W pokoju Stefana panuje prawdziwe szaleństwo na punkcie "Dallas 63", a u mnie na tapecie kolejny klasyk - "Firestarter".
Dlaczego akurat ten tytuł? Wystarczy przeczytać posty lordademona w tym wątku i wszystko będzie jasne.
Skoro z takim entuzjazmem wybrał "Podpalaczkę" jako swój numer jeden Kinga, to musiało w tym coś być.
Co prawda w moim osobistym rankingu nie osiągnęła ona aż takiego statusu, ale to naprawdę kawał solidnej lektury!
To jak na razie jedyna książka Stefana, w której po idealnie wymierzonym prawym sierpie byłem liczony już w pierwszym rozdziale.
Porównania do prozy Deana są w takiej sytuacji jak najbardziej na miejscu!
Rzucenie czytelnika w sam środek wydarzeń, pełnych tajemnicy i ciągłego zagrożenia, to typowy gulasz made in Koontz. Nawet sam Sklepik i pracujący dla niego John Rainbird przywodzą na myśl składowe prozy Deana (tajna organizacja rządowa i genialny czarny charakter
).
Ten niesamowity rollercoaster emocji wytraca swą prędkość dopiero po stu pięćdziesięciu stronach. Kiedy główni bohaterowie pojawiają się nad jeziorem Tashmore, dochodzi wreszcie do głosu znane nam wszystkim kingowe gawędziarstwo.
Zastopowanie akcji po tak energetycznym początku trochę mnie zaskoczyło, jednakże to nic innego jak cisza przed burzą.
Dalsze losy Charlie i Andrew to diabelski majstersztyk!
Świetnie opisane relacje między ojcem, a córką; czuje się ich tragedię od samego początku. Zdanie rozpoczynające powieść (" -Tatusiu, jestem zmęczona..."), w pewnym sensie "ustawiło" powieść. Już pierwsze słowa mówią, że jest źle, a z czasem może być coraz gorzej.
Lepiej bym tego nie ujął, relacje ojciec-córka to prawdziwa wirtuozeria!
Jak dla mnie to powieść bez wad, ciekawa fabuła, dużo akcji, świetne postacie i dobre zakończenie.
Co prawda to nie mój numer jeden, ale ścisła czołówka dokonań Kinga, gorąco polecam!