W takim razie ja sprowadzę rozmowę na właściwy tor
,ponieważ tak się składa, że właśnie dzisiaj (fuck!w końcu!) skończyłem zbiorek
Zew Cthulhu.
I tak się sprawa ma:
Zew Cthulhu - tytułowe opowiadanie, które- co mi się zdarzyło pierwszy raz -przeczytałem dwukrotnie,bo jakoś nie bardzo docierało do mnie to co przeczytałem za pierwszy razem. Niezłe opowiadanie,te wszystkie powiązania ze sobą, mroczna figurka,kult itp itd bardzo fajne, tylko ten Cthulhu jakoś tak za szybko skapitulował jak na takie ogromne i potężne stworzenie.
Mimo wszystko bardzo mi się podobało i podwyższyłem ocenę - 5
Widmo nad Innsmouth - super opowiadanie, wczułem się konkretnie, te niezwykłe miasto i jego paskudni mieszkańcy, do tego mrożąca krew w żyłach przygoda głównego bohatera na tym strasznym obszarze. Bardzo mi się podobało - 5
Kolor z przestworzy - dobre,ciekawy pomysł, niezłe wykonanie, końcówka straszna 4+
Szepczący w ciemności - bardzo dobry początek, ale zawiodłem się na końcówce. Napięcie podobnie jak u Wilmarta? narastało u mnie coraz bardziej, jednak już samo odkrycie tajemnicy Akeleya dla mnie nie do strawienia.
- 4
Duch Ciemności - dobre opowiadanie, klimatyczna mroczna wieża, w którymś momencie się pogubiłem, ale końcówka konkretna
- 4
Koszmar w Dunwich - bardzo dobre opowiadanie, w które podobnie jak przy Widmie, wczułem się tak, że nie wiedziałem kiedy kartki przewracałem. Tytuł jak najbardziej odpowiedni,bo to był serio koszmar
5
Muzyka Ericha Zanna - średniaczek, klimat jako taki był,jakaś muzyka,jakaś czarna otchłań, ale mimo wszystko czegoś zabrakło - 3+
Ogólnie rzecz biorąc podobało mi się, do zachwytu parę szczebli, ale klimat jaki Lovecraft stworzył w tych (i pewnie innych) opowiadaniach jest niezwykły i wcale się nie dziwię, że masa ludzi się nim zachwyca, bo miał koleś umiejętności.
Podoba mi się styl w jakim pisał, bo to praktycznie za każdym razem jest człowiek jakby opowiadający sam sobie co się wydarzyło jemu bądź w jego otoczeniu, tak jakby Lovecraft nie pisał tego dla ludzi tylko dla siebie- żył w swoim świecie,tak bym rzekł.
Dlatego podczas czytania czułem się nie jakbym siedział wygodnie na fotelu na przeciwko niego i słuchał tego co ma mi do opowiedzenia, ale tak jakbym stał za jego plecami i zerkał przez ramię, jak on przelewa swoje myśli na papier jednocześnie wyrażając je na głos. Może trochę poleciałem z koksem
, ale tak to mniej więcej z mojej strony jest odbierane i to jest fajne, bo to coś nowego dla mnie.
Nie mniej mam wrażenie, że za późno po tego człowieka sięgnąłem, nie dlatego, że jest taki dobry a ja go olewałem, tylko dlatego, że "czułbym" go lepiej. W chwili obecnej znając Kinga,Koontza, Mastertona i paru innych współczesnych pisarzy poznałem trochę ten gatunek oraz klimat jaki tworzą, i dobrze to odbieram,pasuje mi. Prawda wszyscy oni jakoś tam się wzorowali na HPL-u,ale to jest jednak nowe (nie mylić z młode
) inne pokolenie.
No ,ale wiem ,że na pewno poczytam sobie Lovecrafta i to nie raz i na półce też go chętnie usadowię.
P.S 1:
Podczas czytania dla mnie widoczna aż nadto sympatia (i podziw?) do Machena, Blackwooda i troszku do Blocha. Oni jak się dobrze orientuję w tym samym okresie tworzyli,ale znali się i mieli na siebie jakiś wpływ?
P.S 2:
Czy ten ośmiornicowaty brzydal pojawi się jeszcze przyzwany przez swoich wyznawców w jakimś opowiadaniu?
P.S 3:
Jak można w wieku dziecięcym zamiast zabawkami bawić się w budowanie ołtarzy i składanie ofiar?