O, ładny temat. Odkopię troszkę zatem. Szanty i piosenki żeglarskie to właściwie nieodłączny element żeglarstwa (zarówno tego morskiego, jak i szuwarkowo-śródlądowego). A że za miłośniczkę żywiołów wody i powietrza się uważam, znam, lubię i słucham. Nie na co dzień, bo to raczej muzyka, której nie dałoby się puszczać w głośnikach czy słuchawkach dzień w dzień. Ale podobnie jak
Beaver, gdy najdzie mnie na nie ochota, mogę słuchać, słuchać i jeszcze raz słuchać. Zwłaszcza latem, pod żaglami lub po sezonie, gdy łapie jesienno-zimowa 'depresja' i to właśnie nimi staram się leczyć tęsknotę za morzem.
A u Ciebie,
Beaver skąd wzięło się zamiłowanie do tego gatunku? Pływasz czy zasłyszałeś gdzieś po prostu i spodobało Ci się na tyle, by pozostać wiernym szantom?
Chyba nie umiałabym wymienić jednego, ulubionego wykonawcy czy zespołu. Jest ich tyle, że trudno byłoby się zdecydować. Ale na pewno uznaję szanty czy piosenki żeglarskie tylko w męskim wykonaniu. Damskiego wręcz nie toleruję.
Bardzo cenię Jurka Porębskiego. I to niekoniecznie za nieśmiertelną i śpiewaną również w górach piosenkę 'Gdzie ta keja'
, a za całokształt jego dokonań i propagowanie tego gatunku w Polsce i zagranicą.
A że piosenka żeglarska nie musi być tylko niczym 'disco-polo krainy tysiąca jezior'
, mała próbka zespołu, który 'jest przedstawicielem marynistycznego rocka, tekstowo nawiązuje do pieśni morza, zachowując przy tym oryginalne, rockowe brzmienie'.