Przeczytałem ostatnio i ja
Powiem w ten sposób: naprawdę fajnie się to czyta. Lekko i przyjemnie. Chociaż wielkie dzieło toto nie jest. Po pierwsze - przeraźliwie przegadane. Momentami miałem wrażenie, iż obcuję z utworem dramatycznym a nie prozatorskim. Po drugie - raczej to romans jest, aniżeli groza jakakolwiek. Większość niesamowitych scen jest raczej groteskowych, aniżeli strasznych. I szczerze powiedziawszy, te nadnaturalne wątki nie trzymają się kupy
Ot, sam pomysł z tym gigantycznym rycerzem... Wygląda to na to, iż Walpole'owi przyśnił się sen (gigantyczna łapa na poręczy) i po prostu wprowadził to do swej powiastki, nie przejmując się szczególnie tym, iż sensu to większego nie ma. Podobnie motyw z dziadkiem Manfreda wychodzącym z ram obrazu (nota bene to chyba najstraszniejsza tu scena) : ot, wyszedł i poszedł sobie. Po co, gdzie, dlaczego - nie wiadomo. Szwankuje też budowanie napięcia: bohaterowie gadają, gadają, nagle trach, następuje finał książki
Może to i ważna rzecz, ale zestarzała się dosyć okrutnie
Ale wciąż fajnie się to czyta i w gruncie rzeczy te czy inne uchybienia nie mają większego znaczenia, bo można - biorąc pod uwagę rok powstania - przymknąć na nie oko. Tym niemniej, jak dla mnie, to okolice 5/10