Wampir - artystowska był już w noweli Polidoriego, a wszelki wampiryczne atrybuty zostały wprowadzone bodajże w pulpie J. M. Rymera. Zamiast Styrii (jak u Le Fanu) mamy Transylwanię, zamiast Barona Vordenburga mamy Abrahama Von Helsinga... i tak dalej, i tym podobnie. Nawet perwersyjny erotyzm został do powieści wprowadzony w sposób identyczny, jak zrobił to poprzednik Stokera. Chodzi mi o formę i metodę, nie o treść: zamiast lesbijskiego związku, mamy zniewolenie mężczyzny przez trzy wampy. Nie twierdzę, że
Drakula to plagiat. Nie, to błyskotliwa parafraza, lecz ta błyskotliwość nie polega na kreatywności, raczej na umiejętnym czerpaniu z różnych źródeł.
Motyw ze statkiem, którego załoga została zdziesiątkowana HPL raczej zaczerpnął z W. H. Hodgsona, bowiem - z tego co pamiętam - tak właśnie zaczynają się jego
Widmowi piraci (których nota bene muszę sobie powtórzyć, czytałem to równo 20 lat temu...).
Mało tego, to jego wersje wampira są wzorem/punktem odniesienia dla niemalże wszystkich innych późniejszych utworów podejmujących tę tematykę.
Natomiast to o czym piszesz, to zasługa kina. Każde pokolenie w XX wieku miało swojego Drakulę: w latach dwudziestych to był Maximilian von Schreck, w trzydziestych Bela Lugosi, w pięćdziesiątych Christopher Lee, w siedemdziesiątych Klaus Kinsky, a moje pokolenie miało Gary Oldmana.
PS. No dobrze, klimat książki, muszę nawet ja go docenić. Paweł ma rację, Drakula jest "uroczy". W pierwszej części mamy takie nagromadzenie gotycko - strasznych elementów
Hrabia pełznący po murze, "dzieci nocy! Jakaż to wspaniała muzyka", "umarli podróżują szybko", torba z której dochodzi płacz dziecka, zasugerowana scena konsumpcji kobiety przez wilki, cyganie pracujący przy załadunku trumien, hrabia śpiący w trumnie (u Le Fanu lepiej, kurde, trumna Carmilli była wypełniona krwią!)
że ciężko tego nie polubić. Pewną zasługą Stokera jest też zderzenie klasycznej gotyckiej tradycji (umieszczenie akcji powieści w egzotycznej, z punktu widzenia czytelnika, krainie) z nurtem "gotyku miejskiego" w jednym utworze. Ale tu też ciężko doszukiwać się jakiejś innowacji. Pisarz po prostu połączył "stare" z "nowym" . Ale nic faktycznie "nowego" nie wprowadził.
EDIT: a jeśli chodzi o to ?co lepsze?, pierwsza część książki, czy druga, to ja wolę w zasadzie pierwsza. Jednak niektóre fragmenty drugiej, te o
rejsie statku albo o polowaniu na Lucy, gdy ta już była wampirzycą i porywała dzieci jako ?biała dama?
też są dobre.