michax77
| SPONSOR FORUM |
|
|
« Odpowiedz #31 : Grudnia 03, 2023, 19:44:03 » |
|
Ja byłem i jestem zachwycony Fury Road cały czas, w kinie byłem dwa razy, co mi się nie zdarzyło od czasu Twierdzy Baya i Terminatora 2, a w domu widziałem z trzy razy (chyba czas na kolejną powtórkę). To jeden z tych filmów, któremu dałem 9+/10 i to jest wysoka ocena, bo ja dziesiątki daję bardzo rzadko (Potop, Terminator 2, Twierdza Baya, Gdzie jest Nemo?, Drużyna Pierścienia, Moulin Rouge i pewnie coś by się tam znalazło, ale to tak na szybko tyle pamiętam). Mógłbym powtórzyć co napisałem za premiery, bo znam ten film na pamięć i nie zmieniłem o nim zdanie. A napiszę, a dokładniej to skopiuję tekst z mojego bloga, bo mam taką samą opinię po pięciu seansach jaką miałem po premierze.
Parafrazując zdanie Nuxa: Oh, what a movie, what a lovely movie!:D
Film jest po prostu zajebisty. Było parę takich filmów w ostatnich latach gdy wystarczyła stara szkoła filmowa czyli ograniczenie CGI do minimum i stara poczciwa kaskaderka, kategoria R i każdy wpadał w zachwyt np Raid czy Sędzia Dredd), ale Fury Road jest jeszcze lepsze. Produkcji Millera najbliżej do Raid, bo też mamy ciągle akcje tylko że w Fury Road w ogóle nie byłem zmęczony scenami akcji, a w Raid czym bliżej końca to odczuwałem lekkie zmęczenie i znużenie, czułem się tak jak niektórzy na ostatnich Johnach Wickach.
Pierwsza uwaga to dziewczyny, które uciekają przed Nieśmiertelnym Joe ? słabe z niej aktorki łagodnie mówiąc (oprócz Charlize Theron oczywiście). Druga to sprawa, która irytowała mnie też w klasycznej trylogii z Gibsonem czyli kilka scen z przyśpieszeniem. Kojarzycie gonitwy w Benny Hillu? To coś takiego mamy tutaj, ale za dużo tego też nie było, góra parę minut zwłaszcza na początku. No i to jak pokazywali co męczy Maxa, bardzo łopatologicznie co go spotkało. I to w sumie jedyne minusy jakie znajduję, ale nie powodują one że będę narzekał. Poza tym niepotrzebna była jedna scena nakręcona dla efektu 3D.
Jestem zaskoczony, iż film się udał aż tak, bo z tą produkcją od początku były problemy. Już bodaj w 2003 roku chciał Miller kręcić, ale Gibson był zajęty Pasją. Później wybuchła wojna w Iraku i zrezygnowali całkowicie z filmu. W 2006 roku po tym jak Gibson nie był już zainteresowany projektem twórca Mad Maxa postanowił nakręcić film jako animacje. Plany znowu się zmieniły i w 2009 roku zdecydował się na 2 filmy ? jeden o Furiosie a drugi o Maxie. A gdy w końcu zaczęli kręcić to postanowiła wytwórnia o dokrętkach i dali więcej kasy, bo tak się podobno spodobał materiał co nakręcił Miller. Ale nie wierzyłem w taką informację do końca i bardziej obstawiałem że są problemy na planie. Przeważnie jak są dokrętki w czasie filmu to chcą naprawić kiepski film a w przypadku tym nie kłamali jednak.
Co ciekawe pomimo kategorii R film nie jest aż tak brutalny, nie przeginają ze scenami krwawymi wcale. Może pada jedno czy dwa wulgarne słowo, choć są sceny które wydaje mi się że nie przeszły by w niższej kategorii i stąd tak wysoka kategoria. A najlepsze że podobno film oparto na storyboardach głównie i fabułę wymyślono z czasem, czyli rzeczywiście film jest bez scenariusza jak co niektórzy żartują, że jeden pościg. Zresztą fabułę można streścić w jednym zdaniu czyli jechali a potem wrócili:-
Każdy fani trylogii z Gibsonem po tym jak pojawiły się pierwsze info o tym, iż planuje Miller wrócić do świata Mad Maxa to z pesymizmem patrzył na to co ma zamiar zrobić z cyklem, zwłaszcza że ostatnio filmami dla całej rodziny się zajmował reżyser jak Babe ? świnka z klasą (tak na marginesie to dobry film). No i facet miał w czasie produkcji ponad 70 lat i niby nic to nie oznacza bo co ma wiek do tego jak ktoś jest dobrym reżyserem, ale jest kilku reżyserów których forma spadła w ostatnich latach, a Miller postanowił chyba udowodnić, że ma w sobie jeszcze sporo młodzieńczej ikry ? zupełnie jak Scorsese ostatnimi filmami. FR jest zrealizowany z takim biglem i powerem, iż młodsi reżyserzy powinni się uczyć od niego jak powinno się kręcić blockbustery. No i ma Miller tak fajne pomysły i poryte, że miejscami chciało mi się śmiać a jednocześnie bić brawo.
Jestem fanem Gibsona (reżysera i aktora), ale przyznam, że nie trylogii Millera. Z filmów jedynie dwójka podoba mi się do której najmocniej nawiązuje Miller w filmie z Hardy. No i trzeba powiedzieć, że jedynka mocno postarzała się. Pamiętam że akcja rozwija się dopiero w ostatnich 15 minutach a Gibson znika czasami na długi czas, jest postacią drugoplanową w sumie. Z takich postapokaliptycznych filmów to od jedynki i trójki wolę np. Wodny Świat z Costnerem ? bardzo fajny film przygodowy. No i Gibson ma bardziej szalone role na koncie, bardziej szalony żeby daleko nie szukać był Martin Riggs w cyklu Donnera czy bohater Teorii spisku. Za wiele się nie nagrał Gibson w trylogii Millera, leciał na charyzmie głównie, ma lepsze role na koncie. I też Hardy za wiele dialogów nie ma. Ale przyznam że jeśli ktokolwiek mógł zastąpić Gibsona w tej roli to tylko Tom Hardy, innego aktora nie wyobrażałem sobie. I nie mówię tak tylko dlatego, iż uwielbiam tego aktora najbardziej i obejrzę go w każdej roli, nawet w najgorszym filmie (identyczna sytuacja jest z Gibsonem).
Nie wiem czemu co niektórzy czepiali się Hardy?ego bo gra dobrze i wcale nie jest go mniej jak Charlize Theron (te jej smutne spojrzenie), oboje są pierwszoplanowymi postaciami. Uwielbiam Gibsona i fajnie byłoby jakby zagrał jeszcze Maxa, bo wcale się aż tak nie postarzał, ale na Toma nie narzekam. W przypadku Toma Hardy podoba mi się ten jego minimalizm w grze. Dialogów ma chyba mniej jak Arnold w Terminatorze, głównie krótkie zdania, a w pierwszej godzinie filmu to posługuje się głównie chrząkaniem, kiwaniem, mruczeniem, pstrykaniem palcami. Słyszałem opinie że Hardy jest wycofany i trochę z przypadku bierze udział w akcji. Co do wycofania się to nieprawda a co do sprawy bohatera z przypadku to tak jest, ale podobnie było w starych Maxach. Przecież przypadkowo pakował się w nieswoją wojnę Mel w jego Mad Maxach, tak jak Hardy w FR, bo to taki trochę bohater jak z westernu.
Hardy gra postać w stylu kowboja, rewolwerowca zmęczonego życiem, który przypadkiem pakuje się w kłopoty i w ogóle film ma coś w sobie z westernu. A najlepszy jest zarzut, iż mało mówi Max co prawdą jest, tylko że jak już coś powiedział to chociaż konkretnie gadał. Podoba mi się jak zagrał Hardy czym dłużej myślę o filmie. A fakt że mało mówił nie oznacza od razu, iż jest drugoplanową postacią, bo niektórzy twierdzą że pełni role statysty co zupełnie śmiesznie brzmi. Bardziej obserwatorem jest, bo to nie jego wojna ale nie jest tak, że nie bierze udziału w akcji. Może jestem stronniczy ale uważam że równie dobrze Hardy zagrał Maxa co Gibson. Mel i Tom stworzyli zupełnie innych bohaterów i równie dobrze się w tej roli spisali, a jeśli miałbym wskazać kto bardziej szaloną postać zagrał to Tom Hardy mimo całego mojego uwielbienia dla Gibsona. Choć w sumie bardziej od Maxa w wykonaniu obu aktorów szalone są postacie drugoplanowe, to świat bardziej szalony jest jak oni.
Mówi się też o filmie, że to Charlie Theron jest ważniejsza od Toma Hardy, ale nie do końca tak jest. Zgodzę się że więcej dowiadujemy się o postaci granej przez Theron, która nawet bez ręki i z obciętymi włosami nie traci nic ze swojej urody. Imperatorka Furiosa (nawet postaci mają fajne ksywki jak np. jeden z zakapiorów nazywa się Rictus Erectus) jest równorzędnym partnerem Maxa co pokazują zresztą napisy początkowe w których nazwiska aktorów pojawiają się w tym samym czasie. Tak naprawdę głównym bohaterem filmu nie jest Furiosa ani Max tylko duet jaki stanowią razem. Furiosa jak i Mad są to ludzie po przejściach, którzy próbują przeżyć w tym świecie wśród całej zgrai świrów.
Co do aktorstwa Theron to nie dziwię się, że ludzie zachwycają się jej rolą bo świetna aktorką jest co wiadomo od dawna. No i ma więcej scen od Hardy?ego gdzie może też trochę pograć. Film to praktycznie akcja non stop, kilka minut na uspokojenie, za chwilę akcja, a właśnie te sceny spokoju, ciszy dosłownie jak np. spotkanie Furiosy ze swoimi rodaczkami to jedne z najlepszych momentów w filmie (nie licząc scen akcji). Podoba mi się też że nie ma żadnego love story między bohaterami tylko jest współpraca. Theron i Hardy mają fajną chemię i to wystarczy. Zero romansu na który zresztą w tak intensywnym filmie czasu nie byłoby.
Super był też Nicholas Hoult grający Nuxa oraz Wieczny Joe, którego gra aktor znany z jedynki. Choć akurat Joe nie miał specjalnie jakiejś popisowej sceny czy nawet dialogu ale za to nadrabiał samym wyglądem. W ogóle tutaj nawet najmniej istotna postać jest jakaś (poza żonami Immortal Joe), więc jeśli zginęła postać, która pojawiła się dosłownie na chwile to było mi przykro. I to właśnie wyróżnia Fury Road od większości innych superprodukcji napakowanych akcją, że widzowi zależy na bohaterach, a nie podziwia się tylko popisy kaskaderów, efekty specjalne i scenografię. Ale największą gwiazdą FR jest gitarzysta ? facet kultem obrośnie. Do tego stopnia mi się spodobał, że jak zginął pod koniec to przyznam się że wkurzyłem się. A tak naprawdę nic o nim nie wiemy poza tym że gra na gitarze. I taka ciekawostka iż to jest prawdziwy australijski muzyk o pseudonimie iOTA.
Film ma sporo fajnych smaczków, detali a jednocześnie tyle się dzieje, iż ciężko ogarnąć wszystko za pierwszym razem. Muzyka super, choć to w sumie typowe walenie w kotły, ale jest idealnie zgrana z obrazem. Film ma od groma kapitalnych ujęć i pięknych scen. No i miejscami nawet potrafi wzruszyć i zachwycić pięknym obrazem jak np. scena z Theron i jej rodaczkami. Nie tylko w spokojnych scenach, ale i sekwencjach akcji jest sporo kapitalnych ujęć i pomysłów po których chce się bić oklaski. Ale nie dziwne bo za zdjęcia odpowiada facet od filmów Petera Weira jak np. Świadek, Wybrzeże moskitów, Stowarzyszenie umarłych poetów czy Autostopowicz z Hauerem, Goryli we mgle, Rain Man, Firmy i Angielskiego pacjenta i wielu innych filmów. Ekipa z reżyserem, montażystką i zdjęciowcem to ludzie przynajmniej po 60-e są, niektórzy z emerytury wrócili, a stworzyli film co deklasuje większość blockbusterów młodszych twórców Hollywood.
Widziałem wiele dobrych filmów gdzie akcja pędzi non stop jak np. Speed, ale jednak nie zachwyciły mnie tak jak innych, nie zachwyciły mnie jak restart trylogii Millera. Obok restartu Planety Małp to jeden z lepszych powrotów do starego cyklu. Dawno nie widziałem filmu w czasie którego nawet nie wiem ile razy ciary mi przeszły jak w pierwszych 40 minutach, bo chyba z 6 czy 7 razy, w pewnym momencie przestałem liczyć. Oczywiście jak napisałem wcześniej wady też są, można się wielu rzeczy przyczepić, ale nie przeszkadzają w oglądaniu, to są drobne rysy na doskonałej całości. Zgadzam się że pierwsza scena akcji robi największe wrażenie, ale później wcale gorzej nie jest. Każda scena akcji wymiata w tym filmie. I jak powstanie kontynuacja to nie wiem jak przeskoczy poprzeczkę jaką sobie zawiesił Miller ? będzie ciężko.
Filmem zachwycony jestem od premiery, podobnie jak większość widzów, dziennikarzy i krytyków niezależnie od płci. Nie wiem czy Fury Road przejdzie do klasyki kina postapo, za wcześnie by o tym mówić i nie mnie to oceniać. Czas pokaże, ale od seansu w kinie wiem i każdy kolejny seans to potwierdził, że dawno nie widziałem tak dobrej superprodukcji. Nie mam nic przeciwko prostych fabularnie filmom jak np. Gravity jeśli są zrealizowane w taki sposób jak film George Millera, gdzie widać że reżyser i ekipa z sercem podeszli do realizacji. A jeśli ktoś się zastanawia czy warto oglądać nie znając poprzednich epizodów to moim zdaniem można, bo film jest tak zrealizowany, że nawet jak pojawiają się nawiązania do poprzednich części to nie są najważniejsze. Zresztą to bardziej reebot, nowy początek niż kontynuacja trylogii.
Nie pamiętam kiedy ostatnio jarałem się jakimkolwiek rozrywkowym filmem jak Mad Max: Fury Road. Przyznam szczerze, iż na FR poczułem się jak dziecko, które przeżywa super przygodę. Dawno takich odczuć na filmie nie miałem, dawno nie czułem takiej radości płynącej z tego co widziałem. A ja raczej jestem oszczędny w zachwalaniu i jak panuje powszechny zachwyt nad filmem to podchodzę z ostrożnością, bo mogę się zawieść, ale w tym przypadku okazało się, że jednak nikt nie przesadza.
Widziałem też Black and Chrome Edition czyli czarno białą wersję i fajnie wygląda postapo świat w takiej wersji. Ogląda się równie dobrze jak kinową wersję, ale jednak wolę kolorową a Black and Chrome Edition traktuję bardziej jako ciekawostkę. Ocena taka sama w przypadku tej wersji jak i kinowej. Ten film nigdy nie znudzi mi się.
|