wojna domowa. W obawie o swoje życie dyplomaci obu państw muszą odrzucić wzajemne uprzedzenia, by uciec z piekła, które w Somalii się rozpętało.

Znakomite kino historyczne, choć domyślam się, że historia podkręcona została przez Koreańczyków, ale udało się Koreańczykom stworzyć znakomity film historyczny, który nie jest przesadnie patetyczny (a filmy z Azji potrafią być bardziej patetyczne i patriotyczne jak polskie kino historyczne), ani nie jest przesadnie zagrany, nikt z aktorów nie szarżuje, tak jak to Azjaci szarżują. No i  historia opowiedziana jest z lekkością, mimo tematyki jaką porusza.

Oczywiście jak ma być mocno i brutalnie to jest, a jak są sceny akcji, np. próba dostania się do ambasady Włoch to ogląda się jak pierwszorzędne kino akcji. Nie dziwię, się że to był kandydat do Oscara dla najlepszego międzynarodowego filmu z Korei Południowej, choć się nie zakwalifikował. Jeśli kręcić kino historyczne to takie, które  spełnia zasady dobrze zrobionego kina rozrywkowego, które nie obraża inteligencji widza. Ocena: 8/10.

Mistrz (2020)

Słyszałem zarzuty, że film jest zbyt amerykański, a dokładnie takie, czy wypada łączyć  dramat sportowy w amerykańskim styli o bokserze z tragedią Holokaustu, bo  film można podsumować, że to taki polski Rocky, tylko że walczący w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Przyznam że ja kupiłem to połączenie, nic mi tutaj nie zgrzytało w połączeniu kina obozowego i kina sportowego, a nawet przesadzone sceny, zrobione bardzo w amerykańskim stylu, jak walkę w końcówce kupiłem w całości.

Film jest tak dobrze zrobiony przez debiutującego Macieja Barczewskiego, że potrafiłem zawiesić niewiarę w końcówce. Kupiłem tą sekwencję, mimo tego, że to niemożliwe co się wydarzyło w końcówce (najlepsze byłoby jakby to była prawda, czyli dokładnie to wszystko co się wydarzyło z pięściarzem przed ostatnią walką i w czasie walki) też dzięki roli Piotrowi Głowackiemu, który widać, że sporo ćwiczył do roli Tadeusza Teddy Pietrzykowskiego, czyli boksera, który walczył w obozach koncentracyjnych.

To dzięki Głowackiemu Mistrz działa od początku do końca, nawet w scenach, które mogą się wydawać przesadnie patetyczne i kiczowate. Wypada wiarygodnie, jako zniszczony człowiek i jako bokser emanujący wewnętrzną siłą. Ale też cały drugi plan podobał mi się. Mam na myśli aktorów grających więźniów, ale też tych, którzy wcielali się w Niemców (a większość aktorów to są Polacy i wszyscy dobrze mówią po niemiecku).

Wizualnie też mi się produkcja podobała, zwłaszcza zdjęcia są świetne. Może to nie jest produkcja idealna, ale film trzymał w napięciu i budził we mnie wiele różnych emocji - wkurzenie, wzruszenie - i jest świetnie zagrany, więc postawię 7/10. Dobre kino, które przypominało mi trochę Najlepszego o Jerzym Górskim, w którym też było widać inspirację kinem amerykańskim, a debiutujący reżyser i scenarzysta Mistrza był koproducentem filmu z Jakubem Gierszałem.

One Shot (2021)

Lubię Scotta Adkinsa. Szkoda, że facet kręci filmy klasy B prosto na vod i dvd. Gdyby urodził się kilkadziesiąt lat wcześniej mógłby być gwiazdą kaset video i kina akcji lat 80 i 90  taką jak Van Damme, Seagal, Lundrgen, bo to jeden z lepszych fighterów (nie liczę specjalistów od mordobić z kina azjatyckiego, bo to osobna kategoria). Jeśli pojawia się w blockbusterach, to raczej gra drugi, trzeci plan, różnych złoli (pamiętam, że zagrał jednego z pomagierów antagonisty w Doktorze Strange'u), a lata mu lecą. Pewnie raczej już nie przejdzie do lepszych produkcji i pewnie do końca swojej kariery będzie trzaskał filmy klasy B.

Oglądam większość jego filmów, tych lepszych, w których pokazuje jak świetnym jest wojownikiem, ale też słabe produkcje sprawdzam, i w takich filmach oglądam same mordobicia. A w paru filmach więcej gra jak pierze po pyskach i nawet nieźle wypada aktorsko, ale One Shot to nie jest film, w którym dużo się bije, czy rola, w której ma więcej grania, tylko film, w którym więcej strzela. Ma może jedną lub dwie bójki na cały film i to nie są jakieś super pomysłowe sceny, nie zapiszą się w najlepszych mordobiciach Adkinsa.

Raczej nie chodzi o to, że aktor nie robi się młodszy i dlatego mordobić jest mało, ale wydaje mi się, że to ma związek z tym, że film jest nakręcony na jednym ujęciu i stąd tytuł One Shot. Trochę oszukane jedno ujęcie, bo w kilku scenach da się wyłapać, że było cięcie, ale doceniam za pomysł na strzelalinę na jednym ujęciu. Myślałem, że to będzie jeden ze słabszych filmów Adkinsa, a jest to produkcja, która mija bez bólu, mimo bardzo małej ilości mordobić. No i nie mogę nie wspomnieć o tym, że akcja dzieje się w polskim więzieniu, gdzie amerykanie torturują więźniów (czyżby nawiązanie do Starych Kiejkut?). Choć film nie nakręcony u nas, ani nie w Rumunii, gdzie dużo kręcą (upadłe) gwiazdy kina akcji z lat 80 i 90, tylko w Wielkiej Brytanii. Ocena: 6/10.

The Tragedy of Macbeth (2021)

Najnowsze dzieło braci Coen, a żeby być dokładnym, Joela Coena, czyli można powiedzieć, że to jego debiut, bo to pierwszy film, który zrobił bez brata Ethana, który przeszedł na filmową emeryturę (wiadomo jak to z filmowymi emeryturami jest, co pokazał Soderbergh, który więcej filmów na emeryturce trzaska jak Vega i Allen razem wzięci). Byłem ciekaw z dwóch powodów. Bo to film, który nie przypomina żadnego filmu braci Coen, zarówno z tych lżejszych, komedii, jak i tych cięższych. No i obsada znakomita, też w epizodach, a w roli głównej Denzel Washington, który nie musi przypominać między jedną produkcją rozrywkową, a kolejnym kinem akcji, sensacją, że jest dobrym aktorem, ale zrobił to tutaj.  No i jak lubię jego syna, to jeszcze trochę musi minąć lat, żeby dorównał ojcu talentem.

Drugi plan też jest dobry, zarówno znane twarze jak i mniej znane, jak np. Kathryn Hunter w roli wiedźmy, która jak się pojawia to kradnie show dla siebie. W pierwszej scenie to myślałem że to Andy Serkis, bo jest bardziej serkisowa jak Andy grający Golluma we Władcy Pierścieni, tylko bez zamiany w animowaną postać. Chodzi mi o to jak gra ciałem i głosem. Doceniam też zdjęcia i scenografię, która kojarzyła mi się trochę, zwłaszcza wnętrza z pomieszczeniami z Diuny Villeneueve, też są tak czyste i sterylne,  świetna jest też muzyka.

Ale pomimo tego, że nie mogę się przyczepić do realizacji (choć miejscami, choć wiem że taki był zamiar, film był zbyt teatralny jak dla mnie) to się wynudziłem, mimo tego, że film jest krótki. Nie chodzi o to, że znam tą historię z innych adaptacji, bo ja mam tak z większością filmów z dialogami mówionymi wierszem, nawet z szekspirowskimi adaptacjami Kennetha Branagha, które cieszą się największą popularnością, czy Hamletem z Gibsonem, i rozumiem czemu te filmy Branagha się wszystkim podobają, ale każdy film mówiony wierszem mnie męczy.

Dla mnie to nie jest ważne, czy to adaptacja Szekspira, czy Pana Tadeusza Mickiewicza, i czy film jest zrealizowany nowocześnie, czy stylizowany na teatr, nieważne jaki piękny i kwiecisty to język, po prostu jak gadają wierszem to mnie wybija, nieważne jak jest dobrze zagrany i zrealizowany. Chyba jedynie Romeo i Julia z Di Caprio nawet mi się podobał, ale nie przez dialogi tylko styl  Luhrmanna. Nie po to oglądam filmy bym zastanawiał się nad sensem każdej wypowiedzi i przekładał je sobie w głowie na normalny język. Postawię 6/10, bo doceniam aktorstwo i stronę techniczną. Ja się odbijam od takich produkcji całkowicie, zero emocji i nudzę się.

Choć jest jeden aktor, o którym muszę napisać osobno. Pojawia się w dwóch, trzech scenach, ale całkiem dobrze wypadł, ku mojemu zaskoczeniu, a jest to Brian Thompson, znana charakterystyczna twarz, np. z Terminatora 1, Cobry, Lwiego Serca, X-Files, Buffy, czyli produkcji raczej nie ambitnych, a nie odstaje aktorsko od lepszych aktorów od niego.
Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #864 : Lutego 05, 2022, 02:00:29 »

Najmro. Kocha, kradnie, szanuje (2021)

Co za dobre kino rozrywkowe! Pewnie, że czerpie sporo z amerykańskiego kina, np. z Guya Ritchiego, ale nie przeszkadza mi to, bo film jest zrobiony z pasją i polotem. Reżyser przesadza z ilością scen w slow motion, ale szczerze każda taka scena jest doskonale zmontowana z muzyką. Zack Snyder powinien Najmro obejrzeć by wiedzieć do czego służą sceny w zwolnionym tempie, bo  w Najmro są zrobione wybitnie, więc nie męczą, jak w filmach Snydera. Widać pomysł na film, podoba mi się kolorystyka, to jak film wygląda. Ogląda się jak długi teledysk, ale film nie męczy tylko wciąga historią inspirowaną życiem Zdzisława Najmrodzkiego. No i to jest kluczowe słowo - inspiracja - bo od początku widać, że to nie jest prawdziwa historia, tylko bajka, komiks, teledysk. Reżyser też ma świetne wyczucie muzyki, każdy polski hit jest doskonale wykorzystany. Kawałki pasują idealnie do scen i świetnie komentują to co się dzieje. 

Dostałem jeden z lepszych polskich rozrywkowych filmów ostatnich lat. A jeśli reżyser Mateusz Rakowicz w kolejnych filmach pokaże, że sukces Najmro to nie był przypadek, to zostanie jednym z moich ulubionych polskich twórców kina rozrywkowego. Ciekawe jest to, że lata 80 pokazane są dość uroczo, a przestępczy zachowują się jak dżentelmeni, ale co innego lata 90, bo w tym wątku mamy nowe czasy, w których rządzą gangsterzy, ale  tacy, których nie chcielibyśmy spotkać, są brutalni, przerażają.

Film przesadzony w każdym elemencie, ale kupiła mnie ta bezpretensjonalna zabawa od początku do końca, w której polubiłem bohaterów, nawet jak to są proste postacie, bez wielkiej głębi psychologicznej. Świetny jest Dawid Ogrodnik. Dobrze, żę  między jednym a drugim poważnym filmem biograficznym znalazł czas by zagrać w lekkim i  rozrywkowym filmie. Ale nie szarżuje, jak to on potrafi, gra dość spokojnie jak na tą produkcję.  Za to mocno szarżuje, zwłaszcza w ostatnim akcie Jakub Gierszał, ale kupiłem go w tej roli. Zresztą cała obsada, czyli Robert Więckiewicz, Marta Wągrocka, Dorota Kolak, czy Rafał Zawierucha, jest naprawdę dobra. Pewnie wielu odbije się od pomysłu reżysera na film, od tego jak wygląda, ale mnie kupił od początku i do końca. Tak dobrze się bawiłem, że mam ochotę na powtórkę. Ocena: 8/10.
Zapisane
HAL9000

*

Miejsce pobytu:
Discovery One

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #865 : Lutego 05, 2022, 11:02:07 »

Spencer (2021)

Czas zacząć oglądać filmy z kategorii: kandydaci do nagród ;) Spencer to głównie Kristen Stewart, która zagrała tutaj chyba najlepszą rolę w swojej karierze. Co ciekawe to nie jest rola w takim stylu, że aktorka totalnie przeobraża się w graną postać, znika pod kilogramami charakteryzacji i widzimy tylko i wyłącznie Dianę. Tutaj było trochę inne podejście. Tak jakby wybrano Kristen ze względu na podobieństwa charakteru :) Diana w wydaniu Stewart to taka niespokojna dusza, która ciągle prowadzi wewnętrzną walkę. Walczy z wykreowanym przez media wizerunkiem i królewskimi ramami w które próbuje się ją za wszelką cenę wstawić. Kristen wyczuła temat idealnie, bo przecież sama odkąd skończyła przygodę ze Zmierzchem, próbuje pokazać wszystkim, że jest bardziej wszechstronną aktorką i tutaj udało się jej to w stu procentach. Tylko na jej drodze do Oscara pojawiała się pierwsza kłoda czyli bark nominacji SAG :( Szkoda by było gdyby ją Oscary ominęły bo naprawdę zasłużyła na nominację.

Jeśli chodzi o inne kategorie, to na uwagę zasługują kostiumy i scenografia. Te pierwsze są odwzorowane perfekcyjnie, w szerokich planach naprawdę można się pomylić, tak dobrze to wygląda ;) Jak narzekam, że filmy rzadko potrafią oddać wizualnie ducha lat 90-tych, tak tutaj osiągnięto prawie perfekcję.

Film mi się podobał trochę bardziej niż inna biografia w dorobku Larraín'a, czyli Jackie. Spencer jest filmem lżejszym w odbiorze.

8/10
Zapisane

Gentlemen, you can't fight in here! This is the War Room. Trakt
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #866 : Lutego 12, 2022, 02:34:47 »

Matrix Resurrections (2021)

Doceniam pierwszego Matrixa, nie pamiętam innego filmu, który tak szybko stałby się kultowy. Matrix 1 po latach wciaż się broni, z tą produkcją  (wtedy) bracia Wachowscy trafili idealnie z premierą. Ale najlepsze w oryginalności Matrixa 1 jest to, że to produkcja, która składa się z samych zapożyczeń, wzięto pomysły z innych filmów, seriali, książek, i wymieszano ten bigos dzięki czemu powstał jeden z lepszych filmów SF, tylko że dla mnie to zawsze było tylko i wyłącznie kino rozrywkowe, żadne ambitne kino zmieniające świat. A nawet jak pierwszy raz widziałem , a byłem w kinie, to się zastanawiałem skąd aż taki zachwyt filmem, bo widziałem podobne filmy. Wachowscy trafili idealnie w gusta widzów i to jest produkcja, która oddaje ducha tamtych czasów.

Ale mniej więcej w tym samym czasie widziałem inne filmy poruszające podobną tematykę, które wyżej oceniam, uważam za lepsze Matrixy od Matrixa Wachowskich, a jest to eXistenZ Cronenberga i Mroczne Miasto Proyasa. Są to rewelacyjne produkcje. No i może dlatego, że Matrix 1 nie był, nie jest i nigdy nie będzie dla mnie arcydziełem (może poza strona techniczną, efektami specjalnymi, bo to było coś nowego i wciąż efekty bronią się), tylko dobrą rozrywkową produkcją, to lepiej przyjąłem dwójkę jak większość widzów, którą uważam za równie dobrą, bo traktuję ją jako kino rozrywkowe i nic więcej, a scenę na autostradzie (specjalnie wybudowaną na potrzeby filmu) uważam za jedną z najlepszych scen akcji. Trójkę oceniam niżej od dwójki i jedynki, ale wciąż jako fajne kino.

Zresztą jak wyszła trójka, to okazało się że historia w trylogii matrixowej jest bardzo prosta. Okazało się że wszystkie nawiązania do religii i filozofii,  teksty filozoficzne jakie padają w filmie i wiele innych rzeczy, jak zwykłe imiona i nazwy, które brzmiały cool, to były właśnie po to bo brzmiały cool, tak jak bohaterowie w lateksie, skórach o okularach wyglądali cool, i były tylko nawiązaniami, które nic nie znaczą. Choć po drugim filmie wydawało się, że może coś więcej się kryje poza rozrywka w tym świecie,  ale okazało się, że to zagmatwanie, wywrócenie zasad Matrixa w drugim filmie, pojawienie się nowych pytań niczemu tak naprawdę nie służyło. No i może dlatego nie przeżyłem rozczarowania też trójką, bo to zawsze dla mnie było tylko rozrywkowe kino bez drugiego dna, żadne filozoficzne kino o sensie życia. I też trójka pokazała że dla sióstr Wachowskich to było wtedy głownie kino rozrywkowe, żadne ambitne dzieło, skoro olali pytania z dwójki.

A jak ogłoszono, że powstanie czwórka zrobiona przez Lanę Wachowską to miałem oczekiwania zerowe, ale nie dlatego jak o dwójce i trójce się mówi źle, bo mnie nie zawiodły, tylko dlatego, że w ostatnich latach filmy sióstr nie są za dobre, i to mówiąc bardzo łagodnie. Srona wizualna w filmach Wachowskich daje radę, ale scenariuszowo filmy Wachowskich nie dowożą. Nie wiem czy komukolwiek podobał się inny film Wachowskich. Choć ja akurat za najlepszy ich film uważam nie Matrixa 1, ale debiut pełnometrażowy Bound, kino gangsterskie, neonoir z Jennifer Tilly i Giną Gershon. Atlas chmur był dobry, a Speed Racer i Jupiter Intronizacja bardzo słabe, zwłaszcza ten drugi, to był koszmarny film, choć podobno Speed Racer ma swoich fanów.  Nie licząc Bound, to jest też kilka filmów do których pisały scenariusze i są to dobre produkcje,  jak Zabójcy Richarda Donnera ze Stallone i Banderasem i V jak Vendetta.

Matrix to jednocześnie największy sukces sióstr, ale też ich przekleństwo. Uważam że zawsze będą nazywane twórczyniami Matrixa, tak się o nich mówi, więc w czwórce Lana Wachowska komentuje to czym jest Matrix 1 dla widzów, czym się stał,  a jednocześnie opowiada historię, której matrixofani chyba jednak nie chcieli by zobaczyć. Widać, że dla Lany Matrix oznacza coś zupełnie  innego, jak dla większości fandomu Matrixa.

Matrix Zmartwychwstania to produkcja, w której historia jest bardzo zminimalizowana, bo  to nie jest opowieść o walce ludzkości z maszynami, tylko film o miłości silniejszej od wszystkiego, która zwycięży wszystko, co brzmi sentymentalnie i naiwnie, ale ja wierzę Lanie, że jest szczera w swojej wypowiedzi.
 
W nowym Matrixie przez pierwszą połowę dostajemy film meta, w którym Keanu Reeves gra tą samą postać, co w poprzednich filmach (zostaje wyjaśnione jakim cudem żyje), tylko że jest twórcą trylogii gier z serii Matrix. No i Warner Bros ogłasza mu, że zrobią czwórkę, nawet jak się nie zgodzi, wiec z oporami pracuje z resztą ekipy nad czwórką (czyżby złośliwy komentarz że strony Lany, bo WB miał i tak zrobić Matrixa 4, nawet bez sióstr) , ale nie jest w najlepszym stanie zdrowia. Thomas ma dziwne sny, wizje, w których widzi fragmenty z Matrixa 1-3, czyli sceny z poprzednich filmów wplecione są do czwórki, stanowią istotny element fabuły i przyznam że doceniam za pomysł jak bawią się tym elementem filmu. Matrix 4 to chyba najbardziej film meta obok serii Krzyk. No i też Thomas Anderson widzi kobietę, którą wydaje mu się że zna, w tej roli oczywiście Carrie Anne Moss.

A druga połowa to już historia bliższa temu co w poprzednich filmach, ale jeśli liczycie na super sceny bójek i akcji, na poziomie tych z poprzednich filmów, to obniżcie oczekiwana. No i to może dziwić skoro Keanu Reeves jest fanem sztuk walk, scen akcji, bo żadna scena akcji nie będzie zapamiętana z tego filmu. Film albo kopiuje sceny akcji z poprzednich filmów i wypadają kopie średnio w porównaniu z oryginałem, w najlepszym wypadku ok, a jak są nowe to też nie robią wrażenia. No i są strasznie chaotyczne, miejscami trudno było zgadnąć co się na ekranie dzieje.

Może to przez wiek Keanu, który nie jest najmłodszy, ale też widać, że Lanę w ogóle nie interesują tego typu sceny (może jej siostra odpowiadała za tego typu sceny w 1-3?) . Są takie sceny, bo muszą być i tyle. A najlepsze że mieli na planie Chada Stahelskiego, specjalistę od choreografii walk, kaskadera, znanego z np. Johna Wicka, który gra męża Trinity. Najsympatyczniejszy aktor wypada ok, tzn  Keanu tak jak w Matrixach, ale pasuje ten jego drewniany sposób gry do tej serii. Carrie Anne Moss jest lepsza jako Tiffany, ale też nie ma jej tak dużo jakby mogło się wydawać, bo niby jest najważniejszą postacią, obok Thomasa, a często więcej się o niej mówi, jak ją widzimy.

 Podobała mi się większość nowych nazwisk w obsadzie, zarówno ci, którzy grają nowe wersje znanych nam postaci, jak agenta Smitha, Morfeusza, i nowe postacie takie jak Bugs. Podoba mi się też strona wizualna, ale w filmach Wachowskich strona wizualna zawsze trzyma poziom, nawet jak reszta, w tym scenariusz, słabuje. Doceniam że Lana Wachowska próbowała zrobić coś innego i nowego w tej serii, ale to nie jest taki film jak np. Ostatni Jedi dla Star Wars, z którym Matrix Zmartwychwstania się porównuje.

Mam na myśli to, że oba filmy się  bawią oczekiwaniami widzów i  są trochę trollingiem, ale  po ostatniej scenie Resurrections, na którą nie będę narzekał (spodziewałem się trochę takiego zakończenia, to  jak zakończono historię Neo i Trinity), to pierwsze co mi do głowy przyszło to, po co ten film powstał?

Można powiedzieć, że dla kasy, WB chciał zarobić, tylko że okazał się klapą finansową i został źle przyjęty przez fanów, krytyków podzielił, ale nawet ci którzy o filmie wypowiadają się ciepło to mają podobne zdanie do mojego, czyli to nie jest zły film, ale też nie jest dobry. Matrix 4 ma ciekawe pomysły, np. to co się stało z ludźmi i maszynami, czy poziom meta wpleciony do fabuły i to prawie przełamanie czwartej ściany przez komentowanie czym jest Matrix dla twórcy, wytwórni i  widzów, ale w ostatniej scenie pomyślałem, że to jest zmarnowany potencjał. Wierzę, że Lana miała coś nowego do powiedzenia o Matrixie,  wierzę że zrobiła film dla siebie, a nie dla fanów, by każdego zadowolić, ale nie wyszło najlepiej. Ocena: 6/10.
« Ostatnia zmiana: Lutego 12, 2022, 02:42:40 wysłane przez michax77 » Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #867 : Lutego 13, 2022, 13:10:54 »

Żeby nie było śladów (2021)

Ostatnia Rodzina podobała mi się, ale nie zachwyciłem się debiutem Jana P. Matuszyńskiego aż tak jak niektórzy. Mam nadzieję że jestem dobrze zrozumiany, to był dobry, a nawet bardzo dobry film, ale żadne arcydzieło. Bardziej podszedł mi serial Matuszyńskiego Król, czyli adaptacja książki Szczepana Twardocha. A drugi film fabularny, zrealizowany na podstawie reportażu Cezarego Łazarewicza pod takim samym tytułem, to zapis wydarzeń jakie wywołała śmierć Grzegorza Przemyka zabitego przez milicjantów w 1983 roku. Film jest długi, trwa dwie i pół godziny, ale w ogóle nie odczułem długości seansu. Wydaje mi się że to jak dobra to jest produkcja, też jeśli chodzi o realizację, która jest na najwyższym poziomie, to zasługa doświadczenia Matuszyńskiego,który przed Ostatnia rodziną kręcił dokumenty. No i coś z tej pracy przy dokumentach zostało w Żeby nie było śladów, bo film ogląda się trochę jak dokument przez formę w jakiej jej historia podana, a też w filmie występuje sporo aktorów, których nie kojarzę.

 Oczywiście pojawiają się znane twarze jak Robert Więckiewicz (generał Kiszczak), Tomasz Kot, Jacek Braciak, Aleksandra Konieczna, Tomasz Ziętek, Andrzej Chyra, Agnieszka Grochowska, Michał Żurawski, Bartłomiej Topa,  ale rolę mamy pobitego chłopaka gra Sandra Korzeniak, której nie kojarzę, mimo tego, że oglądam sporo polskiego kina. W epizodach pojawiają się np. Rafał Maćkowiak, Jerzy Bończak i Tomasz Dedek, czyli aktorzy których wieki nie widziałem. A mimo krótkiej obecności na ekranie zaznaczają swoje role mocno. Tomasza Dedeka nawet nie poznałem bo gra w wielkich okularach, czyli jak może domyśliliście się pojawia się jako Wojciech Jaruzelski. No i ma dosłownie jedną scenę, ale jest świetny. Wydaje mi się, że to są niesłusznie zapomniani polscy aktorzy, zwłaszcza Bończak.  Tak się akurat złożyło, nie wiem czy to zamierzone, że większość znanych twarzy gra komuchów z rządu i milicji. W roli głównego bohatera, świadka zbrodni, występuje  Tomasz Ziętek. No i jest to akurat znane nazwisko, ale wydaje mi się, że jeszcze nieopatrzona twarz.

Nie dość że nie wygląda na 30 lat, tyle chyba ma, więc idealnie pasuje do roli ucznia/studenta, to wprowadza sporo energii swoją grą do filmu. Ale jeszcze kariera Ziętka nie doszła do takiego momentu, że się mówi, że otworzę lodówkę i zobaczę w niej Ziętka, co spotyka większość polskich aktorek i aktorek po jakimś czasie. Wszyscy aktorzy podobali mi się, nie schodzą poniżej poziomu, każdego trzeba pochwalić, ale jeśli miałbym wyróżnić jakieś role, to Jacka Braciaka w roli ojca Julka Popiela, świadka zbrodni, który jest dość podobny do Tomasza Ziętka. Jacek Braciak dostał najwięcej materiału do grania, jest to rola, z którą może najwięcej zrobić.

Słyszałem zarzuty co do roli Sandry Korzeniak w roli Barbary Sadowskiej, mamy zmarłego Grzegorza Przemyka i przyznam, że mam mały problem z tą rolą. Z jednej strony wspaniale gra twarzą, a z drugiej każdy dialog jaki wypowiada pani Korzeniak brzmi tak, jakby mówił jakiś robot, bardzo teatralnie brzmią jej dialogi. Gra z dziwną teatralną manierą.  A z tego co doczytałem to Sandra Korzeniak jest głównie aktorką teatralną i podobno często gra tak jak w tym filmie. Więc mam mieszane uczucia co do jej roli, ale nie powiedziałbym, że to jest źle zagrane. Z komuchów jestem zachwycony rolami Więckiewicza, Kota, Chyry, Żurawskiego i wspomnianych już Bończaka i Dedeka.

 Ale najlepsze role komuchów to Mikołaj Grabowski (podobny jest do brata) w roli prokuratora Ruska (ale nazwisko, zwłaszcza w komunistycznej Polsce), z którym walczy Kiszczak, więc zrozumiałe że kibicowałem mu, ale pod koniec filmu jest rozmowa Kiszczaka z Ruskiem, z której wynika, że  przy sprawach innych gnębionych przez komunizm miał prokurator zwykłych ludzi gdzieś, tak jak na konstytucję miał wywalone. No i pada tekst Ruska dlaczego akurat do tej sprawy łamiącej konstytucję się przyczepił. Pięknie jest poprowadzony wątek prokuratura.

Równie dobra jest Aleksandra Konieczna w roli cynicznej prokuratorki Wiesławy Bardonowej, zawsze sprzyjającej komunistom, która nigdy nie odpowiedziała za swoje czyny. Niektórzy czepiają się że przeszarżowała, a moim zdaniem idealnie oddała charakter postaci. Aleksandra Konieczna to dla mnie odkrycie ostatnich lat, nieważne czy gra epizod, czy drugi plan, czy główną rolę, to zawsze się ją zapamięta, tak było w Ostatniej Rodzinie, Jak pies z kotem, Sweat, Bożym Ciele, i tak jest w drugim filmie Matuszyńskiego.

Film jest długi, powolny, metodyczny, ale też trzymający w napięciu i pięknie nakręcony (te zdjęcia z ziarnem). Może przesadzę z porównaniami, ale przez to jak film wygląda wizualnie, jak to jest profesjonalna robota w każdym elemencie, to przypomina mi twórczość Davida Finchera. A dokładnie przypomina mi takie filmy Finchera, jak Zodiak, czyli chłodna produkcja, skupiona na detalach i historia pokazana bez emocji. Dodatkowym plusem filmu jest też to, że nie trzeba znać historii Przemyka. Coś tam o niej wiedziałem, do czego doprowadziła, ale czytałem i słyszałem pozytywne opinie od osób, które nic o tej sprawie nie wiedzą, a nie miały problemu z połapaniem się w fabule, bo tak to jest dobrze napisany, zagrany i zrealizowany film.  

Więc nie dziwię się Żeby nie było śladów wybrano jako kandydata do nominacji oscarowej, też bym wybrał tą produkcję i nie dziwię się, że pokazywano film na festiwalu w Wenecji. Jak już to dziwi mnie średnie przyjęcie filmu za granicą, że to jednak produkcja zbyt hermetyczna i niezrozumiała dla zachodniego widza, gubią się w postaciach. No i trochę na siłę starają się dziennikarze i krytycy doszukiwać porównań sprawy Przemyka do sprawy Floyda, co trochę dziwne, bo przecież film zaczęto kręcić jeszcze przed tą sprawą.

Jakbym się na tym zastanowił, to może jest to spowodowane tym, że jednak widzowie z USA i zachodniej Europy nie wiedzą czym był komunizm, nie znają kontekstu sytuacji, ale przecież nawet ci polscy widzowie, którzy nie znają kontekstu sytuacji, urodzili się na początku lat 2000, wiedzą tylko tyle, że Polska to był kiedyś kraj pod butem ZSRR, i tak potrafili zrozumieć Żeby nie było śladów, a zachodni widzowie gubią się na tej produkcji. No i jak nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby powstał miniserial, w którym można by rozbudować każdy z wątków,  to nie narzekam na długość filmu, trwa dokładnie tyle co powinien, nic bym nie wyciął, żadnego wątku bym nie skrócił. Ocena: 8/10.
« Ostatnia zmiana: Lutego 13, 2022, 13:18:30 wysłane przez michax77 » Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #868 : Lutego 16, 2022, 20:29:50 »

Wesele (2021)

Cenię sobie kino Wojciecha Smarzowskiego, choćby za to, że dzięki niemu polskie kino odkryło Mariana Dziędziela (choć coś ostatnio mniej się pojawia w jego filmach), odszufladkował Arkadiusza Jakubika po wygłupianiu się w 13 posterunku (tak na marginesie lubiłem tą rolę) i znalazł też nowe miejsce w polskim kinie dla Bartłomieja Topy, który przed filmami Smarzowskiego, znany był głownie z roli w telenoweli Złotopolscy. Ale też nie jestem fanbojem jego twórczości. Są filmy które uważam za słabe (Pod mocnym aniołem, o alkoholizmie wolę Żółty Szalik i Wszyscy jesteśmy Chrystusami), średnie (Drogówka), dobre (pierwsze Wesele, Kler), znakomite (Wołyń) i rewelacyjne (Dom zły, Róża). Ale też nie dziwię się, że wielu zaczęło nazywać Smarzowskiego takim Vegą dla inteligentnych. Chodzi o to, że panowie kręcą filmy pełne brutalności, syfu, wódki, jak to źli Polacy są, ze świecą szukać porządnego Polaka w ich filmach, ale jest podstawowa różnica między Vegą a Smarzowskim.

 Patryk Vega, nie licząc serialu z Dorocińskim Pitbull, nie nakręcił dobrze zrealizowanego i napisanego filmu, a coby nie mówić o filmach Smarzowskiego, to są jednak filmy. Vega jest świetnym biznesmenem, potrafi wyczuć jaki temat Polaków akurat teraz kręci i dzięki wyczuciu nastrojów w społeczeństwie większość jego filmów zarabia sporo kasy (choć ostatnio chyba spadła mu oglądalność). U Vegi doceniam jedno, choć jego filmów nie oglądam od Pitbulla Niebezpiecznych kobiet, czyli już trochę lat minęło, że obsadza aktorów przeciwko swojemu wizerunkowi, np. Piotr Adamczyk gra gangusów (i co najlepsze to dzięki takim rolom dostał rolę polskiego dresiarza w  serialu Marvela), a raczej większość kojarzy go z polskich komedii.  Większość filmów Vegi to są tak naprawdę pełnometrażowe zapowiedzi jego seriali, to jest zlepek scen bez ładu i składu, a filmy pana Smarzowskiego to jednak są filmy z podziałem na akty.

Panowie mają wspólne to, że  często wkładają kij w mrowisko, nie tylko tematem jakie ich filmy poruszają, ale też swoimi wypowiedziami wywołują zamieszanie i niepotrzebne kontrowersje, które dzielą widzów. Pamiętam że o nowym Weselu mówił reżyser, żeby widzowie szli jak najszybciej do kin, bo zostanie zdjęty przez PiS. Ktokolwiek w to uwierzył? Nie wiem czy Smarzowski tak tylko prowokował, bo żadna reklama nie śmierdzi,czy rzeczywiście wierzył, że jego Wesele będzie ofiarą polskiego rządu? Choć jakbym miał obstawiać to była tylko dodatkowa reklama filmu, żeby było o Weselu głośno.  

Wspomniałem wcześniej,  że porównuje się czasami Smarzowskiego do Vegi, co chyba zaczęło się przy Drogówce, że to jest film, który najbardziej się zbliża do filmografii Vegi. No i coś w tym jest. A Wesele z roku 2021 przez jedną scenę ze świnią,
Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)
(ostrzegam, że jest kilka scen, krótkich, krzywdzenia zwierząt) zbliża się bardzo blisko do twórczości Vegi. Ale też film nie epatuje aż tak bardzo przemocą jak wcześniejsze filmy reżysera Domu Złego. Jest kilka brutalnych scen, ale widziałem u Smarzowskiego mocniejsze sceny.

No i może dlatego, że wiem jakie reżyser stosuje środki techniczne, jak np. szarpany, rwany montaż, jak wyglądają jego filmy i przez to, że najnowsze dzieło nakręcone jest z jedną słuszną tezą, z którą się nie dyskutuje, wcale nie poruszyło mnie tak jak pewnie Smarzowski by chciał. A coby nie mówić o tym reżyserze to po większości jego filmów, nawet tych słabszych czułem się jakby mi ktoś walnął w pysk i przyłożył kijem, czułem się emocjonalnie przeciągany, a w czasie Wesela czułem znudzenie stylem Smarzowskiego. No  i tym, że ciągle obraca się wśród tych samych tematów. Wesele ogląda się jak połączenie pomysłów z Domu Złego, pierwszego Wesela, Róży i Wołynia, ale każdy z tych filmów jest lepszym dziełem od najnowszej produkcji. To film który powinien mieć tytuł - Wszystkie plusy i minusy kina Smarzowskiego.

Mógłby nakręcić reżyser kino gatunkowe bez żadnych historycznych, politycznych i społecznych wątków,  które budzą kontrowersje, bo pokazał w wielu filmach, np. w Wołyniu, że świetnie czuje thriller, horror. To nie jest pierwszy film Smarzowskiego nakręcony z tezą, nigdy Smarzowski nie był subtelny, zawsze walił siekierą w głowę widza, ale widać, że to reżyser, który zaczyna zjadać swój własny ogon. No i po Weselu wygląda, że coraz mniej lubi Polaków i swój kraj, we wcześniejszych filmach było więcej przyzwoitych ludzi.

Wiem, że jest wielu złych Polaków, rasistów, itd, wiem, że Polska to nie jest święty kraj, to kraj, który ma w przeszłości sporo grzechów na sumieniu,  ale ile razy można oglądać jak Polacy się biczują za to co zrobili w przeszłości (tak na marginesie sprawa Jedwabnego to z tego co słyszałem do dzisiaj budzi kontrowersje, są różne teorie do tego co się stało naprawdę)? Czemu Rosjanie albo Niemcy albo Wielka Brytania albo USA się tak nie biczują jak Polacy?   No chyba, że też takie filmy są, ale o tych filmach i serialach nie słychać poza granicami tych krajów.

W nowym Weselu ciśnie równo Smarzowski,  nie ma dobrych Polaków, wszyscy mają  złe cechy.  Bo nawet młody Antoni Wilk czasami zachowuje się źle, zwłaszcza na początku tragedii do jakiej dochodzi. No jest Kasia Wilk, grana przez piękną i utalentowaną Michalinę Łabacz (świetna rola w Wołyniu,  kolejna aktorka do szufladki artyści Smarzowskiego, ale mogłaby też czasami zagrać w lżejszych filmach, w kinie rozrywkowym), która nie robi nic złego ani moralnie dwuznacznego przez cały film. To już w Klerze było więcej pozytywnych postaci, nie każdy ksiądz  był bardziej lub mniej zły, nie każdego kusiła władza, nie każdy był pedofilem, czy we wcześniejszych filmach. Mieszkam w totalnej dziurze i w mojej rodzinie i wśród znajomych nie spotkałem np. rasistów. Kurcze,nawet menele spod sklepu, których mijam są uprzejmi dla wszystkich, w tym przyjezdnych zza granicy.

Doceniam film za pomysł na historię, czyli połączenie przeszłości z teraźniejszością, np. są sceny jak Niemcy i Rosjanie z II wojny światowej pojawiają się na współczesnym weselu z gośćmi, mówią komentarze, a Polacy z dzisiejszych czasów pojawiają się w czasie rzezi w Jedwabnem. Coś podobnego zrobił reżyser filmu Ojciec z wybitną rolą Anthony Hopkinsa, któremu mieszała się współczesność z przeszłością. Ale to co w Father wyszło i poruszało to w Weselu tak dobrze nie działa.
 
 Aktorsko najlepsi są Robert Więckiewicz i Michalina Łabacz oraz Mateusz Więcławek i Ryszard Ronczewski w roli młodego i starego Antoniego Wilka. Dobra jest też Agata Turkot w roli Lea, ukochanej Antoniego, ale przez to że miałem większość bohaterów gdzieś to film po mnie całkowicie spłynął. Choć doceniam za wątek romantyczny z Antonim, dość delikatnie poprowadzony i ładnie, co przypomniało mi piękny wątek romantyczny w Róży.

Moim zdaniem stało się z reżyserem coś takiego jak np. z Timem Burtonem, który niby ciągle kręci filmy w swoim stylu, ale przestały działać, nie są tak dobre jak jego produkcje z lat 80 i 90. No i nie zgadzam się z tym jak pokazuje prawie wszystkich Polaków nasz reżyser. Jak po seansie filmu poszedłem do sklepu i mijałem ludzi, to nie patrzyłem na nich ze wstrętem i z nienawiścią, a wiem że takie reakcje u niektórych widzów film obudził i nie jestem pewien,  czy to jest coś dobrego. Chyba jednak jestem trochę zmęczony kinem Smarzowskiego. Niech zrobi jakiś lżejszy film, komedię, nawet polską komedię romantyczną, czyli gatunek którego nie oglądam,to chętnie sprawdzę. Choć może to wina też tego, że to po prostu średni film,a  jakby był dobry to nie przeszkadzałoby mi to wszystko co przeszkadza w Weselu anno domini 2021.

P.S. Ostatnią role w Weselu miał Krzysztof Kowalewski. Jest to epizod, pojawia się dosłownie w jednej, krótkiej, scenie. Ocena: 5/10.
« Ostatnia zmiana: Lutego 16, 2022, 20:49:01 wysłane przez michax77 » Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #869 : Lutego 20, 2022, 22:12:53 »

BigBug (2022)

W roku 2045 większość czynności wykonuje sztuczna inteligencja, nawet u Alice, która ceni sobie np. książki i stare komputery. Kiedy roboty dokonują zamachu stanu, jej androidy zamykają drzwi. Powrót Jean Pierre Jeuneta do SF okazał się średnim filmem, ale ja mam słabość do francuskiego SF i tego ich stylu przerysowano komiksowego. Niby jest to klasyczny film o walce ludzkości z robotami, ale trochę bawi sie Jeunet schematami tego gatunku, np. Alice i jej znajomi walczą z buntem robotów za pomocą kamasutry i seksu (na to tylko Francuzi mogli wpaść).

 Jest też scena jak roboty próbują zrozumieć czym jest humor, mamy robota zakochanego w swojej właścicielce, itd. No i jest nawiązanie do koronawirusa, ale nie chodzi mi o to, że film opowiada o ludziach zamkniętych w domu, z którego nie mogą wyjść tylko żart z końcówki filmu, gdy robot Einstein, potomek tego Einsteina, mówi, że nie mogą wyjść bo przyszedł koronawirus nr 50, a po chwili, żartowałem, ludzie lubią takie żarty, prawda?
BigBug plasuje się pośrodku filmografii reżysera Obcego: Przebudzenie, ale dzieki lekkości z jaką Jeunet opowiada tą historię dość szybko minął mi seans. Ocena: 5/10.  
 
The Eyes of Tammy Faye (2021)

Biopic w którym Jessica Chastain i  Andrew Garfield grają małżeństwo telewizyjnych ewangelistów Tammy Fay i jej męża Jima Bakkera, którzy w latach70 zbudowali największą na świecie religijną sieć medialną. Widzimy ich drogę do bogactwa i oczywiście jest pokazane co doprowadziło do upadku Bakkerów.

Andrew Garfield i Jessica Chastain wypadają znakomicie w roli showmanów swojego programu i jako oddalający się od siebie małżonkowie. Zwłaszcza Chastain daje popisowy występ w roli Tammy. Nie dość że upodobniła się do tytułowej bohaterki wizualnie, to też głos Chastain starała się oddać jak najbliższy oryginalnemu, co wyszło doskonale (śpiewa też piosenki). Jessica wygląda jak prawdziwa Faye, trudno poznać pod genialną  charakteryzacją aktorkę. Tammy Faye była znana z mocnego i ekscentrycznego makijażu co oddano w filmie.

Upodobnienie Chastain do prawdziwej postaci to poziom charakteryzacji Lily James, która gra Pamelę Anderson w serialu Pam i Tommy, w którym wygląda bardziej pamelowoandersonowo jak Pamela Anderson. A wracając do Oczu Tammy Faye, to  zachwyciłem się aktorstwem dwójki  aktorów, seans minął dość szybko, ale mam jeden problem z tym dziełem.  Nie wiem czy to zgrywa z tego małżeństwa, czy film na poważnie i dlatego postawię 5/10.

Teściowie (2021)

No i kolejny dobry rozrywkowy polski film z 2021 roku, oparty na sztuce teatralnej, która odniosła duży sukces. Cała akcja dzieje się w jednym miejscu, czyli w czasie wesela, na którym nie ma nowożeńców. Rodzice pana młodego, który uciekł dosłownie przed ślubem postanawiają zorganizować imprezę. Oczywiście pojawiają się też rodzice dziewczyny zostawionej przed ołtarzem i z każdą kolejną minutą zaczynają wychodzić wzajemne animozje, uprzedzenie, kto kogo lubi, a kto nie, różne tajemnice, itd.

Rodzina pana młodego należy do bogatych, mają dużo kasy, wszystko fundują, za wszystko płacą, a rodzice panny młodej to Polacy ze wsi, biedacy. W głównych bohaterów wcielają się Marcin Dorociński i Maja Ostaszewska (Andrzej i Małgorzata, rodzice pana młodego) oraz Izabela Kuna i Adam Woronowicz (Wanda i Tadeusz, rodzice panny młodej). Jest to udany debiut Kuby Michalczuka, który miał pomysł na to jak film ma wyglądać od strony technicznej. Film zdynamizował długimi ujęciami, mastershotami, i świetnie prowadzi aktorów, którzy mają co grać. Reżyser pozwala swoim bohaterom przeżywać emocje, a aktorzy doskonale się spisują w swoich rolach.  

To jak dobry jest to film to też zasługa dobrego scenariusza, bo oprócz tego, że potrafi rozbawić, to jest kilka scen, w których Teściowie trzymają w napięciu. Jest to czarna komedia, ale czym bliżej końca ma w sobie coraz więcej dramatycznych scen, ale mimo tego jak wiele różni głównych bohaterów, nawet dochodzi do scen grożenia, przemocy, sytuacja coraz bardziej się zaognia między teściami, to nie zamienia się w końcówce film w stylu Smarzowskiego, jest to wciąż czarna komedia z elementami dramatycznymi. Ocena: 7/10.

Ghostbusters: Afterlife (2021)

Udał się Jasonowi Reitmanowi powrót do Pogromców Duchów. Film się sprawdza jako produkcja o rodzinie, o przyjaciołach i  jako kino przygowe, tylko że bliżej Afterlife jest nie do Pogromców Duchów, ale do kina nowej przygody, filmów Spielberga z lat 80 (zresztą w jednej z głównych ról gra dzieciak ze Stranger Things, który jest  hołdem dla tego typu kina z lat 80). Ale mnie to nie przeszkadza, że bardziej to kino w stylu Spielberga jak Ivana Reitmana.

Jest to też taki ghostbustersowy odpowiednik tego czym jest dla Star Wars, Przebudzenie mocy, czyli niby nowy początek, a tak naprawdę kopia Nowej Nadziei. Nie przez cały czas w Ghostbusters mamy fanserwis, ale ostatni akt, to dosłownie kopia jeden do jednego scen i dialogów z pierwszego filmu ojca Jasona Reitmana. Nie mam nic przeciwko temu, że walczą z tym samym złym/złą, ale, żeby dosłownie powtarzać te same sceny i dialogi? Ale nie przeszkadza mi ta powtórka z rozrywki w koncówce, bo finał jest to też piękny hołd dla Harolda Ramisa i jego postaci.

Choć początkowo trochę trollują fanów twórcy, bo sugerują, że Egon to był dupek dla swojej rodziny, ale widać, że to  film nakręcony z sercem przez Jasona Reitmana, a że dobrze się ogląda to żadne zaskoczenie, bo to dobry reżyser. Nie kręcił do tej pory takich filmów jak jego tata, Ivan Reitman, głównie dramaty i obyczajówki, czy takie produkcje jak Spielberg, ale nową częścią Ghostbusters pokazał, że czuje się dobrze w rozrywkowym kinie z efektami specjalnymi.

A dzięki temu w jakich filmach sie specjalizuje to chyba nie przypadek, że najlepiej wyszły w filmie relacje miedzy bohaterami, gdy rozmawiaja, itd.  Film wygląda też ładnie, ma fajne sceny akcji, trochę humoru, i sympatycznych bohaterów. Fajnie że tak dobra aktorka, jak Carrie Coon mogła odpocząć między jednym a drugim dramatem, poważnym kinem, w produkcji lekkiej, a Paul Rudd jest po prostu Paulem Ruddem. Ale najlepsze są dzieciaki, chłopak ze Stranger Things i jego koleżanka, oraz Logan Kim jako Podcast, przyjaciel Phoebe, głównej bohaterki.

A skoro o Phoebe mowa, to McKenna Grace w roli wnuczki Egona Spenglera (to żaden spoiler, bo już w pierwszej scenie filmu każdy się domyśli kim jest tajemniczy starszy facet i że Carrie Coon gra jego córkę, a Phoebe przypomina dziadka) ukradła film pozostałym aktorom. Dziewczyna jest doskonała, co mnie nie zaskoczyło,  bo znam ją z innych dobrych ról, np. u Flanagana w Haunting of Hill House, Annabelle wraca do domu, Gifted z Chrisem Evansem. McKenna Grace jest to jedna z lepszych dziecięcych aktorek w ostatnich latach.

Ogólnie mówiąc może twórcy przesadzają z fanserwisem w ostatnim akcie, dosłownie nie kopiują, ale przenoszą niektóre sceny i dialogi z pierwszego filmu do ostatniego aktu, ale jest zrobiony z taką miłością do Ramisa i tej franczyzy, że nie mogę postawić mniej niż 7/10.

The King's Man (2021)

Nie przepadam za prequelami. Wolę jak historie idą do przodu zamiast się cofać z wydarzeniami, więc  nie czekałem na trzecią część serii Kingsman, też dlatego, bo dwójka nie podobała mi się tak jak jedynka. Szkoda też, że Matthew Vaughn tak wsiąkł w ten świat, że kręci tylko kolejne części tej franczyzy. Na dodatek film zebrał mieszane recenzje, więc miałem niskie oczekiwania do prequela, który opowiada o początkach organizacji. A nawet nie o początkach, tylko o tym co doprowadza do jej powstania, bo jej pierwszych członków poznajemy w ostatniej scenie filmu, a wcześniej to jest historia Orlando Oxforda i jego syna, Conrada.

W 1902 roku Orlando stracił w tragicznych okolicznościach żonę, a Conrad mamę, w wyniku czego Orlando stał się pacyfistą. Nie pozwala synowi, żeby zaciągnął się do armii, by walczył w nadchodzącym konflikcie zbrojnym nazywanym dziś I wojną światową. Orlando pracuje dla rządu jako jeden ze szpiegów, ktory stara sie doprowadzić do tego, żeby nie wybuchła Wielka Wojna. Brzmi ten opis dość poważnie, prawda?

No i właśnie to pierwsze zaskoczenie jakie przeżyłem, bo duża część filmu, to jest klasyczne kino wojenne o I wojnie światowej,  z antywojennym przekazem, kojarzące się z takimi filmami jak np. 1917 Mendesa. Mamy sceny poważne i dramatyczne, a dzieją się w filmie naprawdę okrutne rzeczy, które pokazywane są wprost, nic nie jest lukrowane, są przeplatane komiksowymi sekwencjami i komediowymi, znanymi z poprzednich Kingsmanów. To znaczy jak jest poważnie to jest poważnie, nie ma humoru, a jak ma być komediowo, przesadzone i szarżujące aktorstwo to tak jest, więc trochę się ogląda jakby Vaughn miał milion pomysłów i uznał, że pewnie i tak trójki nikt nie obejrzy,  albo fani poprzednich filmów, więc może w trzecim filmie zrobić wszystko co mu się podoba.

No i nakręcił dwa różne filmy w jednym, które jakimś cudem, łączą się w jedną całość, przynajmniej dla mnie nic nie zgrzytało w tym połączeniu kina (anty) wojennego z komiksowym stylem i humorem znanym z jedynki i dwójki. Jest to zasługa reżysera i scenarzysty w jednym, bo facet umie pisać i kręcić sceny, które wywołują odpowiednie emocje, kiedy trzeba film wzrusza, bawi, a  kiedy trzeba szokuje i zaskakuje. No i właśnie, muszę napisać, ale bez zdradzenia co się dokładnie stało w 80 minucie filmu, że w tym momencie filmu, to mi szczęka opadła na podłogę, to co się stało w tej jednej scenie to mnie tak zaszokowało, mimo tego, że wiedziałem, że mam do czynienia z produkcja antywojenną, (częściowo) zrobioną na poważnie, ale i tak nie spodziewałem się tego co się stało.  Dawno mnie żaden film nie zaskoczył, jak to co się wydarzyło w ostatnim akcie, a oglądałem z tatą i jego komentarz to najlepiej oddaje, czyli czy stało się teraz to co ja widzę?

The King's Man też pokazuje, że Vaughn ma świetną rękę do wymyślania scen akcji i walk, które się zapamięta. Pewnie że film ma jakieś słabości, ale to taka produkcja, którą zapamiętam, nie tylko przez tą jedną szokującą scenę, ale też przez sceny akcji, które są jednymi z najlepszych jakie widziałem w ostatnim czasie, na czele ze sceną walki/tańca z Rasputinem. Naprawdę to co w tej scenie aktorzy wyczyniają, ta choreografia, ale to dotyczy każdej sceny walki.

Aktorsko film jest super. Nie dość, że nawet w epizodzie występuje znana twarz, w końcu to angielscy aktorzy, to wszyscy mają co grać, nawet jak nic nie wiadomo o jakiejś postaci, jak np. Polly granej  przez cudowną Gemmę Arterton, to dzięki talentowi i charyzmie aktorki kibicowałem jej, choć wiedziałem tylko tyle, że to patriotka. Ale najlepsi są Rhys Ifans, który szarżuje na całego  w roli Rasputina; Charles Dance grający tą samą rolę co zawsze,  gdy akurat nie gra złe charaktery, ale to aktor idealny do ról wojskowych, polityków i władców, i Ralph Fiennes, który sprzedaje wszystkie sceny, w jakich się pojawia, zarówno dramatyczne jak i w scenach akcji daje radę, a to starszy już aktor.

Domyślam się że w niektórych scenach miał dublera, ale film jest tak dobrze zrealizowany, że nie zauważyłem kiedy zastąpiono go kaskaderem/dublerem.  Osobne słowa uznania należą się dla Toma Hollandera w rolach króla Jerzego V, Wilhelma II i cara Mikołaja II-go. Przyznam, że nie załapałem że gra trzy role, dopiero jak na napisach końcowych przy jego nazwisku była trójka to dotarło do mnie, że podobni do siebie byli  władcy. Młode pokolenie, np. aktor grający syna Orlando też wypada dobrze.

Ale rozumiem dlaczego The King's Man zbiera tak mieszane recenzje i poniósł klapę finansową, przez to pomieszanie poważnego  wojennego kina z komiksową stylistyką, humorem i przegiętymi scenami akcji, ale jak przed seansem byłem na NIE na kolejne części, bo  ile można wycisnąć z tej serii, to po seansie nie mam nic przeciwko kolejnemu prequelu z tymi samymi bohaterami. Choć pewnie nie powstanie, skoro film nic nie zarobił, mimo tego, że jest scena po napisach sugerująca kontynuację. Może to nie jest idealna produkcja, ale dobrze się bawiłem. Choć zrozumiem jeśli wielu odbije się od tej szalonej produkcji, nie kupią połączenia tych różnych gatunków, pozornie nie pasujących do siebie, w jednym filmie. Ale naprawdę warto. Warto zobaczyć choćby dla tych scen akcji i twistu w ostatnim akcie, co za SZOK, choć cały film jest dobry.  Ocena: 7/10.
« Ostatnia zmiana: Lutego 20, 2022, 22:22:48 wysłane przez michax77 » Zapisane
HAL9000

*

Miejsce pobytu:
Discovery One

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #870 : Lutego 22, 2022, 14:28:20 »

Uncharted (2022)

Po obejrzeniu Uncharted stwierdzam, że najlepszym filmem przygodowym ostatnich lat jest Tomb Raider z Alicią :D Siedziałem w fotelu i myślałem, że obejrzałabym sobie znów Tomb Raidera  :haha: A to nie jest dobry znak dla ekranizacji Uncharted. Dwa zarzuty wobec tego filmu mam. Pierwszy to źle obsadzeni aktorzy. Nikt mi tu nie pasował do swojej roli... a zaznaczam, że nigdy nie grałem w żadną odsłonę Uncharted (a bardzo bym chciał, Sony proszę zróbcie port na PC  ;) ). Po prostu czuć, że oni tutaj tylko odgrywają postaci, które w grze są na pewno dużo lepiej nakreślone. Najbardziej odstaje Whalberg. Banderas też zmarnowany. A Tom Holland znów gra Spider-Mana tylko tym razem nie musi nosić komiksowego wdzianka :P Drugi zarzut to przekombinowane sceny akcji. Ja wiem, że to ekranizacja gry... ale jakieś zasady fizyki powinny jednak obowiązywać, chociaż troszkę ;) Właśnie w Tomb Raiderze z Alicią ten aspekt był bardzo spoko... tak na granicy przegięcia, ale jeszcze można było to kupić. A w Uncharted przeginają kompletnie, przez co ma sie wrażenie, że to jakiś kolejny komiks od Marvela.

5.5 w porywach wiatru 6. Ale nie więcej.
Zapisane

Gentlemen, you can't fight in here! This is the War Room. Trakt
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #871 : Marca 06, 2022, 01:19:16 »

The Spine of Night (2021)

Jeśli jesteście fanami animowanych fantasy dla dorosłych z lat 80,  np. Fire and Ice Ralpha Bakshiego albo Heavy Metal, to musicie obejrzeć  film Philipa Gellatta i Morgana Galen Kinga, który jest hołdem dla takich produkcji. Jest to animacja rotoskopowa, film zrealizowano podobną metodą co wymienione klasyki animacji. Ale ostrzegam, choć jak znacie filmy animowane fantasy, to o tym wiecie, że to nie są produkcje dla dzieci, podobnie jest z The Spine of Night. Jest dużo golizny męskiej i żeńskiej, krwi, przemocy, jest mega brutalnie, ale też bardzo klimatycznie. Fabuły nie streszczam, bo to historia, a raczej historie, jak z klasycznego fantasy, które łączą się w jedną całość. Wizualnie, jeśli lubicie takie animacje, to będziecie zachwyceni, muzycznie też jest dobrze. No i pochwalić muszę dubbing, a mamy m.in. Lucy Lawless (tak, Xena), Richarda E. Granta i Pattona Oswalta. Ocena: 8/10.

<a href="http://www.youtube.com/watch?v=4Xwj-mBVzpY" target="_blank">http://www.youtube.com/watch?v=4Xwj-mBVzpY</a>
Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #872 : Marca 07, 2022, 01:05:18 »

French Dispatch of the Liberty, Kansas Evening Sun (2021)

Lubię twórczość Wesa Andersona. Nie ma filmu, który by mi się nie podobał, ale najnowsza produkcja jednego z ciekawszych reżyserów, to dla mnie była NUDA. Obejrzałem kilka godzin temu, a nic już z filmu nie pamiętam. No może ostatnia nowelka  była trochę lepsza od wcześniejszych i podoba mi się, że była częściowo animowana. Oczywiście styl wizualny Wesa to mistrzostwo świata, same znane twarze w obsadzie i świetna muzyka,  ale żadna z historii mnie nie wciągnęła. Wszyscy grają na swoim poziomie, ale też nikt nie wybija się na tyle, żebym kogokolwiek zapamiętał. A przepraszam, zapamiętałem Lea Seydoux, która ponownie poszła w odważną rolę po Życiu Adeli, czyli full frontal. Ocena: 5/10, choć byłoby mniej, gdyby nie techniczna strona.
Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #873 : Marca 11, 2022, 01:19:28 »

Powrót do tamtych dni (2021)

Lata 90. Po latach emigracji z USA wraca do Polski ojciec 14-letniego Tomka i mąż Heleny, Alek. Szczęście rodziny jednak nie trwa długo, bo Alek jest alkoholikiem.  Widziałem wiele filmów o alkoholikach, np. Wszyscy jesteśmy Chrystusami, Żółty szalik, Pod Mocnym Aniołem, ale film Konrada Aksinowicza, który przeżył życie z pijącym ojcem tym różni się od innych tego typu filmów, że to nie jest produkcja, która od początku do końca wali w widza z przekazem, jak jest ciężkie życie rodziny alkoholika, tylko zaczyna się lekko, ogląda się trochę na początku,  jak takie polskie Stranger Things, tylko bez zjawisk paranormalnych.

Przez około 30 minut jest kolorowo, fajnie i wesoło, ale gdy pojawia się tata i mąż, to oprócz radości pojawia się też w rodzinie dystans i niepokój, którego źródeł w pierwszych scenach z Alkiem reżyser nie zdradza. Ale z czasem zaczyna powracać nałóg ojca i męża coraz mocniej, więc robi się coraz poważniej, ale tez nie tak przytłaczająco jak w filmie Smarzowskiego. Od początku polubiłem chłopaka i jego mamę, w których świetnie wcielili się debiutujący Teodor Koziar i Weronika Książkiewicz, która jest dobrą (i piękną) aktorką, ale za często grywa w polskich słabych filmach, np.  komediach romantycznych.  Nie odstają od Macieja Stuhra w roli alkoholika, który zagrał jedną z lepszych ról w karierze. W sumie dawno nie widziałem go w tak dobrej roli.

A jeśli ktoś uważa, że sytuacje pokazane w filmie są przesadzone i absurdalnie zachowuje się mama/żona i syn, to chyba nie był świadkiem życia w tak toksycznym środowisku, bo to są prawdziwe sytuacje, które wielu z nas widziało u bliskich, u sąsiadów. A nie chwalę filmu, tylko dlatego, bo porusza tak poważny problem jak picie,  np. Pod Mocnym Aniołem uważam za słabą produkcję, tylko dlatego polecam film, bo to dobra produkcja. Jeszcze słówko co do zakończenia, czyli sceny w piwnicy, którego nie zdradzę, tylko powiem, że mimo wszystkiego co się wydarzyło, to bardzo mnie zaskoczyło co syn Alka zrobił w tej scenie. Ocena: 7/10.
« Ostatnia zmiana: Marca 11, 2022, 01:22:12 wysłane przez michax77 » Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #874 : Marca 17, 2022, 01:21:08 »

The Adam Project (2022)

Co za miłe zaskoczenie, bo podobał mi się film z Ryanem Reynoldsem grającym milionowy raz Ryana Reynoldsa, a nie przepadam za nim, nawet w wersji dla całej rodziny, co uświadomił mi poprzedni film Ryana Reynoldsa i Shawna Levy'ego, Free Guy, który był hitem 2021 roku, a dla mnie to był troszkę lepszy średniak (mimo Jodie Comer w obsadzie). W Projekcie Adam nie ma nic oryginalnego, ale Reynolds i dzieciak grający młodszą wersję Ryana tworzą tak fajny duet, że wciągnąłem się w to sympatyczne kino. Walker Skolbel w roli 12-letniego Ryana Reynoldsa wypada lepiej od Ryana grającego Ryana. A na drugim planie mamy m.in. Zoe Saldane, Marka Ruffalo (gra kolejna wersję Bruce'a Bannera) i Catherine Keener (tak na marginesie, deepfake Keener, to najgorsze odmłodzenie postaci od czasu Jeffa Bridgesa w Tronie 2).  Ocena: 7/10.

Bo we mnie jest seks (2021)

Biopic o Kalinie Jędrusik, ale nietypowy, bo na początku jest zaznaczone, że nie wszystko w filmie musi być prawdą (choć to akurat normalne w biopicach), ale też dlatego, bo to jest musical. Jedyne musicalowe polskie filmy jakie kojarzę to z lat 60, czyli  pierwsze komedie Barei, które kręcił np. z Olbrychskim i Czyżewską, a jeśli w latach późniejszych były w polskim kinie jakieś musicale, to wyleciały mi z głowy.  Wszystkie piosenki Kaliny Jędrusik śpiewa Maria Dębska, która dobrze oddała charakterek artystki, jej seksapil, prowokujący styl, którym zachwycali się faceci, a kobiety nienawidziły. Pokazano też jej prywatne życie, czyli otwarty związek.

Z  seksownych i utalentowanych aktorek z czasów komunizmu, porównywanych z Marylin Monroe, to zawsze wolałem Elżbietą Czyżewską, której komunizm zniszczył karierę, od pani Jędrusik. Ale mogę być stronniczy, bo Czyżewska to jest moja ulubiona polska aktorka, mój numer jeden.  Wiem, że Kalina Jędrusik miała nie tylko urodę, ale też talent, co nie zmienia tego, że kojarzyłem ją tylko z (nie)słynnej sceny erotycznej z Olbrychskim w Ziemi Obiecanej, którą zresztą reżyser wyciął później. No i właśnie przez tą scenę i jej rolę w filmie Wajdy zaszufladkowałem sobie artystkę na długie lata, jako taką wulgarną osobę, co pewnie było niesprawiedliwe. No i kojarzyłem ją z kilku piosenek z Kabaretu Starszych Panów.  

Nie wiem czy to prawda, ale z filmu wynika, że Kalina Jędrusik, to  była nowoczesna kobieta, wyprzedzająca swoje czasy, którą powinny pokochać dzisiejsze feministki, przez to jak walczyła o swoje i nie dała sobie wejść  na głowę facetom (choć podobno historia dania kosza szefowi tvp to nie jest prawda), to nie faceci mieli z nią romans, ale ona miała z nimi romans (w filmie inaczej to powiedziała, ale nie zacytuję, bo są wulgaryzmy). Maria Dębska to jest największy plus filmu. Trzyma aktorka  widza przy ekranie swoją urodą, talentem i charyzmą. Dzięki niej film zleciał mi szybko, ale oprócz jej roli, to jest typowa tvpowa biedna produkcja. Więc głownie za panią Dębską postawię 6/10. No i pochwalę też muzykę oryginalną, zwłaszcza kawałek, który leci na końcowych napisach.

Against the Ice (2022)

Jaime (Nikolai Coster-Waldau)  i Tywin Lannisterowie (Charles Dance) powracają, ale nie w Grze o Tron, tylko w filmie, do którego scenariusz współpisał Coster Waldau, opartym na prawdziwej historii, o duńskiej arktycznej wyprawie w 1909 roku, kapitana Ejnara Mikkelsena i niedoświadczonego Ivera Iversena,  która miała dowieść, że Grenlandia to jest wyspa. Jest to świetny materiał na film, ale mimo dobrych ról Coster-Waldau i Joe Cole'a Walce z lodem czegoś brakuje. Lubię produkcje survivalowo zimowe, w klimatach Terroru i Na wodach pólnocy, ale za wiele emocji w filmie nie ma. Ocena: 5/10.
« Ostatnia zmiana: Marca 17, 2022, 01:26:33 wysłane przez michax77 » Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #875 : Marca 31, 2022, 01:02:35 »

Turning Red (2022)

A jednak pixarowa Luca Oscara nie zdobyła, ale na 99.9% To nie wypanda (tytuł spoko) zdobędzie Oscara 2023 roku i będzie recenzowany przez innych forumowiczów w temacie Nagrody przemysłu filmowego 2023. Może nie dorównuje najlepszym filmom Pixara, ale to jest dobra ambitniejsza produkcja, która porusza  tematykę dojrzewania w bardzo przystępny sposób. Twórcy walą wprost z przekazem, jakby ktoś nie zajarzył czego odpowiednikiem jest panda, bo są sceny z podpaskami.

Większość lepszych pixarowych filmów to  produkcje skierowane dla dzieci i dla dorosłych, a To nie wypanda to lektura obowiązkowa dla dojrzewających dzieci (nie tylko dla dziewczynek), tak około 13, 14 latków i ich rodziców. Ale oprócz  dojrzewania To nie wypanda porusza też temat bycia sobą i wychowania w toksycznej rodziny. No i robi to o wiele lepiej jak Encanto, w którym też był wątek toksycznej rodziny.

Turning Red różni się też animacją, trochę inna jak w większości pixarowych filmów i  sporo czerpią z anime (te przesadzone reakcje bohaterów) co może nie każdemu się spodobać, ale doceniam za to, jak jest to jednak trochę inna produkcja. Może to nie jest kolejne arcydzieło pixarowe, ale dobrze się bawiłem, mimo tego, że dziewczynką nie byłem i nie jestem, a okres dojrzewania dawno mam za sobą. Bliżej mi do okresu stetryczałego i zdziadziałego :D Ocena: 7/10.
« Ostatnia zmiana: Marca 31, 2022, 01:12:16 wysłane przez michax77 » Zapisane
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #876 : Marca 31, 2022, 08:57:51 »

Też to widziałem ostatnio. Wbrew pozorom nie oglądam filmów tylko przed Oscarami ;) Tylko rzadko o nich tu piszę, to prawda. Co do szans w przyszłorocznym rozdaniu - no są wysokie, choć jednocześnie nie uważam, by można było ten tytuł postawić w jednym szeregu z najwybitniejszymi dokonaniami Pixara. Ale jest ciut lepiej, niż w "Luce".

Ogólnie jest to mądra historia o dojrzewaniu i konflikcie pokoleń na przykładzie relacji matka-córka. Na swój sposób ten film jest podobny do "Encanto", choć więcej w nim treści, a mniej - piosenek ;) Za to elementów magicznych mniej więcej tyle samo. Ode mnie takie 6,5/10.
Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #877 : Kwietnia 11, 2022, 02:49:01 »

Apollo 10 1/2: A Space Age Adventure (2022)
 
Historia Stanleya, który opowiada historię swojego dzieciństwa. Jest końcówka lat 60, a chłopak mieszka z rodziną w Huston, Teksasie, czyli w pobliżu bazy NASA. No i jest zafascynowany pracą astronautów, członków kontroli misji, chciałby polecieć w kosmos i to jego marzenie może zostać spełnione. Jest to historia inspirowana życiem Richarda Linklatera, ale połączona z fantazją, bo wiadomo że Linklater w wieku dziecięcym nie poleciał na księzyc. Spełnił swoje marzenie w najnowszym filmie, który jest połączeniem klimatów z serialu Cudowne lata z Boyhood i animacją rotoskopową (wcześniej reżyser próbował takiej metody animacji w Waking Lige i A Scanner Darkly wg Dicka, zwłaszcza ten drugi film to było coś dobrego).

Jestem fanem Linklatera, nie tylko tak znanych filmów, jak trylogia z Ethanem Hawke i Julie Delpy (wszystkie 3 filmy trzymają wysoki poziom)  i Boyhood, ale też mniej popularne jego filmy mi się podobają, np. A Scanner Darkly, Last Flag Flying. Podobnie jest z najnowszą produkcją, która stroną wizualną zachwyca. Ale ja uwielbiam animacje rotoskopowe, więc moja opinia może być bardzo stronnicza. Zaznaczam, że dużo jest dialogów, bo główny bohater jest narratorem filmu, który prawie w ogóle nie zamyka się, opowiada swoją przeszłość, trochę jak Kevin w Cudownych latach. Bardzo mi się muzyka podobała, nie chodzi mi tylko o piosenki, ale też o soundtrack. Znakomita rozrywka. Ocena: 8/10.

Black Crab (2022)

W czasie niekończącej się zimy szóstka żołnierzy wyrusza w niebezpieczną misję przez zamarznięte morze, aby dostarczyć tajemniczą paczkę, która może położyć kres wielkiej wojnie. Miłe zaskoczenie, bo przeczytałem przed seansem sporo opinii na filmwebie, które są bardzo negatywne. Zgadzam się, że są głupotki scenariuszowe, ale kupił mnie od początku klimat tej produkcji, będącej połączeniem postapokalipsy i zimowych klimatów. Najwięcej obrywa się filmowi za to, że opowiada o wojnie, ale nie wiadomo kto jest wrogiem, jak doszło do wojny, ale to nie przeszkadza w seansie filmu, bo nie chodzi w fabule to kto z kim walczy, tylko to jest historia o oddziale żołnierzy i decyzjach jakie muszą podjąć w czasie misji. Dobrze zagrany przez Noomi Rapace i resztę obsady, ale najważniejszy jest klimat produkcji stworzony przez zdjęcia i genialną muzykę. To nie jest typowy wojenny film, tylko surwiwalowo zimowa produkcja, w której cały film bohaterowie jeżdżą na łyżwach. Ocena: 7/10.

Gierek (2022)

Oglądam polskie kino, ale słabe polskie filmy, np. wszystkie filmy Vegi i większość komedii romantycznych omijam. Gierka byłem ciekaw po obejrzeniu trailera, mimo tego, że zwiastun zapowiadał produkcję, która wygladała na parodię biograficznych filmów i poważnego podejścia do tego typu kina. A jak jeszcze przeczytałem i obejrzałem kilka recenzji np. Tomasza Raczka, który nazwał filmem tak słabym jak Smoleńsk, to musiałęm zobaczyć. No i rzeczywiście to jest słaba produkcja. No i zacznę od plusów. Michał Koterski  się stara, choć nie przeskoczy swoich możliwości aktorskich, ale  włożył sporo do głównej roli i wypadł nawet ok, jak na rolę, którą gra. Niektórzy z aktorów podobali mi się, np. Rafał Zawierucha w roli premiera, który po epizodzie w filmie Tarantino coraz więcej się pojawia się polskim kinie, Krzysztof Tyniec w epizodycznej roli Generała KGB i Sebastian Stankiewicz, który gra postać wzorowaną na Stanisławie Kania.

Problem z filmem jest taki, że wszyscy którzy grają dobrych (Gierek i jego żona, premier, sekretarka Gierka, prymas Wyszyński) pokazywani są prawie jak święci, a źli, czyli generał (nie pada nazwisko Jaruzelski, ale wiadomo o kogo chodzi) i Maślak (w domyśle Kania) to zachowują się jak źli ze starych Bondów, albo jak antagoniści z bajek, animacji. Generał i Maślak w swoim knuciu przypominali mi bardzo Pinkiego i Mózg (też fizycznie). No i grają bardzo karykaturalnie, jak z kabaretu, jakbym oglądał Ucho Prezesa (zaznaczam że nie mam nic do tego serialu).

Maślak to nawet przed Gierkiem się nie kryje że knuje, widać to po nim, po jego zachowaniu, gestach jakie wykonuje przy Gierku. Ogląda się Gierka jak film, w którym spotkały się dwie wizje i nie mogli się zdecydować, którą wybrać, czyli parodia biopiców i biografia  na poważnie, więc niektórzy z aktorów szarżują bardzo, też np. Cezary Żak w roli Breżniewa (scena przejażdżki samochodem po lotnisku), a inni grają, jakby grali w bardzo poważnie traktującym siebie filmie.

Gierek  to jest swój chłop, który nie wstydzi się fizycznej roboty, każdemu pomoże,  np. jest scena jak wraca z pracy, do jego  domu dwóch robotników wnosi tapczan, ale sobie nie radzą, więc pytają Gierka - pomożecie? No i co robi? Pomaga:) Michał Koterskiego gra Gierka z sercem na dłoni, zatroskanego o dobro ojczyzny, dla którego liczy się dobro każdego Polaka i każdego przyjmie do siebie, nawet największego łajdaka. Gierek jest bardziej święty od Papieża, gloryfikuje się go cały film. No i tak jest pokazywany, czyli siedzi/stoi, patrzy dumnie przed siebie, myśli o Polsce, i oświetlają go promienie słońca. Nie dziwię się opiniom tych widzów, którzy uważają, że to produkcja jak z PRL-u od twórców, którzy są zapatrzeni w Gierka jak w obrazek.

Ale że taki film powstał w dzisiejszych czasach to też mnie dziwi, bo rzeczywiście to jest propagandówka, tylko że w drugą stronę, nie rządową. Jak napisałem wcześniej Koterski jak na gościa, który nie jest zbyt dobrym aktorem, to nawet sobie poradził, nawet lepiej od innych aktorów, np. Małgorzata Kożuchowska w roli żony Gierka jest okropna. Jej rola ogranicza się do tego, że albo narzeka na męża, że tak dużo pracuje, albo go wspiera.  Ale najgorszy jest Generał Roztocki, przepraszam Jaruzelski, w którego wciela się Antoni Pawlicki.

Innym słabym elementem filmu jest charakteryzacja aktorów, nie wiem jak to przeszło. Gdy zobaczycie jak wygląda Pawlicki zrobiony na Generała albo Zakościelny, któremu zrobiono policzki jak Marlonowi Brando w Ojcu Chrzestnym to będziecie wiedzieć o czym mówię. Nie polecam nikomu, chyba że fanom Edwarda Gierka, tak zapatrzonym w tą postać, jak reżyser i scenarzyści, ale po obejrzeniu 2, 5 godzinnego filmu nie mam pojęcia, jaki film chcieli zrobić, czy komedię czy dramat. A nawet nie wiem jak ocenić to kuriozum ,ale znalazłem kilka plusów znalazłem, które wymieniłem, więc niech będzie 3/10.

Queenpins (2021)

Dwie gospodynie domowe, Connie i JoJo, opracowują przekręt na kuponach promocyjnych, dzięki któremu zarobią dużo kasy, ale nie wiedzą, że na ich trop wpada Ken Miller - pracownik zajmujący się stratami w handlu detalicznym i agent pocztowy Simon Kilmurry. Komedia inspirowana prawdziwą historią, której seans zleciał szybko dzięki Kristen Bell i Kirby Howell-Baptiste w rolach głównych. Ale jeszcze lepszy jest drugi plan, czyli Vince Vaughn w roli agenta pocztowego i Paul Walter Hauser w roli Kena, który odkrył przestępstwo. Vaughn i Hauser ukradli show głównym bohaterkom, tworzą świetny i nieoczywisty duet (choć Hauser gra znowu to samo co w Ja, Tonia i Cruelli). Jest jeszcze Joel McHale w roli nudnego męża Connie i nie wiem co powiedzieć, czy to tak nieciekawa i nudna rola była, czy tak dobrze zagrał nudnego męża. Ocena: 6/10.

The Bubble (2022)

Judd Apatow zebrał kilku fajnych aktorów (m.in. Karen Gillan, David Duchovny, Pedro Pascal, Keegan Michael-Key) i obsadził w rolach aktorów, którzy kręcą piątą część franczyzy bijącej rekordy oglądalności (połączenie Parku Jurajskiego z Szybkimi i Wściekłymi), ale w czasie produkcji dochodzi do zakażeń koronawirusem, więc cała ekipa zostaje uwięziona na kilka m-cy na planie filmu. Pewnie to nie pierwszy film, który porusza temat celebrytów, jak są odklejeni od rzeczywistości, i łączy to z tematem epidemii, co podane jest z humorem, tylko że zaśmiałem się dosłownie jeden raz oglądając Bańkę (scena z ręką).

Wszyscy aktorzy nie mają co grać i film jest po prostu za długi i nudny, zwłaszcza wątki, w których grają żona i córka Apatowa, które można by wyciąć bez szkody dla fabuły. Apatow dostał wolną rękę od Netflixa, włożył do filmu wszystko co chciał i zaczynam się zastanawiać, czy to dobre jak twórcy filmów dostają pełną swobodę twórczą, że nie ma żadnego producenta, który by powiedział, że nie każda scena nadaje się do filmu.

Najgorszy film Apatowa, tylko że ja nie widziałem żadnego wcześniejszego filmu Apatowa, w tym też tych najlepszych. Postawię 2/10, bo to jeden z najgorszych filmów jakie widziałem w 2022 roku, to już Gierek mi lepiej podszedł, dawno się tak nie wynudziłem jak na tym filmie. Lepiej obejrzeć serial Staged ze Sheenem i Tennantem, który porusza podobną tematykę też w humorystyczny sposób (aktorzy nie mogą kręcić sztuki, bo pojawia się koronawirus, wiec próby robią w domu na zoomie, ale dochodzi do konfliktów, grają przerysowane wersje samych siebie) i robi to o wiele lepiej. 

Windfall (2022)

Złodziej włamuje się do posiadłości miliardera, ale  sprawy przybierają zły obrót, gdy okazuje się, że gospodarz zaplanował akurat w ten dzień wakacje z żoną. Pomysł współpisany przez scenarzystę np. Siedem, Jeźdzca bez głowy i 8 milimetrów, to wydawałoby się samograj, ale nie jest to aż tak dobry film jakby mógł być. Nie mam nic do aktorów, a występują Jason Segel, Lily Collins i Jesse Plemons, którzy dobrze wypadli w swoich rolach. Choć jeśli miałbym kogoś wyróżnić to Jesse Plemonsa w roli męża - dupka, ale też córka Phila Collinsa daje radę. Realizacyjnie też nie mogę się przyczepić, np. świetna jest muzyka, która buduje klimat produkcji, będącej połaczeniem czarnej komedii z dreszczowcem, ale całość to jednak trochę zmarnowany potencjał.  Z tego pomysłu można było wyciągnąć dużo więcej. Ocena: 6/10.
Zapisane
michax77

*

sponsor forum
SPONSOR
FORUM


« Odpowiedz #878 : Kwietnia 21, 2022, 01:45:49 »

Dziewczyny z Dubaju (2021)

Nie jest to poziom filmów Patryka Vegi, co jest pewnie zasługą reżyserki, którą kojarzę z dobrego filmu Sztuka Kochania o Michalinie Wisłockiej, ale do dobrej produkcji trochę brakuje. Może zacznę od plusów. Jest to film a nie zbiór scen, jak w filmach Vegi. Doceniam rozmach, film jest zrobiony na bogato. Aktorsko na pierwszym i drugim planie też jest dobrze. Mam na myśli aktorów z zagranicy, np. Włoch wcielający się w Sama, ale też nasze młode i starsze pokolenie daje radę (pojawia się dawno niewidziany Jan Englert, ale to trzecioplanowa rola). Wyróżniłbym np. Kasię Figurę w roli Doroty, która ściąga do seksbiznesu Emi marzącą o wielkim świecie i wielkiej kasie. Dawno nie widziałem pani Figury w tak dobrej roli. Figura gra okropną postać, której nie da się lubić, choćby przez to jak jej bohaterka traktuje swoją córkę (zwłaszcza jedną scenę z nią i jej córką zapamiętałem). Świetna jest też Katarzyna Szawczuk w roli córki Doroty i Paulina Gałązka w głównej roli. Gałązce udało się stworzyć taką postać, że nie da się jej lubić, ale aktorka obroniła swoją postać. Tak zagrała że można dziewczynę zrozumieć, nawet jak potępiałem jej zachowanie. Twórcy filmu jej nie usprawiedliwiają, ale też nie potępiają.  

Problem jaki mam z filmem jest taki, że przez prawie 2 godziny, a trwa 2, 5 godziny ogląda się lekko, trochę jak przygodę z wakacji. Pokazane jest, że laski żyją jak w bajce, ogląda się trochę jak reklamę seksbiznesu. Dopiero w ostatnich 30 - 40 minutach robi się ostro, jakby twórcom filmu się przypomniało o czym to miała być produkcja, przeciwko czemu. Są oczywiście od początku sygnały, że ta praca to nic dobrego, pojawiają się takie wątki, ale przez większość seksbiznes jest przedstawiony tak, że nic tylko uprawiać seks z książętami za kasę. No chyba, że chodziło o to by pokazać to jak bohaterki to widzą, przez różowe okulary, że czują się jak w bajce, ale w końcówce przypomniało się twórcom, że przekaz z filmu powinien płynąć jednak inny.  No i też ostatnie 20 - 30 minut ogląda się trochę jak drugi film, mocno skrócony sequel. Ocena: 5/10.

Death of Nile (2022)

Poprzednia ekranizacja Agathy Christie od Kennetha Branagha podeszła mi średnio, więc nie czekałem na Śmierć na Nilu. A jak już to chciałem sprawdzić głównie dla obsady, nawet nie tyle dla Branagha w roli Herkulesa Poirota, co bardziej dla Annette Bening, Russella Branda, Armie Hammera i przede wszystkim dla pojedynku między Gal Gadot i Emmy Mackey.

Branagh wypadł dobrze, chyba nawet jeszcze lepiej jak w poprzednim filmie, choć wciąż uważam, że najlepszym Herkulesem jest David Suchet. Śmierć na Nilu to kolejny film w ostatnim czasie, w którym Wonder Woman słabo wypadła, może nie tak drewnianie jak w WW 84, ale Gal jest po prostu nijaka. Brakuje Gal w tym filmie seksapilu i nie ma chemii z Hammerem, który gra jej męża. O wiele lepiej się prezentuje Emma Mackey, która jest lepszą aktorką od Gadotki, a nawet za specjalnie nie musi się starać, żeby wypaść lepiej. Śmierć na Nilu to  produkcja taka jak Morderstwo w Orient Expressie Branagha, czyli kryminał w starym stylu, niedzisiejszy, ale oceniam troszkę wyżej jak Orient Express.  Śledztwo zaczyna się dopiero gdzieś po godzinie seansu, ale bawiłem się lepiej jak na poprzednim filmie i dlatego oceniam na 6/10.

All the Old Knives (2022)

W 2012 roku doszło do tragedii w samolocie porwanym przez terrorystów. W 2020 roku sprawa samolotu zostaje wznowiona, bo CIA podejrzewa, że doszło do przecieku ze strony ekipy pracującej nad nieudaną akcja ratunkową. Głównymi bohaterami są agenci CIA Henry i Celia, i byli kochankowie, którzy spotykają się po wielu latach  w restauracji, by omówić sprawę tej tragedii sprzed lat, kto mógłby być z ich zespołu zdrajcą. Akcja jest prowadzona dwutorowo, widzimy wydarzenia z 2012 i 2020 roku.

Film  opiera się na dialogach dwójki bohaterów, ale ogląda się dobrze dzięki Chrisowi Pine i Thandiwe Newton w rolach głównych. Akcji za wiele nie ma, ale film trzyma w napięciu i jest chemia między aktorami. No i zakończenie jest dość pomysłowe. Może nie to kto okazał się zdrajcą, to mnie nie zaskoczyło, ale podoba mi się też jak w zawieszeniu zostawiono ostatnie połączenie telefoniczne, co ta postać (specjalnie nie piszę jakiej płci) chciała powiedzieć/nie chciała powiedzieć. Może nie jest to super rozrywka, ale na tyle nieźle się bawiłem, że postawię 6/10.
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 21, 2022, 02:07:58 wysłane przez michax77 » Zapisane
HAL9000

*

Miejsce pobytu:
Discovery One

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #879 : Maja 07, 2022, 18:04:35 »

The Northman (2022)

Wiking jest najmniej Eggersowy ze wszystkich Eggersów. Jego najnowsze dzieło też nie należy do łatwych seansów ale w porównaniu do tamtych jest zdecydowanie bardziej blockbusterowy, dzięki temu oglądało mi się to całkiem nieźle i nie błagałem w myślach żeby seans się już skończył ;) Historia jest prosta jak budowa cepa, zwykły film zemsty jakich było już setki. Wyróżnia go jednak charakterystyczny styl reżysera czyli wysmakowane zdjęcia i zamiłowanie do pokazywania autentycznych realiów dawnych czasów. Więcej w tym filmie The Witch, bo reżyser z lubością pokazuje tutaj różne dziwne obrzędy i zwyczaje, które oczywiście z perspektywy naszych czasów wydają się kompletnie szalone  :haha: Ale niestety po seansie pozostaje lekkie poczucie pustki, bo to też trochę film o niczym. Jak bym to miał porównać z The Revenant, to tamten film wydał mi się dużo głębszy w przekazie.

7/10 I za mało Bjork.
Zapisane

Gentlemen, you can't fight in here! This is the War Room. Trakt
Strony: 1 ... 42 43 [44] 45 46 ... 55   Do góry
Drukuj
Skocz do: