Przed chwilą skończyłem lekturę "Bezsenności". Książka wiele razy stawała mi przed oczami, gdy w przeciągu ostatnich lat szukałem czegoś nowego, czego nie znam. W końcu zabrałem się za nią i przeczytałem w nieco ponad 2 tygodnie, co z pewnością dobrze świadczy o poziomie powieści. O czym jest - sobie daruję. Co mi się w niej spodobało? Praktycznie wszystko. Małomiasteczkowy klimat, Derry (!) i przede wszystkim liczne nawiązania, nie tylko do "Mrocznej Wieży".
W początkowych etapach opowieści, największy uśmiech na mojej twarzy wywoływały nawiązania do powieści "To" - również rozgrywającej się w Derry. Były to nawiązania dość liczne, ale nie wspomnę ich tutaj (na sk.pl są wymienione wszystkie). "Mroczna Wieża" jest drugim ważnym elementem książki. W tym przypadku, to znajomość "Wieży" wydaje się konieczna do zrozumienia "Bezsenności". Piszę "w tym przypadku", bo zazwyczaj jest mowa o książkach, które warto znać przed lekturą opus magnum Kinga, np. bezwzględnie warto znać "Miasteczko Salem" przed "MW V: Wilki z Calla". Ale to tak na marginesie. Początkowo myślałem, że te "wieżowe" związki ograniczają się do wspomnienia
i specjalnie mnie to nawiązanie nie przekonywało, bo coś takiego jest w "Czarnym domu". Jednak od momentu wizyty Ralpha w szpitalu i
rozmowy przeprowadzonej z doktorkami
"Bezsenność" stała się chyba najbardziej "wieżową" powieścią, jaką czytałem. Dosłownie jazda bez trzymanki. Wspomnienie
to pryszcz! Co się potem działo! Była mowa o
KA, Ka-tet, Rolandzie (motyw z Patrickiem Danvillem), wszechświatach, poziomach Wieży
Aż zbierałem szczękę podczas lektury. No i nawiązanie równie oczywiste, co nie spodziewane: "Cmętarz zwierząt" i
. Absolutny geniusz.
Muszę się podzielić również z małym, lecz osłodzonym przez Kinga rozczarowaniem. Chodzi o
wizytę Ralpha i Lous w siedlisku Atroposa. Już pominę skojarzenie z siedliskiem Tego w kanałach, ale moment przebijania się przez "worek śmierci" ukrywający - jak się okazało - obrączkę ślubną. Pytanie: ilu z Was spodziewało się znaleźć pod tym workiem... różę? Bo moje pierwsze oczekiwanie - znajdą różę taką, jaka rosła na nowojorskiej parceli. A tu zonk, jednak osłodzony skojarzeniami z "Władcą Pierścieni"
Daję książce 10/10. Za fabułę, za nawiązania, za mrugnięcia okiem do czytelnika. I za to, że nie mam o co się przyczepić
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie znając "Mrocznej Wieży", dostajemy dziwną, niezrozumiałą powieść. Bez licznych nawiązań i wszystkich fantastycznych elementów, dostajemy również - jak mi się wydaje - kapitalną powieść obyczajową o ludziach u schyłku życia.
I ten wzruszający finał. Nie odbiega według mnie od finału samej "Mrocznej Wieży"