Za filmwebem:
"Musimy porozmawiać o Kevinie" to prowokujący thriller, z magnetyczną Tildą Swinton w roli głównej. Historia oparta jest na motywach kontrowersyjnego bestsellera Lionel Shriver.
Kiedy Eva (Tilda Swinton) dowiaduje się, że będzie miała dziecko, rzuca karierę i całą swoją uwagę skupia na małym Kevinie. Jednak bycie mamą nie jest wcale takie proste, a Kevin (Ezra Miller) nie jest zwykłym dzieckiem. Eva traci kontrolę nad diabolicznym synem. Kevin dorastając, zmienia jej życie w prawdziwy koszmar. Wczoraj zobaczyłem ten film i muszę powiedzieć, że wywarł na mnie spore wrażenie. Na tyle spore, iż w nocy miałem bardzo niepokojące sny, spowodowane, jak sądzę, tym właśnie obrazem. Historia niby oryginalna nie jest - dla mnie to połączenie "Słonia" z "Omenem" po odjęciu wątków nadprzyrodzonych
Za to wykonanie - palce lizać. Zaburzona chronologia wydarzeń, niepokojąca atmosfera, ciekawe zdjęcia i rewelacyjna obsada. Uważam, że Tilda Swinton to jedna z najlepszych współczesnych aktorek. John C. Reilly jak zwykle solidny i naturalny, zaś Ezra Miller - zaskakująco wręcz przekonujący. Choć psychologicznie ten film nie powala, w zasadzie to jedynie delikatny zarys problemów, to jednak błędów rodzicielskich bądź i innych przyczyn znalazłem w tym filmie wystarczająco wiele, by odrzucić tezę o złu wrodzonym. Film hipnotyzuje, wciąga i pomimo generalnie ponurej atmosfery, dostrzegam w nim coś optymistycznego.
Chodzi głównie o końcówkę. Bohaterka powoli układa sobie jakoś życie, Kevin odczuwa coś na kształt skruchy zaś podążanie w ostatniej scenie ku bieli też ma swój wymiar
.
Dziwi mnie brak jakiejkolwiek oscarowej nominacji dla tego filmu. Zbyt niewygodny temat? Co prawda z listy obrazów nominowanych nie widziałem jeszcze niczego, ale na pierwszy rzut oka większość z nich zapowiada się mniej ekscytująco, niż "Musimy porozmawiać o Kevinie". Obym się mylił.