Obejrzałem
W pierwszym poście napisałem, że po Toronto pojawił się zarzut, iż film jest za długi i absolutnie się z nim zgadzam. Wytrzymać 2 godziny jest naprawdę ciężko, bo jak na film akcji to zdarzają się okropne przestoje. Odniosłem wrażenie, że film jest w dużej mierze przegadany. 50% dialogów jak i postać granej przez Demi Moore Alexandry, powinna zostać wycięta. Zresztą Demi ze swoją malutką i słabą rólką jest ewidentnym nazwiskiem, które miałoby przyciągnąć ludzi do kina. Demi grająca kobietę lekkich obyczajów... i do tego taką która odeszła dawno temu od Woody'ego Harrelsona - szczególnie w tym ostatnim przypadku skojarzenia nasuwają się same.
Z tym że w trakcie tych 2 godzin akcji mam naprawdę dużo - ze względu iż to świat pozbawiony broni palnej, także mamy tylko mordobicia i walki na miecze - i jest na wysokim poziomie. To dla mnie plus, bo akurat lubię, od czasu do czasu, obejrzeć jakiś dobry film "kopany". Widać, że choreografowie się postarali i jest to wszystko bardzo urozmaicone. Dochodzi do tego charakterystyczna scenografia - paper mache, origami, wycinanki - wraz z nadaje ona taki komiksowy charakter i skłamałby gdybym napisał że mi się to nie podobało lub że było zbędne.
Największą wadą jest jednak bardzo cieniukta fabuła. Nawet jak na tego typu film. Mamy tutaj typową tematykę dla filmu kung-fu - zemstę. Dwóch fighterów chcę zemścić się na przywódcy gangu. W pewnym momencie łączą siły i po trupach brną do celu. Przypominało mi się tutaj koreańskie "Miasto przemocy" tyle, że jednak "Bunraku" jest słabsze.
Podsumowując... warto obejrzeć dla scenografii, stylizacji i walk. Jeżeli jednak sobie odpuścicie nie stracicie nic wybitnego. Film jest nowatorski, ale na pewno nie olśniewający. Chyba, że chodzi o stronę wizualną - tutaj naprawdę się postarano.