Strony: [1]   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Collin Kapp  (Przeczytany 673 razy)
Magnis

*




« : Listopada 11, 2017, 17:48:11 »



Colin Kapp (ur. 3 kwietnia 1928; zm. 3 sierpnia 2007[1]) - brytyjski autor science-fiction. Z wykształcenia elektronik, a  debiutował w 1958 roku opowiadaniem Life Plan.

Cykl Uwięziony świat
    W poszukiwaniu słońca (Search for the sun!, 1982), (wydane w Polsce, Wydawnictwo Solaris)
    The Lost worlds of Cronus (1982)
    The Tyrant of Hades (1984)
    Star Search (1984)

Cykl Chaos :

    Formy Chaosu (The Patterns of Chaos, 1972, zamieszczone w czasopiśmie "Fantastyka"),  (Polskie wydanie, Wydawnictwo Temark)
    Broń Chaosu (The Chaos Weapon, 1977, zamieszczone w czasopiśmie "Fantastyka") (Polskie wydanie, Wydawnictwo Temark)

Zbiorcze wydanie Wydawnictwa Solaris w serii Galaktyka Gutenberga.


Formy Chaosu




Po książkę Colina Kappa sięgałem już w przeszłości i pozostawiła po sobie pozytywne wrażenia. Postanowiłem sięgnąć powtórnie po Formy Chaosu i przekonać się jak wypadną po ponownym przeczytaniu. Nieraz powrót do dawniejszych lektur może się okazać się błędem, bo wypada gorzej niż zapamiętaliśmy, lecz nie zawsze. Chciałem nie tylko przypomnieć sobie książkę, ale zobaczyć czy nadal warta jest uwagi.
Tajny agent Komanda Bron zostaje przydzielony do misji infiltracji Niszczycieli. Wyposażony w przekaźnik biotroniczny, mający za zadanie zastąpić najważniejszego człowieka, czeka na pojawienie się Niszczycieli. Planety zostały zniszczone pociskami, które mogą mieć inne źródło niż zakładano. Przed milionami lat jakaś obca cywilizacja postanowiła zniszczyć niebezpieczeństwo jakim może stać się nasz bohater sięgając i poznając prawdę z matryc chaosu. Dlatego obliczyli pozycje i czas, aby go powstrzymać, lecz pocisk spadł kilka metrów dalej i parę godzin później. Sprawy dotyczące Niszczycieli się komplikują.
W pierwszych rozdziałach nic nie wskazuje z czym będziemy mieli do czynienia. Zaczyna się jak inne tego typu powieści od wprowadzenia na scenę bohatera będącego tajnym agentem, który ma za zadanie w tym przypadku dać się złapać Niszczycielom. Można powiedzieć, że służy za konia trojańskiego. Taki motyw agenta próbujący wykonać misje pojawia się w powieściach fantastycznych i nie tylko, ale tutaj to dopiero początek historii. Później robi się jeszcze bardziej ciekawie. Autor wprowadza wiele elementów mogących wzbogacić historie od przekaźnika biotronicznego służącego jako uszy i oczy oraz do komunikowania się z bohaterem. Na samym początku koncepcja wypada nieżle, ale czym dalej śledzimy przygody Brona wydaje się to strzałem w dziesiątkę. Sam tak uważam, bo dzięki temu poznajemy częśc przeszłości Brona, lecz możemy też poznać inne postaci stworzonych na potrzeby książki i relacje pomiędzy nimi. Po koncepcje chaosu, który powoduje przewidzenie skutków, badając przyczyny wydarzeń. Sami jesteśmy wrzuceni w wir akcji od samego początku i toczących się wydarzeń.
Główni bohaterowie książki są nakreśleni dobrze i mają charakter. Dzięki wykorzystaniu motywu ze śledzeniem dokonań bohatera mamy możliwość poznać dokładnie postacie Jaycee, Docka i Ananiasa. Stają się nam bliżsi, gdy tylko zagłębiamy się coraz bardziej w historie. Jaycee jest wybuchowa, potrafi być przymilna, nieraz miła, nie czuła i często wredna. Wszystko zrobi dla dobra misji, aby Bron przeżył mimo odległości. Dock to bardziej typowy naukowiec i również trzymający piecze nad przebiegiem misji. Podejmuje decyzje dotyczące w sprawie otrzymanych informacji. Kolejną osobą jest Ananiase, który wydaje się złośliwy i wredny przez swoje zachowanie, lecz nie pozbawiony zmysłu dowodzenia. Najważniejszym w historii bohaterem jest Bron, który musi przechytrzyć Niszczycieli i wykonać misje. Obserwujemy jego przygody z ciekawością od pierwszej strony, ale dopiero później jak się zagłębiamy w historie jego postać staje nam się bliższa, bo mamy możliwość śledzenia razem z nim wydarzeń i jego przygód. Często zaprawionych niebezpieczeństwem i na tyle wciągających, ze kibicowałem mu, aby wyszedł cało z opresji przez cały czas. Można polubić Jaycee i Brona oraz kilka innych postaci, a niektórych mniej przez swoje zachowanie. Pomimo charakteru Jaycee podczas czytania wypadają sympatycznie wraz z Bronem. Pozostałe postacie też nie są papierowe, schematyczne,różnią się charakterami, są dobrze nakreślone i ciekawe. Nie ważne czy drugoplanowe lub trzecioplanowe. Jeżeli chodzi o relacje to nie mogę się do czegoś przyczepić, bo są przedstawione w sposób interesujący. Nawet dialogi, których tutaj jednak jest sporo wypadają dobrze.
W książce jest wartka akcja nie zwalniająca choćby na chwilę. Cały czas coś się dzieje i wydarzenia toczą się w szybkim tempie. Nawet jak trafiają się sporadycznie opisy to nie przeszkadzają. Podobała mi się koncepcja chaosu jako nauki zgłębianej przez osoby mające predyspozycje do odgadnięcia przyczyn i skutków. Sama historia kręci się wokół teorii chaosu i jego wykorzystaniu w praktyce. W początkowych rozdziałach tej krótkiej książki dostajemy obraz misji naszego bohatera, ale autor nie odkrywa za szybko kart i dlatego w fabule występują zwroty akcji, które potrafią zaskoczyć i skierować opowieść na inne tory niż zakładaliśmy czytając. Wydaje się, że najważniejszym wątkiem jest misja dotyczącą Niszczycieli, lecz nic mylnego. Dopiero, gdy akcja się rozwinie pomału klaruje się obraz całości i o co chodziło. Przyznam, że podobało mi się takie rozwiązanie i historia wiele zyskała przez wprowadzenie zwrotów akcji. Autor kreuje uniwersum, gdzie najważniejszym celem jest sam chaos nie pomijając jednak innych aspektów nauki. Książka Formy chaosu to space opera nastawiona na szybką akcję. Znajdziemy w niej zwroty akcji, bitwy w kosmosie, intrygi, pościgi i spotkanie z nieznanym. Wszystko podane w przystępny i ciekawy sposób. Po ponownym przeczytaniu mogę stwierdzić, że nie żałuje sięgnięcia po nią. Dostałem intrygującą fabułę, ciekawych bohaterów i finał, który mi się spodobał. Jedno co mi przeszkadzało to występujące od czasu do czasu wulgaryzmy nie pasujące do całości.
Książka Formy chaosu sprawiła mi sporo radości podczas czytania i z chęcią zanurzyłem się w świat wykreowany na potrzeby powieści. Ma ona swoje lata, lecz nadal robi dobre wrażenie i miło się czyta. Przyjemna lektura, którą pochłania się w ekspresowym tempie. Mimo, że nie duża powieść to jednak wciągnęła mnie od samego początku aż po ciekawy finał. Na pewno kiedyś znów do niej powrócę i niedługo za pewne zabiorę się za kolejną część osadzoną w tym świecie. Dla lubiących dobre książki fantastyczne, a szczególności space opery.

Ocena 7/10.

Bardzo ciekawa space opera, krótka z wartką akcją :).
Zapisane

Mistrzem grozy w Polsce jest Stefan Grabiński.
Wielcy Przedwieczni : Dagon, Cthulhu i Wielki Staruch.
Strony: [1]   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do: