Jeej... jest tu 15 stron odpowiedzi i na początku miałem ambitne plany wpierw przeczytać przedmówców, potem dopisać swoje 3 grosze... Ale spasuję xD tak więc sorry jeśli coś powtórzę. I to dziwne, że nie mam siły przeczytać wątku, a te 1200 stron maczkiem połknąłem jakoś

No ale właśnie. Pierwsza rzecz z minusów: książka jest za długa. Rozumiem zamysł, rozmach, no i fakt, że można by spokojnie pomnożyć całą historię co najmniej dwukrotnie w objętosci i nadal byłaby fascynująca. Jednak niektóre wątki i urywki wydają się tak już nadmiarowo dopaprane, że nie wiem, czy faktycznie nie dało się krócej. Wątki typu Tom, Audra i Kay, dodane tylko po to, żeby jakoś odzwierciedlić dziecięce sprawy głównych bohaterów... Jednak umiem sobie wyobrazić powieść bez nich, szczególnie bez Kay: cały obszerny rozdział poświęcony jej reakcji na pewną sprawę, ale po co? A potem nic, wątek Kay znika, zaś wątek Toma zostaje ucięty tak, jakby autora popędzono z wydawnictwa: stary, już po terminie, kończ To.
Bezmiar dziecięcych wspomnień też można by odchudzić. Fajnie opisać jedną przygodę w Barrens, po co poświęcać na trzy podobne taki kawał książki? Mógł wydać jakiś dodatek.
Powtarzanie po xyz razy "Richie, bip bip" też mnie nudziło, ile można.
Czytałem zresztą kiepski według mnie przekład (R.Lipski). Choćby "wszyscy się tu pławimy" nie brzmi mi zgrabnie.
Naśladowanie irlandzkiej czy innej gwary przez przerobienie jej na jakieś mazurzenie (?!) - okropne.
Na minus też oceniam ogar dystansów czasowych: nie wiem, czy to ja dawno miałem matmę, czy autor coś wciągnął wraz z wydawcą czy też tłumacz, ale liczyłem w niejednym miejscu różnice lat, proponowane w powieści, i... no, coś mi się nie zgadzało.
Końcówka i mnie nie do końca zachwyciła, zapowiadało się świetnie, klimat grozy, jakiego nie było w sumie przez całe tysiąc stron przedtem... A nagle okazuje się, że
trzeba tylko umiejętnie poboksować jakiegoś tępego "wiecznego" potworka i potworek z płaczem idzie kaput. Jest to w ogóle możliwe, żeby taki mózg, jakim jednak był klaun i wszystko co za tą maskową postacią stało, demon z kosmosu, po 27 latach od wielkiej porażki nie ogarnęło, że w trakcie walki z liderem grupy może mu dowalić inny dzieciak!? Spodziewałem się ostrzejszej walki
i to raczej psychologicznie niż fizycznie, o ile tam o realnie fizycznej można było w ogóle mowic.
Postacie są właściwie nieśmiertelne, no wielka łaska, jak ktoś w końcu wykituje. Ok, rozumiem, że są jakoś wybrani, sterowani, zabezpieczani. Jednak jest też podkreślane, że to śmiertelnicy.
Wątek (każdy) z jazdą na rowerze wydaje mi się odrobinkę przerysowany, wytrwałość w eksplorowaniu malutkich (i obsranych) nawet jak dla dzieci rur kanalizacyjnych zresztą trochę też.
Rodzice - ok, czaję, że mało częśc z nich obchodzą te dzieci, ale może warto by pokazać jakąś ich reakcję na to wszystko, co zaszło?
I co się w ogóle z niektórymi z nich stało?
Wątki seksualne - moim zdaniem te akurat się w powieści bronią, nie mam na myśli tylko niesławnego finału, ale też akcje z propozycjami po francusku i inne takie. Z drugiej strony, te dzieci wszystkie mają maks 11-13 lat, może lekko bez przesady, że każde z nich jest już gotowe iść na całość?
Tyle narzekania. Dodałbym jeszcze, że w ogóle nie załapałem zbytnio klimatu ze straszydłami typu mumia. No, fajny pomysł, ale niestraszny dla mnie i niedociągnięty. Zamieszanie, czyim właściwie miejscem jest biblioteka, tzn. kto tam się najwięcej z bohaterów udziela - też mnie lekko zbiło z tropu. Brakowało mi też informacji, czemu właściwie ktoś z rodziny o innych aspiracjach i wykształceniu nagle idzie na półkę wytęzonej pracy umysłowej - oczywiscie tak bywa, jednak zabrakło mi więcej informacji o takiej wolcie.
Przykro mi też było w wątkach końcowych z Eddym.
Choćby to, że jednak go zostawili bez pogrzebu nawet, a mogli to chyba jakoś jednak inaczej ogarnąć, nie wiem. Fajnie, że chłopak się wykazał w końcu męstwem, jednak żal mi było też opętanego Henry'ego. Wolałbym, aby Bowersa rozwaliło To, a nie Eddy i to w taki przykry sposob, choć nie oszukujmy ię, Bowers i tak już ledwo zipał, zwłaszcza mentalnie. Tragiczna postać ogólnie, zwłaszcza jak się pomyśli, ze jego jedynym prawdopodobnie doswiadczeniem erotycznym był handjob od obleśnego koleżki, lol. A potem lanie w szpitalu. Przy okazji, jak już mowa o homo figielkach, mi się zdaje, że Eddy chciał wyznać Richiemu coś więcej niż przyjaźń, konając... Ale możliwe, że zepsuły mi myślenie fanowskie shipy, których można znaleźć pełno w sieci, nawet jak ktoś niechętny (helloł xD).
Najmocniejsze, czyli moje ulubione sceny lękowe:
wątek z albumem zdjęć, szacun! wątek z topielcami, na swój sposob nawet koszmary Eddy'ego. Reszta gdzieś pomiędzy 'klimatyczne, ale luźne' a 'w sumie głupkowate'.
Na plus? W porównaniu z filmami, które oglądałem wcześniej (wszystkie, ale stary jako dzieciak i koniecznie odświeżę, nową dylogię zresztą też). Na pewno mniej ugrzeczniony klimat - filmy kinowe muszą jednak być bardziej family friendly, jeśli chodzi o blockbustery, więc w adaptacjach nie ma mowy o wątku Patricka zgodnie z oryginałem ani o rozkoszach małżeńskich bądź pozamałżeńskich głównych bohaterów. A to bardzo, bardzo ważny motyw w książce - seks. Ładnie rozwinięte są też u Kinga wątki o chorobie umysłowej, o poczuciu winy, odrzucenia itd. Na swój sposób ciekawe interludia, choć wybijały z rytmu.
Btw, krótko przed lekturą trafiłem na ciekawy artykuł w prasie o tajemniczej zagładzie jednej z pierwszych kolonii europejskich na wybrzeżu wschodnim Ameryki - King się do tego też odnosi i mnie to urzekło

No i "efekty specjalne", które w filmie mogłyby wypaść raczej ciężko, a w książce się wybroniły (np. ptak). Do tego pogłębiony rys życia w małej mieścince - zwyczaje na policji, sklepiki, szkoła.
Uważam w końcu, że ... może to durne życzenie, ale nie obraziłbym się, gdyby jakieś jajeczko przetrwało i wpadłaby mi do rąk kontynuacja, o Derry w roku 2002/2003
EDIT (po przeczytaniu wątku)
Według mnie prawdziwa postać To
w finalnej walce pojawiła się bohaterom jako pajęczyca, bo to było najbardziej realne dla nich przedstawienie charakterystyki fizycznej potwora, jakim było To na Ziemi (tfu, pod ziemią xD): wielkie, obrzydliwe, wyciągające wiele długich kończyn, gryzące, kolące kolcem, jadowite, włochate, widzące wieloma oczami itd., no i tworzące sieć, z której nie da się łatwo uciec. Ale to metafora - tak samo jak gryzienie się w języki przy rytuale Chud nie było przecież fizycznie na serio. Trupie Swiatła zaś to, jak mi się wydaje, bardziej zgodna z makrowersalną rzeczywistością widzianą przez człowieka formą To: jakiś inny stan skupienia materii może, przypominający ruchome, drapieżne światło, może coś jak plazma? jakieś życie na gwiazdach odległych od nas? trudno powiedzieć, wiem że namieszane, ale moim zdaniem o to mogło chodzić... każdy oczywiście ma swoją interpretację. Mnie osobiście skojarzyło się z jakimiś przerażającymi wizjami świetlnymi, ogniami piekielnymi czy też majakami, które można mieć choćby po dragach.
Ktoś rzucił tu pomysł, że Żółw = dobre To, no nie zgodzę się. Dwie inne postacie z makrowersum, co najwyżej jedna rodzina, coś jak archanioł i arcydiabeł. A nad tym Inny, może ktoś w rodzaju Boga-Stwórcy? Żółw też stwórca, tylko taki niższego rzedu, no i w sumie co to za twórczość, zrzygać się niechcący XDDDDD
I jeszcze co do czegoś chciałbym się upewnić:
Dlaczego To bało się ptaków? bo ptaki jedzą pająki? (jedzą?

)
A gdzie masz taką informację? Ja nie pamiętam, kojarzę tylko, że miało obrażenia, kiedy po prostu któryś z Frajerów okazywał
mu, że się nie boi i że ma jakąś wiedzę, która jest ponad lęk.
Żeby nie było... okładka super. Tylko te napisy informujące o kinach mogliby naprawdę sobie darować. Czy ten napis będzie aktualny za 5 lat? Raczej już nie. No ale już się nie czepiam

Zgadzam się, mogli po prostu dać to jako nakładkę na ksiązkę, do zdjęcia.