A ja się wreszcie zabrałem za
The Last Jedi.
I tak sobie myślę - gdzie ta rewolucja?

Przecież to cały czas w kółko to samo jest. Różnice są w niuansikach, którymi podniecają się tylko twardogłowi fani SW

A sam film? A ujdzie, choć to chyba najsłabsza rzecz z tych nowych produkcji (Solo nie widziałem). Całość wyszła zdecydowanie za długa, trochę czasu minęło, zanim jakoś wkręciłem się w tę historię. Ostatecznie jednak to nastąpiło, więc mimo wszystko film na plus, choć w końcówce znów wierciłem się ze zniecierpliwienia.
Ogólny zarys historii znany: dobrzy mają przewalone i gdy już-już mają być zniszczeni, znajduje się jakiś cudowny sposób, dzięki któremu będzie można kręcić kolejne części cyklu. Rzeczą, która mi się w filmie podobała najbardziej, to relacja Kylo Ren - Rey. Zresztą Adam Driver odnalazł się w swojej roli zdecydowanie lepiej, niż w "The Force Awakens" i stanowi chyba najmocniejszy punkt całego filmu. Fajnie pokazał się też Benicio del Toro. Ogólnie część względnie mroczna (zwłaszcza w czasach nieustannych heheszków Marvela), do której kompletnie nie pasowało głupkowate poczucie humoru (Finn spadł ze stołu, no boki zrywać). Wątkiem spapranym jest wątek Snoke'a. Liczyłem na lepsze poznanie tej postaci, a tu...
postanowili się go pozbyć

Zresztą konstrukcja dramatyczna tej sceny podobna do tej, w której Vader załatwił Imperatora
. Końcówka z Luke'em też głupawa. Ale najbardziej idiotyczną sceną w całym filmie dla mnie jest jednak
.
A co do postaci Rey - to to są właśnie te niuansiki, o których wspominałem wyżej. Przecież
taki Anakin Skywalker też wziął się znikąd, ale fani SW powiedzą: ale jego spłodziła moc, a Rey miała rodziców! Dla mnie to bez znaczenia, po prostu kolejna osoba z totalnego zadupia Galaktyki została obdarzona mocą
.
Za całość, ode mnie, 6/10.