Ciekawi mnie ten Travis
! Jak po przeczytaniu całości będziesz piał z zachwytu to się za to biorę
!
Kukuryku!!!
Sam nie wiem, czemu tak długo zwlekałem z sięgnięciem po pierwszy tom cyklu
Travis McGee, skoro w kościach czułem, że mi się spodoba
. I tak też się stało
.
W zasadzie trudno mi powiedzieć od czego by zacząć, bo
"Niebieskie pożegnanie" spodobało mi się w każdym calu
. Najważniejszym ogniwem jest oczywiście bohater; postać stworzona przez MacDonalda prowadzi wręcz mistrzowską narrację; wyśmienite, nierzadko cięte dialogi, charyzma, upór, a także bogate życiowo przemyślenia Travisa McGee stanowią o tym, iż bohater ten wręcz autentycznie żyje na kartach utworu swego twórcy
W moim przekonaniu to najciekawszy pierwszoplanowy bohater, z jakim dane mi było zetknąć się w literaturze; zatapiając się w jego losy, odnosiłem wrażenie jakbym sam mu towarzyszył w jego wędrówkach po Florydzie i innych zakątkach Stanów
. Już po pierwszym tomie widać, iż Travis i wydarzenia w jakie się wplątuje, niejako odzwierciedlają życiorys samego MacDonalda: McGee jest czterdziestokilkulatkiem (mniej więcej tyleż samo, co autor w momencie opublikowania otwierającego ów cykl
"Niebieskiego pożegnania"), ma za sobą służbę na wojnie, oraz mieszka na Florydzie
. Myślę sobie, iż dzięki temu postać ta zyskała na jeszcze większym autentyzmie, a kto wie, czy niejedna cecha jego charakteru nie jest aby przypadkiem wzorowana na pisarzu
. Wreszcie McGee, to taki typ faceta, jakim zapewne chciałby być na co dzień niejeden z dzisiejszych facetów: żądny przygody twardziel kroczący własnymi ścieżkami, sam decydujący, bez sugestii osób trzecich, co w danym momencie jest dla niego istotnie i jak ma sobie ułożyć czas na dziś i kolejne dni
. I do tego jeszcze wnikliwy obserwator i adorator całego zastępu Pań
.
A jeśli już chodzi o pierwiastek kobiecości w prozie MacDonalda, to jest on nader potężnie wyeksponowany
. Wnioskując po przeczytanej właśnie powieści, oraz okładkach kolejnych tomów, ośmielę się stwierdzić, że Panie odgrywają wręcz kluczową rolę w losach Travisa McGee; można by pokusić się o stwierdzenie, że wręcz adorują go swoją obecnością, albo też przewrotnie, to on pojawia się niczym magnes wszędzie tam, gdzie jest płeć piękna
. Flirt, słowne gierki, ale nieraz i autentyczna ochota, by pójść do łóżka, to taka charakterystyczna słabostka tego bohatera, po których zawsze wyciąga różne ciekawe wnioski i snuje spostrzeżenia na temat kondycji emocjonalno-mentalnej w relacjach damsko-męskich
. Do tego McGee jawi się czytelnikowi jako znawca mapy kobiecego ciała, jego budowy i proporcji oraz oddziaływania na męskie zmysły; w tej dziedzinie to prawdziwy ekspert
. Pod tym względem utwór Johna MacDonalda wydaje się mieć spore znamiona powieści romantycznej, gdyż uczucia i cielesność przewijają się dosyć często na kartach
"Niebieskiego pożegnania", niemniej jednak jest to tak ciekawie wplecione w fabułę, że książka nic a nic nie traci na swojej nieco posępnej, a nieraz i melancholijnej wymowie
.
Wreszcie wątki i motywy kryminalne
. Można rzec, że zazębiają się one ze wspomnianym powyżej echem romansu; bo wszędzie tam, gdzie kobiety, tam Travis McGee wpada w kłopoty
. Między wierszami jego cwanych pogawędek i scenami intymnymi czuć narastający niepokój, jak wkrada się coraz mocniej w jego otoczenie, a ów niepokój wręcz determinuje go do dalszych działań w imię powziętego zlecenia, w tym przypadku w sprawie odzyskania fortuny pewnej rodziny i zdemaskowania przebiegłego łupieżcy, który dał się we znaki rzeczonej familii i nie tylko
.
Bardzo ciekawie jest w tej powieści nakreślony czarny charakter; gdy już się o nim dowiadujemy, od pierwszych stron jest on okryty płaszczem tajemniczości, a jego działania znamy jedynie z relacji pokrzywdzonych przezeń kobiet, którym to usiłuje pomóc McGee
. Junior Allen - bo o nim właśnie mowa - w oczach Travisa jawi się na początku jako cwaniaczek żerujący na naiwności uwiedzionych Pań, lecz w miarę rozwoju badanej przez naszego bohatera sprawy, urasta on do rangi niebezpiecznego, ale i perwersyjnego sadysty o szalonych ciągotach do dominacji i bogactwa
. Autor, gdy już stykamy się z Juniorem Allenem oko w oko, bardzo ciekawie nam scharakteryzował tę postać: muskularny żeglarz, dojrzały mężczyzna o promiennym uśmieszku, za którym kryje się pogarda, przebiegłość, fałsz i przemoc
. Dzięki tym powierzchownym, niby pozytywnym cechom ma niebywały talent do urabiania wokół palca, młodych, żądnych fantazji kobiet, a gdy już zrzuci tę cukierkowatą maskę, wówczas wrzuca drugi bieg zamieniając życie tych pięknych Pań w koszmar...
Finalna potyczka Travisa McGee z rzeczonym brutalem jest bardzo widowiskowa po pierwsze ze względu na scenerię w której się rozgrywa, a po drugie dlatego, iż autor nie przedstawił jej jako banalnej akcji na jednej stronie, ale jako ciąg przewrotnych zdarzeń, gdzie krzyżują się ze sobą i pokaźne mordobicie i zaskoczenie fabularne
. Autor nie popada tutaj w banalny optymizm i ostatecznie książka ma swoisty gorzki posmak w zakończeniu i może przyprawić o pewne łzawe poruszenie w kącikach oczu
. Travis McGee to twardziel, ale też zwykły człowiek, w którym również drgają nuty emocji, a tych w końcówce
"Niebieskiego pożegnania" nie zabraknie
.
I jeszcze w ramach podsumowania warto zauważyć pewne smaczki pojawiające się w książce, które dodają mocy kolorowi zawartemu w tytule książki
. Autor niby przypadkiem, ale co i rusz, wrzuca nam jakiś gadżet do treści, a to samochód, a to ubranie, a to jakiś inny przedmiot - i w efekcie w całej powieści nazbiera się mała kolekcja niebieskości
.
"Niebieskie pożegnanie" napisane zostało bez roku 50 lat temu, ale kondycyjnie bije na łeb niejeden kryminał współczesnych nam twórców
Cóż dodać: niesamowita powieść, wspaniały bohater
. Jak dla mnie bez żadnego cienia wątpliwości 10/10, a moje czytelnicze serce trzepocze się i raduje na myśl, że jeszcze nie raz zanurzę się w literackim świecie Johna D. MacDonalda
.