Bardzo dobre i inteligentne kino SF, inaczej się tego określić nie da. Jak zauważyła Crusia, nie ma bajerów, blasterów, obcych i międzygalaktycznych pościgów, jest człowiek i wszechobecny pustynny krajobraz księżyca. Brakowało takiego filmu w kinach, dlatego tym bardziej boli że do Polski obraz zawitał w liczbie kopi równej... 1. Yupi! No i obeszło się bez Oscara.
Podobno scenariusz został napisany specjalnie pod Rockwell. Nie wiem ile w tym prawdy, ale w "Moon" stworzył prawdopodobnie najlepszą kreację w swojej dotychczasowej karierze - Spacey może przy nim się chować, nie zachwyca grą aktorską, kreacja chyba go przytłoczyła, ale za to świetnie operuje głosem
Efekty specjalne i muzyka zasługują na oddzielny akapit - są po prostu cudowne. Film kosztował drobne w porównaniu z innymi produkcjami a zachwyca rozmachem i pewnego rodzaju bajkowością, sennym marzeniem - to dlatego, że zaoszczędzili na aktorach, rzucili więcej kasy grafikom
Ujęcie w którym łazik księżycowy staje w szczerym polu, kamera okręca się w okół niego i na widnokręgu ukazuje się niebieska Ziemia. I oprawa muzyczna. No po prosu estetyczny orgazm. Nie wiedziałem, że muzykę robił Clint Mansell, przeczytałem to dopiero później w Internecie, ale już w trakcie sensu wiedziałem, że muszę mieć soundtrack.
No i fabuła.
Faktycznie interpretować można to dwojako, a domyślić się tożsamości Sama idzie bardzo szybko. Uważam, że jest to zabieg celowy, w końcu nie o suspens w tym filmie chodzi. Teoria o uczłowieczeniu robota upada gdy weźmiemy pod uwagę, że był on zaprogramowany - z podobnym problemem mamy do czynienia w przypadku A.I. Spiellberga. Oglądało się go fajnie, ale cały koncept upada, gdy uświadomimy sobie, że to nie dziecko-robot, tylko zaprogramowana maszyna, która ma wgrany program uczuć i miłość do matki. Tutaj GERTY ma pomagać i chronić Sama, więc jego czyny są z góry zaprogramowane, mimo początkowej niechęci. Tylko drobne gesty wskazują, że robot może być ponad to - położenie mechanicznego ramienia na barku Sama.
Rockwell w podwójnej roli kapitalny i dlatego skłaniam się ku wersji że jest to potyczka dwóch osobowości i walka z własnymi lękami, uzależnieniami, chorobę, czy też pogodzeniem się ze śmiercią. I mamy to przedstawione w filmie, w końcu pierwszy Sam wygląda po pewnym czasie jak posunięty w uzależnieniu ćpun, lub poważnie chory człowiek, który jest na krawędzi między życiem a śmiercią. Niemniej samotność i marazm uderza z każdego kadru.