Hura! Mój pierwszy przeczytany King chyba od pięciu lat...
Dramatyczne ale cóż, jeden King na pięć lat lepszy niż żaden
A do przeczytania zachęcił mnie opis i recenzja Nocnego, gdzie wspomniał, że tym razem...
... nie mamy do czynienia z wątkiem nadprzyrodzonym a głównymi czarnymi charakterami są "zwykli" ludzie. Co mnie przekonało do lektury, bo moją ulubioną książką Kinga jest Misery gdzie też największa groza wynika z tego, że mamy do czynienia z kimś z pozoru zwyczajnym...
No i Emily i Rodney mają w sobie podobny mrok ale nie są tak dobrze napisani jak postać Annie Wilkes. W Misery psychologia postaci była głęboka i przekonująco napisana. Tutaj King nie wchodzi w mroczne rejony psychiki złoczyńców, skupia się w sumie na efektach ich działań i czuć, że miał chyba największą radochę z tych opisów dań i maści jakie sobie przyrządzali
Tak naprawdę to nie kanibalizm jest najstraszniejszy w tej powieści tylko opis starości jaki King tutaj zapodaje. Tym mnie wystraszył skutecznie.
Z Holly Gibney miałem styczność tylko w Panu Mercedesie, gdzie była jedną z bardziej irytujących postaci
Tutaj na szczęście jest już pełnokrwistą bohaterką. Nie irytowała mnie, kibicowałem jej od początku do końca. A na końcu byłem nawet pod wrażeniem...
... jak sobie poradziła będąc zamknięta za kratami. Dobry krwawy finał jak na Kinga przystało
Wątki poboczne z Barbarą i Jeromem były w sumie OK. Dla mnie trochę dziwne, że wszyscy są tam pisarzami z wielkimi sukcesami... no ale OK. King pisze o tym na czym dobrze się zna
W pewnym momencie myślałem, że wątek Barbary pójdzie w taką stronę...
... że to ona skończy w piwnicy Harrisów i Holly ją uratuje w ostatniej chwili
Ale było prawie dokładnie na odwrót
Jeszcze przez chwilę myślałem, że może Holy uratuje Bonnie, że jakimś cudem nie zjedli jeszcze dziewczyny... ale Stephen okazał się brutalny do samego końca
I co w sumie pokazuje, że nie poszedł w przewidywalne rozwiązania.
Jeszcze muszę wspomnieć o tym, że akcja dzieje się w czasie pandemii COVID i samo to nadało książce trochę dziwnego klimatu. Miałem wrażenie jakby to była książka sprzed dziesięciu lat a COVID to przecież w sumie ciągle świeża sprawa... ale tyle się wydarzyło od tego czasu, że te opisy powitań łokciami i pro i anty-szczepionkowe dyskusje... wydały mi się jakoś abstrakcyjne. Ciekawe czy ktoś kto to będzie czytał za jakieś 20-30 lat w ogóle zrozumie o co kaman?
No i oczywiście uwielbiam jak King nie może się powstrzymać przed lekkim politycznym komentarzem do współczesnych wydarzeń. Najlepszy tekst, że ktoś został zastrzelony bo: jechał samochodem pod wpływem bycia czarnym.
7/10