Strony: [1]   Do dołu
Drukuj
Autor Wątek: Moon (2009)  (Przeczytany 2780 razy)
lavirrant

*




« : Września 09, 2010, 16:08:10 »

Za Filmwebem:

Sam Bell pracuje dla firmy Lunar Industries. W ramach kontraktu od 3 lat samotnie przebywa w stacji kosmicznej na Księżycu. Jego jedynym towarzyszem jest superinteligentny komputer Gerty. Sam nie ma bezpośredniego kontaktu z Ziemią. Raz na jakiś czas otrzymuje jedynie krótkie wiadomości video od swojej ukochanej żony Tess. Misja Sama zbliża się do upragnionego końca. Zanim jednak wybije godzina powrotu na Ziemię, Sam dokona szokującego odkrycia. Wszystko wskazuje na to, że oprócz niego iGerty'ego w stacji przebywa ktoś jeszcze. Pewnego dnia, podczas prac w terenie, Sam ulega wypadkowi i traci przytomność. Po przebudzeniu zyskuje coraz większą pewność, że stał się obiektem cynicznej manipulacji. Przekonany, że nikomu nie może ufać, zaczyna szukać odpowiedzi na dręczące go pytania. Krok po kroku zbliża się do odkrycia prawdy, która może się okazać znacznie bardziej niebezpieczna niż podejrzewa.

Fantastyczny film. Genialnie poprowadzona narracja, świetne zdjęcia (szczególnie sekwencje na powierzchni Księzyca, cudo!), zaskakująca fabuła. I przede wszystkim świetna rola świetnego aktora jakim jest Sam Rockwell.

Serdecznie polecam. Z pewnością ten film zasługuje na oddzielny wątek.
Zapisane
Cichy
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Legionowo



WWW
« Odpowiedz #1 : Września 09, 2010, 16:48:42 »

Film mi polecił kolega, który lubuje się w psychologicznych zawirowaniach. Film ten to prawdziwe cudeńko, które można interpretować na setkę sposobów, i każdy będzie dobry. Jest w nim wiele smutku, a samotność głównego bohatera (w całym filmie gra tylko jeden facet + głos komputerowy w wykonaniu Kevina Spaceya) w bazie na Księżycu tylko go pogłębia.

Nie chcę bawić się w jakieś analizy, ale pozwolę sobie zamieścić link do wpisu Linteatha na jego blogu:
http://szeptak.blogspot.com/2010/08/sam-sam-na-ksiezycu.html
Zapisane
SickBastard
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Pabianice




to hell and back

WWW
« Odpowiedz #2 : Września 14, 2010, 21:01:12 »

"Moon" to kapitalne kino science fiction w starym stylu. Tempo akcji jest powolne, ale oddano idealnie tą izolację, desperację, strach i zagubienie jakie panuje na stacji. To ciekawa i świetnie opowiedziana historia z kapitalną kreację Rockwella, który jest jednocześnie zabawny i przygnębiający.
Od strony wizualnej jest bardzo dobrze. Stacja wygląda świetnie, czuć w niej echa dzieła Kubricka. Muzyka Clinta Mansella też z pewnością znajdzie grupkę fanów. Ja ją słucham, z przerwami, od roku i zaliczam ją do czołówki jego kompozytorskich osiągnięć. Nie wiem czy to nie najlepszy hard sci-fi tej (albo ubiegłej.. zależy jak kto liczy) dekady.
Na kolejny film reżysera, Duncana Jonesa czekam z niecierpliwością. Premiera "Source Code" w kwietniu przyszłego roku.

A tak poza tym Jones jest synem Dawida Bowiego. :)
Zapisane

crusia
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Poznań




WWW
« Odpowiedz #3 : Września 14, 2010, 21:35:53 »

Bardzo dobre kino SF, które nie stawia na międzygalaktyczne strzelaniny, ani futurystyczne bajery, ale na to, co w SF jest najważniejsze, czyli zadawanie pytań o przyszłość i roztrząsanie hipotetycznych problemów hipotetycznej przyszłości - a przynajmniej w mojej skromnej interpretacji gatunku, który mnie zazwyczaj nie interesuje ;) "Moon" ma coś do przekazania i robi to w dobrej, choć nie genialnej, formie. Film stawia kilka ważnych pytań i to się chwali, choć z tą setką interpretacji to ostre przegięcie - po co to w ogóle interpretować? Zerknęłam na wpis Linta i jego odbiór filmu kompletnie rozmija się z moim. Ja osobiście nie interpretowałabym filmu przy użyciu takich ogólników jak "samotność", "maski" czy "nałóg".

Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)

I tak już zupełnie poza konkursem - zbyt szybko odgadłam, kim jest Sam, przez co długi fragment filmu mało mnie interesował :/
« Ostatnia zmiana: Września 14, 2010, 21:37:31 wysłane przez crusia » Zapisane
Pavel
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Kraków




Out of my mind. Back in five minutes.

WWW
« Odpowiedz #4 : Września 14, 2010, 23:08:55 »

Bardzo dobre i inteligentne kino SF, inaczej się tego określić nie da. Jak zauważyła Crusia, nie ma bajerów, blasterów, obcych i międzygalaktycznych pościgów, jest człowiek i wszechobecny pustynny krajobraz księżyca. Brakowało takiego filmu w kinach, dlatego tym bardziej boli że do Polski obraz zawitał w liczbie kopi równej... 1. Yupi! No i obeszło się bez Oscara. 

Podobno scenariusz został napisany specjalnie pod Rockwell. Nie wiem ile w tym prawdy, ale w "Moon" stworzył prawdopodobnie najlepszą kreację w swojej dotychczasowej karierze - Spacey może przy nim się chować, nie zachwyca grą aktorską, kreacja chyba go przytłoczyła, ale za to świetnie operuje głosem :faja:

Efekty specjalne i muzyka zasługują na oddzielny akapit - są po prostu cudowne. Film kosztował drobne w porównaniu z innymi produkcjami a zachwyca rozmachem i pewnego rodzaju bajkowością, sennym marzeniem - to dlatego, że zaoszczędzili na aktorach, rzucili więcej kasy grafikom ;) Ujęcie w którym łazik księżycowy staje w szczerym polu, kamera okręca się w okół niego i na widnokręgu ukazuje się niebieska Ziemia. I oprawa muzyczna. No po prosu estetyczny orgazm. Nie wiedziałem, że muzykę robił Clint Mansell, przeczytałem to dopiero później w Internecie, ale już w trakcie sensu wiedziałem, że muszę mieć soundtrack.

No i fabuła.
Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)
Zapisane

"Nie wydają mi się bowiem kochać książek ci,
którzy zachowują je nietknięte i ukryte w skrzyniach,
lecz ci, którzy dotykając ich zarówno w nocy,
jak w ciągu dnia brudzą je,
 marszczą i niszczą (...)".

Erazm z Rotterdamu
Kaja

*




« Odpowiedz #5 : Grudnia 06, 2010, 05:59:21 »

Film bardzo przypadł mi do gustu. Jego klimat dokładnie odzwierciedla moje wyobrażenia o tym jak człowiek znajduje swoje miejsce w przestrzeniach poza Ziemią (podobne wrażenie miałam podczas czytania "Katedry").
Podobało mi się zwłaszcza poruszanie "lemowskich" dylematów, o których napisała Crusia.
Nie uważam za błąd tego, że dość szybko można odgadnąć kim jest bohater filmu. Nie chodzi tu o rozszyfrowanie zagadki, tylko o przeżycie całej gamy odczuć jakie mogą być związane z sytuacją Sama.
Wszystko, co jest zawarte w głębszej analizie uważam za jak najbardziej sensowne. Moim zdaniem dwie drogi myślenia nie wykluczają się nawzajem. Świat, w którym żyjemy jest wielopłaszczyznowy.
Zapisane

"Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro."
Strony: [1]   Do góry
Drukuj
Skocz do: