Zanim wreszcie sięgnąłem po
"Kamienną małpę", książka ta przestała na regale domowej biblioteczki dobrych kilka lat, a jest to o tyle zaskakujące zjawisko w moim przypadku, że prozę Jeffery'ego Deavera wręcz uwielbiam
. Przeczytałem większość utworów z cyklu Rhyme & Sachs, ale czwarty tom serii jakoś tak ciągle - może nie szerokim łukiem - ale jednak omijałem. Być może wynikało to z faktu, iż swego czasu gdzieś zasłyszałem, że na tle innych powieści kultowego cyklu Jeffa, ta akurat wypada ponoć słabiej. Po latach i w oczekiwaniu na lekturę najnowszego u nas
"Pokoju straceń" przyszła więc pora na skonfrontowanie moich wrażeń odnośnie
"Kamiennej małpy" względem innych seryjnych książek autora.
Ku mojej uciesze
"Kamienna małpa" spotkała się z moim uznaniem i ponownie z wielkim zaciekawieniem śledziłem losy ekipy detektywistycznej (pod wodzą błyskotliwego Lincolna Rhyme'a) i ich zmagań z kolejnym, przebiegłym zbrodniarzem! Owszem, zestawiając ten utwór z pozostałymi z serii Rhyme & Sachs odnosi się wrażenie mniejszej dynamiki akcji, kosztem silniej rozbudowanej - można by rzec - warstwy obyczajowej. Powieść ta nie piorunuje tak mocno jak chociażby późniejszy
"Mag", ale rzecz jasna jest to bardzo dobra odsłona twórcza Deavera
.
Szczególnie spodobała mi się sama tematyka utworu - obraz Chin widziany oczyma Zachodu oraz losy azjatyckich emigrantów, którzy na kartach powieści Jeffery'ego znaleźli się pomiędzy przysłowiowym młotem a kowadłem; z jednej strony uzależnieni od skorumpowanych przemytników, z drugiej bojaźliwi wobec amerykańskiego urzędu imigracyjnego. Widać w tym miejscu, iż pisarz ładnie odrobił pracę domową, ukazując czytelnikowi spory wachlarz ciekawostek obyczajowych i kulturowych, charakteryzujących chińską społeczność dysydencką. W to wszystko obrazowo wplótł dramaturgię fabularną, dzięki czemu otrzymaliśmy książkę, która jest zarazem powieścią sensacyjną, ale także i obyczajową w swojej wymowie
.
W tym miejscu wypadałoby wspomnieć słów kilka o głównym zbrodniarzu powieści, chińskim przemytniku Kwan Angu, z racji swojej nieuchwytności nazywanym "Duchem" - człowieku niezwykle przebiegłym, zapobiegawczym i nie mającym żadnej skruchy wobec swoich rodaków, którzy byli dlań jedynie celem mordu. "Duch" to postać, która od pierwszych do finalnych stron
"Kamiennej małpy" spędzać będzie sen z powiek nie tylko nowojorskiej policji, ale także agentowi FBI i miejscowemu oddziałowi zajmującemu się sprawami nielegalnych imigrantów. Zuchwała pasja z jaką tropić będzie ów negatywny bohater swoje ofiary, niejednokrotnie wywróci cały śledczy Nowy Jork do góry nogami - także pod tym względem fabuła powieści prezentuje się również bardzo dobrze
.
Ponadto, jak to u Deavera bywa, poza klasycznymi kryminalnymi niuansami otrzymaliśmy interesujące wątki poboczne z udziałem głównych bohaterów - szczególnie przyjaźń Lincolna z Sonnym Li złapała mnie za serce, ale także i niepokojąca znajomość Sachs z azjatyckim lekarzem dostarczyła mi wielu emocji, nie mówiąc już o przygodzie rzeczonej policjantki w głębinach nowojorskich wód - kapitalne, pełne napięcia i adrenaliny sceny na miarę mocnego dreszczowca
.
Nie sposób rzecz jasna pominąć wielu świetnych zwrotów akcji, jakimi ponownie uraczył nas autor. Część z tych twistów fabularnych udało mi się trafnie rozpracować, ale znalazły się i takie łamigłówki ze strony Deavera, którymi sprytnie - jak to on firmowo ma w zwyczaju - zwiódł mnie na manowce.
Także zadowolenie z lektury było wielkie i gdyby nie była to powieść Jeffery'ego Deavera, pewne otrzymałaby u mnie nieco wyższą notę, ale w wybornym towarzystwie pozostałych utworów, w których pierwsze skrzypce gra cyniczny Rhyme,
"Kamienna małpa" otrzymuje u mnie siedem mocnych oczek w dziesięciopunktowej skali
.