Strony: [1] 2   Do dołu
Drukuj
Autor Wątek: [zespół] Black Sabbath  (Przeczytany 17111 razy)
spiral_architect

*

Miejsce pobytu:
Wrocław




WWW
« : Listopada 09, 2010, 21:25:25 »

Wywiązała się całkiem niezła dyskusja więc można założyć temat :) No i tak na początek żeby jakoś to pociągnąć - które wcielenie Sabbatów lubicie najbardziej?

Ozzy
1970 - Black Sabbath
1970 - Paranoid
1971 - Master Of Reality
1972 - Vol. 4
1973 - Sabbath Bloody Sabbath
1975 - Sabotage
1976 - Technical Ecstasy
1978 - Never Say Die!

Dio
1980 - Heaven & Hell
1981 - Mob Rules
1992 - Dehumanizer
*2008 - Heaven & Hell - The Devil You Know

Ian Gillan
1983 - Born Again

Glen Hughes
1986 - Seventh Star

Tony Martin
1987 - Eternal Idol
1989 - Headless Cross
1990 - Tyr
1994 - Cross Purposes
1995 - Forbiden

Ja w sumie powiem tak - często widuje zatwardziałych zwolenników jednego z wcieleń - co w sumie mnie trochę dziwi - fakt sam pierwsze co dorwałem to Ozzy no i powiedzmy, że jakiś tam sentyment mam. Ale potem zabrałem się powolutku za kolejne wcielenia i jakież moje zdumienie kiedy odkryłem tam równie dobre, jak czasami nie lepsze albumy niż te z Ozzy'm. Także ja zdecydowanie nie należę do zwolenników któregoś tam wcielenia :) Od razu powiem, że nie jestem wstanie ułożyć sensownej listy top, bo każdy album lubię za coś innego.

Dobra najłatwiej chyba od końca - nie do końca przepadam za ostatnimi albumami - o ile Headless Cross i Tyr mogę słuchać do upadłego, to z resztą jest nieco gorzej - pojedyncze przebłyski, ale ogólnie nie dostajemy nic poza dobrym hard rockiem i kilkoma udanymi riffami. Aczkolwiek dwa wymienione wcześniej jak dla mnie mistrzostwo, z lekka przewagą dla Hedless Cross ;)

Hughes - nagrał w sumie jeden album, który powinien wyjśc już jako solówka Iommiego, ale mimo wszystko wyszło jak wyszło i jest tam kilka świetnych numerów. Chociaż Glenn mimo wszystko jest chyba najmniej charakterystycznym wokalistą w historii tego zespołu. Ale wrzucam Danger Zone i pozamiatane :) 

Gillan - Purplowy wokal i chyba tyle w temacie, zaprezentował się znakomicie na tym jednym albumie, powstało kilka fajnych numerów i chyba moja ulubiona ballada sabbsów - Born Again - cudeńko :) Generalnie bardzo lubię to wcielenie!

Dio - kiedyś nie mogłem coś się wgryźć w te albumy - ale co by nie mówić 3 klasyczne albumy są nieziemskie. Najwyżej stawiam tutaj H&H, jak dla mnie jedna z lepszych płyt w historii rocka - cudo - brak słabych momentów, Mob Rules z kolei takowe już ma ale i tak miażdży :) Dehumanizer to z kolei moc, walec i potężny ciężar - również uwielbiam tą płytkę :)| Dorzuciłem również projekt H&H bo to w końcu diabeł, którego znamy :) Ale to już nie jest jednak to - Iommi od jakiegoś czasu gra za ciężko i bez polotu. (Solówka Fused - przekonałem się po długim czasie - ale to cholera jednak nie to co kiedyś :))

Ozzy - wiadomo klasyka - pierwsze albumy miażdżą - a potem bywało już różnie :) Ale na każdym jest coś genialnego.

Dobra to zapraszam chętnych do dyskusji  Diabeł 9
Zapisane
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #1 : Listopada 09, 2010, 21:35:09 »

Nie jestem wielkim fanem Sabbathów, ale nie jestem też ślepy, by nie zauważyć, jak wiele wnieśli do muzyki i jak ogromna rzesza zespołów się nimi jakoś tam inspirowała... Słuchałem na razie tylko paru albumów z Ozzym, więc nie mam zdania o innych wcieleniach... Z albumów znam:

Black Sabbath - strasznie nierówna płyta. Genialny utwór tytułowy, który wynalazł cały metal, w szczególności doom metal...Kojarzę jeszcze "N.I.B." a reszty...nie bardzo. Jest tam też jeden bardzo męczący utwór z bardzo długą i bardzo nieciekawą solówką Iommiego. A i "Sleeping village" było chyba też fajne:D

Paranoid - jak na razie najlepsza płyta, jaką znam. I pewnie tak już zostanie. W zasadzie bez słabszych momentów, zaś najbardziej lubię "Iron Man" , "Electric funeral" i cudownie zwiewne "Planet Caravan". Ale tak naprawdę bez dwóch ostatnich numerów - a zwłaszcza "Rat salad" płyta mogłaby się chyba obejść...

Master of Reality -niedawno przesłuchiwałem. Niby wszystko ok, ale...odnoszę wrażęnie, że z muzyki Sabbathów znikła gdzieś ta mroczna aura. Ulubiony utwór - chyba "Children of the grave" z fajną przestrzenną perkusją. "Into the void" to z kolei fajny walec...

Sabbath Bloody Sabbath - słuchałem jakiś czas temu i szczerze powiedziawszy w głowę wbił mi się tylko jeden utwór, nietypowy zresztą  - "Who are you" bodaj się zwał.
 
Jak znów czegoś posłucham, to się oczywiście nie omieszkam podzielić wrażeniami:)
Zapisane
spiral_architect

*

Miejsce pobytu:
Wrocław




WWW
« Odpowiedz #2 : Listopada 09, 2010, 21:53:26 »


Black Sabbath ... Jest tam też jeden bardzo męczący utwór z bardzo długą i bardzo nieciekawą solówką Iommiego...

Hehe the Warning - świetny numer :) Jak dla mnie jedyneczka to geniusz nie ma słabych momentów :P

Co do Faires Wear Boots - to akurat się nie zgodzę - numer jest genialny no i ten bujający riff - do tego po tegorocznym koncercie jak zagrał to na żywo - uwielbiam :P Reszta albumu geniusz - swoją drogą Rat Salad też wypadł bardzo fajnie na koncercie :P

Master - to przede wszystkim jak dla mnie After Forever i Children Of The Grave. Nie przepadam za Sweet Leaf, i właśnie męczy mnie Into The Void. Troszkę ciężej wchodzi i jak dla mnie lekko ustępuje dwóm pierwszym albumom.

Vol. 4 - narazie zostawmy

Sabbath Bloody Sabbath - cholera numer tytułowy, potem National Acrobat, potem Fluff, potem Sabra Cadabra, potem KYTL, Who Are You, Loking For Today i Spiral Architect (Hehe wiadomo już skąd mam nicka:)) no i dopiero łapię oddech - płyta geniusz - jak dla mnie nie ma tutaj słabych momentów :) Brak - cudeńko! Ale akurat nie jest to moja ich ulubiona płyta - ulubiną wydali 2 lata później :D No ale o niej też może później, chyba najbardziej niedocenianej :)
 
Hm a tak ogólnie to spróbuj posłuchać Dehumanizera - generalnie dużo tam ciężaru, walców itp. ot np. http://www.youtube.com/watch?v=uFRUgUQXt0k&feature=related
« Ostatnia zmiana: Listopada 09, 2010, 21:56:46 wysłane przez spiral_architect » Zapisane
Procella

*




WWW
« Odpowiedz #3 : Listopada 09, 2010, 21:54:08 »

Hughes - nagrał w sumie jeden album, który powinien wyjśc już jako solówka Iommiego, ale mimo wszystko wyszło jak wyszło i jest tam kilka świetnych numerów. Chociaż Glenn mimo wszystko jest chyba najmniej charakterystycznym wokalistą w historii tego zespołu.
Powinien i miał wyjść, tak planował Iommi. Wytwórnia jednak doszła do wniosku, że Black Sabbath to lepsza marka :pff4:A Hughes jest wokalistą bardzo charakterystycznym i bardzo dobrym, może tylko niekoniecznie do tego zespołu.
Gillan - Purplowy wokal i chyba tyle w temacie, zaprezentował się znakomicie na tym jednym albumie, powstało kilka fajnych numerów i chyba moja ulubiona ballada sabbsów - Born Again - cudeńko :) Generalnie bardzo lubię to wcielenie!
Strasznie nierówna płyta, ale te dobre momenty są naprawdę zabójcze - dla "Disturbing The Priest", "Zero The Hero" i "Born Again" warto mieć tę płytę. Pozostałe kawałki mogłyby nie istnieć, świat nie byłby może wtedy lepszy, ale gorszy też nie.

Dio - kiedyś nie mogłem coś się wgryźć w te albumy - ale co by nie mówić 3 klasyczne albumy są nieziemskie. Najwyżej stawiam tutaj H&H, jak dla mnie jedna z lepszych płyt w historii rocka - cudo - brak słabych momentów, Mob Rules z kolei takowe już ma ale i tak miażdży :) Dehumanizer to z kolei moc, walec i potężny ciężar - również uwielbiam tą płytkę :)
Tu trochę się różnimy - uważam "Mob Rules" za płytę równiejszą od "Heaven & Hell". "Dehumanizer" jest dobry.
Zapisane


Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween
spiral_architect

*

Miejsce pobytu:
Wrocław




WWW
« Odpowiedz #4 : Listopada 09, 2010, 22:03:41 »

Dehumanizer jest genialny :) Kocham ten wszechobecny ciężar :roll:

Kurcze no mi na H&H jakoś więcej numerów podchodzi, tytułowy, Die Young, Neon Knights czy Lonely Is The World. Mob też jest dobry ale nie wszystko wchodzi tak dobrze jak na wcześniejszym. Jak dla mnie to będzie trójeczka po Dehumanizerze właśnie :P

Aczkolwiek wszystkie te albumy są bardzo dobre. Ronnie był zajebistym wokalistą, też lubię to co stworzył z Rainbow czy solówki, chociaż najlepsze to i tak to co zrobił z Sabbsami. Jak dla mnie  Diabeł 9

Hm a Gillana to chyba jednak wolę z Deep Purple, fajnie że miał taki wyskok bo powstało coś ciekawego i tytułowy Born Again (cudo). Ale Perfect Strangers itp. to jednak ten 100% Gillan :)
« Ostatnia zmiana: Listopada 09, 2010, 22:06:28 wysłane przez spiral_architect » Zapisane
Procella

*




WWW
« Odpowiedz #5 : Listopada 09, 2010, 22:28:22 »

Kurcze no mi na H&H jakoś więcej numerów podchodzi, tytułowy, Die Young, Neon Knights czy Lonely Is The World. Mob też jest dobry ale nie wszystko wchodzi tak dobrze jak na wcześniejszym. Jak dla mnie to będzie trójeczka po Dehumanizerze właśnie :P
Pewnie, na H&H są znakomite kawałki - oprócz tych, które wymieniłeś, jeszcze "Children Of The Sea", jeden z moich ulubionych. Ale są też utwory, do których nie chce mi się wracać, które nieraz zdarza mi się przeskakiwać. "Mob Rules" wchodzi mi w zasadzie w całości, nawet, jeżeli wielkich kawałków jest na nim mniej.
Zapisane


Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween
Emilio

*

Miejsce pobytu:
Poznań




Kochasz?

WWW
« Odpowiedz #6 : Listopada 10, 2010, 01:29:46 »

Razem z Priestami i Maidenami, Black Sabbath to dla mnie wielka trójka brytyjskiego heavymetalu. Uwielbiam szczególnie kilka pierwszych płyt oraz albumy z Dio.
Zapisane

"I only dream in black and white, I only dream cause I'm alive. I only dream in black and white, to save me from myself"
Cichy
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Legionowo



WWW
« Odpowiedz #7 : Listopada 10, 2010, 10:13:26 »

Ja sam najbardziej znam wcielenie z Ozzym, chociaż kilka płyt z późniejszych lat też słuchałem. Muszę spróbować twórczości z Dio, bo bardzo lubię Dehumanizera, a to jedyna płyta z tym gościem, którą znam. Seventh Star z kolei zupełnie nie trawię, bardzo przeciętna i mocno przesiąknięta nielubianą przeze mnie odmianą metalu z lat 80. Reszty nie słuchałem albo słuchałem raz, więc się nie wypowiem.

A jeśli chodzi o Ozzy'ego:

Black Sabbath - genialna płyta, pełna bardzo mrocznych momentów. A i ten blues i rock 'n' roll na obniżonym stroju gitary też brzmi bardzo fajnie i nie uważam, by solówka Iommiego w The Warning była nudna :). Perfekcyjny debiut... no i ta okładka... aż ciary przechodzą  Diabeł 9.

Paranoid - jak wiem, że mnóstwo tu świetnych kawałków i trudno się do czegokolwiek przyczepić, ale im więcej słucham tej płyty, tym bardziej mi się nudzi... Nie wiem czemu. Najlepszy kawałek IMHO: "Planet Caravan". Chociaż ni w ząb nie rozumiem co Ozzy śpiewa przez to przetworzenie jego głosu :D.

Master of Reality - też genialne, wszystkie utwory bardzo lubię. Vol. 4 nie jest już tak dobry, ale ma fajne momenty, natomiast Sabbath Bloody Sabbath - powrót do geniuszu, chociaż w troszkę innym stylu niż na poprzednich płytach. No i zgadzam się ze spiral_architectem - Sabotage to bardzo niedoceniana płyta i swoją drogą nawet nie wiem czemu, bo utwory znajdujące się na płycie są bardzo dobre...
Zapisane
spiral_architect

*

Miejsce pobytu:
Wrocław




WWW
« Odpowiedz #8 : Listopada 10, 2010, 13:15:42 »

Hm a z Martinem nikt nic nie próbował - taki Headless Cross to dzieło wybitne, fakt ma tendencję spadkową w drugiej połowie, no ale pierwsza wszystko rekompensuje. Lubię z nim też Tyr. Fakt te albumy są w zupełnie innym klimacie, ale posłuchać warto :) Pozostałe mają już jedynie raczej momenty :)
Zapisane
Procella

*




WWW
« Odpowiedz #9 : Listopada 10, 2010, 14:05:02 »

Martin to dobry wokalista, choć chyba za bardzo nasłuchał się Dio. Trochę miał pecha ze względu na konkurencję, zawsze był postrzegany trochę jako "produkt zastępczy" - no bo powiedzmy sobie szczerze, objęcie posady po Ozzy'm, Dio, Gillanie i Hughesie to nie jest prosta sprawa, niezależnie od tego, jak dobrze potrafi się śpiewać. "Eternal Idol" to płyta przeciętna, może z wyjątkiem utworu tytułowego, choć i nie taka zła, jak twierdzą niektórzy, "Headless Cross" to fajna rzecz. "Tyra" znam tylko we fragmentach - to, co słyszałam, jest niezłe.

Nawiasem mówiąc, płyty z tego okresu dość trudno kupić.
Zapisane


Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween
Cichy
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Legionowo



WWW
« Odpowiedz #10 : Listopada 10, 2010, 14:05:16 »

Hm a z Martinem nikt nic nie próbował

Ja tylko widziałem utwory z wideoklipami na MTV czy tam VH1. ;) Ale podobały mi się i jestem ciekaw, dlaczego wcielenie BS z Martinem jest ostro krytykowane przez wielu, z recenzentami "Teraz Rocka" na czele. Może reszta utworów specjalnie się nie wyróżnia?
Zapisane
Paweł Mateja

*




« Odpowiedz #11 : Listopada 10, 2010, 14:09:49 »

Właśnie też się dziwię, że nikt się tu Martinem nie zachwyca jakoś ;)
Ja Headless Cross, Tyr i Eternal Idol uwielbiam. Właściwie co najmniej tak samo, jak albumy z Dio. Wczesne - do Sabotage włącznie to ubermuzyka. Szczególnie debiut i Paranoid - cholera, tam nie dość, że charyzmatyczny wokalista, świetne teksty, riffy jak z pieca szatana to jeszcze wszystkie instrumenty grają tak pięknie, że samej perki, albo basu mogę słuchać ;)
Zapisane
Procella

*




WWW
« Odpowiedz #12 : Listopada 10, 2010, 14:32:23 »

Hej, jak się nie zachwyca, przecież napisałam, że to bardzo dobry wokalista :P
Zapisane


Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #13 : Listopada 10, 2010, 19:07:10 »

Hehe popiszę się trochę teoretyczną wiedzą nt albumu, którego nie słuchałem;) Piszecie o "Sabotage" - to nie do końca chyba jest tak, iż album jest niedoceniany, gdyż w pewnym amerykańskim przewodniku płytowym właśnie ta płyta została uznana za najlepszą w dyskografii Black Sabbath. Nie jesteście sami;)

Natomiast basu w BS jakoś właśnie nie lubię. Tak jakoś plumka sobie "obok" gitary, a ja wolałbym, żeby dawał solidny dół pod ciężkie riffy, co by brzmiały jeszcze ciężej. Tzn. konkretnie mówię tylko o tych momentach, w których ma być ciężko, bo w takim "Behind the wall of sleep" bas sobie bardzo ładnie plumka:)

Póki co puściłem sobie debiut. Kurcze, ten pierwszy utwór - zwłaszcza wstęp - jest absolutnie fenomenalny. Tak przecież mogłoby brzmieć intro do którejś z płyt takiego Type o Negative...albo Candlemass, żeby nie szukać w aż tak odległej przyszłości. Kurcze, to był przecież dopiero 1970 rok! Zeppelini brzmieli przy BS - w sensie ciężkości - jak zespół przygrywający do zajęć w szkółce niedzielnej...no dobra, poza "Dazed and Confused";)

A tak swoją drogą - jakie macie zdanie o Ozzym, jako o wokaliście? Nie pytam teraz o charyzmę, bo tę to wiadomo, że miał i ma nadal...Bo ja zawsze odnosiłem wrażenie, że technicznie rzecz biorąc przy kolegach po fachu (Plant, Gillan) prezentował się dość średnio.
« Ostatnia zmiana: Listopada 10, 2010, 19:36:23 wysłane przez p.a. » Zapisane
Procella

*




WWW
« Odpowiedz #14 : Listopada 10, 2010, 20:07:05 »

Póki co puściłem sobie debiut. Kurcze, ten pierwszy utwór - zwłaszcza wstęp - jest absolutnie fenomenalny. Tak przecież mogłoby brzmieć intro do którejś z płyt takiego Type o Negative...
No i TON to w swoim czasie nagrał ;)

A tak swoją drogą - jakie macie zdanie o Ozzym, jako o wokaliście? Nie pytam teraz o charyzmę, bo tę to wiadomo, że miał i ma nadal...Bo ja zawsze odnosiłem wrażenie, że technicznie rzecz biorąc przy kolegach po fachu (Plant, Gillan) prezentował się dość średnio.
Tak samo. Obiektywnie patrząc, wokalistą był i jest raczej cienkim.
Zapisane


Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween
Paweł Mateja

*




« Odpowiedz #15 : Listopada 10, 2010, 21:25:56 »

Kurde, słuchając np. Hand of doom nie mogę powiedzieć, że był przeciętny. Nie miał głosu jak kryształ, ale i tak śpiewał świetnie. Już tak poza charyzmą. Ale - cholera - na mnie w liceum znajomi mówili Ozzy, więc nie jestem obiektywny :D
Zapisane
Cichy
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Legionowo



WWW
« Odpowiedz #16 : Listopada 10, 2010, 22:43:14 »

Piszecie o "Sabotage" - to nie do końca chyba jest tak, iż album jest niedoceniany, gdyż w pewnym amerykańskim przewodniku płytowym właśnie ta płyta została uznana za najlepszą w dyskografii Black Sabbath. Nie jesteście sami;)

Ale chyba to samo czasopismo dało najniższą notę i Paranoid, i Black Sabbath, i paru innym płytom :). Jeżeli dobrze kojarzę, ale w każdym razie gdzieś o tym czytałem właśnie, że w jakimś piśmie Sabotage wypadł najlepiej na tle innych. Ale mogę mylić dwa różne magazyny ;).

Zeppelini brzmieli przy BS - w sensie ciężkości - jak zespół przygrywający do zajęć w szkółce niedzielnej...

No tak, tylko że Zeppelini nigdy nie mieli w założeniu brzmieć ciężko. To, że ich szufladkuje się jako mocny hard rock czy jakiś heavy rock to tylko jakiś wymysł krytyków. Dla mnie oni grali zawsze rocka, blues rocka i folk rocka, nic więcej.

Natomiast basu w BS jakoś właśnie nie lubię. Tak jakoś plumka sobie "obok" gitary, a ja wolałbym, żeby dawał solidny dół pod ciężkie riffy, co by brzmiały jeszcze ciężej.

A to się dziwię akurat, bo moim zdaniem właśnie bas nie "plumka" ot gdzieś tak sobie, tylko najczęściej leci unisono z gitarą, dodając jej jeszcze mocy. Np. w "Black Sabbath" właśnie. A już bas w "Children of the Grave" - palce lizać! :D
Zapisane
spiral_architect

*

Miejsce pobytu:
Wrocław




WWW
« Odpowiedz #17 : Listopada 10, 2010, 23:15:00 »

Ozzy nigdy nie był technicznie dobrym wokalistą, ale swoim stylem śpiewania wpasował się idealnie w to co grali, a że wokal ma wysoce charakterystyczny to jakoś tak to się zgrało i jest jak jest! W najprostszy sposób pokazują to już albumy z DIO, który miał większe możliwości i reszta mogła nagrać coś z czym Ozzy by sobie nie poradził - a jak wyszło to już kwestia gustu - mnie się podoba! Z Ozzem faktycznie już tak jest, że trzeba lubić ten styl śpiewającego robota (dla mniej zaznajomionych posłuchajcie sobie Sin Of The Father z Dehumanizera - Dio tam fajnie naśladuje styl śpiewania Ozzy'ego). Ozzy śpiewa wiec na swój charakterystyczny sposób i jedni to lubią inni nie mogą znieść - mi jak najbardziej odpowiada ten typ wokalu do takiej muzyki i zawsze z przyjemnościa tego słucham. Tak samo jak jego solowych dokonań, które są na swój sposób też ciekawe :P

Sabotage - genialne otwarcie w postaci HITS - tempo, moc i wszystko pozostałe na swoim miejscu, potem lekka miniaturka i mój ulubiony kawałek Sabbsów - Symptom Of The Universe - może troszeczkę dziwny i odrzucajacy poczatek ale to co się dzieje potem jest już nie z tego wszechświata :) Fantastyczna solówka, właściwie ten numer nie ma słabego momentu - jest dopracowany do granic możliwości. Następna Megalomania jest trochę dziwna ale mimo wsyztsko bardzo lubię ten numer, chociaż dużo osób na niego narzeka. A potem czysty rock... uwielbiam słuchac ten album.

Zeppelinw to raczej lubi pojedyncze numery, wielokrotnie prbowałem i nie mogłem się przegryźć, a w głównej mierze coś wokalu Planta nie mogę strawić.

A Gezzer na basie no sprawdza się idealnie. :)
Zapisane
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #18 : Listopada 10, 2010, 23:24:49 »


Ale chyba to samo czasopismo dało najniższą notę i Paranoid, i Black Sabbath, i paru innym płytom :). Jeżeli dobrze kojarzę, ale w każdym razie gdzieś o tym czytałem właśnie, że w jakimś piśmie Sabotage wypadł najlepiej na tle innych. Ale mogę mylić dwa różne magazyny ;).


To był jakiś przewodnik płytowy magazynu Spin.  Nie widziałem tego na oczy, Grzesiek Kszczotek z TR wspomina o tym w recenzji "Sabotage".


No tak, tylko że Zeppelini nigdy nie mieli w założeniu brzmieć ciężko. To, że ich szufladkuje się jako mocny hard rock czy jakiś heavy rock to tylko jakiś wymysł krytyków. Dla mnie oni grali zawsze rocka, blues rocka i folk rocka, nic więcej.


No tak, tylko, że w tamtych czasach prawie nikt nie grał ciężej. Tzn. hard rock był wówczas najcięższych gatunkiem. Pierwsza płyta faktycznie jest jeszcze raczej bluesrockowa, na trójce skręcili w stronę folku, ale jednak "dwójka" to hard rock krwi czystej.


A to się dziwię akurat, bo moim zdaniem właśnie bas nie "plumka" ot gdzieś tak sobie, tylko najczęściej leci unisono z gitarą, dodając jej jeszcze mocy. Np. w "Black Sabbath" właśnie. A już bas w "Children of the Grave" - palce lizać! :D

Ciężko mi to wytłumaczyć. Muszę wyłapać jakiś konkretny moment w konkretnym utworze, to wtedy może będzie jasne. Generalnie zaś chodzi o to, że współcześnie brzmienie gitary, basówki i perkusjonalii - jeśli ma być to jakiś ciężki riff- jest bardzo zespolone z sobą, brzmi to praktycznie jak jeden instrument, natomiast w nagraniach Black Sabbath ten bas jest po prostu bardziej do przodu wysunięty. Co czasami jest bardzo fajne, bo słychać, że basista jest nietuzinkowy, ale momentami brakuje mi mocy. Z tym plumkaniem to się niezbyt fortunnie wyraziłem - po prostu czasami wolałbym, by ten bas był bardziej schowany. Ale mówię - postaram się wskazać jakiś konkretny moment w jakimś utworze.

Zeppelinw to raczej lubi pojedyncze numery, wielokrotnie prbowałem i nie mogłem się przegryźć, a w głównej mierze coś wokalu Planta nie mogę strawić.

Hehe, ja tak mam z prawie całą klasyką hard n' heavy. Tzn. pewnie, że mi się podoba, ale wolę bardziej współczesną ciężką muzę. Ale to raczej kwestia przyzwyczajenia do potężniejszego brzmienia i nic poza tym. Jedynym klasycznym zespołem (z lat 70. bo 80. to inna bajka), przy którym nie mówię sobie "fajne, ale..." jest King Crimson. Ale też u nich absolutnie o ciężar nie chodziło. No i niektóre albumy Pink Floyd. Ale to rozmowa na inną okazję:)
« Ostatnia zmiana: Listopada 10, 2010, 23:29:37 wysłane przez p.a. » Zapisane
spiral_architect

*

Miejsce pobytu:
Wrocław




WWW
« Odpowiedz #19 : Grudnia 04, 2010, 17:31:16 »

http://img51.imageshack.us/img51/7715/dsc00452y.jpg Na dzisiejszą imprezę Diabeł 9
Zapisane
Strony: [1] 2   Do góry
Drukuj
Skocz do: